Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    21. Samaabarona i śmierć Żyda Berszki (2)

    Savieckaje vojsko i pahraniczniki spaczatku ŭsich ludziej z hetych troch viosak vyvieźli za Śvisłacz na zborny punkt u Nieparożnicach. Zahadali im usio z saboju zabrać, szto tolko mahli ŭziać na furmanku. Pośle saviety mieli ich parassyłać dalej u Biełaruś. Raptam pryjszoŭ zahad, szto kali chto…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    8. Kuneć sielanki

    Nocami z pod ramion krzyżów na rozdrogach sypie się gwiazd błękitne próchno chmurki siedzą przed progiem w murawie to kule białego puchu dmuchawiec Księżyc idzie srebrne chusty prać świerszczyki świergocą w stogach czegóż się bać (Józef Czechowicz, „Na wsi”, 1927) Jak mniê diś dumajetsie, dekada… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Pryhody Pudlaszoŭ

2. Pryhody Oleksieja (2)

Rys. Dominika M. Szmurło
Rys. Dominika M. Szmurło

Uże ŭ ponediłok zazwoniŭ do jije biura. Telefonistka skazała „minutu”, ale minuło może piat’, odnako nichto ne odzywaŭsia1. Zazwoniŭ szcze raz i jomu skazali szto Karoliny nema. Takoje poŭtoryłosia szcze dwa, a może try razy. Kotorohoś dnia zajszoŭ do sekretarki dyrektora i poprosiŭ kob zazwoniła do Karoliny. Taja spoŭniła joho prośbu i dała słuchaŭku:

– Zdrastwuj, Karolina, tut Oleksiej. Szto u tebe? Ne odzywajeszsia.

–  Oleksiej, ja teper zaniata, a w ponediłok uże poleczu do Ameryki na staż, – odkazała twerdym hołosom i odłożyła słuchaŭku.

Hołos Karoliny i wyskazany słowa podiejstwowali na Oleksieja jak udar polenom po hołowie. Wuon aż zachitaŭsia. Odnako od sioho jomu ne poliohszało. Dumki pro Karolimu szcze doŭho joho muczili. Ukunci ijunia Oleksijowi kounczyŭsia staż i joho posłali na kieroŭnika budowy domu oddycha ŭ Auhustowi. Sioje jomu pomohło, mieŭ stuolko roboty, szto ne było koli dumati pro Karolinu. Oleksiej pomału pro jeji zabywaŭ.

Była uże druha połowina sientiabra, na dwore stojała chorosza pohoda. Było tepło. Pud weczur Alosza wybraŭsia projtisia po horodi. Iszoŭ bocznymi huliczkami do rybackoi prystani na Biełoum Oziery. Soncie ŭże zachodiło, a nad lesom pokazaŭsia mjeseć. Usio prybrało serebrysto-zeliono-karyczniewy odtienok. Jomu kazałosia, szto wuon wojszoŭ do kazocznoho swietu. Tieszyŭsia sim i radostny iszou naha za nohu. U sioi moment obaczyŭ Karolinu. Iszła naprotiŭ joho z torboju na produkty. Jak ono obaczyła Aloszu, chutko pudbiehła, kinułasia jomu na szyju i naczała ciłowati. Po joho tieli znoŭ probiehli muraszki, a posli stało tak pryjatno, szto wuon chotieŭ kob jije pociłui prodoużaŭsia bez kuncia. Wona odnako odstupiła na szah i skazała:

– Mene żdut, ja nesu rybu na weczeru.

Ostoruożno dotknuła palciom szczoku Oleksija, pohładiła, i pobiehła. U joho duszye znoŭ zahoreŭ ohoń lubwi. Nedaleko pud lipoju była ławoczka. Sieŭ i perestaŭ dumati, usiem tiełom i duszoju czustwowaŭ jeji pociłuj, a ŭ mozhowi naczała poŭtoratisia odna fraza – to dieŭczyna mojoho życia, to dieŭczyna mojoho życia, to dieŭczyna… Rozhlanuŭsia kruhom, a tam wsio takoje pryjatne. Miseć usmichajetsia ciełym twarom, korczyki, jak mohut, wychilajut swoje wietoczki na huliciu, żouteńki, osjienni kwitoczki zahladajut na ławoczku. Sidieŭ bezdumno, cieły radosny i szczasliwy. U toj moment do joho pudbieh maleńki sobaczka. Ne bojaŭsia czużoho czołowieka. Oleksiej joho pohładiŭ, pohoworyŭ z im, oszołomlenije minuło. Szcze trochu posidieŭ i skazaŭ sam do sebe:

– Treba iti do domu.

Sobaczok ne poniaŭ. Diwiŭsia na mużczynu perechilajuczy hołoŭku w odnu, to w druhu storonu.

– Chodi, – skazaŭ.

Sobaczok prowioŭ Oleksieja do kuncia hulici.

A na kwartiry nowe, neponiatne sobytije. Do hospodara jakraz pryjechała doczka z ditiatom. Wono obaczyło, szto chtoś wojszoŭ do komnaty, tichutko na palczykach pudyjszło do dwery i pomaleńku odkryło. Pryhladałosia, szto to za czołowiek.

– Chodi do mene, – poprosiŭ.

Ditia zrobiło dwa szahi i hlanuło Oleksiejowiu ŭ oczy. Wuon skazaŭ:

– Mene nazywajut Alosza, a tebe?

– Amaja.

– A ja czuŭ, szto mama tebe nazywaje Dahmara.

– Toś kaziu Amaja, – rozsediłasia dieŭczynka.

Pohoworyli szcze z soboju z dala i wona pomaleńku pudyjszła do Oleksija. Po paru minutach poszła do joho na ruki. Wuon z jeju trochu pochodiŭ po komnati, a posli naczaŭ hucati. Ditia zonosiłosia smiechom. Woszła jie mama.

– Takoho szcze ne było! Perszy raz Was baczyt i ŭże na rukach? Wy musite byti welmi dobrym czołowiekom. Chodi da mamy, – poprosiła.

Dahmara prytuliłasia do Aloszy. Joho dusza znoŭ napoŭniłasia radostiu. Aż trudno powieryti, szcze toho weczera wuon perestaŭ dumati pro Karolinu. Odnako wona ne dała Oleksijowi pro sebe zabyti. Za try tyżni zazwoniła do joho i pryhłasiła do restauracji w subotu na wuosim czasoŭ weczera. Pryszoŭ, restauracja była zakryta. Proczytaŭ, szto chtoś zakazaŭ ciełyi zał. Chotieŭ uże woroczatisia, ale kelner odkryŭ dweri  i spytaŭ:

– Wy Iwaniuk?

– Tak.

– To zachod’te.

W zali nikoho ne było. Kelner pokazaŭ de Oleksij maje siesti. Prynious kawu i praniki.

– To za nasz szczot, – skazaŭ.

Ne minuło poŭczasa i pryszło kilka diŭczyniat. Wony podostaŭlali do sebe sztyry stoły. Kelner naczaŭ nakrywati. U toj czas woiszła druha hrupa, u toum i Karolina. Zniała kurtku i pudyiszła do Oleksija.

– Zdrastwuj, Alosza. Jak ja rada szto ty pryszoŭ. U mene ninika welikie swiato – diwoczy weczur. Ja tobje hoła zatanciuju na stolie, – skazała swoim zimnym hołosom i puszła.

Oleksiej czustwowaŭ, szto jomu ninika sztoś kiepskie prydarytsia, ale  ne dumaŭ szto aż takoje. Obaczyŭ, szto komuś odczynijut dweri, zorwaŭsia jak oparany i wybih na huliciu. Ne zabraŭ nawet kurtki. Na hulici ŭczuŭ jak zarehotali diŭczyniata. Iszoŭ bezdumno i newid’ czuom pryszoŭ pod znakomu lipu. Sieŭ na ławoczci, a ŭ joho hołowie krużyłosio odno: tak złuszczatisia nad czołowiekom, tak zunuszuczatisia nad czołowiekom, tak znuszczatisia… Czerez jakijsia czas obaczyŭ szto do joho biżyt znakomy jomu sobaczka. Poklikaŭ, toj ŭskoczyŭ na ławoczku. Oleksiej joho pohładiŭ, prytuliŭ do sebe i poczustwowaŭ szto jomu zimno.

– Bywaj zdorowy, – skazaŭ sobaczci i pobieh do domu.

Cieły tyżdeń, a może i boulsz ŭse dumaŭ pro sioje sobytije. Ne mouh darowati, szto tak daŭsia omotati Karolini. Pripomniłasia jomu prihoda Odyseja z mitołohii.

– Jakijż woun byŭ rozumnyi czołowiek. Kazaŭ priwezati sebe do maczta, kob rusałki joho ne omamili swoim hołosom. Nu, niczoho, to dla mene nauczka – skazaŭ sam do sebe w hołos. Prypomniŭ sobaczku.

– Czoum woun do mene pribihaŭ i czoum ja tohdy perestwaŭ dumati pro Karolinu? – pytaŭ sam sebe.

Kotorohoś dnia poszoŭ na tuju huliczku, sieŭ poud lipoju, ale sobaczki ne było. Trochu posiedieŭ, posli chodiŭ i rozhladaŭsia, ale nijakoho sobaki tam ne obaczyŭ.

*   *   *

Priszła wesna. Konczyŭ budowu. Wsio pouszło dobre. Robotu priniali, ale nowoho zaniatia ne proponowali. Ne znaŭ szto robiti. Czerez kilka dion dostaŭ powiestku, szto maje stawitisia do woujska na trymiesecznyj, oficerski staż. Pryznaczili jomu wojskowu jednostku u Prudnikowi poud czeskoju hranicioju. Tam dowiedaŭsia, szto ciełe wouisko postawili w reżym hotownosti pered administratiŭnoju reformoju. Tetytoriu Poulszczy podiliłi na sorok dewet’ wojewoudstw. Koli odsłużyŭ i wernoŭsia do Biłostoku, to ŭże byli ustanoŭlany nowy własti. Zjednoczenie likwidowali, ale joho ne zwolniali. Z kim by ne howoriŭ, usie odkazowali, szto niczoho ne znajut. Obiwaŭsia kilka tyżni, aż poklikali joho do gabinetu dyrektora. Ondrej Kicman predstawiŭ Oleksija swojomu hostiowi, a do joho skazaŭ:

– Sekretara Michała Niedźwiedzia wy znajete, woun toper perwszym sekretarom u Pilskim Wojewodztwie.

– Ja pro was uże mnouho dobroho uczuŭ – odozwaŭsia Misza Niedźwiedź. – Proponuju wam stanowisko dyrektora budowlanoho predprijatija u Pili. Damo wam dobru zarpłatu. Trochkomnatnaa kwartira ŭże na was żde. Wy zhoudny?

Oleksiej chotieŭ boulsz rospytati pro toje predprijatije, ale ŭjoho hołowie sztoś jakby szeptało: ty zhażajsia, ty zhażajsia, ty… i woun zhodiŭsia. Dohoworylisia, szto do Piły prijede za deset’ dion. Pojechaŭ na tyżdeń do Lenewa. Bat’ko byŭ dowoulny i hordiŭ swoim synom. Usiem roskazowaŭ, szto joho Alosza bude dyrektorom. Mati ŭsioj czas ono załomowała ruki:

– Oj, Boże mój Boże, de tebe nese, deś u hłuboku niemczynu. Synoczku ty chuczej woroczajsia ŭ naszy storony – poŭtorała szto deń.

– Mamo, ja ne ijedu do Njemeć, budu u Poulszczy.

– Aloszyk, mouj Aloszyk, jak my do tebe prijedomo? – szcze narikała Wiera.

Oleksiej wernoŭsia do Biłostoku, spakowaŭ wsio szto mieŭ. Ostaŭsia odin deń do odjezda. Zadumaŭ pojechati do Aŭhustowa. Zajechaŭ i pouszoŭ na tuju huliczku z lipoju. Ono sieŭ na ławoczci, a do joho pribieh sobaczka. Pohładiŭ joho i spytaŭ:

– De twój hospodar, chodi pokażesz.

Try razy proszli huliczku, a sobaczok wsio bieh pri nozie Oleksija.

– Trudno, ne choczesz pokazati de żywesz, to idi do domu. Ostań.

Sobaczonok stojaŭ i diwiŭsia prosto ŭ oczy człowieka. U joho oczach była żałost’. Oleksiej ne wytrymaŭ i skazaŭ:

– Nu dobre, chodi zo mnoju. Idem.

Sobaczka radosno podbieh do Oleksieja, merdajuczi chwostom iszoŭ pri nozie aż na stacju. Prijechaŭ poizd. Oleksiej ŭchodiŭ do wahona, a sobaczok znoŭ naczaŭ tak diwitisia jomu u oczi, aż rezało po serci. Ne wytrymaŭ.

– Chodi – skazaŭ.

Sobaczka szparko wskoczyŭ do wahona.

*   *   *

Nikoli ne zhanesz jak potoczitsia twoje życie. Oleksiej ne dumaŭ, szto bude rozwoudnikom. To diŭna historia. Wuon doŭho ne wieryŭ sam sobie, szto to praŭda. Uże minuło wuosim let, a woun nijak ne może poniati szto stałosia. Ludiom tak roskazuje pro siete:

Z Eloju ja poznakomiŭsia zaraz perszoi oseni, jak tuolki prijechaŭ u Piłu. Nu, my douho z soboju ne chodili, pobralisia ŭże w majowi. Żyli drużno, mnie każetsia szto i ne swarylisia. Urodiŭsia nam syn. Ja proponowaŭ, kob szcze postaratisia dieŭczynku, ale Ela ne chotieła. My dobre zaroblali – ja dyrektor predprijatia, a wouna naczalnik u biury wojewody. Postawili chatu, posadili derewa, wychowali syna. Ostało ono dobre pożyti. Tak ne wyszło. Nu, szto zrobisz. Na dwadcet’ piatu roczniciu naszego szlubu dostali pryhłaszenije do Ameryki. Prisłała jei koleżanka. Wystupili o wizy. Wouna dostała, a mnie czoumsia ne dali. Poletiła sama na mieseć, ale ne wernułasia ono zadzwoniła, szto naszła dobru robotu i ostane na cieły rouk. Ja ne zhażaŭsia. Ela, czy tobie mało hroszy? – pytaŭ. A wouna, szto ostane, kob zarobiti na chatu dla syna. Uże po kilkoch mieseciach perestała do mene zwoniti. Ja czustwowaŭ, szto tam sztoś nedobre dijetsia. Ale czy w pidesiat piat’ liet wypadaje okazowati zaizdrośt’. Ee, dumaŭ, prijede i wsio bude, tak jak było. Po roci ne prijechała, a ja dostaŭ powiestku, szto wystupiła o rowoud. Radiŭsia syna szto robiti, a woun odkazaŭ mnie prikazkoju „Z newoulnika nie ma roboutnika”. Nedouho syn kounczyŭ studia, naszoŭ dobru robotu. Posli ożeniŭsia i my naczali dumati jak jomu postawiti chatu. Ela dotrymała słowa, prisłała synowi kilka tysiacz dolaroŭ. My postawili choroszy domik w Poznani. Nu, a ja bojusia treti raz ryskowati i tak żywu odin u siom domi. Do mene koli nekoli pryizdżajut syn z synowoju, a teper uże troje, z wnuczkoju. Czasom u subotu abo ŭ nedielu ja do ich zajedu. Nu, ot i wsio.

Odnako bywajut lude ciekawy czużoho neszczaścia i pytajut, jakoju priczynoju Ela motiwirowała rozwoud. Oleksiei tohdy otiahajetsia z otwietom, ale odkazuje:

– Napisała szto dwadcet’ piat’ liet była niby zo mnoju, ale czułasia jakby toulki żyła koło mene. Szto ja cielyi czas dumaŭ toulko pro robotu, jie baczyŭ ono tohdy, koli byŭ hołodny i czas od czasu ŭ noczi. Nu sztoż może to i praŭda.

*   *   *

Oleksiejowi priznali sanatorij w Cieplicach. Wybraŭsia samochodom, kob po dorozi zajechati do syna. Do Poznania pryjechaŭ deś blisko południa. Dweri do chaty syna odcziniła żenszczyna. Hlanuŭ na jie i zlakaŭsia. Wouna była soŭsiem pochoża do Karoliny.

– To jakaś zjawa? – podumaŭ.

– Oj wybaczte, ja pomyliŭsia – skazaŭ.

– Panie Iwaniuk, Hospodarie mene predupredili, szto prijedete. Ja was pouznała, bo syn do was pochożij. Zachod’te.

Na szczastie to ne byŭ hołos Karoliny. Oleksji wouiszoŭ do chaty.

– Siadajte. Waszi dieti ŭ roboti. Lenka teper spit. Zaparu wam kawu.

Oleksiej sieŭ pri stolie i ne mouh poniati czoum bywajut takije pochoży do sebe żenszczyny. Niania prynesła kawu i pirouh.

(protiah bude)

Wasia Platoniszyn

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • ў красавіку

    980 – у 1044 г. пачаў княжаньне ў Полацку Усяслаў Брачыслававіч, званы Чарадзеем. Яго славутая дзейнасьць была апісана ў паэме „Слова аб паходзе Ігаравым”. 920 – у 1104 г. адбыўся вялікі паход кааліцыі князёў Кіеўскай Русі, арганізаваны Уладзімірам Манамахам на …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (230) – 23.04.1794 г. утварылася Найвышэйшая Літоўская Рада – рэвалюцыяйны ўрад Літвы і Беларусі падчас Касьцюшкоўскага паўстаньня.
  • (138) – 23.04.1886 г. у мястэчку Пасадзец Вілейскага павету нар. Зьмітрок Бядуля (сапр. прозьвішча Самуіл Плаўнік, пам. 3.11.1941 г. у эвакуацыі каля Уральска ў Казахстане), пісьменьнік. Друкаваўся з 1910 г., пачаткова ў „Нашай Ніве”. У лютым 2020 г. адбылася эксгумацыя яго ў Уральску, а 3.11.2020 г. адбылося перапахаваньне на Усходніх могілках у Менску.
  • (120) – 23.04.1904 г. у вёсцы Нізок, Ігуменскага павету, нар. паэт Паўлюк Трус. Маючы 25 год памёр у Менску на тыф, пахаваны на Вайсковых могілках.
  • (80) – 23.04.1944 г. ва Уснаршчыне на Беласточчыне нар. Мікола Давідзюк – мастак, прафесар Акадэміі Мастацтваў у Лодзі, якую закончыў у 1969 г. і з якой звязаны працай з 1971 г., з 1989 г. вядзе ў ёй майстэрню жывапісу. З нагоды юбілею жадаем спадару Міколу творчага натхненьня, новых прац і выставак!

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis