Niepowtarzalnej magii świętom Bożego Narodzenia dodają kaladki – wschodniosłowiańskie kolędy, ułożone nieraz kilkaset lat temu. Przetrwały, przekazywane z pokolenia na pokolenie przez kolędników, chodzących z gwiazdą lub szopką od chaty do chaty. Ten niezwykły repertuar na przestrzeni wieków, podobnie jak cały wiejski folklor, stale się rozrastał.
Tradycyjnej wsi jednak już nie ma. W miejskiej i miasteczkowej rzeczywistości śpiewanie kolęd przeniosło się do… sal koncertowych. W białoruskich i prawosławnych domach na Białostocczyźnie teraz kaladki rozbrzmiewają przeważnie z nośników cyfrowych, radia, telewizji, Internetu, smartfonów… Ale zwyczaj ich śpiewania jest jeszcze kontynuowany, zwłaszcza w rodzinnym gronie podczas wieczerzy wigilijnej. Wtedy oto z pomocą przychodzi tomik „Kaladki”, do którego mam wielki sentyment, gdyż uczestniczyłem w jego wydaniu jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych. Doczekało się ono potem kilku wznowień, uzupełnionych o kolejne kaladki.
Pamiętam jak dziś, kiedy do naszej redakcji, która mieściła się wówczas przy ulicy Suraskiej, przyszedł szef białostockiego Bractwa Młodzieży Prawosławnej, Marek Masalski, który potem został dyrektorem Eleosu, zlecając przygotowanie do druku zbioru „prawosławnych kolęd wschodniej Białostocczyzny” (taki był podtytuł). Zgłosił się z tym właśnie do nas, wiedząc że nie będziemy mieć problemu z cyrylicą. Teksty kolęd miały też być równolegle zamieszczone w transliteracji łacińskiej. Podjęliśmy się tego zadania wspólnie z niezastąpioną Mirą Łukszą z Niwy, która przepisała dostarczone rękopisy na komputerze. Za stronę językową – zapis słów i ich transliterację – odpowiadał diakon o. Jarosław Makal, mój nauczyciel akademicki na politechnice. Miał on nie lada zadanie, niekiedy praktycznie niewykonalne, bowiem nasze najstarsze kaladki , takie jak Skinija złataja czy Nynie Adamie, są archaiczne, oprócz słów starosłowiańskich i ruskich mają późniejsze naleciałości białoruskie lub ukraińskie, a nawet polskie. Ujednolicić je pod względem językowym i jednocześnie zachować melodię już się nie da.
O ten fenomen językowych archaizmów, które przetrwały do naszych czasów, zapytałem kiedyś pewnego slawistę z Mińska. Naukowiec zaczął od tego, że kolędowanie, jak i samo święto Kalady, jednoznacznie ma rodowód pogański. Zostało zaadaptowane przez religię chrześcijańską. Natomiast „ruskie” kaladki zrodziły się i upowszechniły w zasadzie tylko w Wielkim Księstwie Litewskim i na wschodnich krańcach dawnej Rzeczypospolitej. Na wschód od Mińska, nie mówiąc o Rosji, takich ludowych kolęd jak u nas w ogóle się nie śpiewa.
Dawne kaladki to pozostałość Cerkwi unickiej, która preferowała ludyczne podejście do religii. Podobnie jak Kościół zachodni, do którego należała. Najstarsze do dziś popularne polskie kolędy, jak „Przybieżeli do Betlejem”, także pochodzą z XVI-XVII w., czyli właśnie z tamtych czasów.
Śpiewając zatem kaladki, kultywujemy tym samym niejako tradycję rodem z czasów unickich. Takie pieśni tworzył prosty lud, opisując na swój chłopski sposób – w swoim języku – narodziny Chrystusa i znaczenie tego wydarzenia dla ludzi i świata.
Nasze tradycyjne kaladki, kiedy w nie dokładnie się wsłuchać, rzeczywiście wysokich lotów raczej nie są, a słowa bywają wręcz infantylne. Ale dziś już nie o to chodzi, bo mało kto je nawet dokładnie rozumie, liczą się przede wszystkim doznania duchowe, nastrój. Kaladki lubimy słuchać i śpiewać, gdyż dobrze nam się kojarzą, pamiętamy je z dzieciństwa, bo są „nasze”, ciepłe, melodyjne, piękne. Jedyne w swoim rodzaju. Jest to bez wątpienia ważny komponent kultury białoruskiej i naszej tożsamości.
Sionnia davoli šmat kaladak majem i na biełaruskaj litaraturnaj movie. Jany pačali zjaŭlacca, kali stała farmavacca nasza nacyja. Biełaruskija paety dasiul napisali vielmi šmat kaladnych vieršaŭ, na jakija potym była skampanavana muzyka. Na žal, tyja aŭtary słoŭ i notaŭ časta nieviadomyja. My na Biełastoččynie taksama možam hanarycca biełaruskimi aŭtarskimi kaladkami, naprykład na słovy Viktara šveda. Jany stali vielmi papularnyja, vykonvajuć ich nie tolki biełaruskija kalektywy na štohadovych ahladach „Gviazda i kaladka” ŭ Biełastoku, ale navat carkoŭnyja chary u čas nabaženstvaŭ i na šmatlikich pravasłaŭnych kaladnych prezientacyjach. Cikava, što ŭ hetym repertuary niama sučasnych kaladak na ukrainskaj movie, chacia niekatoryja vierniki liczać siabie ž ukraincami. Možna zaŭvažyć, što naohuł ukrainskija sučasnyja pieśni, u adroźnieńni ad sučasnych biełaruskich, na Biełastoččynie jość amal nieviadomyja, čamuści nichto ich nie śpiavaje.
Treba tut uzhadać jašče znakamity – na vyšejšym mastackim uzroŭni – muzyčny prajekt „Śviaty viečar”, stvorany ŭ 1999 h. u Minsku muzykami i vykanaŭcami słavutaha „Narodnaha albomu”. Tyja pieśni, jak naprykład „Cud na Kalady”, dobra viadomyja i lubimyja taksama na Biełastoččynie. Pad ich upłyvam naš viadomy hurt Ilo&Friends u 2010 h. zapisaŭ – razam z kalektyvam „Rasśpiavany Haradok” padobnuju muzyčnuju prahramu „ščodry viečar dobrym ludziam”.
Znaczyć, tradycyja kaladak ci kaladnych pieśniaŭ zahinuć na Biełastoččynie nie pavinna. Chacia sapraŭdnyja kaladniki peŭna z časam źviaducca kančatkova, a ŭspamin pra ich astaniecca tolki mienavita ŭ kaladkach, jak naprykład:
Z vaśmikutnaju źviazdoju
Dzieci cełaju hurboju
Wyjšli sionnia na maroz.
Z kanca vioski na źmiarkańnie
Pačali kaladavańnie….
Юрка Хмялеўскі
Галоўны рэдактар