22 lutego Gminne Centrum Kultury w Gródku zaprosiło mnie na jubileusz 25-lecia miesięcznika Wiadomości Gródeckie – Haradockija Nawiny. Byłem szczególnym gościem uroczystości jako jego były redaktor naczelny. Funkcję tę pełniłem okrągłe dwadzieścia lat, od momentu powstania pisma do zimy 2015 r.
Jadąc do Gródka wspominałem sympatyczny benefis z okazji 15-lecia WG-HN, który zorganizowałem w maju 2011 r. jako ówczesny dyrektor tamtejszego domu kultury. Jubileusz był wtedy nieco spóźniony ze względu na wcześniejszy kompleksowy remont obiektu, ale nastał w końcu czas i miejsce, aby nadać mu należną rangę. Prowadząc ze sceny imprezę miałem przy sobie skórzaną teczkę, z której po kolei wyjmowałem przedmioty i materiały charakteryzujące dotychczasowy okres pracy przy gródeckiej gazecie. Tamte eksponaty – jak kasetowy dyktafon czy swój pierwszy komórkowy telefon – „cegłę” Centertela – jako osobiste pamiątki przechowuję zresztą do dziś. Z teczki wyjąłem najpierw pierwszy numer pisma, które dało początek WG-HN, czyli Hołasu Haradka, wydawanego przez Leona Tarasewicza przed wyborami samorządowymi w 1990 r. Tym samym wywołałem mistrza „do tablicy”, przedstawiając go jako „awans dekady – z redaktora na profesora”. To Leon bowiem czynił przez pięć lat usilne starania o powołanie w Gródku własnej gazety. Kiedy w końcu się to udało, niezwykle mocno zaangażował się w jej wydawanie. Zaprojektował szatę graficzną, dbał o zdjęcia i ilustracje. Pisał też artykuły (po białorusku), przede wszystkim o historii Gródka, począwszy od biogramów jego założycieli i pierwszych właścicieli z rodu Chodkiewiczów. Pierwsze trzy lata robiliśmy gazetę praktycznie we dwójkę. Przez cały miesiąc zbieraliśmy materiały i jeden wieczór poświęcaliśmy na składanie numeru. Potem Leon odszedł z gazety, skoncentrował się na pracy artystycznej, zaczął prowadzić zajęcia ze studentami Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie uzyskał tytuł profesora (stąd mój żart ze sceny).
Wtedy, na jubileuszu 15-lecia, Leon Tarasewicz, wspominając początki WG-HN, powiedział, że były to czasy romantyczne. Ja dodałbym jeszcze, że również pionierskie. Wprawdzie w połowie lat dziewięćdziesiątych gazety lokalne pojawiły się niemal w każdej gminie, ale przeważnie były to półurzędowe biuletyny, rozdawane bezpłatnie skromne i nieporadne broszury. Na ich tle gródecka gazeta stała się ewenementem. Wyróżniał ją nie tylko dwujęzyczny tytuł, ale przede wszystkim niebanalna szata graficzna i profesjonalizm wydawniczy. Była za to wielokrotnie nagradzana w konkursach dla prasy lokalnej na szczeblu wojewódzkim i ogólnopolskim.
Redagowanie WG-HN, szczególnie w początkowym okresie, wspominam dziś jak wielką przygodę dziennikarską, choć miałem już trochę doświadczenia, bo od 1990 r. pracowałem w Czasopisie. Redagując dwadzieścia lat gródecką gazetę, łącząc na koniec przez sześć lat te obowiązki z funkcją dyrektora domu kultury, przeszedłem jednocześnie solidną szkołę samorządu gminnego. Pilnowałem, aby ta tematyka w piśmie jednak nie dominowała, przykładając wielką wagę do miejscowej historii i kultury, opartej o silnie zakorzenioną w gminie białoruskość. Napotykało to pewne opory. Pojawiały się na przykład postulaty, aby artykuły pisane po białorusku były publikowane jednocześnie w przekładzie na język polski. Z czasem to umilkło i czytelnicy oswoili się z taką formułą pisma. Tekstów w języku białoruskim potem w gazecie prawie nie było, chyba że sam je pisałem. Dziś po tamtej formule w zasadzie pozostał już tylko dwujęzyczny tytuł na okładce.
Mimo to gródecka gazeta nadal jest niezwykle ważna dla gminy i jej mieszkańców. Na jubileusz 25-lecia przybyli dawni i obecni współpracownicy, lokalni notable oraz niemałe grono czytelników. Oprócz kurtuazyjnych podziękowań i gratulacji z ich ust padały także słowa szczerej wdzięczności za wielki wkład gazety w kultywowanie i rozwój tutejszej kultury i białoruskiej tożsamości. Podkreślano też ważną rolę pisma w życiu samorządowym gminy.
Lutowy benefis był równie uroczysty jak poprzedni, który zorganizowałem w 2011 r. Brakowało trochę jednak Leona Tarasewicza, który zawsze jest duszą towarzystwa, ale w tym czasie przebywał za granicą. Dlatego tym razem sam starałem się rozładować podniosły nastrój uroczystości. Poproszony o garść wspomnień i refleksji opowiedziałem o kilku zabawnych sytuacjach z życia redakcji w początkowych latach ukazywania się miesięcznika. Nie było wtedy jeszcze aparatów cyfrowych, Internetu. Leon robił zdjęcia, oddawał je do wywołania, później trzeba było je skanować. Składaliśmy numer, a ja zostawałem wtedy w urzędzie gminy do późna, nieraz do 22. Pewnego razu Leon w natłoku spraw zapomniał, że miał mnie odebrać, zaś wójt wychodząc włączył alarm. Dopiero po północy kolega przypomniał sobie o mnie i uwolnił z „twierdzy”.
Innym znw razem podczas jednej z wypraw reporterskich po gminie zawisem „maluchem” na sfatygowanym drewnianym mostku w Podzaukach. „Lonik, ratuj minie” – przestraszony nie na żarty, że się wywrócę, zacząłem przez uchyloną szybę wołać o pomoc jadącego za mną kolegę. Ale ten wyskoczył z auta i zaczął aparatem pstrykać mi zdjęcia. „O, heta to budzie tema da gazety” – powiedzia z umiechem…
Нягледзячы на ўвесь час малую колькасць беларускамоўных тэкстаў (апошнім часам такіх амаль няма) „Гарадоцкія навіны” былі і ёсць беларускім выданнем. Дакладней беларуска-польскім. Узнікненне такой арыгінальнай газеты прывярнула карэнную тут беларускую тоеснасць Гарадоччыны. Яе беларускае аблічча замацавалася ў вялікай ступені дзякуючы менавіта „Гарадоцкім навінам”.
Падчас лютаўскага юбілею аднак публічна па-беларуску амаль ніхто ўжо не загаварыў. Некаторых гледачоў-чытачоў гэта нават уразіла. Тым больш, што журналісты, якія абслугоўвалі імпрэзу ўсе былі з беларускіх рэдакцыяў (з Радыё Беласток, Радыё Рацыя, беластоцкага тэлебачання ды „Нівы”) і запісвалі матэрыял выключна па-беларуску. Прысутныя бачылі, што афіцыйныя асобы для іх выказваліся на тутэйшай мове, а не па-польску як са сцэны. Папярэдні войт Гарадка Яўген Семянюк (той самы, што зачыніў мяне ў будынку гміннай управы), які на канец коратка ўзяў голас, калі ўручылі яму на памятку юбілейны кубак, сказаў таксама пару слоў па-беларуску. Каб, як патлумачыў, быць у парадку да двухмоўнага загалоўка газеты.
Прагучала гэта крыху як закід у бок арганізатараў і самой газеты, што ў Гарадку прыгасае беларускасць. Такім несправядлівым ацэнкам рашучы адпор дала галоўная рэдактар Дарота Сульжык. Прыгожа на беларускай мове патлумачыла, што ў „Гарадоцкіх навінах” тэксты публікуюцца на такой мове, на якой пішуць аўтары. Тое, што штораз менш ёсць артыкулаў па-беларуску, гэта вынікае з аб’ектыўных прычынаў – паступаючай як усюды на Беласточчыне асіміляцыі і паланізацыі. Аднак беларускае слова тут яшчэ жыве. Рэдактарка запэўніла, што такія тэксты са старонак выдання цалкам не знікнуць.
Яўген Семянюк быўшы войтам, які даў урэшце разам з тагачаснымі раднымі згоду на выдаванне „Гарадоцкіх навінаў”, не праяўляў вялікага энтузіязму да такой двухмоўнай газеты. Напэўна мог больш зрабіць, таксама ў дачыненні да маёй асобы, у карысць культуры і беларускасці на Гарадоччыне. Аднак сам доўга меў даволі кволую беларускую свядомасць і дзякуючы менавіта гарадоцкай газеце з часам яе ў сябе разбудзіў.
Сапраўды, як паказваюць перапісы насельніцтва ў гміне Гарадок беларусамі пішуцца менш і менш жыхароў. Але яна і так больш беларуская чымсьці гміны, дзе такі паказчык значна вышэйшы. Вось у Орлі, дзе стаяць нават двухмоўныя дарожныя ўказальнікі, цяпер у публічнай прасторы ўсё ўжо амаль па-польску. У лютым у новым шыкоўным арлянскім доме культуры двойчы пры поўнай зале прэзентаваўся фільм „Зэнэк” пра караля музыкі дыска-пола, які родам адсюль з вёскі Грэдалі. Са сцэны па-свойму аднак ніхто нават не заікнуўся, хаця сам спявак Зянон Мартынюк карэнную мову добра ведае, а ў свой час спяваў нават па-беларуску. Дарэчы, у чэрвені выступіць ён як зорка на Свяце Гарадка. Думаю, калі б добра яго папрасіць, мог бы ў свой канцэрт уключыць адну-дзве песні па-беларуску.
Юрка Хмялеўскі
Галоўны рэдактар