Gdyby żyła, w maju br. obchodziłaby 95. rocznicę urodzin. Była działaczką społeczną, tłumaczką, prozaiczką i poetką tworzącą w języku białoruskim i polskim. Większą część życia spędziła poza rodzinną Białowieżą, ale więzi z nią utrzymywała do końca swego życia. Odwiedzała ją często, wspólnie z mężem – lotnikiem Sergiuszem i córką Marią.
Helena Aniszewska, z domu Kozak, przyszła na świat 4 maja 1927 roku w Białowieży, a dokładnie – na Podolanach Drugich (dawna wieś, a obecnie część tej miejscowości). Jej rodzicami byli Jan i Nina z domu Szypul. Matka urodziła się w Prykolesiu na Białorusi. Dzieciństwo upłynęło Helenie w rodzinnej miejscowości. Od najmłodszych lat lubiła czytać książki, zwłaszcza poezję, często recytowała wiersze. W szkole zostało to zauważone, gdy będąc uczennicą drugiej klasy „zadebiutowała” wierszem patriotycznym na szkolnym ognisku, z okazji 3 Maja.
W 1939 roku Białowieża znalazła się pod okupacją radziecką. Sowieci otworzyli dwie szkoły, polską i rosyjską. W rosyjskiej uczono nawet języka białoruskiego. Helena w 1940 roku chodziła do szkoły rosyjskiej. Po raz pierwszy zetknęła się w niej z literackim językiem białoruskim. Podobały się jej wiersze Kupały, Kołasa. Wypożyczała ze szkolnej biblioteki książki rosyjskie i białoruskie. Wówczas zaczęła pisać wiersze, po rosyjsku, które, niestety, nie zachowały się.
Pod koniec czerwca Białowieża znalazła się pod okupacją niemiecką. Odbyły się pierwsze egzekucje. 2 sierpnia 1941 roku Niemcy aresztowali, a następnie rozstrzelali w uroczysku Pererow w Puszczy Białowieskiej 38-letniego ojca Heleny, Jana Kozaka, i jeszcze dwóch mieszkańców Podolan. Rodzinę Kozaków wywieziono wraz z rodzinami innych aresztowanych białowieżan i Żydów białowieskich na Białoruś do Orańczyc. Później została ona przesiedlona do obozu przy Szosie Żółtkowskiej pod Białymstokiem, Była zmuszona do pracy w getcie białostockim. Kiedy rodzinę Kozaków wypuszczono z obozu, dostała ona nieduże pomieszczenie przy ulicy Bema, gdzie trzeba było zagospodarowywać się od zera.
Ktoś powiedział im, że przy ul. Kijowskiej znajduje się Komitet Białoruski, który pomaga Białorusinom. I rzeczywiście, Komitet dopomógł. Potem Helena poznała niektórych jego działaczy, m.in. Teodora Iljaszewicza, także poetę. Do jej rąk trafiła niebawem gazeta „Nowaja Daroha”, która zamieszczała utwory mieszkającego w Białymstoku poety Mojsieja Siadniowa. Utwory te również zainteresowały Helenę. Wycinała je z gazety i gromadziła. Niebawem poetę poznała osobiście. Wtedy pomyślała: „Jeżeli odważę się sama pisać, to tylko po białorusku”.
Do domu Kozakowie powrócili w lecie 1944 roku, tuż po wyzwoleniu Białowieży. Cieszyli się, że ich dom szczęśliwie przetrwał wojnę. Helena, jako najstarsza z rodzeństwa, poczuła się odpowiedzialna za rodzinę i pomagała matce. Zabrała się za uprawę ziemi i odbudowywanie zniszczonego gospodarstwa, które jednak nigdy już nie powróciło do dawnego stanu.
Pod koniec lata 1946 roku Helena wyjechała do Białegostoku, gdzie podjęła pracę i rozpoczęła naukę w gimnazjum wieczorowym. Działała też aktywnie w ruchu młodzieżowym, najpierw w strukturach Związku Walki Młodych, a następnie Związku Młodzieży Polskiej. W 1953 roku wyjechała do Warszawy, gdzie ukończyła liceum ogólnokształcące i wydział filologii rosyjskiej w czteroletnim Instytucie Pedagogicznym. Założyła rodzinę. Przez ponad dwadzieścia lat pracowała jako tłumacz w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy. Stąd odeszła na emeryturę. Matka Heleny na starość zamieszkała z córką w Warszawie, zmarła w 1991 roku.
Helena przez cały ten czas nie rozstawała się z poezją. Wciąż myślała o rozpoczęciu swojej przygody z poetyckim piórem. Pisała trochę po polsku, ale bez myśli o publikacji. Te utwory nawet się nie zachowały. Gdy przeszła na emeryturę, miała 55 lat. Uznała, że to jeszcze nie starość i na poważnie wzięła się za pisanie. Na początku pisała opowiadania, później także wiersze.
Zadebiutowała w 1983 roku opowiadaniem „Wiosna”. Ukazało się ono na łamach białoruskiego tygodnika „Niva”. Helena osobiście przyniosła je do redakcji. Redaktor naczelny Jerzy Wołkowycki wydał o nim pozytywną opinię. I tak się zaczęła współpraca H. Aniszewskiej z „Nivą”. Przed „Wiosną” powstały też dwa inne opowiadania – „Szczodrucha” i „Suche lato”, ale autorce wydało się, że „Wiosna” jest najlepsza. Opowiadanie „Suche lato”, o obrzędzie wywoływania deszczu, pojawiło się w „Nivie” latem 1983 roku, a opowiadanie „Szczodrucha” wydrukowano w „Kalendarzu Białoruskim na 1985 rok”. Natomiast kolejne opowiadanie – „Smak życia” ukazało się w literackim almanachu „Białowieża”, wydanym z okazji 30-lecia stowarzyszenia. Oprócz opowiadań, Helena pisała także wiersze. Publikowała również w „Zorce” – dziecięcym dodatku do tygodnika „Niva”.
W 1992 roku została wydana antologia „Gościniec” pod redakcją J. Wołkowyckiego. Zamieszczono w niej opowiadanie Heleny „Cygan i słowiki”.
W 1998 roku ukazał się jej polsko-białoruski zbiorek opowiadań i wierszy pt. „Smak życia – Smak życcia. Wierszy, apawiadanni”, a w 2009 roku zbiór białoruskich opowiadań, esejów, wspomnień i wierszy „Szczadrucha”. Pojedyncze utwory znalazły się także w trzech zbiorkach wydanych w Polsce oraz w antologii „Biełaruskija piśmienniki Polszczy. Druhaja pałowa XX stahoddzia”, wydanej na Białorusi w 2000 roku.
O swoim pisaniu Helena mówiła na łamach „Nivy” (nr 10/1997) tak: „Piszę wtedy, kiedy odczuwam potrzebę, i niezmiennie w związku z moimi wioskowymi korzeniami. Lubię iść pod wiatr, oddychać zapachem suszonego siana. Miodowym zapachem lip. Ze smutkiem patrzę na konającą wieś, a z nią – być może – i cały nasz naród”. Tę wypowiedź uzupełniła na łamach „Głosu Białowieży” (nr 11/1998): „Ja z zamiłowania jestem obserwatorem życia i widzę, jak wszystko się zmienia, przemija i odchodzi w zapomnienie. I mnie jest żal tego. Chciałam co nieco przypomnieć, utrwalić, zapisać. Pamiętam obrzędy, zwyczaje, pieśni”.
Twórczość białowieskiej literatki Jan Żamojcin scharakteryzował następująco: „W swych wierszach, charakteryzujących się refleksyjnością, Helena Aniszewska nie szafuje zbytecznymi metaforami. Posługuje się nią jedynie w sytuacjach niezbędnych dla zbudowania artystycznego obrazu lub w wypadku bardzo osobistych intymnych przeżyć, jak na przykład, w wierszu po polsku „Nadzieja”, gdzie cały wiersz jest faktycznie metaforą. Obserwację życia i płynące stąd wnioski przedstawia, między innymi, w poemacie „Nasz Parnas” z zamierzonym przyjęciem maniery „Tarasa na Parnasie”, gdzie w sposób humorystyczny przedstawia „białowieski” parnasik. Poezja Heleny Aniszewskiej, uformowana pod wpływem tej z połowy stulecia – przejawiła się w tradycyjnym dla tych lat, stylu i formie, od której autorka stopniowo odchodzi na korzyść współczesnych form wiersza, w tej liczbie wolnego, a objętość swojej twórczości wyraźnie podporządkowuje literackiej jakości” („Niva” nr 11/1999).
W latach siedemdziesiątych H. Aniszewska zaczęła działać w Warszawskim Oddziale Towarzystwa Białoruskiego. Pracę tę kontynuowała będąc już na emeryturze. Była też członkinią Stowarzyszenia Literackiego „Białowieża” w Białymstoku, Zarządu Oddziału Warszawskiego Białoruskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego oraz Klubu Poetyckiego Kobiet w Warszawie. Aktywnie działała również w Centrum Słowiańskim, mieszczącym się przy ul. Gagarina 15, a także w Lidze Kobiet Polskich i Towarzystwie Przyjaciół Dzieci.
Na początku 1997 roku, w rozmowie z Sokratem Janowiczem, Helena Aniszewska tak opowiadała o swoim życiu: „Cieniem na moim życiu legła wojna. Ale i moje pokolenie miało swój dobry czas. Można różnie patrzeć na Polskę Ludową, nie można jednak zaprzeczyć, że był szeroki dostęp do oświaty. Kto chciał, mógł się uczyć. Moi rodzice kiedyś marzyli o tym, by ich dzieci ukończyły 7-klasową szkołę w Białowieży. I oto nastał czas, kiedy dwoje z nas ukończyło nawet szkoły wyższe. Ojciec, niestety, nie doczekał tego momentu.
Swoje życie uważam za udane, chociażby dlatego, że los obdarzył mnie długowiecznością. Przeżyłam nikogo nie krzywdząc. Wyznaję zasadę: lepiej komuś pomóc, niż potrzebować tylko dla siebie.
Mam szczęśliwe rodzinne życie: mąż, córka. Wzajemne poszanowanie i zgoda.
Prawdę mówiąc, nie było u mnie takiego momentu czy jakiegoś zdarzenia, które można byłoby nazwać początkiem mojego zainteresowania poezją, literaturą. Poetyczność w mojej duszy była zawsze, odkąd pamiętam. Pamiętam taki obrazek: zimowy wieczór, w piecu-ścianowce palą się drwa, my – dzieci – siedzimy wokół pieca, na podłodze, a z otwartych drzwiczek dochodzi do nas ciepło. Na stołeczek siadł nasz ojciec i z pamięci recytuje wiersze, których nauczył się kiedyś w rosyjskim gimnazjum. Słuchaliśmy od ojca Lermontowa, Puszkina. Niekrasowa. Zapamiętałam tamte wieczory. Sama zaczęłam pisać jakieś rymowanki jeszcze w polskiej szkole powszechnej.
Wszędzie woziłam ze sobą parę książek, które mi się bardzo podobały, m.in. bajki Kryłowa. Przechowywałam także kilka przepisanych przez siebie wierszy Mickiewicza i Lermontowa. Głodna wbijałam się w jakiś kąt, czytałam je i starałam się zapamiętać.
Specjalnie nigdy nie przywiązywałam się do jednego poety. Chociaż ważnym i kochanym przeze mnie pozostał na zawsze Puszkin. Był czas kiedy zachwycałam się Jesieninem, później Achmatową; robili na mnie wrażenie Tuwim, Broniewski. Gdy zaczęłam kupować „Nivę”, zainteresowałam się twórczością literatów „Białowieży”. Cenię Barskiego, Szweda. W swojej domowej bibliotece mam wszystkich „białowieżców” („Niva” nr 10/1999)”.
Helena Aniszewska zmarła 17 stycznia 2013 roku w Warszawie w wieku 85 lat. Jej mąż Sergiusz odszedł 29 czerwca 2019 roku w wieku 91 lat. Oboje są pochowani na cmentarzu prawosławnym na Woli.
Piotr Bajko