U majom Vostravie stajić cišyna. Ludziej tut tak mało, što navat na Kolady nie vidno śviata. A zrešty, pravia ŭ každaj chaci, u jakoj jašče chtoś dychaje, papraŭdzie śviato každy dzień, bo bez raboty. Ali kaladavać daŭno ŭže nima tut kamu. Sorak let tamu i raniej, u 70-tyja leta, mnie i majim ravieśnikam pryšłosa być adnymi z astatnich wastraŭskich kaladoŭščykaŭ.
Ja byŭ tedy vučniam siomaj albo vośmaj klasy padstavowaj škoły ŭ Vostravie. Uže na pačatku grudnia z kalehami pačali my pryhataŭlacca da kaladavannia. Pryšoŭšy sa škoły spiarša bralisa za ramont šopki, jakaja ad papiaredniach Kalad u kahości lažała na hare ŭ chaci. U minie na hare była jašče i gviazda, ali ŭže tak razvalena, što adnaŭlać jaje ni było sensu. Zrabiŭ jaje jašče mój dziadźko, brat baćka. Značyć raniej u nas kaladavali z gviazdaj – tak jak piravažna ŭsie ruskija-pravasłaŭnyja. Bo katoliki, jakija toža žyli i ŭ našaj vioscy, chadzili tylko z šopkaju. Ali takaja ichniaja tradycyja i nam nie była čužaja. šopki, dumaju, pajavilisa ŭ nas pierad viakami, za uniji. Zreszty, tak jak i kaladki.
Našu šopku treba było adnova vykleić kalarovaj papieraj-bibułaj, bo ŭščent zjeli jaje myšy. Prynadziła jich muka, z jakoj byŭ klej. Ikonki na ščaście nie čapili, tylko žmieniu śviežaha siena treba było pryniaści sa stadoły. My pastanavili iści z ducham času i zamiest śviečkaŭ ustavili centry i žarovački z batarejki.
Kali ŭže šopka była hatova, pačali my vučycca śpiavać. Niekatoryja z nas kaladavali ŭže raniej i trochi pomniali kaladki, jakija rok tamu śpiavali (jany tak i pieradavalisia z pakalenia na pakalenia). Pomniu vybrali my dvie – „Nova radaść stała” i daŭžejšuju „Nynie Adamie”. Śpiarsza spisali na kartkach słovy, jakija treba było napamiać navučycca. Padyktavała nam jich mama Słaŭka, u jakoha ŭ chaci vučylisia my śpiavać. Pra što śpiavajem, razumieli my piataje-praz-dziesiataje. Našy baćkie toža nie zavielmi ŭ hetym razbiralisa. Ale kaladki i tak usim vielmi padabalisa. Uvodzili ŭ nisamavity, jak cipier kažŭć, trans.
Katoliki ŭ Vostravie pierastali kaladavać raniej czym my – pravasłaŭnyja. Ali ja trochi ich pomniu. Jany na svaje śviato śpiavali, viadomo, polskija kaladki, jak „Wśród nocnej ciszy” czy „Przybieżeli do Betlejem”. Nam – pravasłaŭnym dzieciam i na polskaje śviato cikava było pahladzieć na kalarovuju šopku na hulicy. Ali znajszoŭso pasiarod nas mały „šavinist” Lonik, jaki z-za vuhła ŭziaŭ i abstralaŭ tuju šopku z rahatki. Žulikam nie pierastaŭ jon być navat jak vyras. Rabiŭ jon trachtarystam u pegieery ŭ Krynkach i z časam raspiŭso. Adnaho leta viečaram varočaŭso trachtaram pjany z raboty i jak na toje papjanamu ŭjechaŭ u katalicki kryž, jaki stajaŭ razam z pravasłaŭnym pasiaredzinie našaj vioski. I choć napeŭno naŭmysna hetaha nie zrabiŭ, z taho času kryžy stajać asobno. Katoliki svoj pieraniaśli na druhi bok hulicy. A Lonik potym zapiŭso na śmierć.
Treba skazać, što ŭ Wostravie svaraŭ miž pravasłaŭnymi i katolikami z pryčyny relihiji nigdy nie było. Nichto ni zvaročvaŭ uwagi, što adny chodziać da cerkvy, a druhija da kaścioła. Usie pry tym havaryli miž saboju adnym jazykom – paprostu. Pomniu, što mój na paru let starejšy kalega katolik Mirak kaladavaŭ spačatku na svajo śviata, a potym na pravasłaŭnaje.
U nas doŭho kaladavali tylko chłopcy, dziaŭčaty nie. Ali každamu zvyčaju prychodzić kaniec. Hetu tradycyju parvali maje kalažanki, Jola i Mircia, jakija paprasili nas, kab dałučycca. I my rok czy dva kaladavali ŭže razam.
Toj zimy, jak stroili my šopku i vučylisa śpiavać, dziaŭčat z nami jašče nie było. Zatoje dałučyłaso da nas dwoch kalehaŭ z susiedniaha Novaha Vostrava. Pieršy badaj raz u historyi paszli my kaladavać na dvie vioski.
Na pieršy dzień Kalad, jak tolki pačało ciamnieć, mahła być hadzina trecia, pačali my z kanca vioski kaladavać. Prymali nas pravia ŭ každaj chaci. Pačynaŭ zaŭša ja:
Haspadar, haspadynia,
Pazvolcia zakaladavać,
Chrysta prasłavić,
Vaš dom razviesialić,
Nam i vam viasiołym być!
Śpiavać?
„– Śpiavajcia, śpiavajcia…”.
Nu i my hasili światło, šopku stavili na taburetku i šparyli kaladki, pieravažna dvie. Najčaściej ŭ chatach byli ludzi, za stałom sidzieli navat hości. Adzin z nas mieŭ miašočak, u jaki zbiraŭ hroszy. Vieruška, vielmi nabožnaja kabieta, jakaja sama ŭ chaci žyła pasiaredzinie vioski, pomniu, dała nam butelku svojskaha vina z čyrvonych parečak. Kab vypili, jak skončym kaladavać.
My pierajšli z šopkaj usiu našu viosku i padalisa na klabaniju. Zakaladavali baciušcy z matuškaj (pachvaliła nas: „Kakaja u vas priekrasnaja šopka!) i padalisa na Novu Viosku (u Novy Vostraŭ). Tam było ŭže mienš chataŭ, spravilisa chučej. Śpiavali nie dvie a adnu kaladku, spiašali. Tylko adzin padpity haspadar prytrymaŭ nas daŭžej, paprasiŭ zaśpiavać jaszcze druhuju. Była heta „Nynie Adamie”, doŭhaja i nialohkaja kaladka. šparyli my jaje jak umieli, ale tylko ja adzin daciahnuŭ słovy da kanca. Kalehi zabylisa słoŭ, śpiavali za mnoju tylko toje, što paŭtarałaso, a na kaniec całkam, jak dziś kažuć, wymiękli…
Była ŭže dziesiata hadzina, kali ŭrešcie skončyli my kaladavać. U chaci kalehi ŭ Novaj Vioscy paličyli my hrošy, padzialili každamu pa roŭno. Vyšło nimało. Z radaści vypili Vieruški vino i viarnulisa da chaty. Heto byŭ pieršy alkahol u maim žyćci. Choć niašmat vypiŭ, ale vino musiało być niasłaboje. U chatu ŭvajszoŭ ja ŭže „viasioły”. Baćkie adrazu paznali, što ja padpity, ale tylko razśmiajalisa.
Nazaŭtra pa ŭsioj vioscy razyšłoso, jak heto Vieruška kaladoŭščykaŭ vinam spaiła…
Jurak Chmialeŭski