Echa morderczych rajdów oddziału kapitana Romualda Rajsa ps. „Bury” na mieszkańców białoruskich wsi w powiecie Bielsk Podlaski bardzo wcześnie wyszły poza granice Polski.
Pierwsi 14 lutego 1946 roku w formie udokumentowanej czescy dyplomaci poinformowali o nich Ministerstwo Spraw Zagranicznych Czechosłowacji. Informowano o bardzo ciężkiej sytuacji w Polsce, o przedłużającej się walce z bandami w województwie białostockim i spaleniu białoruskich wsi. Przekaz dyplomatów czeskich był adekwatny do zbrodniczej akcji:
Bandyci zagnali obywateli do ich domów, podpalali je, a do tych, którzy próbowali uciekać, strzelali z karabinów maszynowych (Grzegorz Motyka, historyk, politolog, pracownik Instytutu Studiów Politycznych PAN).
Dwa miesiące później – 12 kwietnia 1946 roku – zareagowała Ambasada ZSRR w Warszawie i ujęła swoją ocenę wymienionej pacyfikacji w formie notatki. Notatka ta była jednocześnie wezwaniem do intensyfikowania działań przeciwko zbrojnemu podziemiu w województwie białostockim, w którym zamieszkiwało ponad sto tysięcy Białorusinów, doświadczających zagrożenia życia ze strony leśnych oraz dyskryminacji i ucisku ze strony władz administracji. Oceniono, że w 1945 roku zginęło około pięciuset Białorusinów, ograbiono ponad tysiąc gospodarstw chłopskich, zabito sześciu pełnomocników rządu BSRR ds. ewakuacji ludności („Polityka” nr 12 z 20-26.03.2019).
W moim przekonaniu jednak najwcześniej zainteresowali się i ocenili tę zbrodnię dyplomaci amerykańscy. W pamięci zakodowałem notkę prasową o udaniu się ich na miejsce zbrodni tuż po jej dokonaniu. 5 grudnia 2011 roku listem poleconym przesłałem do ówczesnego ambasadora USA w Polsce, pana Lee Feinsteina, prośbę o udostępnienie raportu na temat zbrodni, przygotowanego przez ich dyplomatów. Wychodziłem z założenia, że ten raport (ocena) jest przechowywany w doskonale uporządkowanych archiwach dyplomacji amerykańskiej. Czas płynął, a ja nie otrzymywałem oczekiwanej informacji. Na mój monit telefoniczny odpowiedziano mi, że nie otrzymali mojej prośby.
Wysłałem powtórnie ją listem poleconym i… czekałem, czekałem i nie doczekałem się… reakcji. Ponownie monitowałem telefonicznie i ponownie odpowiedź była ta sama – nie otrzymaliśmy pana listu (Sekcja Protokolarna – tel. 22 504 20 000). Stosownie do uzgodnienia z pracownikiem wymienionej Sekcji (nazwiska nie podał) kolejny raz przesłałem już faksem moją prośbę.
Płonne okazały się nadzieje na zwieńczenie sukcesem moich przydługich oczekiwań. Na monity telefoniczne otrzymywałem odpowiedź, że trudne jest odnalezienie wymienionej oceny (raportu), więc prosiłem ostatecznie dla zamknięcia sprawy o odpowiedź pozytywną lub negatywną. I gdy kolejny już raz przypomniałem o tym uzgodnieniu, usłyszałem szyderczy szybki bełkot angielski. Zakląłem mocno i zakończyłem moje kontakty z Sekcją Protokolarną Ambasady USA w Polsce z przekonaniem, że autorem tego bełkotu nie był Amerykanin, bo wykluczam, że tak lekceważące i cyniczne postępowanie w przedstawionej im szeroko bolesnej sprawie zbrodni ludobójstwa nie mieści się w amerykańskich standardach.
Pamięć o okrutnej zbrodni trwa i obecnie przyciąga coraz szerszą uwagę i oceny zagranicy. Ostro zareagowało w tym roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Białoruś. Do MSZ Białorusi pilnie wezwano ambasadora Polski w celu złożenia wyjaśnień i któremu zakomunikowano: Przestępca, który osobiście wydawał rozkazy i uczestniczył w zabójstwach cywilnych mieszkańców białoruskich wsi na Podlasiu, nie może być wybielany – ani oczach Białorusinów, ani w pamięci historycznej innych racjonalnie myślących ludzi.
Nieznane jest stanowisko MSZ Polski w tej sprawie („Polityka” nr 12 z 20-26.03.2019).
Warto jeszcze przytoczyć ocenę Michaiła Miasnikowicza, przewodniczącego Rady Republiki Zgromadzenia Narodowego Białorusi w czasie jego wizyty w Polsce (11-14.02.2019):
Z niepokojem konstatujemy fakt, że dziś odbywają się marsze nacjonalistów w miejscach, gdzie Białorusini tworzą zwarte wspólnoty. Nie można ze złoczyńców czynić bohaterów. Oczekujemy, że polskie władze nie zostawią tej prowokacji bez uwagi. Nasz troskę przedstawiłem najwyższym organom władzy w Polsce. Wszystko jednak wskazuje na to, że skończy się to tylko na oczekiwaniach.
Godne odnotowania jest informowanie swoich społeczeństw o prowokacyjnych marszach nacjonalistów polskich w Hajnówce przez ekipy telewizyjne Niemiec, Białorusi i Rosji.
Walenty Gierasimiuk