Zacznę od poprawności politycznej, bo temat się z nią wiąże. Poprawność polityczna polazła za daleko, uznając za obraźliwe takie słowa jak „Murzyn” czy „Cygan”. To nie są słowa równoznaczne z pejoratywnością takich wyzwisk jak „żydowski parch” czy „kacap”. To są słowa neutralne. Mnie nie rażą i nie będą razić. Niepoprawny może być co najwyżej kontekst, w którym pogardzamy „Murzynem” czy „Cyganem”, a nie samo słowo. Sami Cyganie słowem „Rom” określają człowieka, w rozumieniu – mężczyzna. Nie będę mówić „Rom”. Ot, mam takiego żeńskiego zajoba. Słowo „Murzyn” ma powiązanie z łacińskim „Maurus”. Dla mnie brzmi ładnie. Obraźliwie brzmi „czarnuch”, a nie „Murzyn”. Obraźliwe dla mnie są plakaty naszych „patriotów”, w stylu „Europa dla białych”, czy wypowiedzi, typu „Czarny Polakiem być nie może”. No ale jak się grzebie w języku, a dozwala rasistowskie konteksty i ich rozwój, i ich bezkarną wrzaskliwość, to ręce opadają, a tymczasem język robi się sztuczny i durny, i taki sam poprawnościowy staje się nastrój u nadgorliwców, robiących z języka sklep z podróbkami, a to nie rozwój. Dochodzi do tego, że niepoprawna politycznie jest fraza z Agaty Christi o „czterech małych Murzynkach, no i trzeba pisarkę poprawiać. I nie tylko ją. Jak czegoś się nie powstrzymuje, to to idzie i idzie, aż zamienia się w swoje przeciwieństwo – taki mechanizm.
Ja się nie godzę na to, aby w Internecie czy innych mediach skrajnie prawicowe redakcje określały siebie patriotycznymi i niezależnymi, i niepoprawnymi politycznie w rozumieniu: wolne (idą i idą, aż się zamieniają w przeciwieństwo). To archaiczna autokreacja: a my jesteśmy przeciw dotychczasowej poprawności politycznej i będziemy nacjonalistyczni i rasistowscy, bo nam dotychczas poprawni politycznie zamykali usta, i to my jesteśmy patriotami, a wy nie, a wy to sami zdrajcy. Słusznie wam zamykano usta. Nie jesteście ani niepoprawni politycznie, ani rozumni, ani wolni, a już na pewno nie patriotyczni. Jesteście szowinistyczni i rasistowscy, bo przedpotopowo nacjonalistyczni. Takie media płodzą solidny zbiór zdań przeciw „lewackiej poprawności politycznej” i w ogóle przeciw „lewakom”. Nie wiem, kto to są ci „lewacy”. Używanie słowa „lewacy” w formie wyzwiska, ale na ślepo, jest nieporozumieniem, skierowanym do nikogo i nieniosącym żadnego znaczenia.
Gdyby poprawność polityczna szła w parze z wewnętrzną przemianą człowieka, z odrzuceniem nacjonalizmu, rasizmu, szowinizmu, z naszym głębokim przekonaniem, że musimy zmierzać ku Dobru, to nie ucierpiałby język, to „Murzynom” i „Cyganom” nie towarzyszyłby pogardliwy rasistowski kontekst, i te piękne słowa żyłyby wolne w naszym języku. Nie obarczalibyśmy zbiorowo ani Cyganów, ani Murzynów za jakiegoś jednego czy kilku bandytów, czy złodziei z ich społeczności, tylko w zgodzie z prawem karalibyśmy bandytów, a nie zbiorowo narodowość. Nie wołalibyśmy emocjonalnie, że Polska jest dla białej rasy. Małżeństwa mieszane były, są i będą. Rasy mieszać się będą. Według rasistowskiej logiki Puszkin był czarny. Ano był. Lubię utwory tego czarnego. I staje się przez to sama podwójnie niepoprawna, bo lubię utwory Rosjanina, a do tego czarnego?
Poprawność polityczna nie stworzyła nam lepszego człowieka, tak samo, jak nie stworzył go komunizm. Nie zmieniła rasisty w dobrego wrażliwego człowieka, z tolerancją dla kulturowej i kulturotwórczej odmienności jego sąsiadów. Bo ona nie jest refleksyjna. Zatem niepoprawnością polityczną na razie jest refleksyjność na różne tematy, a nie nacjonalizm, również bezrefleksyjny, a w dodatku wyłącznie emocjonalny, tożsamy z brakiem panowania nad popędami.
Jakoś tak to się wszystko układa, że niepoprawność polityczna ma być Dobrem, ale w wykonaniu skrajnych prawicowców, a więc nie jest Dobrem, bo jeśli rasizm, nacjonalizm, szowinizm ma być tu Dobrem, ponieważ występuje przeciw poprawności politycznej, jakoby wymyślonej przez bliżej nieznanych „lewaków”, a więc promuje siebie, to co to jest? Jakie Dobro?
Rozum musi trzymać się linii generalnej. Ani machinalna polityczna poprawność, ani nacjonalistyczna polityczna niepoprawność nie należy do rozumnej linii generalnej. Więc co? A to, że należy chcieć być dobrym rozumnym, wrażliwym człowiekiem lub nim już być, albo chociaż bardzo się starać być takim. Dla takiego człowieka nacjonalizm, rasizm, szowinizm to powód do wstydu i świadczy o upadku człowieka. To jest linia generalna. Jeśli ty kogoś zwyzywasz z pogardą za nic, na przykład za pochodzenie, za innowierczość, to ten ktoś tak wyzwie ciebie, natychmiast czy po jakimś czasie, albo dostaniesz w końcu w mordę, albo i gorzej – zostaniesz pobity albo i zabity. Spirala przemocy, nakręcana przez nacjonalistów, nie ma końca.
Linią generalną nie jest to, co skłóca i powoduje wojny lub stan nieustającej wojny domowej. Linia generalna nie skłóca. Powtórzę z modyfikacją: narzucana przez medialnych ludzi poprawność polityczna nie stwarza dobrego człowieka, bo on sam tego musi chcieć – to przecież proste jak drut. Ale to nie powód, aby za niepoprawnych politycznie uważali się nacjonaliści, wraz z całym dobrodziejstwem ich inwentarza – rasizmem, szowinizmem, to jest aby to, co sobą reprezentują, uważali za dobry młot na dotychczasową poprawność polityczną. Nie tędy droga.
W Rosji patriotycznie uniesieni politycy przepchnęli ustawę (chyba w 2014) podobną do naszej z IPN: ktokolwiek cos wspomni o pakcie Ribbentrop-Mołotow, to wyląduje na pięć lat w kolonii, czyli łagrze. Słowem o Rosji należy mówić tylko we wzniosłym tonie i chwalić bohaterów II wojny światowej, i nic nie mówić o ówczesnym rozbiorze Polski. Taki ma być przepych neopatriotyzmu. Tak to nazywam: neopatriotyzm. Trzeba mówić o bohaterstwie i tylko o bohaterstwie, a ni o rozbiorach, gwałtach, dezercji i ponad milionowej rzeszy Rosjan w Wehrmachcie. Ma to być wychowanie patriotyczne. Uważajemyje gospoda, to nie jest patriotyzm. To robienie się na rajskich aniołków. A tak u ludzi nie ma, żeby wszyscy byli rajskimi aniołkami. Owszem, rosyjscy żołnierze byli bohaterami, ale też masowymi gwałcicielami, bo Stalin dozwalał i wojenne gwałty promował (mówiąc językiem dzisiejszym). Wywoził obywateli Polski? Wywoził. Białorusinów naszych też wywoził. Dojrzałe narody umieją uporać się z własnymi zbrodniami i dopiero wtedy są szanowane. I dopiero wtedy tworzą wybitną wielką literaturę, sztukę, a nie słuszne anielskoróbcze propagandówki. A jak wy to chcecie ścigać, te „zbrodnię” mówienia o pakcie Ribbentrop-Mołotow? Po całym świecie?
U patriotycznych ludzi kwitnie kultura, gospodarka, nauka, filozofia, wolnomyślicielstwo. Tak. Wolnomyślicielstwo. Już Erazm z Rotterdamu śmiało pytał Europejczyków: „Dlaczego wiek cały schodzi nam na studiowaniu zasad zwalczających się wzajemnie poglądów ludzkich?” Ano tak. Nawet w 21 wieku, zamiast używać rozumu i rozwijać myśl, studiujemy „zwalczające się wzajemnie poglądy ludzkie”. Co za żenada dla wizerunku ojczyzny! Patriotyzm to wybitna literatura, ale i rzeczowa rozmowa, a nie produkt zastępczy, jak u nas w tych obu razach. Patriotyzm w gębie? Wolne żarty. To każdy dureń potrafi. Komuś się jakaś partia nie podoba, będąca akurat przy państwowym korycie, i przez to ten ktoś nie jest patriotą? Ależ partia to sprawa sezonowa, chyba że mamy dyktaturę jednej partii i wleczemy te partię po ojczyźnie przez pół wieku, albo i dłużej, choć ona już mocno połatana byle kim i bardzo brudna. To co jest patriotyzmem? Krytyka złych spraw w ojczyźnie, głupich rządów, mizoginii, i nacjonalizmu. Tak. Nacjonalizmu i mizoginii. Nacjonalizm jest niezmiennie mizoginiczny, bo stworzył go dziewiętnastowieczny patriarchalizm, kiedy kobiety żyły w opresji i nawet wynalazki musiały cedować na mężczyznę, męża czy brata. Bez takiej krytyki patriotyzm nie istnieje w żadnej ojczyźnie. Patriotyzm łączy wszystkich obywateli, a nie rozbija na swoich i obcych, biorąc wzgląd wyłącznie etniczny czy swiatopogląd. Patriotyzm to obywatelskość, to znaczy najpierw człowieczeństwo, potem etniczność, a nie odwrotnie, bo inaczej dojdzie do niedemokratycznej sytuacji panowania nadludzi nad podludźmi, do których natychmiast zaliczane będą wszystkie mniejszości, z tym, że słowo „podczłowiek” będzie zastępowane jakimś milszym, na przykład słowem „gość”. Mniejszości, żyjące tu w danym państwie, od wieków, nagle okażą się „gośćmi” i do nich będzie kierowany wrzask: wynocha, jak ci się nie podoba. Nie podoba mi się taki wrzask, mości panowie nacjonaliści, i wy mi się nie podobacie. Wietrzycie obcego w Miłoszu, bo mówił, że jest obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego, i obcą widzicie w Szymborskiej, bo może Żydówka, a na pewno komunistka. Patriota zawsze i wszędzie cieszy się z Noblistów swojej ojczyzny, mości panowie nacjonaliści. Patriota zawsze nobilituje wybitną twórczość w swojej ojczyźnie, niezależnie od tego, czy tę twórczość uprawia ktoś o pochodzeniu żydowskim czy białoruskim, czy jakimś innym tatarskim albo ukraińskim, jak to bywa w ojczyźnie wielonarodowej lub jeszcze wczoraj będącej wielonarodową, jak nasza. Zresztą nadal jest wielonarodowa i wielowyznaniowa. Udawanie ślepoty na nic w tej sprawie, bo mniejszości poczuły się ludźmi i jest to nieodwracalne.
Patriota to ten, który rozsławia swoja ojczyznę, bo uprawia wybitną twórczość, a jeśli sam nie jest twórcą, to rozsławia taką czyjąś. To samo dotyczy wynalazków naukowych.
Rafał Prostak (na stronie Znaku) w szkicu o patriotyzmie przytacza zdanie Maurizio Virolego na ten temat. Maurizio widzi dwa rodzaje patriotyzmu: liberalny i nacjonalistyczny i uważa, że patriotyzm ma postać wyłącznie liberalną, zaś ten drugi, nacjonalistyczny, nazywa patriotyzmem pasji, a inaczej mówiąc – jest to słomiany ogień i wygasa z chwilą, kiedy jego wyznawca znajdzie lepszą ojczyznę, gdzie nie gnębią za pochodzenie i uspakajają nastroje nacjonalistyczne jako już niegodne cywilizowanego człowieka, archaiczne i powodujące wzrost przemocy, a także duchowe otępienie, bo naszego ducha napełnia wieczne poszukiwanie w kimś Żyda, albo zwalanie na Żydów naszych niepowodzeń, i zaraz widzimy „biednego Hitlera”, któremu Żydzi uniemożliwi karierę artysty. Widziałam obrazy Hitlera i nie świadczą one o wielkim talencie – świadczą o przeciętnym. W takiej nowej ojczyźnie zwykle lepiej płacą za naszą pracę, a więc nasz nacjonalista szybko porzuci swój nacjonalizm i zacznie pracować dla nowej ojczyzny, która pracę ceni. Odtąd będzie miał dwie ojczyzny. Nie powie złego słowa o drugiej ojczyźnie, a o porzuconej z reguły będzie wyrażał się źle, bo była źle urządzona i zmusiła go do emigracji. Nasłuchałam się takich opinii od byłych nacjonalistycznych patriotów. Byli tylko mocni w gębie w starej ojczyźnie. Nowa ojczyzna, jeśli demokratyczna, wymusza jednak bycie osobą ludzką, a nie jedynie nacjonalistycznie etniczną. Jeśli nową ojczyzną stanie się Ameryka, to będzie to jedyna ojczyzna. Przybysz będzie jej gorącym patriotą, ale jeśli był nacjonalistą w starej ojczyźnie, to będzie na nią stamtąd rozsiewał swój stary nacjonalizm, tłumacząc, że pozostał patriotą byłej ojczyzny. Jednak miłość wygnańców do starej ojczyzny często przybiera postać miłości bezwarunkowej. To tęsknota za ojczyzną, do stron ojczystych, nostalgia jak za młodością i dzieciństwem w ojczyźnie, jak u Mickiewicza czy Szopena. To tęsknota za podwórkiem, ogrodem, piosenką ludową i wiśnią. Za miastem i jego cudnymi zakątkami. Za cmentarzem z bliskimi.
Maurizio mówi o dwóch rodzajach miłości patriotycznej: miłość dobroczynną i wielkoduszną, charakterystyczną dla patriotyzmu liberalnego, i drugą, będącą bezwarunkowa lojalnością i ekskluzywnym przywiązaniem. Podstawową wartością pierwszej jest republika i wolność, zaś dla nacjonalistów, dla tej drugiej miłości, podstawową wartością jest duchowa i kulturowa jedność narodu, a więc dominacja jednej grupy etnicznej, a co za tym idzie niechęć do mniejszości i ich ucisk, czyli gnębienie za pochodzenie. Pierwsza miłość jest refleksyjna, druga – wyłącznie emocjonalna.
Dodam: żadnego rodzaju miłości nie można na człowieku wymóc. Albo się ona rodzi, albo nie. A tak zwane wychowanie patriotyczne w szkołach, czyli indoktrynowane wymuszanie miłości do ojczyzny, rodzi odwrotne skutki: ucieczkę, niechęć, śmiech, pogardę, podobnie jak wymuszanie wiary skutkuje buntem w postaci nieodwracalnego ateizmu. Takiemu wymuszaniu miłości do ojczyzny zwykle towarzyszy przymuszanie uczniów do czytania kiepskich wierszyków, patriotycznych z nazwy, a wywołujących szczery śmiech już u dwunastolatków.
Rafał Prostak bierze na warsztat patriotyzm amerykański. Pisze, że w Ameryce formuła „narodu” uniezależniła się od identyfikacji etnicznej. Tam się kocha dobrze urządzone społeczeństwo i dobry rząd. Jeśli obywatel widzi, że państwo jest źle rządzone, natychmiast buntuje się. Buntują się media, uczelnie i zwykli ludzie. Obywatele Ameryki cenią to, co legło u podstaw tworzenia państwa, i tego dotyczy tam patriotyzm. Słowem kocha się to, co legło u podstaw, a co jednym zdaniem sformułował Thomas Jefferson: „Nic nie jest niezmienne prócz przyrodzonych i niezbywalnych praw człowieka”.
A co leży u podstaw naszego nacjonalistycznego neopatriotyzmu? No co? Ośle ławki z przedwojnia dla Żydów, Żydzi to parchy i won do Izraela? Co u nas legło u podstaw? Rajs Bury, nasz bohater, bo zabijał kacapów, niemowlęta kacapów, matki kacapów, i kacapy won do Łukaszenki? I w ogóle trzeba kacapów gdzieś wywieźć? Może to PO legło u podstaw i trzeba teraz wołać, że to zdrajcy, wsadzać do więzień, bo to sami złodzieje, bandyci i jeszcze raz zdrajcy, i na wieki wieków zdrajcy? I won z babami, z ich feminizmem, gender i wsiaką żeńską swobodą? Baby milczeć i do garów? Wolności babom się zachciało. Owszem. Zachciało i jest to nieodwracalne.
Patriota stoi na straży praw człowieka w swojej ojczyźnie, a prawa człowieka to również prawa kobiet i musi to być nieodwracalne – musi! Nacjonalizm, rasizm – to przecież kompromituje ojczyznę.
Ustawa IPN. Potrzebna była? Nie wiem. Natomiast wiem i widzę to, co sprowokowała, a sprowokowała wybuch antysemickiego (i nie tylko) szowinizmu i zagraniczną wrzawę. Czy Izraelczycy tak emocjonalnie negatywnie na nią zareagowali, bo była niepotrzebna i zła? Niezupełnie. Nasze media zafałszowały sprawę. Reakcje Żydów z Izraela wywołała nie tyle sama ustawa, co to wszystko, co się po niej rozpętało w naszej telewizji i gazetach. A co to takiego było, co się rozpętało? A było tak, że dwóch kolegów z mego warszawskiego oddziału SPP naśmiewało się drwiąco z ofiar Auschwitz. Z tych drwin wynikało, że to Żydzi sami sobie zorganizowali „żydowskie obozy śmierci”, sami powołali sonderkomando i sami ochoczo wrzucali Żydów do krematorium. Sami winni są swojej zagłady. Już wcześniej ci dwa koledzy po piórze urządzali takie telewizyjne i pozatelewizyjne drwiny, aż inny kolega, profesor, wystąpił z tego powodu z SPP. Czy SPP może się rozpaść? Ano może. Jeśli taki słuszny duch szowinizmu weźmie górę, to się rozpadnie. W Izraelu z przerażeniem oglądano rzeczoną audycję telewizyjną. To już nie te czasy, że audycje telewizyjne nie przedostają się poza granice państwa i są wewnętrzną sprawą danego państwa. Przedostaje się dosłownie wszystko, i to, co dobre, budujące, ale i to, co ośmiela rasistę, zamierzchłego nacjonalistę (z 19 wieku), a więc to wszystko, co jest, było i będzie żenujące u rozumnych ludzi. Nie ma już spraw jedynie wewnętrznych.
W propagandówce u Sołowjowa nasz Jakub Korejba krzyczał: Podajcie mi nazwiska tych dwóch, a ja przysięgam że osobiście podam ich do sądu i wylądują w więzieniu.
Ależ Jakubie, ci dwaj byli i są prawdziwi, wcale niewydumani przez rosyjską propagandę czy Sołowjowa, i ich nazwiska są tak znane, i ta audycja jest tak już znana, że nawet ja tu tych nazwisk przytaczać nie muszę. Nie tylko Izraelczycy, ja też jestem wstrząśnięta taką audycją w publicznej telewizji. Ten i ów polityk pieprzy, że rasizm czy szowinizm to w Polsce margines marginesu. W takim razie nasza publiczna telewizja to margines marginesu. Dobrze, że podaliście mi ten trop.
Przeraża mnie to, że ci dwaj szowiniści koledzy po piórze, relatywizujący status ofiary z Auschwitz, sami są na naziolskiej liście „Żydów o zmienionych nazwiskach” (na jednej z list, a jest ich mnóstwo) jako „polonofobi i kanalie”. Napisałam o tym na FB, zadając podstawowe w tej sytuacji pytanie: czyja to taka fajna zabawa, panowie? Odpowiedzi się nie doczekałam, ale potem widziałam zdumienie osób, które siebie odkryły na tej naziolskiej liście z żydowskim nazwiskiem, o którym nie mieli pojęcia, że takie przedtem mieli.
Tamara Bołdak-Janowska