W środowisku prawosławno-białoruskim wciąż nie milkną echa październikowych wyborów parlamentarnych, w których do Sejmu nie dostał się żaden z „naszych” kandydatów. Najbardziej rozgoryczony wydaje się być wieloletni poseł Eugeniusz Czykwin, który z przerwami zasiadał na Wiejskiej od czasów PRL. Swą porażkę tłumaczy przede wszystkim rozbiciem elektoratu wskutek pojawienia się na listach zbyt dużej ilości kandydatów, zabiegających o głosy prawosławnych wyborców. W efekcie żaden nie zdobył mandatu, przed czym przestrzegał jeszcze zanim ruszyła kampania wyborcza. Później ubolewał, że nikt go nie posłuchał, aby ich liczbę ograniczyć.
Wobec tego dlaczego, mając już swoje lata, sam nie zrezygnował? Wówczas bez dwu zdań mielibyśmy swego reprezentanta w Sejmie. Z pewnością zostałby nim startujący z listy Trzeciej Drogi Aleksander Wasyluk, któremu do uzyskania mandatu zabrakło przecież mniej głosów niż Czykwinowi. On także podnosił w swej kampanii negatywne skutki rozbijania elektoratu. Ubolewał, że Czykwin nie potrafił temu zapobiec przede wszystkim w gronie własnego ugrupowania, bo Koalicja Obywatelska na swej liście oprócz niego wystawiła jeszcze kilku prawosławnych kandydatów.
Niestety, takie działanie najpewniej było celowe. Podlaskim działaczom KO nie tak zależało, aby nasza mniejszość miała swego reprezentanta na Wiejskiej, co na głosach tego elektoratu. I swoje osiągnęli, inaczej w Podlaskiem ich lista miałaby znacznie mniejsze poparcie.
Wydaje się, że politykom KO obecność w ich szeregach Czykwina mogła też już zacząć uwierać. Z bagażem z poprzedniej epoki, po odbyciu procesu lustracyjnego i medalem od popierającego wojnę w Ukrainie patriarchy Cyryla nie był już dla nich bliski politycznie. Jako urzędujący poseł miejsce na liście w kolejnych wyborach miał jednak zagwarantowane (z reguły jest tak w przypadku wszystkich ugrupowań). Nakłaniając do kandydowania wiceprezydenta Białegostoku Adama Musiuka i burmistrza Bielska Podlaskiego Jarosława Borowskiego lokalni działacze KO na czele z Krzysztofem Truskolaskim umniejszyli – jak się okazało skutecznie – szanse wyborcze Czykwina.
Da się odczuć, iż eksposeł ma też żal do organizacji białoruskich, które nie poparły go w wyborach tak, jakby tego oczekiwał. Nie powinien jednak temu się dziwić, zważając na swoją ciągłą postawę politycznego samotnika, dystansującego się od innych działaczy w środowisku, także cerkiewnym. Zamiast współdziałać, innych traktował jak konkurentów. Nieustannie robił nam jakieś wymyślone przytyki, na łamach „Przeglądu Prawosławnego” marginalizował potencjał tak licznych przecież organizacji białoruskich, co zaprowadziło go w końcu w ślepą uliczkę. W bezpłatnym wyborczym numerze, chwaląc się swymi dokonaniami, przywołał swoje prace nad ustawą o mniejszością narodowych jako jej poseł sprawozdawca i powiedział, że „gdy tylko pojawiła się możliwość przegłosowania ustawy, redaktor naczelny „Czasopisu” stwierdził, że „ustawa jest nam niepotrzebna”.
Sięgnąłem do roczników naszego miesięcznika sprzed blisko już dwudziestu lat, ale w swych tekstach niczego podobnego nie znalazłem. Owszem, nasze środowisko było sceptyczne odnośnie ostatecznego kształtu ustawy „wychodzonej” przez posła Czykwina, bowiem po kilkunastu latach prac nad nią wypadło szereg ważnych zapisów. Choćby zagwarantowanie wzorem innych państw miejsc w parlamencie dla najliczniejszych mniejszości narodowych czy instytucjonalne a nie grantowe finansowanie ich działalności. Sokrat Janowicz mówił, że tak okrojona ustawa nie zahamuje tempa asymilacji mniejszości. Jak widać, wcale się nie pomylił.
Mimo wszystko uważam jednak, że były „nasz” poseł nie powinien składać rąk i powinien teraz służyć środowisku prawosławno-białoruskiemu swą radą i doświadczeniem. Zwłaszcza że zbliżają się kolejne wybory, czy nie ważniejsze dla nas, i trzeba wszystko zrobić, by jak najwięcej przedstawicieli mniejszości zasiadło we władzach samorządowych miast i gmin w nowej kadencji.
Zanosi się bowiem na kolejny podział środowiska w wyborach. Przynajmniej w Białymstoku, gdzie swoich kandydatów na listach Trzeciej Drogi wystawi Forum Mniejszości Podlasia, zaś prawosławni radni z wiceprezydentem miasta, którym wycofało swoje poparcie, przymierzają się do powołania drugiego komitetu w ramach Koalicji Obywatelskiej.
Jerzy Chmielewski
Może najpierw własne prawybory? I wtedy zwycięzca zostaje naszym kandydatem.