Zdarza się, że mieszkańcy wsi położonych w głębi Puszczy Białowieskiej bądź na jej obrzeżach nawiązują bliższe kontakty z dzikimi zwierzętami. Ta swoista symbioza człowieka ze zwierzęciem po pewnym czasie przeradza się z reguły w zwyczajną przyjaźń. Oswojone zwierzę staje się niemal członkiem ludzkiej rodziny, a na pewno kimś jej bliskim. Bywa, że ktoś utrwali na łamach czasopisma bądź książki taki przypadek, wówczas pamięć o nim trwa latami, pomimo że zwierzę i jego opiekunowie dawno już opuścili ziemski padół. Oto jedna z takich historii sprzed ponad stu laty. Utrwalił ją na łamach swego monumentalnego dzieła w języku rosyjskim pt. „Puszcza Białowieska. Zarys jej historii, współczesna gospodarka łowiecka i najwyższe polowania w puszczy” Gieorgij Karcow (1861-1931). Książkę tę wydano w Petersburgu w 1903 roku.
Przenieśmy się do leśnej osady Zwierzyniec, która znajduje się w połowie drogi prowadzącej z Hajnówki do Białowieży. Przed I wojną światową mieściła się tutaj siedziba zarządcy carskich polowań w Puszczy Białowieskiej, czyli oberjegermajstra (wielkiego łowczego). W latach 1894-1913 stanowisko to pełnił Józef Newrly (1841-1914) – dziadek znanego polskiego pisarza Igora Newerlego (1903-1987). Józef Newrly, z pochodzenia Czech, w polskiej literaturze częściej występuje pod zmodyfikowanym i łatwiejszym do wymówienia nazwiskiem Newerly.
W 1899 roku, przy ogrodzeniu znajdującego się przy osadzie zwierzyńca, w odległości zaledwie około dwudziestu kroków od siedziby zarządcy, znaleziono malutką samicę daniela. Przyszła ona na świat kilka godzin wcześniej. Matki przy niej nie było. I nikt nie wiedział, co się mogło z nią stać. Ponieważ mała danielica była bardzo głodna, żona zarządcy, Frantiszka, od razu napoiła ją mlekiem. Zostało ono podane z myśliwskiego rogu, bo żadnego innego, bardziej stosownego naczynia pod ręką akurat nie było. Danielicę nazwano Mimi.
W tym miejscu należy wspomnieć, że daniele były sprowadzane do Puszczy Białowieskiej partiami, poczynając od 1860 roku. Nieliczne wzmianki w literaturze o ich wcześniejszym występowaniu na tym terenie są raczej mało wiarygodne. Przywiezione sztuki początkowo umieszczano w zwierzyńcu, a później stopniowo wypuszczano je na wolność. Od 1899 roku wszystkie daniele żyły już na wolności. W tej liczbie również matka Mimi, prawdopodobnie pochodząca z partii danieli sprowadzonej do Puszczy Białowieskiej z Czech w 1892 roku.
Mała danielica od razu polubiła swych opiekunów i nie miała zamiaru ich porzucać, pomimo że pozostawiono jej możliwość wyboru wolności. Przez cały rok przebywała na podwórzu otaczającym duży budynek, w którym mieściło się mieszkanie i biuro zarządcy. Penetrowała każdy zakątek. Wystarczyło ją zawołać po imieniu, a zaraz przybiegała. Jadła z ręki, za ludźmi chodziła jak pies. Żeby nie niszczyła świeżo zasadzonych kwietników przy pałacyku, zamykano ją na jakiś czas w zagrodzie zwierzyńca. Pomimo dłuższych okresów przebywania w nim, Mimi nie dziczała. Na dźwięk kół przejeżdżającego po zwierzyńcu pojazdu, momentalnie przybiegała i trudno ją było odpędzić. Pojazdowi towarzyszyła aż do zamknięcia za nim wrót zwierzyńca. Gdy strażnik odbywał obchód zwierzyńca, Mimi obowiązkowo mu asystowała. Chętnie też podjadała karmę zadawaną przez strażnika dla żubrów. Nie bała się także turystów, którzy przyjeżdżali do Zwierzyńca, by zobaczyć żubry. Chodziła za nimi krok w krok, nie zważając wcale na przebywające w pobliżu żubry.
Podczas silnych mrozów Mimi podchodziła pod wrota siedziby zarządcy i żałosnym popiskiwaniem domagała się wpuszczenia jej na podwórko. Gdy otwarto wrota, biegła szybko do szopy, w której przechowywano siano i tam przelegiwała do czasu nadejścia lepszej pogody.
Mimi stała się żywą maskotką polowania cara Mikołaja II, które odbyło się w Puszczy Białowieskiej w sierpniu 1900 roku. W siedzibie zarządcy podawano śniadanie dla myśliwych. Z samego rana do Zwierzyńca przyjeżdżali kucharze, z całą kuchenną zastawą i jadłem. Oczywiście nie mogło obejść się bez towarzystwa Mimi. Kucharze rozweseleni niezwyczajnym stołownikiem, karmili ją chętnie różnymi smakołykami. Danielica, najadłszy się pierwszego dnia do syta, zaległa w krzakach. I wszyscy o niej zapomnieli. Nazajutrz, gdy nastał czas śniadania i zaczęli się zjeżdżać uczestnicy polowania, a wśród nich caryca Aleksandra Fiodorowna, Mimi znów się pojawiła. Carycę bardzo zainteresowało oswojone zwierzę. Delikatnie głaskała jego sierść i wypytywała Newrlego o szczegóły oswojenia. Caryca chyba przypadła Mimi do serca, bo gdy ta zaczęła wchodzić po schodkach do przedpokoju, danielica odważnie ruszyła za nią. Podczas śniadania przechadzała się po jadalni, otrzymując od wszystkich gości coś do zjedzenia.
W czasie budowy szosy Hajnówka-Białowieża (w latach 1900-1903), która przebiega tuż obok Zwierzyńca, Mimi zaczęła znikać na całe tygodnie. Okazało się, że polubili i przyhołubili ją robotnicy zatrudnieni na budowie. Dokarmiana przez nich, wędrowała od jednej grupy ludzi do drugiej. Wszędzie spotykano ją z radością. Danielicy najwyraźniej to się podobało.
Mimi towarzyszyła także Gieorgijowi Karcowowi, gdy ten latem chciał zrobić zdjęcie żubrom w zwierzyńcu. Było to zadanie trudne, gdyż w okresie letnim niełatwo podejść żubry z bliska. W końcu udało się, lecz żubry stały w cieniu i trzeba było skorzystać ze statywu. Po ustawieniu aparatu, fotograf wziął do ręki spust migawki i w tym momencie pojawiła się Mimi. Karcow zaczął się od niej opędzać, jednakże danielica bardzo chciała „pomóc” w zrobieniu zdjęcia. Nie pozostawało nic innego, jak tylko zrezygnować z fotografowania.
Innym razem, zimą, rosyjski architekt i artysta malarz Aleksander Chrenow (1860-1926) chciał szybko wykonać szkic żubrów. Ustawił się w odległości około piętnastu kroków od nich. Mimi podeszła do artysty z tyłu i zaczęła uderzać go z lekka głową w plecy, bardzo przeszkadzając w szkicowaniu. W końcu, gdy żubry zjadły podrzucone im na tę okazję owsiane snopki, malarz musiał pośpiesznie się oddalić.
Mimi żyła przy osadzie Newrlego do końca swych dni, będąc jej osobliwą maskotką. Skonała w suche i upalne lato 1915 roku, na krótko przed dotarciem na teren Puszczy Białowieskiej linii frontu. Informację taką podał w „Łowcu Polskim” (nr 5 z 1939 roku) Paweł Bark – syn Ewalda Barka, puszczańskiego łowczego, a następnie leśniczego. Bark wspomina wprawdzie o sarnie Mimi, ale widocznie upływ lat zatarł w jego pamięci właściwy gatunek zwierzęcia.
Dzisiaj o Mimi w rejonie Puszczy Białowieskiej nie usłyszy się już żadnej opowieści. Gdyby nie informacja pozostawiona przez G. Karcowa, nikt by nawet nie wiedział, że żyło tutaj niegdyś to przesympatyczne zwierzę.
Piotr Bajko
Fot. ze zbiorów autora