Na początku czerwca trzyosobowa grupa białostockich prawosławnych radnych wraz z wiceprezydentem miasta Adamem Musiukiem przeszła do klubu prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego. O powodach decyzji obie strony poinformowały dość lakonicznie, argumentując ją „zacieśnieniem współpracy”. Sprawa jest jednak bardziej złożona i wynika z kryzysu, żeby nie powiedzieć konfliktu, w środowisku działającym na rzecz przedstawicielstwa mniejszości narodowych i wiernych Cerkwi w życiu publicznym. Nie tylko w Białymstoku.
Wspomniana grupa (wcześniej należał do niej jeszcze jeden radny, który przeszedł do Polski 2050 Szymona Hołowni) w wyborach samorządowych w 2018 r. weszła do rady miasta z list Koalicji Obywatelskiej, desygnowana przez Forum Mniejszości Podlasia. To okołocerkiewna organizacja, niezbyt liczna, ale mająca błogosławieństwo hierarchów, która wskazuje prawosławnych kandydatów także w wyborach do sejmiku województwa i parlamentarnych, zabiegając o głosy również mniejszości narodowych, przede wszystkim największej w regionie białoruskiej. Wzmacnia w ten sposób elektorat Platformy Obywatelskiej, z którą ma podpisane stosowne porozumienie.
Taka luźna i trochę niejednoznaczna formuła całego mniejszościowego środowiska jednak nie konsoliduje nawet, jak się okazuje, we własnych szeregach. Zgrzyt nastąpił na początku roku, kiedy prawosławni przedstawiciele we władzach Białegostoku wystąpili przeciwko swym wyborcom w sporze o zachowanie dotychczasowego charakteru „białoruskiego” przedszkola w mieście. To zdecydowało, iż FMP od nich się odcięło. W tym sporze okazali się zresztą przegrani, wręcz się skompromitowali. Wcześniej ponieśli też porażkę w staraniach o zmianę nazwy ulicy Łupaszki, co było jednym z ich postulatów wyborczych. W tym przypadku jednak trudno mówić o ich winie, gdyż wydaje się, że zrobili wszystko co możliwe.
Ci radni nadal utożsamiają się z Forum Mniejszości Podlasia. Na Fejsbuku prowadzą założoną jeszcze podczas kampanii wyborczej, stronę FMP 2019 w Radzie Miasta Białystok. Cały czas też akcentują, iż są reprezentantami mniejszości narodowych, o czym świadczy ornament białoruski w jej logo. Otwarcie jednak tego nie mówią, a słowa „białoruskość” unikają jak tylko mogą. Może za wyjątkiem najstarszego z nich, który wypowiada się czasem po białorusku do radiowego mikrofonu.
Jest jeszcze jedno Forum Mniejszości Podlasia. To organizacja pozarządowa z siedzibą w Bielsku Podlaskim, założona przez młodzież prawosławną. Wprawdzie w swej działalności wprost odwołuje się do mniejszości narodowych, ale wszystkich razem wziętych, choć przecież w regionie dominująca jest białoruska. Stowarzyszenie jest nawet dotowane z puli mniejszościowej MSWiA. Z tym że jego inicjatywy nie są adresowane do jednej mniejszości. Dlatego w roku ubiegłym nie otrzymało dotacji na takie projekty, jak „Akademia regionalna Podlasia”, czy „Na wspólną nutę”. W tym roku wsparcie przyznano na organizację festiwalu białoruskiej muzyki sakralnej i konkursu wiedzy „Postać Symona Petlury jako symbolu polsko-ukraińskiego pojednania”. Ale zadanie „Akademia liderów mniejszości Podlasia” zostało odrzucone. Jak widać stowarzyszenie ma ten sam problem co forum cerkiewne. Unikając samookreślenia się nie integruje środowiska, z którym szeroko się utożsamia. A to buduje tylko podziały i zamiast współpracy prowadzi do niepotrzebnej rywalizacji między sobą. I to wśród prawosławnych, uważających się w większości za Polaków, nie zważających na pochodzenie swych przodków. Są tylko wielkimi miłośnikami ich kultury, przede wszystkim piosenki i folkloru. To efekt asymilacji i polonizacji, którym ulegli.
Swego czasu próby wypracowania alternatywnej platformy dla „,mniejszości Podlasia” podjął się Aleksander Wasyluk, jeden z liderów środowiska prawosławnego. Doszło nawet do debaty z udziałem ponad setki osób z organizacji okołocerkiewnych i białoruskich, również samorządowców. Inicjatywa spaliła jednak na panewce. Wprawdzie padło wtedy kilka nowych pomysłów, jak „swoja knajpa” w Białymstoku, czy wspólny fundusz grantowy, ale minimalizując potencjał białoruski, który mógłby być motorem napędowym, nośnej i wyrazistej idei nie wypracowano. W konsekwencji poszukiwanie nazwy-marki ruchu okazało się drogą donikąd. Ostatecznie zdecydowano się na Forum Społecznych Inicjatyw Obywatelskich, jako że skrót brzmiałby swojsko jako WSIO, nie zważając na błąd literowy. Skończyło się na skromnym ognisku integracyjnym w jakimś gospodarstwie agroturystycznym i podobnie mało licznym późniejszym balu noworocznym według kalendarza juliańskiego o ambiwalentnej nazwie „Nasz Bal”.
Jak widać mało precyzyjna formuła, mająca jednoczyć mniejszości (w domyśle prawosławnych Polaków, Białorusinów i Ukraińców), nie przynosi efektów.
I pomyśleć, że jeszcze niedawno o podziałach w mniejszości na Podlasiu mówiło się tylko w kontekście ruchu białoruskiego. Ton nadawał poseł Eugeniusz Czykwin (on także zdobył mandat z poparciem FMP), wskazując na jego „rozbicie i rozdrobnienie organizacyjne”. Tak interpretował wielość naszych organizacji. To myślenie rodem z czasów PRL, kiedy to budowano różne utopijne „fronty jedności narodu”.
Tymczasem nasze środowisko jest jednolite jak nigdy przedtem. W swych organizacjach każdy robi swoje na rzecz zachowania i rozwoju tożsamości kulturowej mniejszości białoruskiej, co dla FMP jest drugorzędne (a nie powinno). Nawet BTSK nie dystansuje się już do pozostałych stowarzyszeń, jak niegdyś powołując się na mit swej wiodącej roli w „krzewieniu kultury, tradycji i historii białoruskiej na terenie Polski” (cytat ze strony organizacji na Fejsbuku). Dowodem na to jest przyłączenie się BTSK do wspólnych deklaracji czy to w obronie aktywistki z Hajnówki, czy w potępieniu reżimu Aleksandra Łukaszenki, a ostatnio napaści Rosji na Ukrainę przy wspieraniu agresora przez władze w Mińsku. To wyraźny zwrot w ocenie białoruskiego państwa, z którym jeszcze do niedawna BTSK utrzymywało bliskie stosunki, a białoruscy dyplomaci byli zapraszani na organizowane przez nie imprezy.
Na marginesie należy zauważyć, że BTSK znalazło się teraz w kryzysie. Po okresie pandemii, kiedy jego działalność praktycznie zamarła, obecne przedsięwzięcia nie są już tak huczne jak kiedyś. Nawet sztandarowa impreza – festiwal piosenki białoruskiej – w tym roku wypadła dość skromnie. Nie tylko dlatego, że koncertów nie uświetniają już występy zespołów z Białorusi. Wśród publiczności nie ma nie tylko białoruskich dyplomatów, ale i tylu co poprzednio miejscowych oficjeli, a jeśli już, to pojawia się z reguły trzeci garnitur. Organizacja musi borykać się z nie zawsze przychylnym postrzeganiem swojej działalności. Komplikuje to także współpracę z władzami samorządowymi, co już przydarzyło się w Siemiatyczach, kiedy odmówiono przeprowadzenia tam rejonowych eliminacji festiwalu Piosenka Białoruska 2022.
Działalność BTSK z pewnością byłaby atrakcyjniejsza i bogatsza, gdyby większą wagę przywiązywano do autentyzmu popularyzowanej kultury, więcej było występów na żywo, a mniej fanaramy (podkładów muzycznych i playbacku). Trochę już lepiej ze strojami, które przedtem masowo sprowadzano z fabryki w Mińsku, wymyślającej jakieś sztuczne niezrozumiałe symbole dla szytych kostiumów. Teraz na szczęście zespoły coraz częściej występują na scenie w ubraniach o stylistyce białorusko-podlaskiej. Ale warto jeszcze skonkretyzować cele działalności, której powinna przyświecać idea krzewienia nie tyle kultury białoruskiej, co kultury Białorusinów. I nie w Polsce, a na Podlasiu. Bo teraz z tym trochę podobnie jak w przypadku rozmytej reprezentacji FMP.
Prawosławni radni i wiceprezydent, przechodząc do komitetu Tadeusza Truskolaskiego, liczą też pewnie na to, że znajdą się na jego listach w następnych wyborach samorządowych. Wszystko wskazuje na to, że zostaną przesunięte na wiosnę 2024 r. FMP, które wyrzuciło ich ze swoich szeregów, wystawi wtedy swoich kandydatów. Nastąpi rozbicie głosów prawosławno-białoruskiego elektoratu. Takie sytuacje już były. Czykwin obwiniał wtedy za to środowisko białoruskie, ale ono od dawna w wybory już się bezpośrednio nie angażuje. Jak na ironię rozłam teraz nastąpił w kręgach samego posła. Popierana przez niego jednocząca elektorat formuła FMP nie sprawdza się. Życie pokazało, że wymaga korekty. Bez uwypuklenia w niej i nadania większej roli mniejszości białoruskiej elektoratu nie uda się scementować i zmobilizować.
Jerzy Chmielewski