Mjastova karjera Mani
Hej dziewczyno, spójrz na misia,
On przypomni, przypomni chłopca ci,
Nieszczęśliwego białego misia,
Który w oczach ma tylko szare łzy.
Biały miś dla dziewczyny,
Którą kocham i będę kochał wciąż,
Lecz dziewczyna jest już z innym,
A ja kocham i będę kochał wciąż…
(Z piosenki „Biały miś”, popularnej na potańcówkach w latach 1970. i 1980.)
Mania była hožoju diêvčynoju. Tvaryk jak sercie. Koli vsmichałasie, to v ščokach robilisie milutki jamočki. Jasny dovhi vołosy. Dosyć ščupła.
Vona vykručuvałasie to v odnu, to v druhu storonu, starałasie pobačyti, jak ležyt nove płatije zzadu, bo speredu to vone ležało oho jak!
– Divčata pevno diś na zabavi, budut mniê zajzdrostiti, – podumałosie jôj. – Jak to dobre, što baťki ne škodujut hrošy na novy rečy, zovsiêm inakš, čym u koležanok, – rozdumuvała Mancia daliêj. – Nu, voźmi, naprymiêr, Borkovych Lubu. U jich ažno pjať dočok i šče brat, žyvut v tisnotiê, spjat usiê na kupi, a do toho baťko vypivaje. Oj, ne mohu! – vona až zasmijałasie, koli prypomniła, jak nedavno Luba rozkazuvała, što pjany baťko pryjšov unočê, stiahnuv čoboty i smerdiuščy, perepočały onučy porozviêšuvav na nohach dočki, kob peresochli. Luba była vysoka i nohi vystavali jôj za prutki małoho łôżka. – Abo Handzia, žyve ono z bratom i materoju, i preč ne maje za što kupovati sobiê novych płatijôv.
Konkurentkami mohli byti Sonia i Ninka, ale vony začasto ne chodili na zabavy, bo jich baťki ne puskali. Doma vse było štoś do roboty, i pevno tože disiaka, poka ne vpravlatsie i ne našykujut večery, na žadnu zabavu baťki jich ne pustiat. A do susiêdnich siołuv to naveť ne było i rozmovy.
– Maniu, Maniu! – počuvsie hołos matery. – Chodi na večeru, a to potum budeš hołodna!
– Idu, idu, – odkazała Mania.
Vona stiahnuła z sebe nove płatije, kob ne povalati joho pry večery, nakinuła na plečy chałat i pujšła.
U kuchni mati šče krutiłasie koło plity, ale Eva, mołodša sestra, sidiêła vže pry stoliê i šeptała z baťkom. Vona na zabavy šče ne chodiła, bo była zamałaja, ale zrobiła b usio, kob pujti choť na chvilinu do svitlici, de hrav „pravdivy” zespół, divčata i chłopci tanciovali prytulajučysie do sebe, nu i šče byv toj čykoladovy valčyk, koli chłopci kupovali divčatum čykolady (organizatory zarablali na siejum nekiepśki hrošy, bo čykolada koštovała try razy bôlš čym normalno, a šče teper takije rarytasy tiažko było kupiti ne tôlko na vjosci, ale i v miêsti).
– A ty što, šče ne hotova? – zapytałasie mati.
– To ž ne budu jiêsti v novum płatijovi, šče załojmaju, – odkazała Mania.
– A koli vže pryvedeš pokazati nam svoho kavaliêra? – raptom zapytavsie baťko.
– Nu što viête, tatu! – oburyłasie Mania. – Šče nijakoho ne maju.
– Akurat, akurat! – zapiščała Eva. – A Tolik… – chotiêła hovoryti daliêj, ale koli pobačyła, jak hlanuła na jijiê Mania, to odrazu zamovkła.
– Čyj Tolik? – zainteresovalisie baťki, bo pudchodiaščych Tolikuv v seliê było musit zo štyroch.
Mania ničoho ne odkazała, ono počyrvoniêła po samy korenciê vołosôv, naveť ušy jôj počyrvoniêli.
Bo Tolik Karpovych velmi jôj podobavsie. Vysoki, šykôvny, use gžečny, z jich usiêch u pudstavôvci vôn najlepi včyvsie. Teper same šykovavsie do matury. Tolik učyvsie v Biłostoku, štodnia dojizdžav, a ostatniu zimu to naveť žyv na stancji, bo tiažko było jiêzditi. Vony hulali razom na ostatnich dvoch zabavach, ale kob potum Tolik chotiêv jakoś spicijalno z jeju spotkatisie, to niê. Prychodiv časom, jak vona z divčatami i inšymi chłopcima sidiêli na łavci i rozkazuvali sobiê kavały, trochu postojav, posmijavsie i išov dodomu. Kazav, što musit povčytisie. Mania same skônčyła svoju zavodôvku i ne rozumiêła, što chtoś može chotiêti včytisie daliêj. Jôj nauki vže chvatiło. Nikoli zadobre ne včyłasie i teper odčuvała veliku polohku, što to vže kuneć. Knižok tože ne lubiła čytati. O, filmy, to tak, vony jôj podobalisie. Teper same hlediêli „W kamiennym kręgu”, o-to-to byv film! Baťki taksamo na joho divilisie, i sestra, i vsiê koležanki. Z jakoju neterplivostieju ždali kažnoho nastupnoho odcinka!
Mania dumała, što jak pôjde do praci v Biêlśku, do „Karo”, to najme sobiê pokuj i bude jôj lokš, čym na seliê. Vysyplatisie bude, po sklepach choditi, kuplati što schoče, i vyjde zamuž za jakohoś bohatoho chłopcia, o tak! I bude mjastovoju panioju. Ot i vsio! Na pevno jôj udastsie, bo ž vona choroša, a facety ono na sieje divjatsie.
A Tolik jôj rozkazuvav, što choče zdati maturu, a posla šče i na studyji iti, do Varšavy!
Mania v Varšavi była v vośmuj klasi na vyciečci. Jich tam vodili pokazuvati Pałac Kultury, naveť zvozili vindoju na trydciaty, musit, poverch. A jôj na samum diêli v tôj vindi robiłosie nedobre, a jak hlanuła vniz z takoji vysoty, to v hołoviê tak zakrunułosie, što až musiła ob stinu obopertisie. Potum vodili jich po jakômś muzejovi, de musili nakładati łapci na čereviki, i vsiê kovzalisie po tych pudłohach, ale što tam było, to jôj jakoś vylitiło z hołovy. Večerom jich zaveli na jakiś koncert muzyki, musit, považnoji, i vony vsiê, pomučany, čuť tam ne pozasynali. Maniu na koncerti interesovali ono kobiêty, kotory pryjšli v hožych dovhich płatijach. Potum vony nočovali v velikum hotelovi, de chłopci puv nočy jiêzdili vindami, až pryšov jakiś diaďko i strašenno na jich nasvaryvsie:
– Co tu się dzieje, do cholery?! Przyjedzie takie chamstwo i zachować się nie umie! – jakby ne môh poniati, što vony takoho v žyci ne bačyli.
Rano zjiêli snedanie i znov povołoklisie štoś ohladati.
Bože, kôlko ludi tam było! Usiê kudyś biêhli, kudyś spišali. A kôlko samochoduv! Chłopci to ono roty poodkryvali i zabylisie jich zakryti. Mania z koležankoju môcno trymalisie za ruki, kob ne zhubitisie v tôm tłumovi. Dodomu vernulisie pôzno večerom. Pomučany, ale ščaslivy, što pobačyli kusok velikoho sviêta.
– Maniu, a što ty tak zadumałasie? Jiêž, na zabavu siłu treba miêti, to ž budeš tanciovati ciêłu nôč, – zasmijałasie mati.
Na zabavi Tolika ne było, kazali, što pojiêchav zdavati egzaminy do Varšavy.
– Nu i chaj jiêde, – podumała sobiê Mania i počała strylati očyma po chłopciach. Raptom usmichnuvsie do jijiê jakiś vysoki blondyn. Mania počyrvoniêła, a vôn, jak ono zajhrali, pudyjšov i poprosiv jijiê do tancia. Mania ohlanułasie na koležanki, a vony pudmorhnuli, što fajny chłopeć, i tak vony prohulali puv nočy, a potum sidiêli na łavci i hovoryli.
– Ja praciuju v Biêlśku, maju dobru robotu, nekiepśko zarablaju, žyvu šče v matery, ale chočetsie mniê naniati deś mieškanie, bo kôlko ž možna tak žyti, – rozkazuvav Marek. – A ty, Marysiu, co robisz?
– A ja jakraz planuju iti do Biêlśka do roboty. U nastupnum tyžniovi dumaju jiêchati, kob złožyti dokumenty do „Karo” i pošukati jakohoś mieškania.
Raptom chtoś z susiêdnioji łavki kryknuv:
– Požar, lude, požar!!
I vsiê raptom zakryčali, a Mania pobačyła, što z dvery kłuni naproti jich začynaje buchati ohoń. U seliê chto môh chvatav vidro na vodu i biêh pomohati, Marek taksamo. Chłopci pospiêli vytiahnuti z kłuni voza, a potum stovp ohniu ne dav vže bliźko pudyjti. Lude stojali šnurkom, podavali odin odnomu viêdra i lili vodu na ohoń. Ale vsio marno, bo dovho ne padało, usio kružka było suchoje i kłunia horêła jak trêska. Ono iskry v nebo strylali. Kruhom zrobiłosie vidno jak v deń. Chłopci v biêłych rubaškach podavali sobiê viêdra i kryčali:
– Chutčêj, chutčêj!!!
Viêrka, udovicia, kłunia kotoroji akurat horêła, stojała z załomanymi rukami i ono štoś do sebe šeptała. Mani podumałosie, što vona molitsie.
Pryjiêchała straž požarna, ale vže było zapôzno, kob što-leń uratovati. Vony ono dohasili požar. Lude stojali i tołkovali.
– Na pevno chtoś pudpaliv! Samoje z sebe tak ne zahorêłosie. A može jakijeś mołodyje tudy vliêzli i zakuryli, ohoń zaporošyti to raz-dva, hôrš zahasiti.
Divčata pozbivalisie v kupki i čuť ne płakali.
– I nanic moje nove płatije, nanic vysoki boty, – podumała Mania, rozhladajučysie kružka. Marka nihde ne było vidno, zatoje pudyjšła do jijiê mati i pohnała dochaty.
– Nema čoho tut storčati, šče prostudišsie, – skazała vona.
I diêvčyna povołokłasie za materoju.
Na nastupnum tyžniovi Mania pojiêchała do Biêlśka i złożyła papery do roboty. Tam jôj skazali, što može počynati od nastupnoho tyžnia. Mieškanie vona znajšła v znakomych, ono hospodar prykazav, što žadnych chłopci na večurkach bačyti ne choče.
– Jak začneš voditi siudy chłopci, to pôjdeš šukati inšoho mieškania. U nas žyvut šče dviê diêvčyny, kotory kunčajut škołu, i jim treba včytisie, – pojasniv hospodar.
Nu i Mania počała mjastove žycie. U roboti poznakomiłasie z novymi koležankami, ale vony miêli svoje spravy, mieli svojich mužôv, diêti, i jich ne zajmali jakijeś vjoskovy panienki ani jichni problemy. Pracia była na dviê zmiêny: od šostoji do druhoji i od druhoji do desiatoji večerom. Spati chotiêłosie, praca była tiažka, bo vony tam šyli postiêl, bluzki, nahavici, sukienki i inšy rečy, horblačysie vôsim hodin nad mašynoju. Na razi Mania pudškoluvałasie. Zarôbki siakije-takije, puzniêj možna było zarobiti bôlš, bo pracia była na akord, ale z siêtych hrošy treba było zapłatiti za mieškanie, kupiti jiêdło, odežu i obutok. Tak što mało što ostavałosie.
– Nu, tak to ja ne rozbohatiêju, – podumałosie Mani. – I ja vse takaja zamučana.
U vôlny suboty i v nediliê vona jiêzdiła do baťkôv, stamtôl pryvoziła sobiê jiêdło, kob taniêj prožyti: kovbasu, jajcia, smetanu, pirožki, nu i chliêb, bo mati pekła najliêpšy na sviêti.
Odnoho razu, koli Mania voročałasie z roboty, spotkała Marka. Jak vôn obradovavsie, koli jijiê pobačyv.
– O, Marysieńka! – skazav vôn usmichajučysie. – A ja za toboju tak rozhladavsie, bo pometav, što tohdy, pered tym požarom, ty skazała, što pryjdeš siudy praciovati. Ja tože tut praciuju.
– Tak? – zbentežyłasia Mania i počyrvoniêła.
Vôn vyhladav inakš, čym na zabavi. Ne tak eleganćko, i pry dionnum sviêtli ne vydavavsie taki chorošy, jak jôj zapometałosie z zabavy. I miêv porvany boty.
– Može pôjdemo kudy-nebuď projtisie? – zaproponovav vôn. – Abo odvedu tebe dodomu? De ty žyveš? – dopytuvavsie.
– Dalekovato, na Mickieviča – odkazała jomu Mania.
– To ničoho, ja tebe odvedu, choť mniê ne po dorozi, bo ja žyvu na Novotki.
I Marek odovjôv jijiê, miło rozvitavsie i pociłovav jijiê v ruku.
Na druhi deń vôn uže čekav jijiê pered uvochodom do roboty. Po roboti znov. I taki namôlny zrobivsie, ciêły čas chotiêv spotykatisie. A na dokładku odna z koležanok v roboti osterehła jijiê pered Markom.
– Ty na joho lepi vvažaj, bo vôn, po-mojomu, ne zovsiêm normalny. Ja čuła, što odna diêvčyna miêła z jim jakijeś problemy.
Koli pryjšła subota, Mania z polohkoju oddychnuła. Pojiêchała dodomu, spotkałasie z koležankami, naveť na zabavu do Łoknici zjiêzdili, bo nadaryłasie okazija. Prohulała ciêłu nôč z bratom koležanki.
– Znaješ, Marku, – odvažyłasie narešti Mania, – ja ne choču z toboju spotykatisie.
Toj až na tvarovi pereminivsie.
– Jak to, niê? – zapytavsie vôn ochrypłym hołosom.
– Nu tak, normalno, – prošeptała Mania. – Ne choču.
– Niê to niê! – złôsno vykryknuv Marek. – Pieprz się!
I chutko pujšov.
Mania praciovała v siêty tyždeń na druhu zmiênu. Skônčyła rômno v deseť i chuteńko pujšła dodomu, uže i nočy chołodny stali. Vona poproščałasie z koležankoju, kotora žyła trochu bližej, i rušyła v svoju storonu. Raptom učuła kroki za soboju. Perelakana, ohlanułasie i pobačyła, što za joju ide jakiś mužčyna. Vôn chutko prybližavsie.
– Marek! – Mania poznała joho i pryspiêšyła. – Mať česnaja Bohorodicia! Pomožy mnie! – dievčyna stała molitisie i rušyła pôdbihom.
– Ratunku! Ratunku!– zakryčała vona, ubihajučy na pudvôrok hospodara.
Hospodar, na ščastiê, šče ne spav i odrazu jôj odčyniv.
– Što takoje? Što stałosie?
– Honit mene! – zalaskotała zubami Mania.
U brônku chtoś załomotav.
– Vyjdi do mene! – začav kryčati Marek. – Ja tebe lublu! Čom ty ne chočeš byti zo mnoju?
– Spierdalaj zsiôl, pijaku, bo na miliciju zazvoniu! – zakryčav hospodar.
– Ja zabjusie, pobačyš, što zabjusie! – znov počuvsie hołos Marka.
Vôn odyjšov od brônki, ale stojav nedaleko. Vyniav štoś z kišeni, u sviêtłovi z latarni blisnuv ostrêj noža.
– Ja sobiê žyły pererêžu! – zakryčav vôn.
Mania ono stojała i płakała, hospodynia ažno pobiliêła z perelaku, a hospodar zamatiukavsie i pujšov zvoniti na miliciju. A Marek od brônki hospodara pobiêh do brunok susiêduv i stav šmarovati jich svojeju krovleju. A potum utiôk. Koli pryjiêchała milicija, joho vže ne było. Mania rano musiła pomyti brônku z krovlie, i to ne ono v hospodara, ale i v susiêduv. Hospodar skazav Mani šukati inšoho mieškania. Ale Marek znajšov jijiê i v inšum mieškaniovi i znov zrobiv diku avanturu. Pjany, vôn i teper probuvav pudrêzuvati sobiê žyły. Až odnoho razu joho schvatili milicijanty i odvezli do areštu. Posli okazałosie, što vôn miêv žônku, ale vona joho pokinuła, a vôn od siêtoho trochu prydurêv. Ležav u Chvoroščy i ne tak davno vyjšov. Tudy zavezli joho znov na jakiś čas.
I tak zakônčyłasie mjastova karjera Mani.
Vona vže ne šukała novoho mieškania v Biêlśku, vernułasie do rôdnoji chaty, povinčałasie z chłopciom z susiêdnioho sioła i vrodiła jomu troje diti. I narešti navčyłasie dojiti korovy.
Foto ze zbiorów Marka Korniluka
(protiah bude)
Halina Maksymiuk