Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    21. Samaabarona i śmierć Żyda Berszki (2)

    Savieckaje vojsko i pahraniczniki spaczatku ŭsich ludziej z hetych troch viosak vyvieźli za Śvisłacz na zborny punkt u Nieparożnicach. Zahadali im usio z saboju zabrać, szto tolko mahli ŭziać na furmanku. Pośle saviety mieli ich parassyłać dalej u Biełaruś. Raptam pryjszoŭ zahad, szto kali chto…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    8. Kuneć sielanki

    Nocami z pod ramion krzyżów na rozdrogach sypie się gwiazd błękitne próchno chmurki siedzą przed progiem w murawie to kule białego puchu dmuchawiec Księżyc idzie srebrne chusty prać świerszczyki świergocą w stogach czegóż się bać (Józef Czechowicz, „Na wsi”, 1927) Jak mniê diś dumajetsie, dekada… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Białowieski mistrz kierownicy

Jerzy Ławrysz za kierownicą (Fot. ze zbiorów autora)
Jerzy Ławrysz za kierownicą
(Fot. ze zbiorów autora)

Bardzo szybko odchodzi pamięć o ludziach, którzy jeszcze do niedawna byli pośród nas, z którymi wiązały nas różne nici – zawodowe, przyjacielskie, sąsiedzkie… Chodząc po cmentarzu w mojej rodzinnej Białowieży, przyglądam się tabliczkom na mogiłach i zdarza się, że z trudem już przypominam sobie niektórych zmarłych, choć swego czasu nasze „orbity” się przecinały. Zacierają się w pamięci nie tylko twarze tych ludzi, ale także szczegóły z ich życia, działalności. Odczuwam wówczas pewien dyskomfort psychiczny i budzi się we mnie niezgoda na ten postępujący proces zapominania. Uświadamiam sobie jednocześnie, że skoro ja, obcujący na co dzień z daną osobą, tracę ją ze swej pamięci, to czego można wymagać od następnych pokoleń, które jej w ogóle nie znały?

Na białowieskim cmentarzu jest sporo takich „anonimowych” mogił, z którymi nie łapię już „więzi”. A przecież pochowani w nich ludzie w mniejszym lub większym stopniu wpływali na ogólny obraz miejscowości, tworzyli warunki życia nie tylko dla siebie, ale także dla innych. Pozostawili po sobie dziedzictwo, z którego ja teraz korzystam. W pewnym sensie jestem ich spadkobiercą. A skoro korzystam z czyjegoś dorobku, to warto wiedzieć coś o spadkodawcach.

O ludziach najbardziej zasłużonych dla danej miejscowości przeważnie pozostają spisane wspomnienia, nekrologi. Wystarczy poszperać w odpowiednich źródłach, by czegoś się o nich dowiedzieć. O zwykłych mieszkańcach natomiast pozostaje z reguły tylko niepamięć, pomimo iż wielu spośród nich było osobami wartościowymi, utalentowanymi, o ciekawych życiorysach a stąd zasługującymi na upamiętnienie na stronicach lokalnej historii. W swej ponad półwiecznej pracy badawczej nad dziejami Białowieży sporo miejsca poświęcam na odzyskiwanie takich właśnie osób dla naszej wspólnej pamięci. Dzisiaj chcę przybliżyć czytelnikom osobę Jerzego Ławrysza – jednego z najbardziej znanych w Białowieży kierowców, przy tym człowieka o niebanalnej osobowości i ciekawym życiorysie. Jest po temu okazja – we wrześniu bieżącego roku mija pierwsza rocznica Jego śmierci!

Jerzy Ławrysz spędził za kółkiem całe swoje dorosłe życie. Polskę przemierzył wzdłuż i wszerz niezliczoną ilość razy. Nieobce mu były także liczne szlaki drogowe poza granicami naszego kraju. Swój fach znał doskonale. Potrafił usunąć każdą usterkę w pojeździe, wiedział, gdzie i co w nim „piszczy”. A przy tym był sympatycznym, uczynnym i otwartym na ludzi człowiekiem. Każdego witał przeważnie serdecznym uśmiechem. Lubił i potrafił doradzić nie tylko w sprawach fachowych, ale często także życiowych. Zawsze można było liczyć na jego bezinteresowną pomoc. Wielu traktowało go jak swego mentora.

Ojciec Jerzego (także Jerzy) pochodził ze wsi Nowosady w gminie Michałowo. Do Białowieży przyjechał w latach dwudziestych, za pracą. Tu poznał Irenę Dackiewicz, z którą się ożenił. Z tego związku 15 stycznia 1931 roku przyszedł na świat białowieski kierowca.

Nim wybuchła II wojna światowa, Jerzy zdążył ukończyć dwie klasy szkoły powszechnej. W czasie okupacji został wywieziony z rodziną za Brześć nad Bugiem. Po czterech miesiącach rodzina po kryjomu wróciła do Białowieży. Ojciec został furmanem u jednego z tutejszych leśniczych. Niestety, Niemcy dowiedzieli się o powrocie Ławryszów i ponownie ich wywieźli, tym razem do Białegostoku. Małżeństwo pracowało w fabryce. Ojciec zostawił syna u ciotki, aby pilnował kupionego wcześniej placu i drewna na budowę domu. Wrócili dopiero po wyzwoleniu.

Jerzy kontynuował naukę. W 1947 roku wstąpił do trzyletniego Gimnazjum Mechanicznego w Hajnówce, w którym zdobył zawód ślusarza. Pracę zawodową rozpoczął 22 listopada 1950 roku – został zatrudniony jako pomocnik kierowcy w Hajnowskim Przedsiębiorstwie Przemysłu Drzewnego. Zdążył przepracować prawie rok, gdy 14 listopada 1951 roku powołano go do odbycia zasadniczej służby wojskowej. W wojsku Jerzemu powierzono samochód. To była dobra szkoła nauki jazdy – wspominał po latach. Do domu powrócił przed Świętami Bożego Narodzenia w 1953 roku. W następnym roku podjął pracę w Przedsiębiorstwie Robót Kolejowych w Hajnówce. Nietrudno się domyślić, że w charakterze kierowcy samochodowego. Pracował tu niedługo – 8 grudnia tego samego roku zwolnił się i już 20 stycznia 1955 roku zatrudnił się jako kierowca w Nadleśnictwie Białowieża. Pracował w nim do 30 września 1961 roku. Następnego dnia został kierowcą w miejscowym Ośrodku Remontowo-Budowlanym. W ORB „jeździł” do 11 sierpnia 1965 roku. Dzień później otrzymał angaż kierowcy w Białowieskim Parku Narodowym. To było już ostatnie jego miejsce pracy. W Parku przepracował ponad trzydzieści lat. Na emeryturę przeszedł z dniem 29 lutego 1996 roku. Ze swoich fachem jednak się nie pożegnał. Jeszcze przez około 10 lat pomagał swemu synowi prowadzić firmę przewozową, obsługującą lokalny ruch turystyczny. Jeździł autobusem. Później już tylko swoim prywatnym fiatem cinquecento. Ciekawe, że przez ten bardzo długi okres nie spowodował ani jednej kolizji drogowej. Jego syn twierdzi, że nie pamięta, aby ojciec kiedykolwiek został ukarany mandatem. Trudno w to uwierzyć, ale tak było rzeczywiście.

Wielu starszych mieszkańców Białowieży zapamiętało Jerzego Ławrysza jako kierowcę parkowego autokaru, nazywanego powszechnie, z racji jego kształtu i koloru – „Ogórkiem”. Jazda tym wręcz kultowym dla BPN pojazdem należała do samych przyjemności. Autobus Parku był często wynajmowany przez zakłady pracy, instytucje, szkoły. Kierowca zawsze potrafił wytworzyć wśród pasażerów wspaniałą atmosferę, a także zainteresować ich mijanymi obiektami. Tak naprawdę, zamieniał się w tym czasie w pilota i przewodnika turystycznego. W obu tych funkcjach był wprost rewelacyjny!

Zdarzało się też Ławryszowi spojrzeć na pokonywane przez siebie trasy… z góry. 8 września 1975 roku wraz z przewodnikami PTTK odbył słynny lot nad Puszczą Białowieską samolotem AN-2 „Andromeda” z Aeroklubu Białostockiego. Na owe czasy było to niezwykłe wydarzenie.

W BPN Jerzy Ławrysz należał do najbardziej cenionych pracowników, o czym zaświadczają chociażby przyznawane mu nagrody i odznaczenia. Na przykład w 1982 roku otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi, a w dwa lata później Medal 40-lecia Polski Ludowej. Kierowca nie stronił też od pracy związkowej i społecznej. W 1983 roku został wybrany na członka Zarządu Niezależnego Samorządnego Związku Pracowników przy BPN, a pięć lat później uzyskał mandat radnego Gminnej Rady Narodowej w Białowieży na kadencję 1988-1994. Starał się wkładać maksimum wysiłku w rozwiązywanie najbardziej bolących spraw swojej miejscowości.

Białowieski kierowca był żonaty. Związek małżeński zawarł 20 kwietnia 1954 roku. Wybranką jego serca została Janina Wąsowska, pochodząca ze wsi Berest (pow. nowosądecki). Poznali się przy odbudowie Warszawy, w której uczestniczyli z ramienia swych zakładów pracy czy organizacji społecznych. Małżeństwo doczekało się syna – a jakże inaczej – kolejnego Jerzego, który także obrał fach kierowcy. W 2004 roku Ławryszowie obchodzili Złote, a w 2014 roku – Diamentowe Gody. Z tych okazji otrzymali medale „Za długoletnie pożycie małżeńskie”, przyznane im przez Prezydenta RP.

Jerzy Ławrysz odszedł 13 września 2018 roku. Miał 87 lat. Bezpośrednią przyczyną śmierci było poparzenie 80 proc. powierzchni ciała, powstałe w wyniku eksplozji piecyka gazowego w łazience. Trafił do Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej (woj. lubelskie), gdzie w śpiączce farmakologicznej spędził ostatnie dni swojego życia. 18 września spoczął na białowieskim cmentarzu. Do czasu nieszczęśliwego wypadku zachowywał dobrą kondycję fizyczną i umysłową.

Piotr Bajko

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • ў красавіку

    980 – у 1044 г. пачаў княжаньне ў Полацку Усяслаў Брачыслававіч, званы Чарадзеем. Яго славутая дзейнасьць была апісана ў паэме „Слова аб паходзе Ігаравым”. 920 – у 1104 г. адбыўся вялікі паход кааліцыі князёў Кіеўскай Русі, арганізаваны Уладзімірам Манамахам на …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis