O śmierci doktora Stanisława Hrynkiewicza, wybitnego psychiatry i działacza białoruskiego, do dziś niewiele wiadomo, choć mija od niej 75 lat. Dokładnie tyle, ile od zakończenia II wojny światowej. W Republice Białoruś zwycięstwo nad faszyzmem świętuje się hucznie. Nawet pandemia koronowirusa nie powstrzymała w tym roku władz przed uroczystą defiladą. 75 lat temu tego dnia białoruski działacz, pisarz, publicysta i przede wszystkim wybitny psychiatra Stanisław Hrynkiewicz w mińskim więzieniu KGB czekał na wyrok Trybunału Wojennego. Wyrok śmierci, zamieniony następnie na 25 lat łagrów. Wobec doktora Hrynkiewicza nie tylko ferowano niesprawiedliwe wyroki, skazano go też na długie przemilczenie – do 1992 r., kiedy na Białorusi ukazał się pierwszy o nim artykuł. Tylko nieliczni starali się zachować o nim pamięć, tak jak Ludwika Siwicka-Wojcik w Wilnie, Józef Aleksandrowicz w Inowrocławiu, Wiktor Jarmołkowicz w Biskupcu Reszelskim. Znali Stanisława Hrynkiewicza i cenili jego twórczość i działalność na niwie białoruskiej.
Przypomnę, urodził się on 4 (nie 2, jak się wszędzie podaje) lutego 1902 r. w Nowym Dworze na Białostocczyźnie. Pod wpływem starszego o dwadzieścia lat brata, księdza Franciszka Hrynkiewicza, oraz tradycji rodzinnych w młodym wieku stał się białoruskim działaczem narodowym. Mając 22 lata przetłumaczył z języka łacińskiego na białoruski najpopularniejszy po „Biblii” utwór literatury chrześcijańskiej, napisany przed 1418 r., „De imitatione Christi” („O naśladowaniu Chrystusa”) Tomasza á Kempis. Studiując na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie i na Uniwersytecie Poznańskim aktywnie uczestniczył w ruchu białoruskim – głównie studenckim i chadeckim. Pisał do prasy białoruskiej („Krynica”, „Biełaruskaja Krynica”, „Zaranka”) opowiadania i artykuły publicystyczne o świadomości narodowej, teatrze i oświacie. Jego utwory ukazały się drukiem w 1927 r. w Wilnie: „Arlanio”, „Żanimstwa pa radyjo”, „Ab teatry”, „Narod”, „Carkwa. Pomsta. Wiaźnica”. W tym czasie Stanisław Hrynkiewicz był słuchaczem Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego i pracował od 16 maja 1927 r. w Klinice Neurologiczno-Psychiatrycznej na stanowisku asystenta. 15 marca 1929 r. uzyskał tytuł doktora wszech nauk lekarskich. W 1933 r. przez cztery miesiące kształcił się w Monachium w Niemieckim Zakładzie dla Badań Psychiatrycznych w zakresie histopatologii. Po powrocie stamtąd zorganizował w klinice w Poznaniu pracownię histopatologiczną, kształcił laborantów i prowadził własne badania nad działaniem cholesteryny na ustrój zwierzęcy. Napisał pracę o późnej padaczce, która w 1934 r. ukazała się w „Roczniku Psychiatrycznym”. Jesienią 1934 r. przyjechał do nowo powstałego szpitala psychiatrycznego w Choroszczy. Kierował tam laboratorium i jednym z oddziałów – neurologicznym. Przyjaźnił się z ks. Wiktorem Szutowiczem, który akurat w tym czasie pełnił obowiązki duszpasterskie w Choroszczy. Pracy szpitalnej i naukowo-badawczej poświęcał się bez reszty. Wygłaszał referaty w szpitalu, na zjazdach lekarzy psychiatrów, w Zrzeszeniu Lekarzy Polskich województwa białostockiego, w Towarzystwie Krzewienia Literatury w Białymstoku. Wyniki swoich badań publikował w fachowych pismach polskich („Polska Gazeta Lekarska”, „Nowiny Psychiatryczne”, „Warszawskie Czasopismo Lekarskie”) i zagranicznych – w Szwajcarii, Francji, Niemczech, Anglii i USA. Polskie Towarzystwo Psychiatryczne przyznało mu po raz pierwszy nagrodę im. Rafała Radziwiłłowicza za osiągnięcia naukowo-badawcze (za najlepszą pracę psychiatryczną) w 1938 r. Aktywność naukowo-badawcza i lekarska szła w parze z twórczością w języku białoruskim: „Rady chworym i zdarowym” (Wilnia 1935, 1938, 1939), „Aświeta” (Wilnia 1936), „U bratou Ukraincau” (Wilnia 1937). Do mobilizacji w 1939 r. doktor Stanisław Hrynkiewicz mieszkał i pracował w Choroszczy. Wprawdzie w 1937 r. nabył gospodarstwo rolne w Jerozolimce pod Wilnem, ale tam do 1939 r. spędzał tylko wakacje. Po klęsce wrześniowej 1939 z przygodami dotarł do Jerozolimki. W czasie wojny pracował jako lekarz (w Klinice Litewskiej w Wilnie) i wykładowca psychiatrii w Instytucie Medycznym w Nowej Wilejce i higieny w gimnazjum białoruskim w Wilnie. Był jednocześnie przewodniczącym Białoruskiego Towarzystwa Naukowego. W lipcu 1944 r. został aresztowany, a w następnym roku zmarł na dyzenterię na jednym z etapów po wyroku 25 lat łagrów.
W „Encykłapedyi Historyi Białorusi” (t. 3, Minsk 1996, s. 164) wprawdzie podano dokładną datę śmierci, 25 lipca 1945 r., ale nie wiadomo na jakiej podstawie. Nieznane jest miejsce śmierci, a zatem i pochówku. W 1950 r. w emigracyjnej broszurze Sajuzu Biełaruskich Żurnalistau „Kniha achviarau balszavizmu. Ciarnisty szlach biełaruskaje kultury” (s. 9) stwierdzono, że rozstrzelano go w 1945 r. w Mohylewie. Być może dlatego obecnie w wirtualnych encyklopediach pojawia się nazwisko Stanisława Hrynkiewicza wraz z konkretną datą i miejscem śmierci. W jego rodzinie data ta pojawiła się wraz z pismem PCK z 1958 r. Na fali odwilży, po powrocie z sowieckich łagrów, współtowarzysz niewoli odszukał syna doktora i oświadczył, że zmarł on na dezynterię, gdy wywozili ich z Mińska na wschód. Kim był informator, jak się nazywał, Witold Hrynkiewicz nie wiedział, nie ujawnił swego imienia i nazwiska. Ale sam fakt dotarcia do rodziny i przekazania jej informacji o śmierci doktora Hrynkiewicza świadczy o spełnieniu prośby umierającego. Gdzie to było, nie wiadomo. Dlaczego więc Mohylew? W encyklopedycznym biogramie napisano, że 18 maja 1945 r. został skazany na karę śmierci przez Trybunał Wojenny Białorusko-Litewskiego Okręgu Wojennego. Znamienne, że wyrok ten wydano 9 dni po zakończeniu II wojny światowej. Coś jednak musiało zajść, skoro wyrok zamieniono na 25 lat łagrów.
Informacja o śmierci Stanisława Hrynkiewicza na terenie ZSRR zmobilizowała jego syna do poszukiwań. Wysłał więc zapytanie bezpośrednio do Radzieckiego Czerwonego Krzyża. 24 stycznia 1958 r. Biuro Informacji i Poszukiwań Zarządu Głównego Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie wysłało do Witolda Hrynkiewicza do Malborka zawiadomienie, że jego ojciec Stanisław zmarł 25 lipca 1945 r. „w obozie na terenie ZSRR”. Radziecki Czerwony Krzyż nie przesłał odpowiedzi bezpośrednio zainteresowanemu, tylko centrali PCK w Warszawie. Według informacji PCK, na piśmie Radzieckiego Czerwonego Krzyża widniała data 18 października 1957 r. Poza lakoniczną informacją o dacie i enigmatycznym miejscu śmierci Radziecki Czerwony Krzyż innymi informacjami nie dysponował. Nie podano ani nazwy obozu, ani miejsca spoczynku wybitnego już przed wojną białoruskiego i polskiego lekarza psychiatry.
Los Stanisława Hrynkiewicza chyba rzeczywiście najbardziej niepokoił najbliższą rodzinę. Mimo odwilży ani w Polsce, ani na Białorusi nie wspominano wówczas o nim. Jego żona z czwórką dzieci mieszkała od lipca 1945 r. w Polsce, jego krewni w rodzinnym Nowym Dworze, znajomi i przyjaciele albo ukrywali się w Polsce, albo udali się na emigrację, albo znajdowali się w syberyjskich łagrach.
W 1950 r. na emigracji w Niemczech w wydawanym tam piśmie „Medycznaja Dumka” doktora Hrynkiewicza wspominał jego rodak z Sokólszczyzny, doktor Bolesław Grabiński, oraz inny lekarz Maksim Rahaza, który opisał go jako człowieka niezwykle pracowitego, tolerancyjnego, o krystalicznym charakterze i oddanego swemu narodowi: „Ды амаль не было такой нацыянальна-грамадскай дзялянкі жыцьця ў Заходняй Беларусі ў міжваенную пару, у якой др. Грынкевіч не праклаў свае цэннае цагліны. Гэта быў чалавек няўтомнае працы і ініцыятывы, які ўсе свае здольнасьці і свой талент аддаваў для дабра сваіх суродзічаў, свайго народу і людзтва. Да ўсяго гэтага трэба дадаць яшчэ, што гэта быў чалавек беззаганнага, крыштальнага характару, чэсны і справядлівы, заўсёды ўважлівы і талерантны да паглядаў іншых, заўсёды паважны і ветлівы ў абыходзе. Таму і ня дзіва, што з ім заўсёды лічыліся і яго ўсюды паважалі. Аўтарытэт ён меў і між чужых, ня гледзячы на тое завастрэньне нацыянальных антаганізмаў, якое існавала ў Заходняй Беларусі як вынік варожай асіміляцыйнай палітыкі польскага ўраду і польскіх палітычных дзейнікаў да беларускага народу і да ўсякіх праяваў беларускай нацыянальнай працы”
W 1973 r. niejaki A. Bałtupski wspomniał Stanisława Hrynkiewicza w piśmie „Źnič”, które ukazywało się w Rzymie pod red. ks. Piotra Tatarynowicza. Odsłonił w nim kulisy aresztowania doktora Hrynkiewicza w Wilnie w 1944 r.: „Šmatlikija ludzi, jakije praročyli hetki vynik druhoje suśvietnaje vajny, bačučy nabližeńnie savieckich frontaŭ, pakidali rodnuju krainu i padavalisia na Zachad, nie dziela taho, što mieli na sumleńńi niejki prastupak pierad savieckimi zakonami, a prosta ratavali svajo žyćcio i mieli nadziei pracavać dla pakinutaj baćkaŭščyny u volnym śviecie, a dzie treba demaskujučy pierad im balšavickuju parodyju hetaha pačvarnaha smoka, jaki prahłynuŭ miljony ničym niavinnych ludziej. Hetak razumieŭ balučuju sytuacyju pad balšavickaj akupacyjaj i dr. Hrynkievič; viedaŭ što jaho asabista čakaje za patryjatyčnuju biełaruskuju dziejnaść u mižvajennym peryjadzie. Prajaviŭ adnak słabaść: pajšoŭ na ŭstupku „lohiki” svaje žonki. A dva dni pierad prychodam u Litvu vajskovych savieckich sił ja adviedaŭ u Jeruzalimcy Hrynkievičaŭ. Prynahodna spatkaŭ u ich i drukara Skarynaŭskaj Drukarni ŭ Vilni, Alfonsa Šutovіča. Ja stajaŭ na tym stanoviščy, što biełarusam niezaležnikam, pieradusim intelihencyi, treba padavacca na Zachad, bo balšaviki zlikvidujuć usich pahałoŭna. Što paźniej i stałasia. Jadviha Hrynkievičycha, častujučy nas zabielenaj zacierkaj kateharyčna abviaściła: „Staś nikudy nia budzie uciakać ad siemji pierad akupacyjaj, jon nia maje nijakaha prastupku pierad zakonami akupantaŭ, jon nie saviecki hramadzianin; jany za pieradvajennuju biełaruskuju dziejnaść nia mohuć mieć nijakaha prava karać. Zrešty, balšaviki tut nie astanucca, jany prahoniać hitlaroŭcaŭ i paśla adstupiać za staryja hranicy, pakidajučy Polščy tyje ŭsie ziemli, što naležali joj pierad vajnoju. Ničoha adnak nia zdziejśniłasia z taho, u što vieryła Spaža Jadviha Hrynkievičycha. Na treci dzień paśla zaniaćcia Vilni i vakolic savieckimi zbrojnymi siłami, da Hrynkieviča źjaŭlajecca ŭzbrojenaja kontrrazviedka i aryštoŭvaje doktara S. Hrynkieviča”.
Czy pseudonimem Bałtupski posługiwał się Jazep Najdziuk, mieszkający po wojnie w Inowrocławiu pod przybranym nazwiskiem jako Józef Aleksandrowicz, być może. To on bowiem zbierał materiały do biografii Stanisława Hrynkiewicza. Nawiązał kontakt korespondencyjny z jego szwagrem w Warszawie – Henrykiem Falkowskim, odwiedził szpital psychiatryczny w Choroszczy, gdzie jeszcze pracował dr Szymborski, który pamiętał swego kolegę i sporządził wykaz jego prac medycznych. Niestety, Józef Aleksandrowicz zmarł 14 lutego 1984 r., piętnaście lat później materiały dotyczące doktora Hrynkiewicza przekazała mi wdowa po nim – Stanisława Aleksandrowiczowa. Dzięki nim dotarłam do rodziny doktora, rozsianej po Polsce. W 1999 r. żył jeszcze w Malborku jego syn Witold. Zanim zmarł 2 sierpnia 2000 r., zdążył przekazać wiele informacji i wspomnień o swoim ojcu. Udostępnił cenne zdjęcia i dokumenty z rodzinnych zbiorów. Pamiętał aresztowanie ojca, podobnie jak jego siostra Hanna, zamieszkała we Wrocławiu. W niedzielę rano obudziła ich matka, aby pożegnali się z ojcem. Już wieczorem w sobotę ich dom był pilnowany, by Stanisław Hrynkiewicz nie uciekł. Witold Hrynkiewicz zapamiętał, jak „w niedzielę przyszło do naszego domu dwóch „eleganckich” oficerów z NKGB (Narodnyj Komisariat Gossudarstwiennoj Biezopasnosti). Około dwóch godzin rozmawiali z ojcem w jego pokoju, trochę pogrzebali w rozłożonych na biurku dokumentach. Zabierając ojca, przedstawili się jako lejtnant Pietuchow i lejtnant Ponomarenko i… zamiast przesłuchania w jakimś urzędzie, osadzili go w więzieniu na Łukiszkach. Mama do nich dotarła, przez nich można było podawać paczki z bielizną i żywnością. Ojciec na skrawkach gazety pisał, co mu przynieść. Prosił głównie o cebulę i tytoń. Był tam może trzy miesiące, może pół roku i potem powiedziano, że ojca przewieziono do Mińska. Tam mama była trzy czy cztery razy, raz ze mną. Czekaliśmy tam trzy dni w małym pokoiku przy cerkwi czy kościele. Przy straszliwym zniszczeniu centrum miasta, więzienie pozostało nienaruszone, ale dojście w jego „pobliże” było możliwe tylko w określone dni tygodnia i to z oddali, z której nie można było dojrzeć, czy tam ktoś jest w oknie, czy nie. Za daleko się stało, wywoływali nazwiska i zabierali paczki dla więźniów. Zimą z 1944 na 1945 rok ojciec jeszcze był w Mińsku. Mieliśmy takie sygnały, że rodziny uwięzionych są ewidencjonowane na wywóz w głąb ZSRR. Mama wtedy powiedziała, że trzeba uciekać. Jedyna możliwość – to do Polski. I nawiązała kontakt z PUR-em. Otrzymaliśmy przydział do 20 transportu „nauczycielskiego”. Przed naszym wyjazdem jeszcze pewnej nocy przyszła banda i nas obrabowała ze wszystkiego. Z obawy przed wywózką, w marcu 1945 r., przeprowadziliśmy się do swoich znajomych do Starej Wilejki. Ukrywaliśmy się tam do czerwca. Jak dostaliśmy wiadomość o wyjeździe do Polski, to wyszliśmy z jednym wiklinowym koszem pozostałości nie ograbionych łachów i po dwóch tygodniach jazdy w bydlęcych wagonach „wylądowaliśmy” w Sopocie. Mama podjęła pracę jako lekarz w PCK na ulicy Chrobrego, potem pracowała w szkole. Dostawała 800 zł i kartki żywnościowe, z których nie można było wyżyć. Byłem najstarszy z czworga rodzeństwa, miałem aż 16 lat! W sierpniu 1945 r. podjąłem pracę w piekarni za 200 zł tygodniowo, a też dostawałem każdego dnia bochen gorącego białego chleba! Podkreślam to, bo ten kartkowy przypominał glinę zmieszaną z otrębami. Z piekarni szedłem do szkoły, od 14 do 22 godz. Potem znowu na drugą w nocy do piekarni. Najpierw dostaliśmy dwa pokoiki na ulicy Chodowieckiego 19, gdzie była ta piekarnia. Mama zawarła znajomości z dyrektorem PUR-u w Sopocie – kapitanem Redko-Znamierowskim. Poszła do niego z płaczem. I na ul. Bitwy pod Płowcami nr 14 otrzymaliśmy na I piętrze trzy pokoiki z kuchnią, w której była zagródka – ubikacja. Obie siostry uczyły się (tak jak w Wilnie) w tej samej klasie. Potem studiowały w Poznaniu: Olga (r. 1930) na wydziale lekarskim UAM (po rocznym stażu pracy nauczycielskiej w szkole w Suchym Dębie koło Pruszcza Gdańskiego), o rok młodsza Hanna – na wydziale sadownictwa Wyższej Szkoły Rolniczej”.
Potem Jadwiga Hrynkiewicz wyjechała do Kowal Oleckich, gdzie była kierownikiem ośrodka zdrowia. Pod koniec lat 50. przeprowadziła się do Sztutowa, gdzie pracowała jako stomatolog w ośrodku zdrowia. 11 października 1964 r. zmarła w Gdańsku w szpitalu Akademii Medycznej przy ul. Łąkowej na marskość wątroby. Pochowano ją na cmentarzu katolickim w Sopocie. Nie ma więc żadnych wątpliwości, że nie wiedziała o śmierci męża do końca życia, jak swego czasu napisał Siarhiej Czyhryn.
Jadwiga Hrynkiewicz próbowała wyciągnąć swego męża z więzienia NKWD (KGB) w Mińsku. Pisała listy do przedwojennego znajomego, znanego białoruskiego poety Maksyma Tanka z prośbą o pomoc w wydostaniu męża stamtąd. 24 listopada 1944 r. Maksym Tank pisał: „Мінск 24-ХІ-44 г. Паважаная Грамадзянка! Я вельмі перапрашаю Вас, што не меў магчымасці адказаць на Вашыя папярэднія лісты ў справе ўсімі намі паважанага грамадзяніна др Грынкевіча – Вашага мужа. Я надзеюся, што справа Яго будзе выяснена. За два дні перад смерцю Кузьмы Чорнага я даведаўся ад Яго, што ён быў у пракурора т. Ветрова і перадаў яму Вашу просьбу, зазначаючы, што хаця ён асабіста не знаёмы з доктарам, але чуў аб ім, як аб выдатным чалавеку навукі, як аб чэсным і сумленным чалавеку, якога варожыя сілы ўцягнулі ў гэту трагічную гісторыю. Крыўды Вашы на нашу інтэлігенцыю – даруйце мне за шчырасць – яны ў роўнай меры слушныя як і няслушныя. Частка нашай інтэлігенцыі, якая была пад нямецкай акупацыяй, знайшлася ў такім становішчы, што яе стараліся розныя павукі аблытаць павуціннем, скампраміціраваць і гэта ім у значнай меры ўдалося. Другая частка – мала ведае такіх людзей як Ваш муж і, агулам, абставіны, і ўмовы жыцця, каб з поўнай адказнасцю магла нешта сказаць у гэтай справе. Ды і не яна, гэта інтэлігенцыя, вырашае гэтыя справы. Ёсць органы, якія, будзем надзеіцца, разбяруцца. А справядлівае вырашэнне гэтай справы, думаю, гэта і Ваша жаданне і ўсіх нас – людзей, якія ведалі доктара, як чалавека, заслугоўваючага толькі на такія сумленныя адносіны да Яго. З сваёй стараны я лічу за свой абавязак сказаць і сваё слова і рад буду, калі гэтым дапамагу ў чым паважанаму доктару – Вашаму мужу”. Jadwiga Hrynkiewicz tym samym straciła do niego zaufanie, choć znając ówczesne realia można mieć wątpliwości, by poeta mógł wpłynąć na uwolnienie Stanisława Hrynkiewicza i uratować go od śmierci.
Jak traktowano Stanisława Hrynkiewicza w więzieniu, można jedynie się domyślać. Białoruski publicysta Michaś Kazłouski w jednym z esejów o nauczycielu Wiktorze Kozłowskim, przytoczył jego wspomnienie o doktorze, z którym dzielił jedną celę w mińskim więzieniu: „Вельмі мужна вёў сябе ў турме Станіслаў Грынкевіч. (…) Яго дапытваў сам міністр Дзяржбяспекі Цанава. Кожны раз, вяртаючыся ў камеру, Грынкевіч гаварыў Віктару Казлоўскаму: „Мне, як спецыялісту, было б вельмі цікава назіраць, як паводзіць сябе чалавек у экстрэмальных сітуацыях, каб не было так страшна”. Рэч у тым, што ў час допытаў яму выдзіралі бараду, якая паспела адрасці ў турме, ставілі на доўгія гадзіны па стойцы „Зважай!”, садзілі на ножку табурэткі, змяшчалі ў карцэр, білі, тапталі, адным словам, здзекваліся, як маглі. А недзе ў пачатку 1945 г. выклікалі на чарговы допыт, і назад у камеру ён ужо не вярнуўся”
Po osiedleniu się w Sopocie Jadwiga Hrynkiewicz, nie mając żadnych wieści o swoim mężu, w 1949 r. zaczęła czynić starania o uznanie go za zmarłego. W archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Gdańsku zachowały się akta w sprawie o uznanie za zmarłego Stanisława Hrynkiewicza. 7 kwietnia 1949 r. Jadwiga Hrynkiewicz złożyła odpowiedni wniosek do Sądu Grodzkiego w Sopocie, w którym pisała: „Mąż mój, Stanisław Hrynkiewicz, obywatel polski, urodzony dnia 4 lutego roku 1902 w Nowym Dworze, pow. sokólskiego, woj. białostockiego, syn Szymona i Magdaleny z Szymańskich, ostatnio zamieszkały w Wilnie w dzielnicy Jerozolimka przy ul. Fabjaniskiej, podczas wojny, w dniu 30 lipca 1944 roku, został zatrzymany przez miejscowe władze, osadzony w więzieniu i w październiku tegoż 1944 roku wywieziony poza granice państwa. Od czasu wywiezienia, pomimo upływu prawie pięciu lat, mąż mój nie daje o sobie żadnego znaku życia i pomimo starań nie mogę o nim uzyskać żadnych wiadomości”. Jako dowody w sprawie przedstawiła poświadczenie obywatelstwa polskiego, świadectwo ślubu oraz przesłuchania Jadwigi Hrynkiewicz oraz świadków Jerzego Retko-Znamierowskiego i Reginy Retko-Znamierowskiej.
Jak wynika z odpisu metryki ślubu, Stanisław Hrynkiewicz wziął ślub z Jadwigą Wiktorią Jankowską 17 grudnia 1927 r. w kościele rzymskokatolickim w Nieszawie. Poświadczenie obywatelstwa polskiego Stanisław Hrynkiewicz otrzymał w Poznaniu 8 czerwca 1928 r. Są to dwa ważne dokumenty, uzupełniające międzywojenną biografię Stanisława Hrynkiewicza.
11 kwietnia 1949 r. Sąd Grodzki w Sopocie podał do publicznej wiadomości, że Jadwiga Hrynkiewiczowa wniosła o uznanie Stanisława Hrynkiewicza za zaginionego podczas działań wojennych od roku 1944. Obwieszczenie takie zarządził przesłać do zarządu miejsko-gminnego w Sopocie, na tablicę sądową oraz do „Monitora Polskiego”.
13 kwietnia Sąd Grodzki w Sopocie podał do wiadomości, że „Jadwiga Hrynkiewiczowa wniosła co do Stanisława Hrynkiewicza, syna Szymona i Magdaleny z Szymańskich urodz. 4.II.1902 r. w Nowym Dworze woj. białostockie, ostatnio zamieszkałego w Wilnie, o uznanie za zaginionego podczas działań wojennych od roku 1944. Wzywa się zaginionego, aby w terminie trzymiesięcznym od daty ogłoszenia zgłosił się w sądzie, w którym toczy się postępowanie, gdyż w przeciwnym razie może być uznany za zmarłego, a wszystkie osoby posiadające wiadomości o zaginionym, aby w powyższym terminie doniosły o nich sądowi”. Podpisał ogłoszenie sędzia Długopolski. W Sądzie Grodzkim w Sopocie wywieszono je 14 kwietnia 1949 r., a zdjęto 28 lipca 1949 r. W Zarządzie Miejskim w Sopocie wisiało takie ogłoszenie od 20 kwietnia do 20 lipca 1949 r. Obwieszczenie wywoławcze odnośnie Stanisława Hrynkiewicza opublikowano także w „Monitorze Polskim” (nr 35-B, z dn. 17.05.1949 r., s. 4).
Na 23 sierpnia 1949 r. Sąd Grodzki wyznaczył rozprawę, wezwawszy wnioskodawczynię oraz dwóch świadków. Wezwań świadkom jednak nie doręczono, gdyż pod wskazanym adresem Plac Wolności 10 w Sopocie adresaci okazali się nieznani. Na rozprawę stawiła się tylko wnioskodawczyni, która oświadczyła, że „na następną rozprawę świadków doprowadzi osobiście”. Kolejna rozprawa odbyła się 26 sierpnia 1949 r. Regina Redko-Znamierowska, lat 39, podała, że „męża wnioskodawczyni Stanisława Hrynkiewicza znałam osobiście. W lipcu 1944 r. St. Hrynkiewicz został aresztowany przez władze radzieckie, a następnie wywieziony do Mińska (Białoruś). Po przyjeździe do Polski na wiosnę 1945 r. słyszałam, że dr Hrynkiewicz został rozstrzelany koło Homla. Po przyjeździe do Polski wnioskodawczyni słyszałam od niej, że nie ma od męża żadnej wiadomości od 13 VI 1945 r.”. Inżynier Jerzy Redko-Znamierowski, lat 44, zeznał: „Dr. Stanisława Hrynkiewicza znałem osobiście, zamieszkiwał on ostatnio w Wilnie. W 1944 r. w lipcu został on aresztowany przez władze radzieckie, a następnie wywieziony do Mińska. Słyszałem, że po roku został rozstrzelany. Od 1945 r. nie było od zaginionego żadnej wiadomości”. Wnioskodawczyni Jadwiga Hrynkiewicz zeznała, że „w dn. 30 lipca 1944 roku został aresztowany przez władze Radzieckie. W pierwszych dniach października 1944 dowiedziałam się, że mąż mój został wywieziony do Mińska Białoruskiego. Dwukrotnie byłam w Mińsku osobiście, odwiedzałam męża, ostatnio 13 VI 1945 r. Od tego czasu nie miałam żadnej wiadomości. Po powrocie do Polski dowiedziałam się od krewnych i znajomych, że mąż mój został rozstrzelany w Homlu. Robiłam poszukiwania przez Komitet Repatriacyjny w Wilnie, pisałam do prokuratora wojennych spraw w Mińsku Kalinikowa i żadnej odpowiedzi o mężu moim do dnia dzisiejszego nie otrzymałam”.
Po wysłuchaniu świadków i wnioskodawczyni Sąd Grodzki w Sopocie postanowił: 1) „zaginionego Stanisława Hrynkiewicza (…) uznać za zmarłego, 2) datę zgonu ustalić na dzień 31 grudnia 1948 roku, godz. 24, 3) odpis prawomocnego postanowienia przesłać do Urzędu Stanu Cywilnego w Warszawie, Oddziału Pierwszego”. W uzasadnieniu postanowienia napisano: „Na podstawie zeznań świadków Reginy Redko-Znamierowskiej, Jerzego Redko-Znamierowskiego i wnioskodawczyni przesłuchanej w trybie art. 323 k. pc. Sąd ustalił, iż mąż wnioskodawczyni, doktor Stanisław Hrynkiewicz, ostatnio zamieszkały w Wilnie, dnia 30 VII 1944 roku aresztowany został przez władze radzieckie i wywieziony do więzienia w Mińsku Białoruskim. Od 13 VI 1945 r. wnioskodawczyni, pomimo poszukiwań przez Komitet Repatriacyjny i inne władze, nie otrzymała o mężu zaginionym żadnej wiadomości. Dokonane ogłoszenie wywoławcze umieszczone w Monitorze Polskim Nr 35-B z dn. 17 V 1945 r. pozostało bezskuteczne”.
Ciekawe, że Sąd Grodzki w Sopocie nie zadał sobie trudu, by zwrócić się do władz radzieckich i spróbować na własną rękę wyświetlić, co się stało z doktorem Stanisławem Hrynkiewiczem. Zaufano żonie i świadkom, by uznać go w 1949 r. za zmarłego, zaginionego w czasie wojny. Tylko że gdy aresztowano go w Wilnie, w lipcu 1944 r., wojna tam już była zakończona. A 3 lipca, kiedy w 1944 r. wojska radzieckie wyzwoliły Mińsk, uznawane jest oficjalnie za święto Niepodległości Białorusi. Wtedy akurat dla wielu białoruskich patriotów i działaczy zaczęły się prześladowania, aresztowania, więzienia i łagry. Więc jaka mogła być niepodległość, skoro ci, którzy marzyli o niepodległej Białorusi od 1918 r., trafili w szpony KGB? Na koniec wspomnę słowa Ludwiki Wojcik z listu do Alaksieja Piatkiewicza z 14 lutego 1972 r.: „доктар Станіслаў – шчыры беларус-патрыёт. Як доктар і чалавек заслужыў на самую лепшую памяць”.
Helena Głogowska
Fot. ze zbiorów autorki