Jak wyglądał dawny mieszkaniec Puszczy Białowieskiej? W co się ubierał? Czym się zajmował? Jakimi cechami charakteru się odznaczał? Najwcześniejsze o tym informacje pochodzą z XIX wieku. Znajdujemy je w relacjach osób, które odwiedziły ten zakątek. Sami mieszkańcy, w przeważającej mierze niepiśmienni, żadnych informacji o sobie nie pozostawili.
Warto przypomnieć, że protoplastami autochtonicznej ludności rejonu Puszczy Białowieskiej byli osadnicy ruscy, którzy – po spustoszeniu ziem nad Narwią w wyniku najazdów jaćwieskich i litewskich – dotarli do południowo-wschodnich granic Puszczy Białowieskiej już w XV wieku i w dwóch kolejnych stuleciach zdominowali jej obrzeża. Osadnictwo mazowieckie, które w końcu XIV i na początku XV wieku oparło się o zachodnie krańce puszczy, poczęło przenikać do jej wnętrza dopiero w drugiej połowie XVIII wieku (wsie Pogorzelce, Teremiski i znacznie później założone Budy).
Wygląd, ubiór i cechy charakteru mieszkańców Białowieży oraz okolic jako pierwszy opisał baron Juliusz Brincken, nadleśny Królestwa Polskiego, w książce „Mémoire descriptif sur la forêt impériale de Białowieża en Lithuanie”, wydanej w 1826 roku. W Puszczy Białowieskiej przebywał dwukrotnie – w 1821 i 1823 roku. Według barona puszczanie byli ludźmi mocnymi, dobrze znoszącymi ostry klimat. Najwięcej czasu spędzali w lesie, gdzie zbierali owoce, miód i przygotowywali paszę dla bydła, mniej zaś interesowali się pracą na roli. O każdej porze roku nosili ten sam ubiór – krótki, z grubego sukna barwy brunatnej, ściągnięty szerokim rzemiennym pasem. Na nogach mieli łapcie z łyka. Byli zdolni do wszelkich prac w lesie i łowiectwie. Z nich rekrutowali się strzelcy i strażnicy. Przy tym Brincken nie odmówił sobie uwagi, iż są oni „równie dzicy, jak otaczająca ich puszcza”, co później niektórzy autorzy mocno krytykowali.
Podobny opis znajdziemy też w wydawanym w Lesznie „Przyjacielu Ludu” (Nr 47/1836): „Mieszkańcy tutejsi, żyjący na łonie natury, iż nie rzekę dzikości, dziwnie odpowiadają charakterem i sposobem życia dzikości lasów, które ich otaczają. Są to Rusini wyznania grecko-unickiego. Zdaje się, że ten lud w zwyczajach swoich jeszcze zachował ślady dawnego Sarmatów plemienia, zamieszkującego niegdyś te kraje. Budowy ciała krzepkiej, krótkie zawsze, w każdej porze roku, noszą siermięgi, przepasane pasem i sandały z lipowego łyka, na wszelkie niewczasy i słoty wytrzymali, wolą tułać się po kniejach, w których znajdują dla siebie miód leśny i owoce dziko rosnące, grzyby i pastwiska dla bydła, niżeli uprawiać w pocie czoła ziemię, jak to czynią ich sąsiedzi. Ten sposób życia czyni ich bardzo sposobnymi do łowów i straży; dla tego zarząd leśniczy z nich wybiera borowych i strażników. Z resztą okolica zamieszkała tylko przez rolników, a mało zaludniona”.
Prof. Feliks P. Jarocki z Uniwersytetu w Warszawie poświęcił kilka zdań białowieskim strzelcom i osocznikom w drugim tomie swych „Pism rozmaitych wierszem i prozą” z 1830 roku: „(…) wzrost ich zwykle dobry i kształtny, a twarze czerstwe i wesołe noszą piętno dobrego bytu i swobody; a lubo dla swey zwierzchności okazują największą powolność i rączość w wykonywaniu rozkazów; nie znać jednakże w ich postępowaniu tey niewolniczey lękliwości i spodlenia, jakie się na chłopach innych tamteyszych okolic widzieć dają. Dla obcych osób (…) w nich wiele uprzeymości i usłużności obok niewymuszoney chęci przypodobania się. W rozmowach (…) wykazują wiele rozwagi, zdrowego rozsądku i przenikłości: niektórzy nawet odznaczali się w pewnym względzie satyrycznym dowcipem (…). Najwięcej podoba się w tych ludziech to, że grzeczność, którą im się zrobi, przymują z tak naturalnym przymileniem, jakiego ledwie po tych wieśniakach spodziewać się można, którzy naybliżey stolicy mieszkają”.
Michał Baliński i Tymoteusz Lipiński w trzecim tomie „Starożytnej Polski pod względem historycznym, jeograficznym i statystycznym opisanej” z 1846 roku zauważają, że: „Teraźniejsi mieszkańcy puszczy (…) noszą czarne siermięgi i łapcie (postoły), rodzaj chodaków z łyka plecionych, które są na Litwie w powszechnem użyciu między ludem wiejskim”.
Z kolei w haśle autorstwa Kazimierza W. Wójcickiego, poświęconym Puszczy Białowieskiej, które zostało zamieszczono w trzecim tomie „Encyklopedyi powszechnej” z 1860 roku, znajdujemy taki oto opis tutejszej ludności: „Lud wiejski zamieszkujący wsie i osady puszczy białowiezkiej, jest mięszany z Litwinów i Rusi: na zwykły jego ubiór składa czarna z wełny siermięga, i łapcie, czyli chodaki z lipowej kory na nogach. Strzelcy różnią się porządniejszym przybraniem; chodzą w butach i noszą wołoszynki z siermiężnego szarego sukna, z kołnierzem i wyłogami na mankietach zielonemi. Chaty ich są porządniej budowane, kryte dranicami, z przybitą nade drzwiami tablicą z herbem cesarskim. Przemysł tutejszych mieszkańców ogranicza się na szczupłym rolnictwie, chowie bydła i pszczół, po ulach i barciach, dostarczających żółtego i białego miodu, zwanego lipcem, jako też wosku”.
Podobny opis podaje Józef Łoziński we lwowskim „Łowcu” (Nr 3/1878). Z pewnością oparł się on na tekście K. W. Wójcickiego.
O mieszkańcach białowieskiego matecznika nie mógł nie wspomnieć oczywiście Zygmunt Gloger – folklorysta, etnograf, archeolog i historyk w jednej osobie, który swą pierwszą wycieczkę do Puszczy Białowieskiej odbył w końcu maja 1879 roku. W pierwszym tomie „Biblioteki Warszawskiej” z 1881 roku w następujących słowach scharakteryzował tutejszą służbę leśną: „Osady takich strzelców i stróżów podobniejsze są do kolonii i folwarczków, niż zagród wiejskich. Każdy prawie ma kilkadziesiąt morgów pola wśród lasu, stado pięknego bydła, budowle obszerne i schludne. Ludzie ci pochodzenia miejscowego lub w dawnych czasach z Podlasia i Mazowsza przybyli, wyznają po większej części wiarę katolicką, uprzejmej powierzchowności, dobrego wzrostu i silnego zdrowia, są w ogóle poczciwi, trzeźwi, gościnni i usłużni, tudzież nieinteresowni, może dlatego, że jeszcze nie zepsuci przez gości, których mała ilość zwiedza puszczę. W domu każdego można znaleźć samowar, cukier, świecę stearynową i czystą pościel. Kobiety pracowite i gospodarne, nie różnią się ubiorem od okolicznego ludu; mężczyźni zawsze ubrani skromnie, w kurty lub marynarki z siwego samodziału i czapkę z zielonym lampasem: posady swoje zajmują zwykle sukcesyjnie”.
Opis puszczańskiego chłopa, po wizycie w Białowieży jesienią 1882 roku, sporządził znany powieściopisarz Henryk Sienkiewicz. Według niego są to ludzie „wysokiego wzrostu, szczupli, niemal chudzi. Uderza w nich nadzwyczaj delikatna cera, jakiej nigdzie się nie dostrzega (miało na to wpływ częste przebywanie w cieniu drzew). Prawie wszyscy mieli włosy ciemnoblond oraz wielkie, zamyślone niebieskie oczy. Twarze o rysach bardzo drobnych, ładne, sympatyczne, ale i o nieco posępnym wyglądzie – jak to bywa u ludzi, którzy większość życia spędzają w samotności”.
Krakowski artysta malarz Bolesław Łaszczyński, zwiedzający Puszczę Białowieską w 1883 roku (jego sprawozdanie z tej wycieczki wydrukuje blisko pół wieku później czasopismo „Ziemia” (Nr 18/1929), dokładnie opisał tutejszych mieszkańców, a w szczególności potomków mazowieckich budników, u których mieszkał. O stroju zanotował: „Zwykły ubiór mężczyzn składa się z czarnej, z wełny domorodnej robionej, siermięgi i z łapci, czyli chodaków z lipowej kory na nogach. Kobiety mają strój ogólnie mazowiecki. Strój ten wieśniaczy u mężczyzn i tam już, wśród dziewiczego lasu nawet, zaczyna się mieszać i charakter swój zatracać; oprócz starożytnej siermięgi wielu z nich już robi sobie jakieś kurty z szarej, często w czarne pręgi. wełny”.
Poświęcił też kilka słów „przemysłowi” tutejszego ludu. Zanotował, że „ogranicza się [on] na szczupłem rolnictwie, chowie bydła i pszczół po ulach i barciach, dostarczających w wielkiej obfitości białego i żółtego miodu”. Po raz pierwszy widział on tutaj narzędzia rolnicze, które znane mu były dotąd było tylko z „pomników: „jest to starożytna socha, cała drewniana o dziwnie długim dyszlu; innego pługa tu nie znają”.
Dalej dodał: „Równie pierwotnej mody są tu uprzęże; małe wąskotorowe bryczki, do których najczęściej jeden koń zaprzęgany bywa; wszystko tu z drzewa tylko, ani żelaza, ani postronków, ani rzemienia nie ma; koń idzie pod hołoblą, od której do bryczki idą, jakby postronki przy końcu poskręcane dwie młode brzózki. Innych nie widać tu ekwipażów, takiemi widziałem podróżujących po puszczy dziadów. Dziady te (a tylko niewidomych tu spotykałem) nieraz wcale dobrego posiadają konika i mają wyrostka, jako opiekuna zarazem i stangreta. Ogromne odległości zbytek ten dziadowski usprawiedliwiają”.
Dwa lata później malarz pejzażysta Walery Brochocki odnotuje w warszawskich „Kłosach” (Nr 1060/1885): „Lud, zamieszkujący osady w puszczy, ma się bardzo dobrze; chaty jego są dosyć porządne, mieszkanie schludne i czyste i najczęściej ubierane rogami jeleniów i łosiów, których nawet i za dobrą zapłatę od ich posiadaczy niełatwo nabyć. Z natury lud jest pobożny i dosyć uczciwy, odznacza się zdrowiem i słusznym wzrostem. Ubiór mężczyzn składa się z szarej siermięgi, ściągniętej szerokim pasem, ze spodni płóciennych i chodaków z łyka, przywiązanych sznurkiem do nogi. Kobiety zaś noszą namitki na głowie lub też chustki kolorowe i świtki poniżej kolan.
O dawnych czasach z podań ludowych niewiele tam się można dowiedzieć; tu i owdzie krążą tylko legendy o zjawiskach nadprzyrodzonych, w których skarby ukryte i złe duchy główną odgrywają rolę”.
Uczeni Franciszek Błoński, Karol Drymmer i Antoni Ejsmond, przeprowadzający w lecie 1887 roku badania botaniczne w Puszczy Białowieskiej, w swoim sprawozdaniu z tych badań, zamieszczonym w „Pamiętniku Fizyjograficznym” (T.VIII, 1888), poświęcą także kilka zdań puszczanom: „Mieszkańcy puszczy zajmują się rolnictwem, uprawiając te same gatunki zboża, co w całym kraju, sieją także nieco soczewicy i lnu, hodują znaczną ilość bydła, opłata bowiem za prawo paszenia w oznaczonych a znacznych przestrzeniach puszczy nie przenosi 50 kop. rocznie od sztuki. Pszczelnictwem wskutek zakazu zakładania barci w puszczy mniej się zajmują niż dawniej”.
Członek rzeczywisty Imperatorskiego Towarzystwa Geograficznego i zarazem znamienity fotograf Jewgienij P. Wiszniakow, który wraz z malarzem Iwanem Szyszkinem przebywał w Puszczy w maju 1892 roku, tak scharakteryzował mieszkańców w wydanym w 1894 roku albumie „Biełowieżskaja puszcza. Nabroski perom i fotografieju”: „Odznaczają się oni stosunkowo wysokim wzrostem, szczupli, prawie chudzi, białolicy, z dużymi wnikliwymi oczami, posiadają piękne twarze, sympatyczne o linii subtelnej. Ubiera się białowieżanin w szarą, domowej roboty sukienną świtkę, płócienne spodnie i łapcie. Na głowę wkłada niebieską czapkę z daszkiem, coś w rodzaju niebieskiej konfederatki”.
Bardzo ciekawe informacje o mieszkańcach Puszczy zawarł w swych wspomnieniach starszy leśniczy Hans Auer – kierownik zwierzyńca oraz organizator polowań carskich i wielkoksiążęcych, który swą wieloletnią pracę w białowieskich lasach zakończył w 1897 roku. Wspomnienia te w przekładzie z niemieckiego Włodzimierza i Wiktorii Waszczuków, zatytułowane „Put’ ot striełka k jegieriu”, przechowywane są w bibliotece Białowieskiego Parku Narodowego (nr inw. 7333).
Hans Auer stwierdza, że „chłopi podlegli apanażowym urzędnikom carskim mogli przy nich żyć całkiem dobrze, o ile sobie na to zasłużyli. Od dziesięcioleci naczelnym zadaniem tych chłopów było okresowe utrzymywanie imperatorskiej gwardii, która przychodziła do nich na kwatery wraz z nastaniem zimy. W ten sposób chłopi zyskiwali na całą zimę dobrą siłę roboczą w postaci krzepkich gwardzistów.
W okolicy Puszczy Świsłockiej utworzyły się dwie wspólnoty, na które składało się 8 byłych apanażowych wsi i 11 wsi prywatnych. Różnica pomiędzy tymi wsiami była wprost porażająca. We wsiach apanażowych spotykało się typ ludzi bardzo pięknych, rosłych. Zawdzięczano to gwardzistom – przedmiotom pożądań kobiet i dziewcząt. Ludzie zawsze chodzili ładnie i czysto ubrani, a w czasie żniw nawet z osobliwym szykiem, jakby na tańce. We wsi spotykało się ładne, obszerne, w większości kryte gontem chałupy i zabudowania gospodarcze. Inwentarz domowy był solidny i obfity, takież konie i bydło. Pola utrzymywano w dobrym stanie, nie mogło też być mowy o zaległościach podatkowych.
W sąsiednich, byłych wsiach prywatnych, można było dostrzec zupełnie coś innego. Wrośnięte na pół w ziemię małe, ciasne domki, pokryte słomą i bez kominów. Podobnie marne było gospodarstwo i inwentarz żywy, który przy chronicznym niedostatku karmy, już po Bożym Narodzeniu musiał szukać pożywienia w lesie. U ludzi kończył się zapas mąki, w związku z czym do nowych zbiorów trzeba było jeść głównie same ziemniaki. Ludzie byli słabi, zaniedbani, brudni i oberwani. Młode, 20-letnie kobiety były zwiędłe i pomarszczone. W bezdennym błocie na wiejskiej ulicy chodziły obok siebie dzieci i świnie. Prawie zawsze można było tu spotkać komornika z kilkoma zajętymi za niepłacenie podatków owcami lub świniami”.
Opis białowieskiego chłopa pozostawił nam także radca kolegialny Gieorgij P. Karcow w swym monumentalnym dziele „Biełowieżskaja Puszcza. Jeja istoriczeskij oczerk, sowremiennoje ochotniczje choziajstwo i wysoczajszije ochoty w puszcze”, wydanym w 1903 roku w Petersburgu przez Wydawnictwo Artystyczne A. F. Marksa. Karcow był zdania, że ubrania puszczanów nie różnią się od noszonych w całej guberni grodzieńskiej. Charakterystycznym elementem stroju była jedynie czapka z daszkiem i aksamitną obszywką oraz łapcie, w których chłopi chodzili przez okrągły rok. Białowieżanie byli dobrzy, nie mściwi. Każdą nieprzyjemną sprawę starali się zakończyć polubownie. Wykazywali pracowitość, ale do ciężkich robót się nie nadawali.
Wygląd zewnętrzny typowego mieszkańca Puszczy – zdaniem Karcowa – był nieciekawy, a nawet odpychający: średniego wzrostu, zawsze białolicy, z szarymi oczyma, bolejącym i tępym, a nawet głupkowatym wyrazem twarzy. Ładnych, czy nawet średnio ładnych kobiet Karcow nie spotkał. Mężczyźni i kobiety wyglądali starzej niż to było w rzeczywistości. Byli też słabo rozwinięci umysłowo, we wszystkich działaniach przejawiali chytrość i upartość.
No cóż, każdy ma prawo mieć własne zdanie!
Obecni mieszkańcy rejonu Puszczy Białowieskiej na pewno są już inni. Ale czy tak do końca? Jakieś dawne cechy pewnie przetrwały, chociażby w fizjonomii tych ludzi. Kazimierz Rosiński, dziennikarz białostockich „Kontrastów”, po wizycie w Białowieży zimą 1984 roku, napisał takie oto słowa: „Tymczasem w Białowieży od wieków dokonywało się owo „pomieszanie krwi”, o którym pisze Gloger. Kto nie wierzy, niech się przyjrzy potomkom najstarszych białowieskich rodów, Gwajom, Kozakom, Buszkom, Bajkom. Są wśród nich czarnowłosi i blondyni, niebieskoocy i skośnoocy. Chodząc po ulicach, specjalnie obserwowałem przechodniów. Jeśli częściej niż gdzie indziej natrafiałem na spojrzenie zmęczone, to było to zmęczenie wiekiem, bo dużo tu ludzi starych”.
Piotr Bajko