Hajnówka wreszcie odpoczęła od narodowców. Odbywającego się tu od kilku lat Marszu Pamięci Żołnierzy Wyklętych w tym roku nie było.
Na marszach narodowców w Hajnówce zawsze gloryfikowano pacyfikację prawosławnych wiosek na Białostocczyźnie w 1946 roku rękami wojów Romualda Rajsa „Burego”, który kilka lat później za te zbrodnie dostał karę śmierci.
Lokalna propaganda grupy pod nazwą Narodowa Hajnówka, a szczególnie Bogusława Ł., katechety z zawodu, a od kilku lat pracownika białostockiego IPN, z 79 cywilnych ofiar, w tym kobiet i dzieci, nie potrafiących przeżegnać się po katolicku, zrobiła czerwonych kolaborantów.
Nic to, że przeprowadzone swego czasu przez IPN wnikliwe śledztwo w tej sprawie dowiodło niezbicie, że „Bury” i jego kompani strzelając do ludzi i paląc ich żywcem kierowali się szowinistycznymi przesłankami, to narodowcy idą w zaparte, że Rajs to podobno niezłomny patriota.
Katecheta z dreadami
W 2016 roku Ł., jeszcze jako członek Prawa i Sprawiedliwości, wespół z białostockim ONR-em i podlaskimi kibolami zorganizował w Hajnówce, z której pochodzi, pierwszy marsz ku czci „leśnych”, na którym gloryfikowano powojenne zbrodnie, m.in. skandowaniem hasła „Bury, Bury, nasz bohater!”.
Potem z organizacji imprezy oficjalnie się wypisał, choć w kulisach wspierał kolejne edycje, pomagając logistycznie w tym dziele rodzeństwu Barbary i Dawida P., obojgu skazywanych w przeszłości a to za propagowanie faszyzmu, a to za czynną napaść na funkcjonariuszy policji.
Ciekawe, że Ł. z miłośnika Boba Marleya w latach 80. ubiegłego wieku ewoluował na pasjonata militariów i „wyklętych”. Jak się porozmawia z jego kolegami z tamtych lat, to nie mogą uwierzyć w tę metamorfozę. – To był taki miły, delikatny koleżka z dreadami i pacyfizmem na ustach – wspominają.
Cisza przed wyborami
„KOMUNIKAT DOTYCZĄCY MARSZU PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH. Jako organizatorzy corocznego marszu ku czci żołnierzy podziemia niepodległościowego, chcemy poinformować, że marsz w tym roku się nie odbędzie. Każdego zachęcamy do uczestnictwa w wydarzeniach organizowanych w swojej okolicy oraz odwiedzin miejsc pamięci. Bez względu na wszystko, my dalej swoje! Bury! Bury! Nasz bohater! CWP!”.
Tak napisano nagle w lutym na profilu fejsbukowym „Narodowa Hajnówka”.
Sam spiritus movens „marszu wyklętych”, ani rodzeństwo P. nie podali powodów tej nagłej decyzji, chociaż wydają się one oczywiste. Jesienią odbędą się arcyważne wybory parlamentarne, a zacięta walka na tych terenach o głosy prawosławnych nie może się przecież odbywać w cieniu szowinistycznej imprezy, na którą pasjami chodzą lokalni sympatycy PiS. To byłoby przeciwskuteczne.
Poza tym Dawid P. ma proces w sprawie propagowania faszyzmu na marszu z 2018 roku, którego był oficjalnym organizatorem. W grudniu 2021 roku sąd skazał go na rok prac społecznych, ale wyrok został skutecznie zaskarżony i proces toczy się ponownie. Dochodzi do tego przedłużające się postępowanie sądowe za udział w zorganizowanej grupie przestępczej podlaskich pseudokibiców,
Dla kontrowersyjnego marszu to zbyt duże obciążenie psychiczne i marketingowo niepotrzebne. Sędziom mogłoby się to bowiem nie spodobać i mogliby potraktować organizację kolejnego marszu jako pójście w zaparte, a więc konsekwentne dążenie Dawida P. do corocznej zadymy i profilowania się na zapiekłego, niereformowalnego kibola. Brak marszu to być może też sposób na uniknięcie kary, niewykluczone, że nawet i więzienia.
Żeby było ciekawiej, był on przez chwilę żołnierzem Wojsk Obrony Terytorialnej. Został z nich jednak wyrzucony, bo skłamał podczas rekrutacji, że nie był w przeszłości karany. Dowództwo podlaskiego batalionu, kiedy się zorientowało z kim ma do czynienia, postanowiło działać natychmiast. Swoją drogą ciekawe, ile osób o takich poglądach jak Dawid P. trafiło do polskiej armii?
Spod znaku swargi?
Przy okazji hajnowskiego marszu, który się nie odbył, warto wspomnieć o innym wyroku, też podobno z nacjonalizmem w tle. 17 listopada 2021 roku podlaska policja zatrzymała trzy osoby – kobietę i dwóch mężczyzn – podejrzewane o zniszczenie kilka dni wcześniej w Świnorojach (gmina Narewka) aut Medyków na Granicy, organizacji pomagającej migrantom błąkającym się po lasach.
Wstępnie zebrane dowody okazały się na tyle mocne, że sąd „przyklepał” panom dwumiesięczny areszt, a kobiecie – policyjny dozór, zakaz opuszczania kraju oraz 10 tys. zł poręczenia majątkowego. – Bo „tylko” robiła za kierowcę swoich kolegów – słyszeliśmy wtedy od jednego ze śledczych, który dodawał: – Cała trójka to na co dzień porządni obywatele, mający stałą pracę.
W Internecie pojawiły się informacje, że osoby te należą do białostockiego oddziału stowarzyszenia Niklot – nacjonalistów spod znaku swargi, czyli słowiańskiej swastyki. Takich, co czczą przedchrześcijańskie bóstwa, ale i z ochotą maszerują z Robertem Bąkiewiczem w marszu niepodległości.
Sędzia, który wcześniej zatwierdził oskarżonym areszt tymczasowy, potem był już łagodniejszy. Cytujemy za jedną z gazet: „Oskarżeni i oskarżona (odpowiadali już z wolnej stopy) nie przyznawali się do winy. Sędzia postanowił, że oskarżona kobieta i jeden z mężczyzn zostaną uniewinnieni. Trzeci z mężczyzn został uznany za winnego uszkodzenia samochodów wolontariuszy, sędzia stwierdził, że działał on samodzielnie. Wymierzył mu karę roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem tej kary na okres trzech lat próby. Mężczyzna został oddany pod dozór kuratora sądowego. Wymierzona mu też została kara grzywny w wysokości 3480 zł oraz nałożono na niego obowiązek naprawienia szkody na rzecz pokrzywdzonych w łącznej wysokości 39,7 tys. zł”.
W prokuraturze nie zgodzono się z tym wyrokiem, wkrótce odbędzie się proces apelacyjny.
Arkadiusz Panasiuk