Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    21. Samaabarona i śmierć Żyda Berszki (2)

    Savieckaje vojsko i pahraniczniki spaczatku ŭsich ludziej z hetych troch viosak vyvieźli za Śvisłacz na zborny punkt u Nieparożnicach. Zahadali im usio z saboju zabrać, szto tolko mahli ŭziać na furmanku. Pośle saviety mieli ich parassyłać dalej u Biełaruś. Raptam pryjszoŭ zahad, szto kali chto…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    8. Kuneć sielanki

    Nocami z pod ramion krzyżów na rozdrogach sypie się gwiazd błękitne próchno chmurki siedzą przed progiem w murawie to kule białego puchu dmuchawiec Księżyc idzie srebrne chusty prać świerszczyki świergocą w stogach czegóż się bać (Józef Czechowicz, „Na wsi”, 1927) Jak mniê diś dumajetsie, dekada… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Analiza

Słowa mogą ranić jak pociski

W 1977 roku Amerykańska Partia Nazistowska zadeklarowała wolę przemarszu przez miejscowość Skokie. Uczestnicy mieli maszerować ubrani w nazistowskie mundury, nieść odpowiednie transparenty oraz prezentować znak swastyki. Skokie jest dzielnicą Chicago zamieszkałą w większości przez Żydów, w tym także tych, którzy przeżyli holocaust. Władze Skokie wydały zakaz przeprowadzenia manifestacji. Wydany wyrok organizatorzy marszu zaskarżyli do Sądu Najwyższego stanu Illinois, który po długiej batalii ostatecznie uchylił decyzję i na przemarsz nazistów pozwolił, powołując się na pierwszą poprawkę konstytucji USA gwarantującą wolność słowa. Po licznych odwołaniach i długotrwałych proceduralnych sporach manifestacja w Skokie ostatecznie się nie odbyła, marsz nazistów pomaszerował w innej dzielnicy Chicago.

Od 2016 r. W Hajnówce środowiska skrajnie nacjonalistyczne organizują Marsze Pamięci Żołnierzy Wyklętych, gloryfikując szczególnie jednego żołnierza – Romualda Rajsa ps. „Bury”, który w 1946 roku dokonał pacyfikacji kilkunastu prawosławnych wsi w okolicach Hajnówki i Bielska Podlaskiego, zabijając w sumie 79 osób, wśród nich dzieci, kobiety i starców. W 2005 r. IPN po przeprowadzonym śledztwie uznał „Burego” za winnego zbrodni ludobójstwa, którego przyczyną było odmienne wyznanie i pochodzenie etniczne zamordowanych osób. W 2019 r. IPN wydał komunikat, w którym podważał wyniki własnego śledztwa, ale zaznaczył, że nie ma on mocy prawnej, stanowi jedynie opinie historyków, którzy mają prawo prowadzić własne badania  i nie zgadzać się z orzeczeniem, ale formalnie nie podważają one wyroku z 2005 roku. Aby to uczynić, potrzebne byłoby kolejne śledztwo, a tego IPN wznawiać nie chce. Marsze czczące pamięć „Burego” w Hajnówce od początku wywoływały liczne protesty miejscowej ludności, władz miasta i organizacji społecznych, ale próby zablokowania marszu okazywały się nieskuteczne. Sądy wydające wyroki w tej sprawie powoływały się na wolność słowa i zgromadzeń.

Casus marszu nazistów przez Skokie w świetle orzeczenia Sądu Najwyższego doczekał się wielu naukowych analiz w światowej literaturze prawniczej i wywołał w USA zażartą dyskusję na temat granic wolności słowa.

Pierwszą na świecie konstytucję, w której zawarto gwarancje wolności słowa, stworzono w Stanach Zjednoczonych i do dzisiaj są one jej symbolem, a amerykańskie społeczeństwo znane jest z przywiązania do zasad liberalizmu, w której wolność słowa jest podwaliną demokracji. Pod pojęciem „wolność słowa” rozumie się nie tylko „czyste słowo”, ale każdą ekspresję poglądów prezentowanych poprzez skandowane hasła, symbole, ubiór, gesty czy działania artystyczne.

Pierwotnym celem wolności słowa było ograniczenie zakusów władzy do kontrolowania swoich obywateli poprzez wprowadzanie cenzury. Prawo do wyrażania poglądów, w tym szczególnie krytycznych wobec władzy, miało zapewnić nieskrępowaną wolność w debacie publicznej, w której każdy głos ma prawo być usłyszany i traktowany jako równorzędny. Zasada wolności słowa i ochrony przed cenzurą dotyczyła także prasy stojącej na straży społecznego, politycznego i etycznego pluralizmu. Opinii publicznej przyznano upoważnienie do sprawowania efektywnej kontroli nad poczynaniami rządzących poprzez samoregulację nieskrępowanego rynku różnorodnych idei, co miało chronić obywateli przed ideologiczną monopolizacją. Respektowanie zasad wolności słowa stanowiło wyraz poszanowania jednostki i było warunkiem przestrzegania demokracji. Nieprzestrzeganie zasad wolności słowa w tym kontekście prowadziłoby do ograniczenia praw opozycji i dziennikarzy, cenzury mediów i wykorzystania ich państwowej propagandy oraz niedopuszczania do krytyki rządu, przez co obywatele zostaliby pozbawieni dostępu do informacji umożliwiającej im podjęcie suwerennych decyzji.

Przytoczone argumenty nie oznaczają wszakże, że wolność słowa jest traktowana jako wartość absolutna. Amerykański filozof Aleksandr Mejklejohn rozważający kwestie wolności słowa posługiwał się przykładem zebrania członków lokalnej wspólnoty zgromadzonej celem przedyskutowania bieżących spraw. Przyznawał on każdemu z uczestników równość polityczną, prawo do udziału w dyskusji i wyrażania opinii oraz wysłuchania argumentów innych osób. Swoboda wypowiedzi w tym wypadku nie oznacza, że każdy może wypowiadać się w dowolnym czasie, na dowolny temat i dowolnej formie, gdyż zamiast do merytorycznej dyskusji, opartej na wzajemnym szacunku, prowadziłoby to do anarchii.

W praktyce na wolność słowa nakładane są pewne ograniczenia. W Polsce Kodeks Karny uznaje za przestępstwo publiczne wypowiadanie gróźb, zniesławienie, propagowanie totalitaryzmu czy zaprzeczanie faktom zbrodniom nazistowskim (np. negowanie Holocaustu), komunistycznym, wojennym czy zbrodniom przeciw ludzkości, nawoływanie do nienawiści na tle różnic etnicznych. Podstawą takich ograniczeń jest przyjęcie założenia, że wolność słowa nie stanowi wartości najwyższej, ale pełni rolę służebną wobec innych cennych wartości konstytucyjnych, które za pomocą takich ograniczeń należy zabezpieczyć, w przeciwnym bowiem wypadku nieograniczona niczym swoboda ekspresji prowadziłaby do społecznego zła, przewyższającego potencjalne korzyści z przestrzegania wolności słowa. Podział ten zarysowuje oś konfliktu między wolnością słowa, pojmowaną jako poszanowanie wolności wypowiedzi, a ochroną innych wartości takich, jak dobro osobiste innej osoby lub całej społeczności.

Łukasz Machaj, polski prawnik, w swej pracy habilitacyjnej „Wypowiedzi symboliczne w orzecznictwie Sądu Najwyższego USA” analizuje ten problem i przytacza optykę zwolenników uprawomocnienia cenzury w takich wypadkach: „Skoro wolność słowa ma służyć poszukiwaniu prawdy, to nie widać powodu, dla którego niedopuszczalne miałoby być penalizowanie wypowiedzi ewidentnie fałszywych oraz „mącącym ludziom w głowach” (choćby „kłamstwa oświęcimskiego”); skoro wolność słowa ma służyć zasadom demokracji, to nie widać powodu, dla którego niedopuszczalne miałoby być prawne zwalczanie głoszenia doktryn autorytarnych i totalitarnych (choćby propagowanie faszyzmu); skoro wolność słowa ma służyć stworzeniu tolerancyjnego społeczeństwa, to nie widać powodu, dla którego – zgodnie z wymownym historycznym potwierdzeniem „nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji” – niedopuszczalne miałoby być represjonowanie ekspresji bigoteryjnej, homofobicznej lub też promującej nienawiść rasową”.

Przykładem ograniczenia wolności słowa jest penalizacja gróźb. Jej celem jest zapobieżenie eskalacji konfliktów, które mogłoby prowadzić do przejścia „od słów do działań” i wybuchu przemocy, wraz ze wszystkimi skutkami zburzenia porządku publicznego. Z podobnego powodu szeroko dyskutowana jest możliwość penalizacji tzw. „mowy nienawiści”, z uwagi jednak na brak jasnej definicji, czym owa „mowa nienawiści” jest a czym nie jest, problem jest dużo bardziej skomplikowany. Niejednoznaczność statusu „mowy nienawiści” widać w odmiennym do niej podejściu po obu stronach globu. Amerykanie dają dużo większy margines swobody manifestacji przekonań (karane w Polsce negowanie Holocaustu, propagowanie nazizmu czy nawoływanie do nienawiści na tle etnicznym jest w USA legalne), podczas gdy Europejczycy skłonni są do większych restrykcji w tym zakresie. Rada Europy definiuje to pojęcie jako „wszystkie formy ekspresji, które rozpowszechniają, podżegają, wspierają lub usprawiedliwiają nienawiść rasową, religijną, ksenofobię, antysemityzm lub inne formy nienawiści wynikające z nietolerancji, łącznie z nietolerancją wyrażoną za pomocą agresywnego nacjonalizmu i etnocentryzmu, dyskryminacją i wrogością wobec przedstawicieli mniejszości, imigrantów i osób obcego pochodzenia”.

Przeciwnicy penalizacji „mowy nienawiści” argumentują, iż wprowadzenie ograniczeń wolności słowa niesie za sobą ryzyko cenzury, którą uznają za niedopuszczalną a także nieskuteczną w zwalczaniu rasizmu, ksenofobii czy narodowego szowinizmu. Karanie ludzi za wyrażanie poglądów powoduje skoncentrowanie się na zwalczaniu objawów zamiast przyczyn tych zjawisk. Wskazują wręcz na ryzyko zwiększenia popularności skrajnych poglądów na zasadzie kontrreakcji i powabu „owocu zakazanego” czy obsadzania się w atrakcyjnej roli męczenników za wolność słowa. Dopuszczenie mowy nienawiści do publicznego dyskursu ma spowodować lepsze zrozumienie istoty tych poglądów, co pozwala skuteczniej zdiagnozować problem, stanowi skuteczny sposób kanalizacji społecznych emocji, które skrywane pod powierzchnią mogłyby grozić niespodziewanym wybuchem. Niekrępowany dyskurs publiczny w naturalny sposób prowadzi do ujawnienia odmiennych światopoglądów i konfliktów, które są nieodłącznym elementem demokracji, zasadzającej się na swobodnej konkurencji idei. Brak żywej i spontanicznej konfrontacji poglądów liberalnych z odmiennymi perspektywami prowadzi ostatecznie do ich uwiądu i skostnienia. Społeczeństwo powinno kontrolować się i samoregulować przez wzajemny krytycyzm, bowiem jedynie nieskrępowana konfrontacja różnych punktów widzenia daje szansę na wykrystalizowanie się realnego obrazu rzeczywistości i dojście do prawdy, która jedynie w takich warunkach ma szansę na autentyczną epifanię. Podstawy prezentowanego przez nich stanowiska legły na przekonaniu, że w warunkach całkowitej wolności słowa to właśnie prawda zawsze ostatecznie zatriumfuje. Penalizacja mowy nienawiści byłaby, ich zdaniem, ciosem w samo serce demokracji i zaprzepaściłaby jedną z największych zdobyczy cywilizacji zachodniej.

Zwolennicy karalności mowy nienawiści uważają, że z uwagi na jej charakter powinna być ona wyłączona z konstytucyjnej ochrony wolności słowa. Podczas gdy „wolnościowcy” rozdzielają słowa od czynów ostrą granicą, zwolennicy ograniczeń wskazują, że pomiędzy wyrażanymi poglądami a czynami istnieje kontinuum, ciągłość, z całą gamą zachowań pośrednich, a słowa mogą ranić równie skutecznie jak pociski. Dyskryminujące słowa – twierdzą oni – w praktyce zawsze idą w parze z działaniami. Mowa nienawiści uniemożliwia prowadzenie racjonalnej dyskusji, ponieważ już na wstępie odmawia interlokutorom należnym im podstawowych praw, takich jak wzajemny szacunek, chęć wysłuchania drugiej strony, uznania jej za pełnoprawnego uczestnika dyskusji, wyrzucając swych oponentów poza nawias, wyklucza ze wspólnoty wolnych, równych obywateli mających prawo do współdecydowania o sprawach publicznych. W swej istocie mowa nienawiści stanowi atak na pluralistyczny model społeczeństwa opartego na wolności i równouprawnieniu, przez co narusza same podwaliny demokratycznego porządku. Mowa nienawiści w tym ujęciu stanowi ontologiczne zło, powoduje efekt podobny do innych, pokrewnych form ekspresji (jak zniesławienie, groźby, naruszanie prywatności), wywołując uczucia upokorzenia, wstydu, obniżenia poczucia własnej wartości i utraty poczucia bezpieczeństwa, strachu przed poruszaniem się po ulicach i wypowiadania własnych opinii, które są zagłuszane przez nienawiść. Uczucia te prowadzą do coraz większej społecznej izolacji, wycofywania się zastraszanych grup w cień, rezygnację z działalności publicznej. Badania naukowe wykazują wzrost uprzedzeń i niechęci wobec grup piętnowanych, upośledzenie ich widoków na przyszłość, pogorszenie funkcjonowania społecznego, a niektóre z badań nawet na większy wskaźnik samobójstw. Otoczenie mniej chętnie widzi w nich sąsiadów bądź współpracowników, następuje proces oswajania się i coraz większej akceptacji względem działań dyskryminacyjnych, narasta przeświadczenie o obywatelach lepszej i gorszej kategorii. Ważkim argumentem przeciwko mowie nienawiści jest jej korelacja z powstawaniem i rozwijaniem się reżimów totalitarnych, zaprzęgających oszczerstwo i kłamstwo do machiny propagandowej w celu dyskredytacji wybranych grup społecznych. Przykładem takiego typu procesu jest powstanie nazizmu w Niemczech, gdzie zniesławiające słowo było kluczową bronią w walce z opozycją. Takie słowa jak „Żyd”, „czerwony” „komunista” „socjalista”, obarczone ujemnym wartościowaniem, prowadziły do osłabienia demokracji i triumfu totalitaryzmu. Bilans zysków i strat, jakie wyłaniają się po przeanalizowaniu skutków posługiwania się mową nienawiści, prowadzą do konkluzji, że jest ona na tyle bezwartościowa i szkodliwa, że zyski absolutystycznie rozumianej wolności słowa nie przewyższają strat związanych z jej używaniem. Celem wolności słowa ma być ułatwianie międzyludzkiej komunikacji, a nie prawo do wygłaszania dowolnych treści godzących we współobywateli.

Zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy penalizacji mowy nienawiści zgadzają się w jednym, co również podkreślił wyrok Sądu Najwyższego Illinois w sprawie marszu nazistów w Skokie: swoboda posługiwania się mową nienawiści nie jest absolutna, ale podlega ograniczeniom na zasadach ogólnych, a w szczególności miejsca, czasu i sposobu przekazu treści. Splątany i złożony problem mowy nienawiści nie może być rozpatrywany jedynie jako prosta wykładnia wolności słowa, ale pod uwagę muszą być wzięte wszystkie okoliczności towarzyszące oraz kontekst wypowiedzi.

Na kontekstualizację zakresu wolności słowa w przypadku hajnowskiego marszu zwrócił uwagę rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. W 2018 roku złożył on zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, polegającego na propagowaniu faszystowskiego ustroju państwa, nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych oraz znieważenia osób wyznania prawosławnego przez gloryfikację postaci „Burego”, uznanego za ludobójcę, i pochwalania jego przestępstw. Jak donosiła Rzeczpospolita z 12.01.2019 r. sprawa przez dłuższy czas krążyła między kilkoma prokuratorami, z których żadna nie chciała się nią zająć. W końcu postępowanie umorzono. Nie dopatrzono się żadnych znamion czynu zabronionego, postać Burego potraktowano niejednoznacznie, krzyż celtycki – międzynarodowy symbol rasizmu – uznano za wpisany do rejestru sądowego symbol Narodowego Odrodzenia Polski, a „trupią główkę” potraktowano nie jako symbol „SS-Totenkopf”, ale jako odznakę honorową NZW. Jak donosiła Rzeczpospolita w dalszej części artykułu: „13 grudnia 2018 r. Sąd Rejonowy w Bielsku Podlaskim, Wydział Zamiejscowy w Hajnówce uwzględnił zażalenie RPO. W ustnym uzasadnieniu postanowienia (sygn. akt VII Kp 186/18) wskazał, że prokuratura oceniła materiał dowodowy jednostronnie. Pominęła bowiem kontekst społeczny, narodowościowy oraz wyznaniowy regionu, gdzie „Bury” wciąż budzi kontrowersje. Według sądu należało wziąć pod uwagę i trasę marszu, i okrzyki na cześć „Burego”. Sąd nakazał pogłębioną ocenę zdarzenia, by uwzględniała nie tylko zasady wolności słowa i swobody propagowania własnych poglądów, ale to jak i gdzie były one propagowane, oraz kontekst społeczny, narodowościowy i wyznaniowy. Dopiero taka ocena pozwoli stwierdzić, czy doszło do przestępstwa”.

Marsze Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce wpisują się w szerszy kontekst wydarzeń mających miejsce w naszym kraju na przestrzeni ostatnich lat. Łatwo dostrzec analogię do organizowanego corocznie Marszu Niepodległości. Oba marsze utrzymane są w podobnej konwencji, symbolice i nacjonalistycznej retoryce. Adam Bodnar powołuje się na statystki, które wykazują wzrost liczby postępowań o przestępstwa popełnione z pobudek nienawiści na tle rasowym, narodowościowym, etnicznym i wyznaniowym. Oprócz mającej zaradzić temu problemowi edukacji historycznej i obywatelskiej rozwiązanie problemu widzi we wdrożeniu kompleksowej strategii zwalczania rasizmu i ksenofobii w Polsce oraz zmian polskiego prawa pod kątem ich zgodności z zaleceniami międzynarodowych organów ochrony praw człowieka. Wzrostowi popularności ruchów nacjonalistycznym towarzyszy często faszystowska symbolika, podobne gesty, skandowanie wykluczających haseł typu: Polska dla Polaków, Biała Europa, czy Biała Siła. Symbolika i emocjonalny przekaz osnuty jest wokół głębokich warstw psychiki koncentrujących się wokół archaicznych wzorców plemiennych, dla których ważne były poczucie wspólnoty, czystość i więzy krwi, sprawność, fizyczna siła, dążenie do jednorodności i ostrych podziałów na my-oni. Kto nie jest z nami jest przeciwko nam, jest wrogiem narodu, jest obcy. Wykluczanie ze wspólnoty pociąga za sobą dehumanizację przeciwnika, który przestaje być kimś podobnym do nas, przestaje być człowiekiem. Lekarstwem na to pęknięcie w opinii socjologów czy psychologów jest przywrócenie poczucia wspólnoty, zobaczenie we wrogu kogoś, kto tak samo jak my boi się, kocha, ma tęsknoty i marzenia. Dlatego tak ważne jest budowanie lokalnej tożsamości, połączonej wspólnotą losu i codzienności, w której zacierają się ideologiczne różnice. Łatwiej nam przecież okazywać agresję komuś nieznajomemu niż sąsiadce, której codziennie mówimy „dzień dobry” w drodze do sklepu, gdzie oboje robimy zakupy. Budowanie oddolnej więzi wiedzie do solidarności i spontanicznych aktów pomocy w razie problemu wymagającego sąsiedzkiej czy lokalnej samopomocy. Niezależnie od przekonań politycznych, religijnych i ideologicznych pomożemy rodzinie, której spłonął dom, pójdziemy szukać zaginionego psa koleżanki z pracy. W przypadku marszu wyklętych w Hajnówce zrealizowanie tego postulatu może być znacznie utrudnione, bowiem w przytłaczającej większości jego uczestnicy nie są mieszkańcami regionu, ale zjeżdżają na to wydarzenie nawet z odległych zakątków Polski. Stanowi to dodatkowy cios wymierzony przeciwko lokalnej wspólnocie jako całości, której codzienne bytowanie przedłuża się przecież po hucznych marszach, zostawiających po sobie nie tylko spalone race, ale otwierający się na nowo konflikt, który przez wieloletni okres wspólnego bytowania po wydarzeniach z lat powojennych zdążył przygasnąć i się zabliźnić. Głosy przytłaczającej większości mieszkańców Hajnówki, niezależnie od wyznania czy narodowości, świadczą o niezadowoleniu, a organizację marszu odbierają jako próbę skonfliktowania i skłócenia społeczności żyjących od wieków obok siebie.

Jakie intencje, motywacje kryły się za chęcią organizowania marszu nazistowskiego nie gdzie indziej, ale właśnie w dzielnicy żydowskiej Skokie? Dlaczego na miejsce Marszu Pamięci Żołnierzy Wyklętych wybrano akurat tereny, gdzie Romuald Rajs dokonywał swoich mordów, do dzisiaj żyją świadkowie tych wydarzeń, rodziny ofiar, a także liczna społeczność wyznawców prawosławia oraz ludzi identyfikujących się narodowościowo z białoruskością? I dlaczego akurat „Bury”, a nie na przykład Pilecki? Co kierowało organizatorami marszu, że trasę wyznaczyli akurat obok cerkwi, gdzie miało odbyć się nabożeństwo w intencji ofiar z udziałem rodzin pomordowanych? Jakie intencje przyświecają organizacji tzw. Rajdów Wyklętych przez prawosławne wioski na ścianie wschodniej, gdzie do dziś żywe są wspomnienia wydarzeń sprzed  75 lat? Wykrzykiwanie hasła „Bury, Bury nasz bohater” w miejscu, gdzie jest on uważany za ludobójcę nie tylko przez miejscową ludność, która doznała ze strony żołnierzy wyklętych wielu krzywd, ale potwierdzone orzeczeniem IPN, czyż nie podpada pod wychwalanie ludobójstwa z powodów etnicznych i religijnych? Czy wykrzykiwanie haseł „Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę” i „ A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści” nie podpada pod groźby karalne czy zniesławienie? Wszak wykrzykując takie hasła przekazuje się w domyśle komunikat, że większość – jeśli nie cała społeczność prawosławna i białoruska – komunistom sprzyjała i sprzyja (co ewidentnie przeczy badaniom historycznym). A jeśli nawet nie sprzyja, to niech się strzeże, i niech pamięta by przypadkiem nie zacząć sprzyjać, bo kolejne skandowane hasło to: „Śmierć wrogom ojczyzny”. Czym jest wznoszenie haseł grożących śmiercią w mieście, gdzie żyją rodziny ofiar pomordowanych za to, że zostali oni uznani za wrogów Polski, jak nie próbą zastraszenia, okazania pogardy i nienawiści? Kto daje przyzwolenie na wykrzykiwanie haseł wykluczających część mieszkańców kraju ze wspólnoty obywatelskiej i uważania ich za wrogów narodu polskiego? Jeśli takie formy ekspresji mieszczą się w dopuszczalnych granicach wolności słowa, to czy są zgodne z dobrym obyczajem, smakiem i zasadami współżycia społecznego? Nie są one niczym innym jak manifestacją przemocy symbolicznej i niestety w coraz większym stopniu instytucjonalnej, bowiem prokuratura od wielu lat konsekwentnie umarza skargi przeciwko zachowaniom uczestników marszu, a policja konsekwentnie nie reaguje, przeciwnie – atakuje i składa zawiadomienia do prokuratury przeciw ludziom, którzy pokojowo wyrażają sprzeciw wobec marszów. I tu dochodzimy powoli do sedna sprawy: gdyby to były jedynie wybryki jakichś skrajnych grup, incydenty, nawet częste, ale marginalne z punktu widzenia życia społecznego, można byłoby problem sprowadzić jedynie do wolności słowa, spierać się o jego zakres i rozdzielać włos na czworo w rozważaniach co jest, a co nie jest mową nienawiści. Niestety problem jest o wiele głębszy i poważniejszy, bowiem od czasu przejęcia władzy przez PiS nad środowiskami skrajnie nacjonalistycznymi władza rozciągnęła parasol ochronny, a przemoc staje się już nie tylko symboliczna, lecz zaczyna przenikać do instytucji, które powinny stać na straży demokracji i równości wobec prawa, a które zamieniają się coraz bardziej w przybudówki władzy – unikając bardziej dosadnych stwierdzeń.

Tak jak zaznaczyłam powyżej, zjawiska mające miejsce w Hajnówce nie są czymś wyjątkowym w skali kraju, raczej są papierkiem lakmusowym, ukazującym faktyczny stan demokracji i szacunku do praw obywatelskich w kontekście polityki państwa polskiego. Wpisują się w szereg innych wydarzeń, z których wyłania się ponury obraz sojuszu tronu, ołtarza i środowisk skrajnie nacjonalistycznych i kibolskich, których działania harmonijnie się dopełniają i ujawniają logikę sprawowania władzy przez obecnie rządzących. By nie sięgać daleko, należałoby wspomnieć o Marszu Niepodległości z 2018 r., na którym pojawiły się hasła rasistowskie i faszystowskie symbole – oskarżenia umorzone przez prokuraturę; msza z udziałem ONR w kościele farnym w Białymstoku w 2016r., na której przemawiał były ksiądz Jacek Międlar, człowiek znany z organizowania manifestacji nacjonalistycznych i antyukraińskich, nawołujący do mordowania muzułmanów, palący kukłę Żyda. Przemawiając w białostockiej farze zasłynął z antysemickich wypowiedzi. Wielokrotnie z powyższych powodów zaskarżany do prokuratury, która konsekwentnie umarzała postępowania. Coroczne już pielgrzymki środowisk kibicowskich i nacjonalistycznych na Jasną Górę chętnie tam są widziane i przyjmowane.

Przykładów prowadzenia podobnej polityki jest znacznie więcej. Można wspomnieć też o dyskryminowaniu mniejszości niemieckiej w Opolu przez sztuczne powiększenie obszaru miasta w celu zmniejszenia odsetka zamieszkujących je Niemców, co doprowadziłoby do pozbawienia ich decyzyjności w gminie chociażby po to, by zlikwidować tablice dwujęzyczne.

Wpisuje sie w to również walka o nazwę ulicy na białostockich Skorupach, przegłosowanej większością radnych PiS na ulicę Majora Zygmunta Szendzielarza, ps. „Łupaszko”, uważanego za postać kontrowersyjną i nieakceptowaną przez większość mieszkańców dzielnicy. Ich apele o zmianę uchwały są konsekwentnie odrzucane.

Dodać tu jeszcze można wezwania do obrony kościołów w związku z demonstracjami proaborcyjnymi, wygłaszane przez Jarosława Kaczyńskiego i powtarzane jak echo przez Roberta Bąkiewicza, szefa Młodzieży Wszechpolskiej, co zakończyło się zorganizowaniem bandyckich napadów na uczestników demonstracji w Poznaniu, Wrocławiu i Warszawie. To już nie przemoc symboliczna, lecz realna, skutek określonej atmosfery i prowadzonej polityki, gdzie głównym przeciwnikiem karania wybryków rasistowskich i nacjonalistycznych staje się prokuratura, policja i sędziowie mianowani przez obecnie urzędującego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. W zderzeniu z taką machiną zwykły obywatel ma coraz mniejsze szanse na bezstronność i ochronę swoich konstytucyjnych praw.

Postulaty Adama Bodnara odnośnie potrzeby zmian systemowych w prawie i edukacji są zasadne, ale ich realizacja pod rządami obecnej władzy może okazać się mocno problematyczna. Idea wolności słowa jako warunku zachowania równowagi w społeczeństwie jest ze wszech miar słuszna. Pod tym jednakże warunkiem, że państwo pozostaje światopoglądowo neutralne i o tę równowagę dba. W przypadku czynnego zaangażowania sił państwowych po jednej ze stron, zasadniczo zmienia to optykę i ciężar gatunkowy wydarzeń w Hajnówce. W dużej mierze wyklucza to sprowadzenie problemu jedynie do literalnie rozumianej wolności słowa. Gdybyśmy mieli do czynienia tylko z wybrykami marginalnych grup, krzyczących nawet mocne kontrowersyjne hasła, ale na straży konstytucyjnego porządku stałyby niezawisłe sądy i niezależne instytucje państwowe, byłoby to mniej bolesne. W tym wypadku jest niestety inaczej. I to jest najbardziej w tym wszystkim niepokojące.

Ewa Zwierzyńska

Fot. Katarzyna Pierzchała (strajk.eu)

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • ў красавіку

    980 – у 1044 г. пачаў княжаньне ў Полацку Усяслаў Брачыслававіч, званы Чарадзеем. Яго славутая дзейнасьць была апісана ў паэме „Слова аб паходзе Ігаравым”. 920 – у 1104 г. адбыўся вялікі паход кааліцыі князёў Кіеўскай Русі, арганізаваны Уладзімірам Манамахам на …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis