Sietoho weczera ŭże ne było dobroho nastrojenia. Rozmowa ne kleiłasia. Mirek podiakowaŭ za weczeru, hlanuŭ na Soniu i skazaŭ Nasti:
– Normalny chłopoty, koli dziwczyniata dorastajut.
Sonia ne bez pryczyny złowała na Mirka. Po toj noczy, koli wona ich podsłuchoŭwała, juoj schotiełosia sprobowati po-nastojaszczomu. Nu i poprobowała, ale niczoho pryjatnoho ne poczuła, ostałasa juoj ono jakajaś ohida, a najhuorsz, szto toj chłopeć wsio roskazaŭ koleham u klasi. Teper wony naczali do jei prystawati. Swoje rozczarowanie skirowała na Mirka. Kotorohoś dnia prytuliłasia do mamy i jakajaś nespokuojna skazała:
– Mamo, ja ne maju miesiaczki.
– Daŭno?
– Powinna byti ŭ proszłomu tyżniowi.
– Nu, może ty czohoś nerwujeszsia i spuźniajetsia. Pożdem szcze kilka dion.
– Mamo,ja zrobiła test, musi ja zaberemiła.
– O Boże, szcze nam toho b brakowało! Z kim?
– To czerez twoho Mirka.
– Jak to? Ty ż kazała, szto wuon tebe ne zaczypaŭ.
– Nu, ne zaczypaŭ.
– To jak?
– Ja słuchała jak wy baraszkowali i chotieła poprobowati jak to je.
– I szto?
– Sprobowała.
– Z kim?
– Z kolehoju z klasy.
– O Boże! Doczeńka, szto ż ty narobiła?
– Mamo, znajesz, to ne było pryjatne.
– Jasna cholera!
Nastia muocno zwołnowałasia. Naczała narykati, szto takaja jei sud’ba, ruhała sebe za toje, szto ne usterehła ditiata. Koli troszku ŭspokoiłasia, wyterła ślozy werchom dołoni i spytała:
– Choczesz mieti ditia?
– Mamo, ne choczu.
– A twuoj chłopeć znaje, szto ty beremienna?
– To ne muoj chłopeć, to koleha z klasy.
– Sonia, jak można byti takoju bezdumnicioju? Skaży, nu skaży.
– Mamo, toż ty mene sprowokowała.
– Nu tak, my obiedwi winowaty. Soniu, maja doczeńko, nikomu ne howory pro siete. To musit byti tuolko nasza tajna. Sonieczka, to dla twoho dobra. Za paru let sama perekonajeszsia, jakoje to ważne ŭ życi żenszczyny. Może my jakoś rozwiażem siuju problemu.
Nastia podumała, szto treba zrobiti aborciju, ale szcze ne wiedała de i jak załatwiti. Treba najiti prywatny gabiniet. Wony teper u podziemielii. Oficjalno nichto aborcji ne robit. Najbliżej do Bielska abo do Hajnoŭki, ale czy ne wykryjetsia? Lude chutko doznajutsia, a cerkowny czy kościelny babuszki zrobiat pekło i diŭczyni, i juoj.
– Treba kohoś poraditisia, – podumała.
Zazwoniła do brata:
– Tosik, może znajesz de ŭ Biłostoci po tichu robiat aborciju? – od razu spytała.
– Och, Nastia, ty zaberemeniła na staryje lieta?
– Ja tobje dam „staryje leta”. Ne sudi po sobie. Ja szcze żenszczyna na chodowi.
– Och znaju, ja żartowaŭ. Darka, – poklikaŭ, – ty ne znajesz, de u Biłostoci tiszkom robiat aborcju?
– Antonij, ne znaju, mnie nikoli ne było wono potrebne. Zaŭtra rospytaju ŭ roboti.
– Nastia, Darka postarajetsia dowiedatisia. Zaŭtra weczerom zazwoniu.
Darci ne skazali, de znachoditsia taki gabinet abo jak joho znajti. Skazali ono, szto aborcja ŭ Biłostoku kosztuje deset’ tysiacz jeśli embrion maje do deseti nedil i dodatkowo po tysiaczy za odinadcetyj i dwanadcetyj tyżdeń. Daria pohoworyła z Antonijom, szto bude namnuho taniej na Biełorusi.
– Pudskaży Nasti, nechaj zazwonit do Luby. Może takuju operacju robiat u Prużanach abo ŭ Kamieniukach, – doradiła Darka.
Tak, to była dobra rada. Luba ŭże znała wsie prociedury. Do jei ŭże pryjizżali żenszczyny z Puolszczy.
– Nastia, abort u nas stoit tysiaczu euro, do toho nieobchodimo imiet’ wizu, eto trydcet’ piat euro od duszy, – skazała Luba.
Nastia, doŭho ne dumajuczy, reszyła jechati do Prużan. Na druhi deń wstretiłasia z Mirkom i jomu perszomu roskazała ich simiejny sikret.
– Baczysz jak to byti samuoj z ditmi. Jak chodzisz do roboty, to ne dasi rady diti dopilnowati, – jakoś fiłosoficzno odkazaŭ Mirek. – Nastko, koli majesz wuolne?
– U czetwer i piatniciu.
– Dobre, ja woźmu wuolne i my pojedem do Biłostoku. Ne perejmaisia, wsio obłatwimo. Sonia maje paszport?
– Nie, ne maje, ja toże ne maju.
– Koli tak, to do Biłostoku pojedemo troje.
U Bilostoci im poszczstiłosia. Mirek znaŭ, szto na Krakoŭskuj hulici je turysticzeskoje biuro. I od razu tudy pijechaŭ. Tam dowiedalisia, szto treba załatwiti. Bulszinstwo spraŭ Biuro wziało na sebe za newelikoju opłatoju. Sami musili załatwiti posporty. Uże po deseti dniach mohli jechati do Prużan. Pojechali samochodom Mirka. Z Kleszczel to ne welmi daleko. Luba ich radostno wstrietiła. Podała weczeru. Na nuocz Soniu zaweła do komnaty na poddaszkowi, a Nastku z Mirkom położyła w hostinnuj. Tiszkom im skazała:
– Ja skazała wraczu, cztoby on sdiełał abort nowym mietodom. Oni kak to sosut, eto namnoho mieńsze bolno i boleje bezopasno.
Sonia po operacji czułasia pohano. Narykała na sebe, na mamu, to na durnowatoho kolehu. Na druhi deń pry obiedi sieriozno skazała:
– Ja ne choczu nijakoho chłopcia. Ja ne wyjdu zamuż.
– Sonieczka, zabudesz, a kroŭ to ne woda. Koli baba rodit, to szcze huorsz bolit, a rodiat po kilkoro diti, – Nastia nareszti naczała ŭcziti doczku.
U Pruzanach byli try dnie. Jechali dodomu i ŭże ne dojiżdżajuczy do Kliszczel Sonia skazała:
– Mamo, ty mene pytała, czy dobre wybrała. Tak, liepszoho czołowieka ty ne mohła znajiti. Mirku, ożenisia z mojeju mamoju.
Oboje zdiwilisia i poczti razom spytali:
– Ty dobre sioje peredumała?
– Mamo, ludi poznajetsia ŭ bidie.
* * *
Uże kuneć lieta, ale na dwore hoża pohoda. Nastka pryjechała do Mirka ŭ Biłostouk. U połowini dnia wony wybralisia na prohułku do parku. Było poŭno ludi. U jakijs moment pered imi, jak spuod zemli, pojawilisia Antonij i Daria. Nastia perwsza zamietiła swoho brata i rodostno skazała:
– Mirku, to muoj brat Antonij!
– A to Daria, moja byŭsza żuonka.
Takoho obstojatielstwa nichto ne spodiwaŭsia. Odnako kob chto nebud’ na ich diwiŭsia, to nikoli ne podumaŭ by, szto to byłyje supruhi. Antonij i Daria zaprosili ich na weczeru. Weczur proszoŭ u dobromu nastrojeni. Nastka i Mirek ne skrywali, szto silno majutsia do sebe. Darka znosiła to rawnoduszno. Antonija odnako chwatila złuość. Kob ne wybuchnuti, poszoŭ do piwnici, nebyto jomu sztoś treba było prynesti. Tam naczaŭ howoryti sam do sebe:
– Ja by ne zniuos takoho, kob moja Nadia z kimś tak mizgoliłasia. A Darka ŭdaje, szto ne pereżywaje.
– Pry czuom tut Darka? – u joho hołowie pojawiŭsia hołos Nadi.
Hołos żuonki zminiŭ joho nastrojenije. Naczaŭ dumati buolsz racjonalno. Może po minuti dojszoŭ do sebe i jak zaŭsze podiakowaŭ:
– Nadia, maja Nadieczka, ty ŭse szcze mnie pomahajesz. Spasibo tobie.
Pryszoŭ do mieszkania soŭsiem odmieniany. Perszy raz pry czużych ludiach prytuliŭ do sebe Darku i pociłowaŭ. Wsie byli szczasliwy.
Czetwero ludi znaszło swoje szczaście. Lude ich budut razno osużdati. Wsie odnako zhodiatsia z tym, szto życie może udiwiti. Toho weczera wony zhuodno wyryszyli, szto zapiszutsia odnoho dnia i zrobiat odne wesile.
I ja tam byŭ, odnako wina ne piŭ, bo abstynent
(protiah bude)
Wasia Platoniszyn