Pohoworyli, napilisia wody z kuboczkoŭ i reszyli projtisia. Christina skazała, szto lubit mnuoho choditi. Oleksiej spytaŭ:
– Chrystinko, a może pujdemo do restauracji u Słotwinkomu Parkowi, aż pry Staruoj Dorozi. Tam uhoszczajut peczanymi bananami, najlepszymi u Puolszczy.
– To idem. Bude czas pohoworyti.
Szli ne toropiŭszysia. Oleksiei rozkazowaŭ razny pryhody jakije jomu prydarilisia. Tak dobiraŭ słowa, kob na kuneć każdoi istoryi skazati juoj sztoś priyatne. Wona roskazowała pro swoje dieti, to howoryła sztoś pro Lenku, pro pokuojnoho muża ne ŭspominała. Oleksiej dowiedaŭsia, szto jije syn pojechaŭ do roboty u Anhliju, tam uże kupiŭ kwartiru. Musit ne wernetsia do Puolszczy. Maje dieŭczynu, ale żenitisia szcze ne sobirajetsia. Uznaŭ toże, szto doczka wyszła zamuż i oboje żywut u jije kwartiry. Szto ziat’ czomsia jie ne lubit.
– Ja jomu niczoho kiepskoho ne zrobiła, marnoho słowa ne skazała, a wuon use mene pudsmiwaje. Może dlatoho, szto ŭ mene prawosłaŭny ikony? Skażeyte, szto to takoje? – odozwałasia po-swojomu.
Oleksiej od razu spytaŭ:
– Wasza simja z Ukrainy?
– Nie, z Pudlasza.
– Z Pudlasza!? – prosto kryknuŭ – Ja toże pudlasz!
– Z jakoji okolici?
– Ja z Lenewa.
– O Boże, ty z Lenewa? – teper hołośniej spytała Chrystina. Ty ne powierysz – ja z Łoknici. Toż ty muoj susied! Alosza, a jak was nazywali ŭ selje?
– Iwaniukowy, – odkazaŭ i naczaŭ roskazowati pro Lenewo i swoju mołodost’.
Lude, kotory iszli nedaleko ich, mohli obaczyti, jak zminiajetsia czołowiek, koli muocno radujetsia. Wuon wioŭ sebe tak, jakby jomu ubywalo liet. Szto poŭwersty jomu menszało de nebut’ deset’ liet. Proszli werstu i wuon wioŭ sebe jak sorokoletni mużczyna, szcze praz porusot metroŭ i obniaŭ jie jak mołody chłopeć. Tohdy nichto ne podumaŭ by, szto jomu uże szejdisiat piat’. Wona ne sprotiŭlałasia. I stałosia. Oleksiej poczustwowaŭ takuju jije enerhiju, kotora ne tuolki strenuła joho tiełom, ale zamoriczyła um. Wuon zamoŭk, poblidnieŭ i ostanowiŭsia.
– Alosza, szto z taboju, ty mliejesz?
– Chrystinko, moja choroszeńka Chrystinko, ty napraŭdu Bahini Słowian. Ty majesz takuju miłosnu enerhiju, szto czołowiek czustwuje jakby uże byŭ w nebi!
Oleksiej skazaŭ sioje takim hołosom, szto lude speredu prystanowilisia i naczali ohladtisia. Tyje szto iszli za imi pryspiszyli. Wony oboje ne dumajuczi kinulisia sobie w objatije i naczali ciłowatisia, soŭsiem jak mołodyje. Lude ŭże ich okrużyli i naczali plaskati. Chtoś kryknuŭ: Brawo, dieduszka!
Odchililisia od sebe, podiakowali za toje szto lude odobrajut ich postupok.
Poczci połowinu tyżnia im projszoŭ jak odin deń. Czustwowali i weli sebe jak u studenckije ljieta. Każdyi deń chodili prytulany. Odnako ŭ piatniciu Chrystina skazała:
– Ja zaŭtra ŭże muszu jechati dodomu, muoj czas oddycha dobihaje kuncia.
Oleksiej spoczatku posmutnieŭ i ne znaŭ, szto skazati. Ale chutko u joho hołowie pojawiłasia proponowa:
– Chrystinka, ostań szcze na tyżdeń. U mojuoj komnati dwa łuożka. Pobud’ szcze zo mnoju.
– Oj, ne znaju, Alosza, czy tak można, szto lude skażut?
– Chrystinko, a chto nas tut znaje. Czy my baczyli tut chot’ odnoho znakomoho?
– My szcze ono kilka dion z soboju, ne wypadaje iśti do mużczyny.
– Czuom ne wypadaje, a ty zabyła, jak nam lude klaskali?
– To praŭda. Mnie dobre z toboju. A szto tam, ostanu. Idemo, zazwoniu do doczki, szto pryjedu za tyżdeń.
Oleksiej załatwiŭ usie formalnosti i u subotu perenesli jie wieszczy. Poweczerali, pryszli do komnaty i sieli pry stolie. Howoryli.
(protiah bude)
Wasia Platoniszyn