Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    23. Zabytaja tragedia kala Krynak (3)

    Na UB u Sakołcy i pośle ŭ sudzie ŭ Biełastoku abvinavaczanych i śviedkaŭ asablivo szczacielno raspytvali pra sąd doraźny, jaki Niemcy pierad rasstrełam zrabili ŭ vadzianym mlinie ŭ Nietupie. Hety dzieravianny budynak staić i dziś nad reczkaj pry szasie da Kruszynianaŭ nidaloko vioski Biełahorcy. Daŭno…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • „Ja choču byti bliźka ludiam”

    Rozhovôr Jana i Haliny Maksimjukov z poetkoju Zojoj Sačko

    Jan: Čy pomniš, koli v tebe zjavivsie impuls, kob napisati peršy viêrš? I na jakôj movi tobiê napisałosie? Zoja: O, ja dumała, što ty tak i načneš… Ja učyłaś u školi v Parcievi, de była prykładnoju učenicieju. Pan od pôlśkoji movy skazav prynesti viêršyki pud… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Zapiski

Rozmowa Tamary BeJot i Tola Sza o pamiątce

BeJot: Nie wnikałam co to za pismo, bo składało się z grubych stron i zaczęłam na nich jeść, używając zamiast serwetek. Pismo. Pamiątka. Szczątki. 

Połowę zniszczyłam, wraz z okładkami. Niebawem stwierdziłam, jedząc na dziesiątej stronie, że to nie pismo, tylko książka ojca o Warszawie, składająca się ze zdjęć zburzonej Warszawy. Zniszczyłam cenną książkę. Część z niej została. To był album. Nie wiem, czyjego autorstwa były tamte fotografie. Wyjadłam okładki z informacją. Pod fotami nie ma nic o autorze czy autorach fot.

Tolo: No tak. Zmarnowałaś książkę. Zacząłem oglądać szczątki. Toż to była cenna rzecz!

BeJot: Jeszcze jedne szczątki: w ten album był włożony fragment jakiejś gazety z roku 1945. Kartka rozlazła mi się na pół. Teraz koniecznie muszę zanotować, jakie słowa były na tej porwanej stronie tamtej gazety, chyba było to „Życie Warszawy”, zanim całkowicie się rozpadnie, a rozpadnie się na pewno, tamten papier był nietrwały, zresztą każdy papier się sypie, wcześniej czy nieco później. Cytat: „GŁOSY ZACHODNIE O POWSTANIU WARSZAWSKIM Polski rząd emigracyjny ponosi odpowiedzialność za jeden z najbardziej podstępnych manewrów politycznych, rozkazując polskim organizacjom nielegalnym w Warszawie wystąpić z bronią w ręku. Grupa londyńska wydała rozkaz przedwczesnego powstania z jednym celem – wywołać efekt propagandowy obliczony na podniesienie jej prestiżu w Stanach Zjednoczonych i Anglii (amerykański komentator radiowy, 13 sierpnia 1944 roku przed mikrofonem radia nowojorskiego)”.

I dalej: „Powstanie generała Bora było przedwczesne i wybuchło bez jakiekolwiek uzgodnienia z ogólnymi planami działań sprzymie”…  Tu kartka urywa się.

Z drugiej strony na tej kartce: „ W trzy i pół miesiąca po upadku Powstania Warszawa została wyzwolona. Na dymiące gruzy stolicy wkroczyły oddziały I Armii Wojska Polskiego i jednostki Armii Radzieckiej. W ciężkich bojach kruszyły się resztki militarnej potęgi hitleryzmu. Żołnierze Ludowego Wojska brali odwet za krew dziesiątków tysięcy warszawiaków poderwanych do walki z przeważającymi siłami okupanta. Ruszyła wielka ofensywa przygotowana na wzmocnionej przez faszystów linii Wisły. Hitlerowskie bunkry, jednostki pancerne i tabory przestały istnieć rozerwane bombami i pociskami na których żołnierze polscy wypisywali „Za Warszawę”. Za Warszawę, którą trudno było w owych dniach nazwać miastem. Za Warszawę, której zdziesiątkowani i rozpędzeni mieszkańcy nie mogli powitać żołnierzy niosących trwałą wolność. Na fotografii oddziały I Armii na ulicach Warszawy”.

Jak na komunę, to ton tych słów był umiarkowany, albo jeszcze nie było pełnej komuny. Ale i tak to było potworne wejście Stalina. W martwą stolicę. A przedtem co, Stalin czekał, aż Niemcy zetrą Warszawę z powierzchni ziemi? No tak.  No i przytoczone są krytyczne „Głosy zachodnie” o Powstaniu, i to poraża. A foty w albumie i w ty fragmencie gazety są przerażające i prawdziwe. Warszawa to gruzy, gruzy!!! To przecież moja stolica. Innej nie mam. Moja. Opisałam prastarą tragiczną kartkę, żeby to powiedzieć. A ty masz inną stolice?

Tolo: Wiesz, że nie. Kto wyemigrował i znalazł tak zwaną drugą ojczyznę, ten ma inną stolicę. Nie mogę sobie tego wyobrazić, takiej zamiany stolic.

BeJot: Na odwrocie szczątków strony tamtej gazety czytam następujące fragmenty: „…ewakuacja ludności do Pruszkowa trwała kilka dni. Jeszcze 7 października grupy ludzi opuszczały Śródmieście, podpalane już przez Zerstürungs truppen. … ruiny i groby – oto, co pozostało z Warszawy po 63 dniach bohaterskiej i tragicznej walki”.

Takie fragmenty gazety tworzą mi żywego Becketta, nowego na tamtym jak żywym. Dlaczego nie ma białoruskiego Becketta? Rosja przynajmniej miała Charmsa. Co z białoruskością nie tak? Z Białorusinami. Nie. Inaczej. To Europa nie widzi białoruskości. Odezwij się, białoruski Becketcie. Mamy tylko fragmenty białoruskości, i ty do nich należysz. Mów fragmentami, fragmencie! Jeśli ocalisz fragmenty siebie, to świat ocalisz, pięknie powiększysz o siebie. Powiększanie to piękno. Zło zawsze jest dostatecznie duże, żeby nie uszło za zło i wymagało powiększeń.

Tolo: Ty!

BeJot: Co, ja?

Tolo: Beckettem białoruskim jesteś ty.

BeJot: Białoruski Beckett jest męczony więzieniem za białoruskość i nie ma głowy do bycia Beckettem, jest pobity, połamany, wykończony, zmęczony i zamęczany. A moje życie kończy się. Europa mnie nie chce. jestem za mało białoruska, czy jak? Chyba to: jestem bardziej podejrzana, bo ni to, ni owo, jakaś Białorusinka czy kto. Kto? I wojen nie chcę – apodyktycznie, nie odróżniam lepszej od gorszej. Nie chcę żadnej! I nie uznaję medialnej propagandy. Cichanoǔską trzyma się w zapasie, czekając na koniec Łukota. Czekanie, czekanie, trwa, trwa. Wszystko gra: oto przecież jest przyszła czy też równoległa prezydentka dla Łukota, a właściwie to ona już jest prezydentką. A właściwie to jak jest, jak nie jest? A Europa jeszcze nie wynalazła przyszłej baby Rosji. Toż ona nie chce Rosji w ogóle, choć ta jest i jest. 

Ci takaja ǔłada, ci siakaja, ta na wojnach zarablaje. A jak ni zarablaje, ta upadzie. Cichanoǔska trywaja, trywaja, a białoruskiach wiaźniaǔ reżym muczyć, muczyć, znaczyć jana ǔ wielkaj palitycy ni liczycca. Kab liczyłasa, ta biełaruskije turmy upali by. I daǔno. Choć dźwie. Nu choć adna. I Łukot upaǔby, i daǔno. Hety na peǔno byǔ by palitycznym trupam. I palitycznych wiaźniaǔ daǔno by wypuścili na wolu. Nu choć piaciarych.

Tolo: Bo ona ma funkcję wyłącznie polityczno-propagandową.

BeJot: Tego nie wolno głośno powiedzieć. Ja o niej nic nie wiem. Nie wiem, czym się zajmuje. Nie wiem, w jaki sposób i w czym jest skuteczna. Za co bierze pieniądze. Co może. No więc mówić o tym nie wolno, pytać o to nie wolno.

Tolo: Ale my mówimy.

BeJot: I nie mówimy, nie pytamy złośliwie. W naszej rozmowie nie ma dyplomacji. I nie może być złośliwości. Rozpatrujemy problem. Co z tego. Nie możemy rozpatrzyć problemu, bo nic o nim nie wiemy. Właściwie dlaczego? To za długo trwa, to czekanie na. Na co?

A ta gazeta, od której zaczęłam, drukowała prawdziwe wiadomości, choć wkraczający do stolicy byli uznani jednoznacznie za wyzwolicieli. Tak. Ten ton. Zbyt lekki. Ich przemarsz przez zabitą Warszawę. Czekali, aż hitlerowcy zmiotą miasto, wypędzą mieszkańców. Dziś mówi się, że to było upiorne wyzwolenie. Jednak fotografie mówią prawdę, zabite miasto, ruiny, wypędzeni. I twarze, których dawno już nie ma! Młode, stare, dziecięce. I ten komentarz z Nowego Jorku!!! Krytyka polskiego rządu emigracyjnego za pospieszną polityczną decyzję! To prawdziwa wiadomość. Chcemy, czy nie, takie słowa padły wówczas. Życie ludzi nie obchodzi polityków, widzących swoje cele. Stwierdzam to z tragicznym bólem. Cel polityczny może być zbrodnią na życiu ludzkim. A kogo z polityków to obchodzi. Realizujemy swój cel. Polityczne cele w ogóle nie biorą pod uwagę ludzkiego życia. Kto zginie ten zginie.

Na niektórych sylwetkach, twarzach tworzą się dziury – kruszy się papier. Można to grą świateł pokazać na scenie: dziury w miejscu osób. Można światłami zagrać tego nowego Becketta z tymi dziurami. Jest twarz, a za chwilę będzie to puste miejsce. Dziury w szczątkach gazety powiększają się z dnia na dzień. Muszę zeskanować te szczątki „Życia Warszawy”. Chyba to ta gazeta.

Tolo: Rzeczywiście sam czas stworzył nam żywego nowego Becketta. To znaczy naszego, bo już polubiłem, tak jakoś tragicznie, tego nowego. Ale ty po południu tracisz sens życia i nie chcesz występować na żadnej scenie. I mówisz, że ty jesteś szczątkami.

BeJot: Te szczątki gazety, szczątki Warszawy, toż to uosobienie mojej białoruskości. Ja już o niej nic nowego nie wiem. Bronię się – bronię jej szczątków. Ja ją tylko pamiętam. 

Nie wiem, czy szczątki gazety ojciec włożył w album o Warszawie przez przypadek, czy świadomie. Pamiętam, że powiedział: A ǔ  Warszawie ja paastaǔlaǔ swajakoǔ, radniu. Rzeczywiście jego nazwisko w Warszawie jest po dziś. Nie znamy się. Nie wiem, czy to swajaki, radnia, ci nie. To samo nazwisko. Jesteśmy sobie obcy. Pamiętam słowa matki: A maja radnia paastawałasa dzieś za hetaju nowaju miażoju na Świsłaczy, dzieś tam, u Wilni, u Grodni. I tak samo nie znamy się. Tak samo obcy sobie. No więc po wojnie rodzina staje się obca sobie. Rozrywa ja nowa granica. Wioski, miasteczka rozrywa. Do znudzenia to powtarzałam w moich szkicach. Po co. Granica potwornieje nam. Puchnie, rośnie, sztywnieje, muruje się, kamienieje. A jak Łukot upadnie, to co?  Po co wydawać pieniądze na pielęgnowanie granicy! Granice wieczne nie są. Po co komu mój sprzeciw. Pamiętam słowa matki: A biełarusaǔ zaraz ni budzia. Jany za chutko robiaca abo palakami, abo sawietami.

Z tych matczynych słów ocalało tylko „chutko robiacca”. Bo uże ni sawietami robiacca, heta prajszło. Ali i tak biełarusy chutko sawiecilisa. Ni to, szto abrusieli na bieżanstwie ci na zsyłkach – sawiecilisa. Widać jim pasawała internacjanalnaść ideałohji. Ja heta znaju z faktaǔ. Radnia majej maci zsawieciłasa, kali jich wywiaźli ǔ hłybokuju Rasieju, ǔ miasteczko, raboczy pasiołak, pad Ulajnaǔskam, ǔ Iszejewku. Każuć: tam im było dobro żyć. Szkoły pakończyli. Nichto ni zwiartaǔ uwahi na toje, ci chto niemiec ci biełarus. Kożny maja być sawiecki czaławiek, znaczyć dobry prychilny spakojny. Ech. Jany dumali: heta na zaǔsiody takaja internacjanalnaja kazka, szkoły dla ǔsich, praca. Nijakaja nacja mieła ni liczycca, a tolki czaławiek – nowy, sawiecki, znaczyć lepszy ad papiaredniaho. Cipier chibo abrusieli, kali sawieckaści ni stało. Ni wiedaju. Piarastali pisać piśma. Niczoho radnia pra radniu ni wiedajem. Heta rezultat palitycznaj strasznaj gimnastyki.

Tolo: Szczątki to ty. Tak uznałaś.

BeJot: Szczątki to ja. Nie jest karkołomne połączenie mnie i tamtego albumu, częściowo zniszczonego, i szczątków tamtej gazety, ale tamta zrujnowana stolica została odbudowana, a moja białoruskość zredukowana do Cichanoǔskiej, i inna się nie liczy. Zredukowana jestem, czyli to, co mnie budowało, stanowi ruinę, politycznie umyślną. Ta polityczna redukcja nie zwraca uwagi na to, co jest, co było, tylko na to, jakie to ma być, a zrobione z niczego. Jeśli nie z tego, co mnie budowało, to z czego? Mówię: no więc ma to być z niczego. Gdzie stały nasze chaty, polityka wznosi nierealistyczne wieżowce. W miejscu chatek nie zbuduje się nagle wieżowców, nie wyhoduje się całej stolicy.  Ja się przed taką redukcją bronię. Polityczna redukcja całej mojej białoruskości to zbrodnia. Tak mówię we własnej obronie. Ale dobrze: godzę się na wyrok śmierci. Już się nażyłam, po białorusku i po polsku. Chcecie unicestwić ruiny zamiast odbudować, róbcie to. Róbcie nowego Białorusina z nową białoruskością, już tak ucywilizowaną, że jej ani nie odróżnisz od żadnej innej cywilizowanej nacji, ani nie poznasz. A przecież nie o to chodzi. Chodzi o kontynuację naszej kultury, naszej mentalności, a nie o bezkrytyczną przymusową asymilację do bycia „narodem europejskim”. Nie ma takiego narodu. Mamy przyswoić tę ideologię, te frazesy, i już jesteśmy w pełni cywilizowani. Tymczasem od czasu cywilizowanego bombardowania byłej Jugosławii mamy stopniowy rozwój cywilizowanej wojny globalnej, trzeciej światowej, i same cywilizowane restrykcje na obywatelach, kurczenie Praw Człowieka, a tylko one są cywilizujące. No bo wojna. Obywatel ma być tylko niemym pionkiem. Kurczą się jego prawa. To Sokrates wieki temu zauważył, że zbyt łatwo demokracja przekształca się w oligarchię. Wojny robią oligarchowie, żeby zarobić. Dziś nikt tego głośno nie powie. Jeśli robione są wojny, to przez oligarchów. Ten mechanizm jest zamazywany przez propagandę medialną. No i mamy potem szczątki stolic i ludzi. I szczątki kultur. O psach na trzech łapach, kurach z połową wola i krowach, wlokących zad bez nóg  już nie mówię. Zaraz głodni je pożrą. Może psim mięsem się obrzydzą i zostawią kaleką. Daleko stąd, gdzie nie ma wojny, powiedzą: pies umarł. Tu on zwyczajnie zdechnie. Zdechł oznacza: stracił dech. I nie ma to słowo złych konotacji. Teraz nowocześni ludzie na mnie cisną, żebym mówiła: zwierzęta umierają. Nie powiem. O pszczołach tak powiem. Tu akurat język przez wieki ustalał, co umiera, a co zdycha. Świniata pazdychali. Tak my kazali. Chibo szto piarastaniam liczyć świniaty tyja naszymi abiedami. I tak trudno skazać, szto świnia pamiraja. Pszczoły są społeczne i pracowite jak ludzie, to umierają. Zacieranie znaczenia i różnicy słów nabiera mocy. A człowiek to zdycha pod płotem  albo w rowie. Takie słowa mamy, jeśli zrobiliśmy z człowieka bezdomne zwierzę. To słowo w odniesieniu do człowieka ma konotacje negatywne, ale rezygnować z niego wcale nie musimy. A poza tym: przez to, co mówię, to ja lepszeję, a nie gorszeję. To moja obrona. Praz toja, szto ja hawaru, ja lepszeju, a ni horszaju. Nijak ni mahu hetych słoǔ kazać biez neałahizacji jich. Wychodzić karaczej. A szto, ni tak charasze?

Tamara Bołdak-Janowska

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • ў кастрычніку

    1005 – 1019 г. першая згадка ў летапісах пра Бярэсьце. 710 – 1314 г. князь Давыд Гарадзенскі разбіў вялікі паход крыжакоў на Наваградак. 625 – 1399 г. паражэньне ад татараў арміі Вялікага Княства Літоўскага на чале зь князём Вітаўтам на …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (87) – 22.10.1937 г. расстраляны Лукаш Калюга (Канстанцін Вашына), нар. 27.09.1909 г. у Скварцах каля Койданава, пісьменьнік.
  • (87) – 22.10.1937 г. расстраляны Флярыян Ждановіч, беларускі акцёр і рэжысёр (нар. 28.10.1884 г. у Менску). Закончыў драматычную школу ў Варшаве (1902), арганізаваў беларускія спектаклі і Першае беларускае таварыства драмы і камедыі ў 1917 г. У 20-ыя гг. быў першым мастацкім кіраўніком і акцёрам Беларускага Дзяржаўнага Тэатру (БДТ-1) у Менску. У 1930 г. арыштаваны і сасланы на прымусовую працу на Беламорканал.

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis