Upublicznione 11 kwietnia wstępne wyniki ostatniego spisu powszechnego odnośnie deklaracji narodowościowych ludności w Polsce pokazały, że w ciągu dziesięciu lat liczba osób z narodową tożsamością białoruską znacznie wzrosła. To dla nas oczywiście dobra wiadomość, choć budzi pytania i niejasności.
Główny Urząd Statystyczny przeprowadził ten spis w 2021 r. Po podliczeniu danych okazało się, że narodowość białoruską jako pierwszą wskazało 41,9 tys. osób, a jako drugą 12,4 tys., czyli łącznie 54,3 tys. Jest to znaczny wzrost od poprzedniego spisu w 2011 r., kiedy ta liczba wyniosła 47 tys.
Zważywszy na ogólnie znane problemy z zachowaniem tożsamości białoruskiej na Podlasiu od razu nasuwa się myśl, że o wyższym wyniku zdecydowały deklaracje Białorusinów zza wschodniej granicy. Nie jest to jednak takie oczywiste.
W Polsce mieszka obecnie ponad 50 tys. obywateli Białorusi, ale jedna trzecia z nich, a może i więcej przybyła po spisie, kiedy w połowie 2021 r. nasiliły się w ich kraju represje polityczne. Bardzo wielu legitymuje się przy tym Kartą Polaka, czyli dokumentem stwierdzającym przynależność do narodu polskiego. Dlatego tacy w spisie deklarowali prawdopodobnie narodowość polską, a nie białoruską.
Przedstawiciele diaspory, uznając że skoro nie są obywatelami Polski, nie mieszkają tu na stałe lub nie mając jeszcze do końca zalegalizowanego pobytu, często w spisie nie brali udziału. Zapewne też informacja o nim do wielu z nich po prostu nie dotarła.
Niektórzy oczywiście wypełnili formularz spisowy i jakaś część z nich podała z pewnością narodowość białoruską. Aby oszacować, ile w rzeczywistości takich osób było, potrzebne są dokładniejsze analizy.
Bardziej szczegółowe dane w kwestii narodowości GUS ma przekazać pod koniec roku. Ale podane w kwietniu wstępne informacje tak czy inaczej nas podbudowują. Ci co, powołując się na zniżkową tendencję poprzednich spisów w 2001 i 2011 r. wieszczyli podlaskim Białorusinom rychły koniec, okazuje się z takimi ocenami mocno się pośpieszyli. Tak jak kojarzony z naszą mniejszością poseł Eugeniusz Czykwin, który kilka lat temu powołując się na dane spisowe domagał się nawet interwencjonalizmu państwowego, co w obecnych czasach wydaje się nieco absurdalne. Bo problemem jest przede wszystkim wciąż niepełna świadomość narodowościowa w regionie, szczególnie wśród prawosławnych.
Nieprzerwana na Podlasiu duża aktywność organizacji białoruskich, mnogość ich imprez, przedsięwzięć i inicjatyw oraz media („Niwa”, „Czasopis”, audycje w radiu i telewizji) z pewnością powstrzymują niekorzystne procesy asymilacyjno-polonizacyjne. W ostatnich latach wielką rolę odgrywa w tym też Internet. Na Facebooku białostocko-podlaska białoruskość jest cały czas mocno widoczna, zamilkły natomiast niegdyś tak liczne głosy odcinających się od białoruskości tzw. „prawosławnych Polaków”.
Na wyniki spisu z pewnością pozytywnie wpłynęła przeprowadzona akcja uświadamiająca w naszym środowisku, jak też podniesienie w przestrzeni medialnej statusu języka podlaskiego czy mowy prostej jako komponentów nie kolidujących z tożsamością białoruską, a wręcz odwrotnie. Groźba jej utraty jednak nie minęła. Na tym polu jest jeszcze wiele do zrobienia.
Niestety spis pokazał także zniżkowe tendencje. O ile dziesięć lat wcześniej język białoruski jako domowy podało 26 tys. osób, to ostatnio już tylko 19 tys., choć ogólna liczba białoruskich identyfikacji wzrosła. Mamy zatem do czynienia z poszerzającym się kręgiem świadomych Białorusinów, ale wyłącznie polskojęzycznych.
Jerzy Chmielewski