Kampania przed październikowymi wyborami parlamentarnymi jest zdecydowanie inna niż w latach poprzednich, a już szczególnie wśród naszej białorusko-prawosławnej społeczności. Bowiem jeszcze nigdy nie było, aby jedna partia – Prawo i Sprawiedliwość –występowała w roli tak wielkiego faworyta, a na nią byliby skłonni oddać głos także nasi wyborcy, mimo że na listach kandydatów tego ugrupowania nie ma nikogo z „naszych”.
Wysokie poparcie dla PiS napędzają sondaże i forsowanie rządzącego ugrupowania przez publiczne radio i telewizję, a także Kościół i media o. Rydzyka. To w głównej mierze kreuje obecnie rzeczywistość polityczną w Polsce, powodując iż silny staje się jeszcze silniejszy. Bowiem wyborcy zazwyczaj preferują faworytów. Gdyby, jak w niektórych krajach, sondaże były zakazane na miesiąc lub nawet dwa tygodnie przed wyborami, ich wynik z pewnością bardziej odzwierciadlałby poparcie wyborców dla poszczególnych partii, gdyż psychologia tłumu tak mocno by już nie zadziałała. Wyborcy wówczas większą też uwagę kierowaliby na programy i obietnice polityków.
Nasz elektorat dotąd kierował się jeszcze potrzebą reprezentacji w Sejmie mniejszości białoruskiej czy też prawosławnej. W tej roli przedtem najczęściej występował Eugeniusz Czykwin, poseł wielu kadencji, kojarzony też z lewicą, z list której był wybierany. Zrezygnował jednak z członkostwa w SLD i jako bezpartyjny ubiega się teraz o mandat jako kandydat Koalicji Obywatelskiej, utworzonej przez Platformę Obywatelską, wobec której był wcześniej w opozycji. Cztery lata temu Czykwin bezskutecznie ubiegał się o mandat senatora. Wtedy nadal chciał być posłem, ale jak przyznaje został wyeliminowany, by dać miejsce innym. Do Sejmu wystartowało wówczas trzech wyrazistych kandydatów prawosławnych – Aleksander Sosna z listy SLD, Adam Musiuk z PO i Jarosław Matwiejuk z PSL. Łącznie otrzymali prawie 20 tys. głosów, ale żaden do Sejmu się nie dostał. Przyczyn tej klęski w 2015 r. Czykwin upatruje w rozbiciu elektoratu, bo w 2011 r. w pojedynkę zdobył prawie trzy czwarte tychże głosów. Teraz znów jest w zasadzie jedynym wyrazistym kandydatem prawosławnym do Sejmu. Ale zwycięstwa pewny być nie może, gdyż jego poprzednia arytmetyka wyborcza stała się częściowo nieaktualna. Elektorat z pewnością się skurczył z przyczyn naturalnych i swoje zrobiła postępująca asymilacja i polonizacja. Wiele wskazuje też na to, że część głosów odbierze Czykwinowi PiS. Przełom nastąpił w maju podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego. Nasi także nagrodzili PiS za 500+ i inne socjalne transfery z budżetu państwa. Kandydaci z list partii rządzącej, choć nie ma tam naszych przedstawicieli, czynią jednak pewne ukłony pod adresem prawosławnych. Oto minister Jarosław Gowin we wrześniu przyjechał na Podlasie, by wesprzeć kandydującego do Sejmu z list PiS Mieczysława Baszkę, który podkreśla swoje ekumeniczne katolicko-prawosławne pochodzenie. W Bielsku Podlaskim jako „ważnym miejscu na mapie prawosławia w Polsce” ogłosił, iż o 2 mln zł wzrośnie dotacja państwowa dla Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, „na której kształcą się elity duchowe wyznań niekatolickich, prawosławia i protestantyzmu”. Po wygranych wyborach ta kwestia ma być zagwarantowania ustawowo.
Do Senatu z okręgu południowego kandyduje Igor Łukaszuk z Bielska Podlaskiego, dyrektor LO z dodatkową nauką języka białoruskiego w Hajnówce, radny wojewódzki, wcześniej znany działacz naszej mniejszości. To jednoznacznie nasz kandydat białoruski, choć pod tym względem swą kampanię prowadzi w dość stonowany sposób. Podobnie jak rok temu w kampanii do Sejmiku, oprócz wszechobecnych, niewiele mówiących plakatów postawił na poparcie dla swej kandydatury rozpoznawalnych w regionie osób. Na swym profilu na Facebooku opublikował filmiki, na których popierają go m.in. burmistrz Bielska Podlaskiego Jarosław Borowski, burmistrz Hajnówki Jerzy Sirak oraz europosłowie Włodzimierz Cimoszewicz i Tomasz Frankowski.
Łukaszuk podobnie jak Czykwin został wystawiony przez Platformę Obywatelską. Z pewnością łatwiej mu byłoby zdobyć mandat senatora, gdyby okręg obejmował większe skupisko naszej mniejszości. Ale to właśnie PO przed laty do tego nie dopuściła, uchwalając w Sejmiku jego granice. Szczególnie głośno protestował z tego powodu wtedy Czykwin.
Kredyt zaufania, jaki u nas miała PO będąc u władzy, został mocno nadszarpnięty. To ugrupowanie, choć mogło, niewiele zrobiło, by powstrzymać degradację naszych terenów i nie otoczyło odpowiednią ochroną wielokulturowości regionu. PO nie dotrzymało też słowa, że w zamian za prawosławne i białoruskie głosy w wyborach do Rady Miejskiej Białegostoku w mieście zmieniona zostanie nazwa ulicy Łupaszki.
Z pewnością z naszymi bolączkami i potrzebami duże ugrupowania polityczne bardziej by się liczyły, gdybyśmy jak mniejszość niemiecka mieli samodzielną reprezentację w parlamencie i samorządach. Ale na to, jak pokazuje życie, jest już za późno.
Jerzy Chmielewski