O Krynkach z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że są moje, przy tym niezwykle mi bliskie. To tu przecież przyszedłem na świat – w szpitalu pamiętającym jeszcze czasy carskie. W pięknym drewnianym budynku tamtej porodówki do dziś mieści się ośrodek zdrowia.
Po kilku dniach pobytu na oddziale dla noworodków ojciec odebrał mnie z matką i w styczniowy trzaskający mróz, opatulonych w kożuchy, czym prędzej powiózł sańmi zaśnieżonym traktem przez zaspy do domu w Ostrowiu. Do mych uszu dochodziło pewnie co rusz parskanie konia, a dzwoneczki na jego szyi kołysały mnie do snu.
Wyrastałem w cieniu Krynek, które do dziś budzą we mnie nie tyle jednak sentyment, ile poczucie, że są nieodłączną częścią bliskiego mi świata. Może dlatego, że nazwisko moich przodków widnieje już w pierwszym znanym spisie mieszkańców miasta z 1578 r. A wśród kilkunastu ówczesnych ulic są Ostrowska i Mała Ostrowska, a potem pojawiają się jeszcze Wielkoostrowska i Nowoostrowska. To dlatego, że mój Ostrów był niegdyś przedmieściem Krynek, jednym z jego siedmiu przyległych obrubów (obrębów). Nazwisko Chmielewski w mojej wsi pojawiło się dopiero dwa wieki z okładem później. Mam prawo zatem sądzić, że przyszło właśnie z Krynek. To nazwisko jest co prawda dość popularne w dzisiejszej Polsce, Białorusi, Ukrainie, można je znaleźć także w Rosji, a nawet w Niemczech i innych krajach Europy, jednak w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Krynek i Ostrowia innych Chmielewskich w dawnych czasach nie było.
Mimo bliskości Krynki zawsze były dla mnie trochę tajemnicze i magiczne zarazem. Ale na pewno urokliwsze niż miasteczka z sąsiedztwa, jak Gródek czy Sokółka, choć również mające niepowtarzalny klimat. O tym wspaniałym kolorycie niestety można już mówić tylko w czasie przeszłym i patrzeć na to oczyma wyobraźni.
Krynki odkryłem na nowo po latach, odkąd los związał mnie z Sokratem Janowiczem, który w połowie lat dziewięćdziesiątych na stałe powrócił do rodzinnego domu przy ul. Sokólskiej 9. Zacząłem wówczas do niego często zajeżdżać. Rozmawialiśmy najczęściej na tematy białoruskie i o Czasopisie (Sokrat był długie lata u nas stałym felietonistą, przez pewien czas także sekretarzem redakcji). Wtedy poczułem, że wgłębienie się w historię Krynek, a przy okazji rodzinnego Ostrowia, jest moją misją. Namówiłem Sokrata do pisania wspomnień, a gdy wkrótce powołaliśmy Villę Sokrates i zaczęliśmy organizować słynne trialogi, starałem się, aby nie zabrakło na nich także tematyki, dotyczącej niezwykłej mozaiki kulturowej miejsca, w których się odbywały. Poszedłem krok dalej, powołując w Krynkach na początku ubiegłej dekady lokalny miesięcznik. Ukazywał się blisko trzy lata, a miejscowa historia z łamów aż się wylewała. Jako redaktor starałem się zainteresować tym mieszkańców, którzy jak wszędzie zgoła inne bogactwa preferowali i preferują. Mimo to mój wysiłek nie poszedł na marne. Opublikowane przeze mnie materiały historyczne do dziś krążą wśród pasjonatów lokalnej historii. Szczególnie wgłębiła się w nią Cecylia Bach-Szczawińska, wyjątkowa mieszkanka Krynek, która potem jeszcze więcej ode mnie zrobiła dla wydobycia swej miejscowości z niepamięci. Ja zresztą też nie porzuciłem tej pasji, lecz skoncentrowałem się bardziej już na Ostrowiu. Do dziś zebrałem mnóstwo dokumentów, wspomnień i opracowań. Najwięcej bezpośrednio z zasobów archiwalnych bądź z Internetu.
Od kilku lat z zainteresowaniem czytam poświęcone dziejom Krynek wpisy Cecylii Bach-Szczawińskiej na facebooku, czasem je komentuję, uzupełniając fakty historyczne. Kiedy tą drogą dowiedziałem się o organizowanym przez nią spotkaniu z okazji 450 rocznicy nadania Krynkom praw miejskich, wiedziałem, że nie może tam mnie zabraknąć. Impreza odbyła się 22 listopada, dokładnie tego samego dnia, kiedy w 1569 r. król Zygmunt II August, w Knyszynie, podpisał stosowny dokument na pergaminie.
Do sali Gminnego Ośrodka Kultury, w budynku dawnej synagogi, przybyło kilkadziesiąt osób, by wysłuchać i obejrzeć dwie prezentacje historyczne. Najpierw dr Grzegorz Ryżewski z białostockiego oddziału Narodowego Instytutu Dziedzictwa wygłosił wykład „Miasta i miasteczka Sokólszczyzny”. Przekazał niezwykle ważne i odkrywcze, także dla mnie, uściślenie. Otóż w historycznym pojęciu miasto od miasteczka wcale nie różni się, jak mogłoby się wydawać, wielkością, lecz nadaną prawnie rangą. W 1569 r. Krynkom nadano „prawdziwe” prawa miejskie magdeburskie z urzędami burmistrza i rady miejskiej, których miasteczka mieć nie mogły. Oba terminy wyraźnie odróżniano tylko na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, bo w Koronie miastami określano każdą miejscowość, która miała rynek, prawo do targów i jarmarków, świątynie, karczmy, kramy. Krynki miały zaś wyższą rangę, gdyż posiadały jeszcze samorząd i autonomię. Był to szczególny przywilej królewski. Na Sokólszczyźnie było jeszcze tylko jedno takie miasto, Nowy Dwór. Krynki miały ten sam status co Grodno i Bielsk.
Drugą prezentację przedstawiła Cecylia Bach-Szczawińska. Nosiła ona tytuł „Jak Krynki miastem się stały”. Na początku prelegentka zapytała zebranych, dlaczego właśnie w tym miejscu, nad rzeką Krynką, sześć wieków temu powstała ta miejscowość, która z czasem rozwinęła się w silny ośrodek miejski. Podniosłem rękę jako jedyny z sali. Już dawno uzmysłowiłem sobie, iż wybór tego miejsca nie był przypadkowy. O założeniu grodu, a później dworu, zdecydowało położenie przy drodze królewskiej z Wilna do Krakowa. Dlaczego akurat tędy szlak ten przebiegał? Odpowiedź daje hydrologia terenu. Królewskie i książęce orszaki musiały poruszać się po w miarę suchym terenie. Tu zaś drogę blokował pas mokradeł i bagnisk, polodowcowych jeziorek, rzek i rzeczułek w dziale wodnym zlewni Niemna i Wisły. Przebrnięcie przez tę przeszkodę było możliwe jedynie wijącym się przesmykiem wzgórz i pagórków. W tamtym czasie musiała to być jedyna sucha droga od mego Ostrowa (czyli wyspy pośród mokradeł) przez wzniesienie nad doliną Krynki i dalej na Harkawicze, przez Odelsk do Grodna. Dziś hydrologia terenu jest inna, wody dawno opadły bądź wyschły całkowicie.
Krynki w XVI-XVII wieku kwitły na prastarym szlaku jako duże miasto pod Grodnem. Potem rozwój przerwał kataklizm wojen – moskiewskiej, szwedzkiej, napoleońskiej. Największy rozkwit Krynek przypada na wiek XIX, w okresie zaboru rosyjskiego, kiedy już praw miejskich nie miały. Ale to zasługa głównie społeczności żydowskiej, która wówczas stanowiła tu dwie trzecie ludności. O tym jednak na okazjonalnym spotkaniu historycznym już nie mówiono, choć w GOK-u znalazła miejsce stała ekspozycja dokumentów i pamiątek poświęcona tutejszej społeczności żydowskiej.
Odkąd pamiętam, Krynki nie były wcale tak polskie jak, powiedzmy, Białystok. Tu niemal do końca ubiegłego stulecia rozbrzmiewał gwar tutejszego białorusko-prostego języka, a i obecnie da się go jeszcze usłyszeć. Gdyby to było możliwe, jakże chciałbym przenieść się w czasy, gdy zabudowa Krynek była inna, prawdziwie miejska, z rzędami piętrowych kamienic przy wąskich uliczkach, mnóstwem fabryk, spotkać ówczesnych mieszkańców, zajrzeć do żydowskich kramów na rynku…
Jerzy Chmielewski
Redaktor Naczelny