Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    23. Zabytaja tragedia kala Krynak (1)

    U viosaczcy Trejgli niedaloka Krynak za sanacji żyli bahatyja haspadare Jurczeni, jakija mieli 23 ha ziamli. „Bahatyroŭ” u czerwcu 1941 r. enkavudzisty vyvieźli na Sibir (viarnulisa ŭ 1946 r.). Z hetaj pryczyny pośle pajszła ŭ vioscy i vakolicy nizhoda. Syn „kułakoŭ” Edzik za sanacji byŭ…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    11. Jabłyka i pomarančy

    Knižki i filmy podôbny do jabłyk i pomarančuv. Odny i druhi naležat do ovocuv, ale smakujut preč po-raznomu. (Steven King) To było tohdy, jak ja brontavsie hołodny po Krystijaniji, siêtum divovidnum miêsti, kotoroho čołoviêk ne pokine, poka vono ne nakłade na joho svojoji pôznaki… Siêty… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Uwikłanie

30 lat w sidłach bezpieki (cz. 6)

Po przeczytaniu donosu Omiljanowicza towarzysze z Domu Partii przy Próchnika wpadli w popłoch, byli w szoku. Najbardziej wstrząsnął nimi fragment, w którym denuncjujący oskarżył Janowicza o „wręcz faszystowskie, ohydne, goebelsowskie szkalowanie Armii Radzieckiej, przedstawienie żołnierzy radzieckich jako bandytów, gwałcicieli, rabusi, ciemiężców, którzy tylko gwałcili Niemki i Białorusinki. Co za tym idzie, Janowicz ubolewa nad losem biednego narodu niemieckiego, który dostał się – w NRD – pod panowanie Armii Radzieckiej”.

Przewodniczący Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej Mikołaj Kiryluk wystraszył się nie na żarty. PRL była przecież państwem satelickim Moskwy, a takie ostre antyradzieckie poglądy, niestłumione w zarodku, mogły wywołać burzę w relacjach z towarzyszami zza wschodniej granicy. Kiryluk początkowo pewnie nie dowierzał, że coś aż tak strasznego mógł zrobić jąkający się dziennikarz „Niwy”, w dodatku członek partii przecież. Przypuszczał, że koledzy zadarli ze sobą i Omiljanowicz, chcąc pogrążyć Sokrata, wszystko wyolbrzymił. Podobnych przypadków miał w swej pracy multum. Jak ktoś był z kimś skłócony bądź z nim rywalizował, by oponentowi zaszkodzić bardzo często szedł ze skargą do wszechwładnej partii. W tamtym ustroju donosicielstwo było na porządku dziennym. Ale z takiego kalibru doniesieniem Kiryluk zetknął się po raz pierwszy. Musiał działać natychmiast, by sprawdzić, czy wypunktowane w donosie Omiljanowicza kalumnie na Janowicza są zasadne. Wprawdzie w ostatnim zdaniu tamten zapewniał, że „jest gotów wszystko co napisał powtórzyć przed KKP w obecności Janowicza i udowodnić zawarte w niniejszym oświadczeniu zarzuty”, ale były to tylko słowa. Kiryluk potrzebował konkretnych dowodów i argumentów. Przede wszystkim nieszczęsnego listu-memoriału sprzed trzech lat, streszczonego przez denuncjatora O pomoc zwrócił się do bezpieki z Wydziału III Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Sprawą osobiście zajął się sam naczelnik – major, a wkrótce podpułkownik, Edward Rodziewicz.

Jak list przechwyciła SB?

Janowicz i inni długo potem nad tym się głowili. Wielostronicowy list do pisarza w Grodnie został napisany w jednym egzemplarzu. Po dramatycznych przejściach z tym związanych pisarz do końca życia z każdej korespondencji, a prowadził je nadzwyczaj intensywnie, potem za każdym razem zostawiał sobie kopie. Nie tylko listów, także książek i publicystyki – wszystko pisał na maszynie przez kalkę. 

Kiedy Omiljanowicz doniósł na niego, że do Grodna przekazał „memoriał o treści antysocjalistycznej”, nie pamiętał już, co dokładnie w nim napisał. Nie mógł zatem odpowiednio przygotować się do obrony przed atakiem, który wkrótce miał nastąpić.

TW „Witek” jakiś czas później, już w 1971 r., przekazując oficerowi prowadzącemu informacje na temat Sokrata Janowicza, wyraził pogląd, że jego list z marca 1967 r. „Karpiuk przekazał Omiljanowiczowi, redaktorowi „Gazety Białostockiej”, a ten z kolei do KW PZPR”. Miał tak uczynić, ponieważ jako były oficer Armii Czerwonej „oddany jest władzy radzieckiej”. Według TW „Witka” „Karpiuk swego czasu był skłócony z niektórymi osobami piastującymi wysokie stanowiska w Grodnie, [dlatego] Janowicz uważał, że Karpiuka jest  w opozycji do polityki ZSRR. I tu właśnie pomylił się”.

Przyszły autor „Samosieja” również uważał, że jego list do Karpiuka trafił w ręce białostockiej bezpieki poprzez Omiljanowicza. Widział to jednak nieco inaczej. Świadczy o tym informacja przekazana do SB przez agenta ps. „Dąb” 29 kwietnia 1971 r. W tym dniu zaszedł on do mieszkania Janowiczów przy ul. Skłodowskiej. Pod nieobecność gospodarza żona Tatiana zaprosiła gościa na herbatę. Użalając się nad tym, co spotkało męża, miała powiedzieć, iż jest on przekonany, że Omiljanowicz, będąc w Grodnie, zatrzymał się u Karpiuka i „korzystając z tego, że żona owego literata wyjechała z domu, a gospodarz spał lub był nieobecny, przeszukał szuflady (co jest charakterystyczne dla jego natury) i znalazł list Janowicza”.

Takiej sceny, niczym  filmu szpiegowskiego, oczywiście nie było. Karpiuk podczas przyjacielskiej pogawędki ze swym serdecznym kolegą Omiljanowiczem (obaj byli frantawikami) po prostu zwierzył mu się, że przed trzema laty otrzymał od Sokrata Janowicza długi list  i pokazał mu go Ten jednak nie mógł listu przeczytać, gdyż nie znał wystarczająco języka białoruskiego, mimo że przez kilka lat pracował w „Niwie”, pisząc jednak artykuły po polsku. Było zatem tak, jak potem napisał w donosie, że „fragmenty jego czytał sam Karpiuk i odpowiednio komentował”. Na pewno rozmawiali ze sobą po polsku, może trochę po rosyjsku. Karpiuk, chociaż książki pisał po białorusku, tym językiem posługiwał się w zasadzie tylko na papierze. Kiedy przyjeżdżał do Białegostoku, także rozmawiał po rosyjsku. Nawet w redakcji „Niwy”. Od takiego stwierdzenia zaczął nawet swą epistołę Janowicz. Ale bez pretensji: „Karpiuk w Białymstoku rozmawia po rosyjsku. I co z tego? On przecież jest Sowietem”. 

Czytając ten list przyjacielowi, Karpiuk od razu tłumaczył mu jego treść na język polski, którego przecież sprzed wojny jeszcze nie zapomniał. Najpewniej z dziennikarskiego nawyku Omiljanowicz od razu co ważniejsze kwestie notował, bowiem nazbyt obszernie i szczegółowo opisał je w donosie, by zrobić to z pamięci.

Nie wydaje się, by Karpiuk po to udostępnił Omiljanowiczowi list, by ten zabrał go ze sobą, był bowiem świadom, jakich kłopotów może on przysporzyć autorowi. Mimo to cały list niebawem znalazł się w rękach białostockiej SB. Stało się to w niecały miesiąc od złożenia doniesienia przez Omiljanowicza. 

List TW „Kastusia” do Karpiuka został przechwycony drogą operacyjną w czerwcu 1970 r. przez Wydział II KW MO w Białymstoku, zajmującego się sprawami wywiadowczymi. Świadczy o tym korespondencja jego naczelnika, ppłk. Bazylego Białokozowicza. W piśmie z 26 czerwca 1970 r. informuje on o tym szefa Wydziału III, mjr. Edwarda Rodziewicza, przekazując dwa egzemplarze listu w przekładzie na język polski. Jednocześnie zastrzega, by „ze względu na sposób jego uzyskania”, nie ujawniać treści i każdorazowo uzgadniać z nim jego wykorzystywanie. 

Wygląda więc na to, że służby specjalne „bratniego kraju” o pomoc poprosiły swych kolegów w Grodnie. Ci nie musieli nawet w mieszkaniu Karpiuka przeprowadzać rewizji, dobrowolnie udostępnił im list na zasadzie lojalności. Janowicz przypuszczał jednak, że go do tego zmuszono.

Swoi – nie swoi na stanowiskach

W teczce TW „Kastusia” w IPN oryginału listu nie ma, zachowało się tylko tłumaczenie. Być może „koledzy” z Grodna przesłali do Białegostoku fotokopie. Przekładu na język polski dokonał osobiście naczelnik Białokozowicz. Pochodził on z Widowa koło Bielska Podlaskiego, urodził się w 1922 r. Znał zatem język białoruski i nie tylko w dialekcie rodzinnej wsi, gdyż wersji literackiej, którą posługiwał się przecież Janowicz, nauczył się w szkole. W odróżnieniu od autora „Zahonów” za Białorusina się nie uważał. Swego czasu – w młodości – zmienił nawet imię Bazyli (Wasil) na Wacław i takie podawał w dokumentach. Zanim stał się wysokim funkcjonariuszem aparatu bezpieczeństwa PRL, wiele lat walczył z bronią w ręku o „utrwalanie władzy ludowej”. Według informacji z katalogu IPN na początku listopada 1944 r. jako ppor. Wacław Białokozowicz zgłosił się na ochotnika do wojska. Rejonowa Komenda Uzupełnień w Bielsku Podlaskim skierowała go do Białegostoku, skąd został wysłany do Lubartowa i przydzielony do batalionu, składającego się z rozformowanych oddziałów Brygady Wileńskiej AK. Ze względu na to, że  żołnierze ci byli wrogo ustosunkowani do Związku Radzieckiego i osób narodowości białoruskiej, jak on (mimo że jej nie deklarował), kilkakrotnie zabiegał o przeniesienie go do Armii Czerwonej. W końcu zdezerterował z wojska i powrócił do Widowa, gdzie do października 1945 r. przy rodzinie pracował na roli, po czym wstąpił do UB. Do jesieni 1955 r. brał bezpośredni udział w rozpracowywaniu i likwidacji „zbrojnych band i nielegalnych organizacji reakcyjnego podziemia na Białostocczyźnie”. Pod koniec 1956 r. awansował na szefa Wydziału II KW MO.

Manipulacja historyków z białostockiego oddziału IPN, którzy cytując dokument całkiem przeinaczyli sens zawartego w nim jednoznacznego oświadczenia Sokrata Janowicza
Manipulacja historyków z białostockiego oddziału IPN, którzy cytując dokument całkiem przeinaczyli sens zawartego w nim jednoznacznego oświadczenia Sokrata Janowicza

A kim był Mikołaj Kiryluk? To rówieśnik Białokozowicza i również pochodził z białoruskiej wsi – Knorydy w tej samej gminie Bielsk Podlaski. W katalogu IPN są o nim bardzo skąpe informacje. Figuruje tam jako pracownik aparatu partyjnego KW PZPR w Białymstoku. W 1947 r. wstąpił do PPR. W latach 1951-56 pracował jako zastępca, a następnie kierownik Wydziału Organizacyjnego KW PZPR w Białymstoku. Potem pół roku był I sekretarzem komitetu powiatowego partii w Hajnówce, skąd przeszedł do Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej na stanowisko zastępcy przewodniczącego. Po dziesięciu latach – w 1967 r. – awansował na szefa tej komórki i był nim do grudnia 1980 r. Zmarł w 1991 r. Został pochowany na Cmentarzu Miejskim w Białymstoku. Żona Nadzieja, która spoczęła obok niego, zmarła siedem lat później. W napisie na pomniku przy jej imieniu widnieje domalowany miniaturowy krzyż prawosławny. Mąż został pochowany jako komunista, był ateistą.

Przesłuchanie

Przetłumaczony przez ppłk. Białokozowicza pamiętny list do Karpiuka z 1967 r. liczył jedenaście stron gęstego maszynopisu. Mjr Edward Rodziwicz jeden odpis natychmiast przekazał do MSW w Warszawie, informując że Sokrata Janowicza poddano „operacyjnej kontroli w ramach sprawy”. Drugi egzemplarz został przekazany „wojewódzkiej instancji partyjnej”, czyli towarzyszowi Mikołajowi Kirylukowi. Był koniec czerwca 1970 r.

Nastał okres urlopowy, dlatego dalsza analiza sprawy Janowicza przez komisję kontroli partyjnej zajęła prawie trzy miesiące. 

TW „Kastuś”, gdy otrzymał wezwanie, by stawić się w gabinecie Kiryluka, nie przeczuwał jeszcze, jak straszny los mu się szykuje. Datę przesłuchania w związku z donosem Omiljanowicza wyznaczono mu na 4 września. Był to dzień jego urodzin, w którym kończył 34 lata. Taki to prezent z tej okazji przygotował mu – należy przypuszczać, że zrobił to celowo – wściekły na niego Kiryluk. Podczas przesłuchania, które trwało aż cztery godziny, nerwy trzymał jednak na wodzy. Janowicz w „Nie żal prażytaha” tak to opisał:

„Dzień był upalny, co osłabiało myślenie. (…) Suszyło w gardle i piliśmy wodę mineralną. Kiryluk spokojnie pytał: – To jak mam zapisać odpowiedź na to pytanie? Dyktujcie, towarzyszu. I ja dyktowałem, stawiając swój podpis na każdej stronie protokołu. (…) Całkiem komiczny okazał się sam finał. Na moje pytanie, czy przez to nie wyrzucą mnie z pracy w „Niwie”, Kiryluk uspokajał, żartując że w przyszłości nie mogę zostać tylko ministrem”. 

W rzeczywistości było gorzej niż źle. Janowicz z przesłuchania wyszedł zdruzgotany i roztrzęsiony, cały w strachu. Odczuł na własnej skórze, na ile „szczerość może być niebezpieczna człowiekowi” (cytat z „Samosieja”). A to był dopiero początek jego karkołomnych kłopotów, na granicy psychicznej wytrzymałości.

Póki co szukał deski ratunku. Po cichu liczył, że może wstawi się za nim SB, z którą od 1958 r. wiernie i oddanie współpracował. Dlatego jeszcze tego samego dnia pod wieczór poszedł do mieszkania majora Włodzimierza Kalinowskiego, zastępcy naczelnika Rodziewicza ds. Służby Bezpieczeństwa. Opowiedział mu, co go spotkało i oświadczył, że chce wycofać zobowiązanie o współpracy, jakie podpisał dwanaście lat temu. Pewnie w odpowiedzi oczekiwał słów w rodzaju: „Uspokójcie się, zobaczymy co można jeszcze zrobić”. Niczego takiego jednak nie usłyszał. Funkcjonariusz zapytał natomiast o motywy jego decyzji. Janowicz odpowiedział, iż uważa, że współpracą ze Służbą Bezpieczeństwa poważnie zaszkodził swemu środowisku oraz własnej karierze zawodowej i politycznej. Stwierdził też, że w ostatnim czasie zmienił się na gorsze stosunek władz do mniejszości białoruskiej i na każdym kroku widzi się ograniczenie działalności społeczno-kulturalnej Białorusinów, a nawet prześladowanie twórców białoruskich. Podejmując współpracę z SB sądził, że będzie to dla dobra społeczności białoruskiej, a tymczasem sprawy mają się coraz gorzej. Jako przykład podał stopniowe wyprowadzanie języka białoruskiego ze szkół, a także sugestie KW PZPR, by „Niwa” była wydawana jako miesięcznik, a nie tygodnik i teksty w niej były publikowane również w języku polskim. Powiedział, że nie chce kontynuować współpracy z organami państwa, które robi wszystko, aby przyśpieszyć procesy asymilacyjne ludności białoruskiej. 

Na koniec rozmowy Janowicz oświadczył, iż na skutek współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa został nacjonalistą, ponieważ wykonując zlecone mu zadania musiał niejednokrotnie udawać, że reprezentuje podobne poglądy, jak interesujące SB osoby. W wyniku takiego postępowania w środowisku białoruskim ukształtowała się opinia, że jest on zdecydowanym nacjonalistą. Powiedział, że w tej sytuacji chce wycofać zobowiązanie o współpracy, by tym samym zamknąć jeden rozdział swego życia i zacząć nowy. Dodał, że zdaje sobie sprawę, iż nie zrzuci z siebie odpowiedzialności za współpracę z SB, ponieważ napisał własnoręcznie dość dużo informacji, lecz wycofując zobowiązanie nie chce udzielać już pomocy SB.

Powyższy akapit, pochodzący prawie w całości z notatki służbowej mjr. Kalinowskiego, to w rzeczy samej godna najwyższej chwały decyzja Sokrata Janowicza o zerwaniu z niechlubną przeszłością i rozpoczęciu nowej dla siebie drogi życiowej jako wybitnego literata i represjonowanego przez komunistyczne władze opozycjonisty. Cytat ten znalazł się także w artykule historyków z białostockiego oddziału IPN, Krzysztofa Pogorzelskiego i Krzysztofa Sychowicza, „TW „Kastuś” i Służba Bezpieczeństwa a środowisko białoruskie na Białostocczyźnie”, opublikowanym w nr. 1(6)/2008 czasopisma „Aparat represji w Polsce Ludowej 1944-1989”. Końcówka ostatniego zdania została tam jednak zmieniona na „…wycofując zobowiązanie, „chce nadal udzielać pomocy SB”. To niedopuszczalna manipulacja, sugerująca kontynuowanie przez Janowicza w przyszłości agenturalnej współpracy w innej formie niż TW. 

Ostatni donos

Po wizycie zawiedzionego agenta oficer nazajutrz sporządził notatkę służbową, w której na koniec napisał, że powiedział Janowiczowi, iż w sprawie wycofania zobowiązania o współpracy porozumie się ze swoimi przełożonymi i w ciągu tygodnia da mu odpowiedź.

Zwierzchnik majora, ppłk Rodziewicz, ponieważ od czerwca dobrze znał sprawę Janowicza i czytał jego list do Karpiuka, nie miał wątpliwości, jaką ma podjąć decyzję. Zgodził się przyjąć rezygnację TW „Kastusia”, gdyż nie chciał mieć wśród swych agentów osoby o tak skrajnych i niebezpiecznych dla „ludowego państwa” poglądach. 9 września pod maszynopisem Kalinowskiego odręcznie napisał, aby powiadomić Janowicza, by zgłosił się do niego na rozmowę, która „w zależności od jego stanowiska (zachowania) będzie mieć charakter ostrzeżenia”. Naczelnik przystał też na propozycję Janowicza, by żądane zobowiązanie zniszczyć „po uprzednim sfotografowaniu przy nim”.

TW „Kastuś” zgłosił się do ppłk. Rodziewicza już nazajutrz, 10 września. Ze sobą przyniósł swoją ostatnią własnoręcznie napisaną informację dla SB. Było to jego oświadczenie, które miało uzasadniać żądanie przez niego zwrotu zobowiązania do współpracy. Napisał w nim m.in.:

„Wyrażając zgodę na współpracę, odczuwałem głębokie przekonanie, iż jest ona warunkiem niezbędnym do sprawy białoruskiego odrodzenia narodowego na Białostocczyźnie. Uwierzyłem, że odrodzenie to leży w interesie PRL i współpraca moja będzie tym skromnym, acz istotnym wkładem, przyczyniającym się do uniknięcia możliwych komplikacji. Byłem przekonany, że odegram chlubną w tym wypadku rolę uprzątacza zwalisk na drodze do tego odrodzenia się mojej narodowości. Teraz z perspektywy widzę, że przemarnowałem wiele energii, na działania, które nie miały nic wspólnego zgoła z ideą narodowego równouprawnienia białoruskich terytoriów etnicznych. Białoruskie życie narodowe odbywa się na zasadach analogicznych do życia religijnego: zamiast równouprawnienia – dobrowolność, uwarunkowana nie tyle państwowo-polskimi, co polsko-narodowościowymi racjami. (…) Dostatecznie wcześnie (…) zauważyłem pierwsze wyniki tej mojej „działalności”: same szkody, same podcięcia korzeni drzewa białoruskiego”.

Naczelnik Rodziewicz, stosownie do polecenia swego szefa, płk. Kazimierza Modelewskiego”, zobowiązanie o współpracy spalił w obecności Janowicza po uprzednim wykonaniu fotokopii. Oświadczenia jednak nie przyjął, ze względu – jak napisał potem w notatce służbowej – „jego prowokacyjne zachowanie”. Wówczas Janowicz podarł swój ostatni „donos” i wrzucił go do kosza. W teczce TW „Kastusia” zachował się sklejony taśmą i przepisany na maszynie.

Na bruk

28 września 1970 r. w sprawie Janowicza zebrał się zespół WKKP w składzie: Mikołaj Kiryluk (przewodniczący), Paweł Bojko, Mikołaj Parfieniuk, Józef Drzemicki, Józef Stelmaszyński. Kiryluk odczytał napisaną przez siebie w iście inkwizatorskim stylu mowę oskarżycielską:

„W swej wrogości ideologicznej i politycznej w stosunku do Związku Radzieckiego, Sokrat Janowicz w najpodlejszy, najbardziej ohydny sposób plugawi naród radziecki, a szczególnie Jego bohaterską, sławną Armię, wyzwolicielkę narodów Europy i Azji z pęt faszyzmu niemieckiego i imperializmu. (…) Wywód ten jest aż tak wymowny, że nie wymaga szerszego komentowania, kim jest w istocie Sokrat Janowicz, co sobą reprezentuje. Z całokształtu gmatwaniny myślowej wyrażonej w tymże piśmie do Aleksego Karpiuka, jak też jego „twórczości literackiej” wynika, że pretenduje on do miana obrońcy narodu białoruskiego, a mówiąc jego językiem, tak zwanej „sprawy białoruskiej. (…) Aspiracje literackie Janowicza, jak z tego wynika, nie dotyczą zaspokajania potrzeb duchowych i artystycznych narodu białoruskiego, ani obrony tak zwanej „sprawy białoruskiej”. W rzeczywistości nie istnieje żadna sprawa białoruska, zarówno na Białostocczyźnie, jak i w ZSRR. Białorusini brzydzą się takich reprezentantów, jakim jest Janowicz. (…) Biorąc pod uwagę powyższe, stawiam wniosek o wydalenie Sokrata Janowicza z szeregów PZPR jako element wysoce szkodliwy i wrogi”.

Cdn

Jerzy Chmielewski

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • ў ліпені-жніўні

    710 – перамога дружын Давыда Гарадзенскага у 1314 г. над войскамі крыжакоў пад Наваградкам. 625 – 12 жніўня 1399 г. паражэньне войск Вялікага Княства Літоўскага на чале з князем Вітаўтам у бітве супраць войскаў Залатой Арды на рацэ Ворскла. 510 …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (597) – у 1427 г. Вялікае Княства Літоўскае падпарадкавала сабе Вярхоўскія княствы (у вярхоўях ракі Ака).
  • (114) – 27.07.1910 г. у Войнаве Наваградзкага пав. памёр Уладыслаў Дыбоўскі (нарадзіўся 18.04.1838 г. у Адамарыне Вілейскага пав.), заолаг, батанік, палеантолаг, мінералог і фальклярыст. Закончыў Дэрпцкі унівэрсытэт, у якім працаваў з 1871 г., у 1878 г. пераехаў у Наваградчыну, дасьледаваў флёру і фаўну Наваградчыны, збіраў беларускі фальклёр.
  • (34) – 27.07.1990 г. Вярхоўны Савет БССР прыняў Дэклярацыю Аб Дзяржаўным Сувэрэнітэце БССР. Дзяржаўнае сьвята Рэспублікі Беларусь да часу прыходу да ўлады А. Лукашэнкі.

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis