Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    23. Zabytaja tragedia kala Krynak (1)

    U viosaczcy Trejgli niedaloka Krynak za sanacji żyli bahatyja haspadare Jurczeni, jakija mieli 23 ha ziamli. „Bahatyroŭ” u czerwcu 1941 r. enkavudzisty vyvieźli na Sibir (viarnulisa ŭ 1946 r.). Z hetaj pryczyny pośle pajszła ŭ vioscy i vakolicy nizhoda. Syn „kułakoŭ” Edzik za sanacji byŭ…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    11. Jabłyka i pomarančy

    Knižki i filmy podôbny do jabłyk i pomarančuv. Odny i druhi naležat do ovocuv, ale smakujut preč po-raznomu. (Steven King) To było tohdy, jak ja brontavsie hołodny po Krystijaniji, siêtum divovidnum miêsti, kotoroho čołoviêk ne pokine, poka vono ne nakłade na joho svojoji pôznaki… Siêty… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Zapiski

Dni i myśli

Rozmowa Tamary BeJot i Tola Szaleńczyka o sękach

BeJot: Wybudziły mnie słowa „prosto od Boga”, w środku nocy, i rano, za wcześnie, a była to śpiewana basem rymowanka: 

Każdy sęk

to mój urwany tobie jęk.

I przez cały dzień widzę same sęki. Na chodniku nagle widzę straszne okulary, ale to przydeptana (solidnie) puszka po piwie tak się wybałusza, lśniąc dwoma sękami. Straszność: śmieszna. Wyłupia się, powiedzielibyśmy w Narejkach. Wyłupia się jak w kolorowych wymiocinach sytego pijaka. W liściach jesiennych. U nas pra ludziej kazali, szto wanitujuć, a pra kata, szto naryhaja.

Setki razy już cytowałam Szynkariowa, ale znowu zacytuję, z książki pt. „Maksym i Fiodor. Jeż domowy”, a to się czyta i czyta, bo jest dowcipna, i prześmiesznie intelektualna, kiedy miesza mądrości amatorskiego zenu z pijaństwem, i związana do bólu z rzeczywistością: 

Na śmierć przyjaciela

Jechał samochód ciężarowy.

Ech! Już przygnieciony Mikołaj, bez głowy.

No więc wszędzie widzę same sęki z urwanych dźwięków, jęków. Zagojone albo nie. Nawet w czarnym humorze Szynkariowa widzę sęk: ludzie są sękaci, bo ciągle im ktoś bliski czy zaprzyjaźniony umiera. Widzę to oczywiście metaforycznie czy abstrakcyjnie, czy surrealistycznie, a widzę wszędzie.

Geirde Mather uważa, że postmoderna zrezygnowała z powagi szczerości na rzecz wygłupu, pozy, ale przecież Szynkariow to postmoderna – ten ego „Mikołaj już bez głowy” jest przecież powagą szczerości, choć śmieszy i przeraża. Jego bohaterowie to niezdarni myśliciele, ale poważnie szczerzy. Ta nieporadność szczerości ostatecznie wzrusza bardziej niż śmieszy czy przeraża.

Śnił mi się refren piosenki w stylu Okudżawy, po białorusku: Dawajcia tak latać, kab było bliżej Boha…

Sęki to albo rana, albo blizna. My hawaryli: rany i sznary. Po Okudżawie mamy sęk. Jon staǔsa sznaram. Chto jaho jaszcze znaja? Takoja starjo, jak ja.

Tolo: Ależ tak. Tylko sęk został po tym pięknym człowieku. Winogradnuju kostoczku w ziemlu zarojuI łozu pocełuju, i spiełyje gruzdi sorwu… Kto się nie wzruszał, słuchając jego prostej, a zarazem wzniosłej ballady, a ona była jak modlitwa-spowiedź do sióstr, braci, ziemi i nieba. „Na lubow’ mojo sierdce nastroju, a inacze zaczem na ziemle etoj wiecznoj żywu”… Tylko rozstroisz wielce cywilizowanych baranów Zachodu, bo przypominasz o Okudżawie.

BeJot: A chuj mnie to obchodzi. Okudżawa dźwięczy mi w uchu. Nikt mi go nie zabroni, skoro moje ucho chce i działa jak odbiornik radiowy z arcydziełem.

Tolo: Chacha.

BeJot: Niech będzie chacha. Sęki wspomnień nie goją się. Nagle ożywa słowo „prahalina”. Tak nazywaliśmy w Narejkach przesiekę w lesie. Wałęsałam się po lesie jako dziecko. Było bezpiecznie. Ani wilka, ani bandyty, ani wycieńczonego uchodźcy (przeraziłabym się bezradnie) ani trupa uchodźcy (uciekałabym na oślep). Godzinami tak się wałęsałam. Przesieka to tu, to tam. Umożliwiała orientację i dawała odpoczynek od wpatrywania się w piękne szczegóły lasu – w pajęczynę rozłożoną jak orkiestra, wydziergana z żyłek, cieńszych niż te ojcowskie na płotki i kiełbiki. W przesiekach gęsto rosły rydze. Ryżyki raśli, czyrwanieli jak ruży. Stadami biegły róże rydzów. Tak różowo jednak od razu nie było, bo tędy szedł front i zdarzały się niewybuchy, i urwana ręka kolegi z klasy albo wypalone oczy dalekiego kuzyna. Chciały chłopaki przywlec do domu trofiejną zdobycz i rozwalić młotkiem, a w lesie usiłowały to zrobić kamieniami. To są sęki wspomnień, niezagojone. Nie jestem pewna, czy te pamiętane osoby jeszcze żyją. Po froncie pozostały liczne leśne okopy. Teraz osiadły i zarosły nowym lasem. Moje wędrówki po tym lesie jednak już były bezpieczne. W każdym razie teren skutecznie został rozminowany, a niewybuchy były za szosą, do której ja nie docierałam. Szosę nazywaliśmy cokolwiek śmiesznie: szasza. Da szaszy za szaszu. No więc dochodziłam do szaszy, a dalej po co. Rodzice codziennie opowiadali straszne wojenne historie. Już o nich wielokrotnie opowiadałam w Czasopisie, w książkach, więc co było umykające, to zanotowałam, zatrzymałam choć nie wiem, na jak długo. Co innego teraz opowiem. Mam może dziesięć lat. Ojciec zdjął koszulę, żeby się omyć z kolejowych smarów. Po raz pierwszy widzę nagie plecy ojca, środkiem których, od karku po krzyż, wije się kręta głęboka narowista rzeka. Szto heta? – pytam w strachu, bo mnie przeraził ten widok. To rana wojenna – odpowiada ojciec. Dostałem odłamkiem. Szram. Długo był w szpitalu, i już na front nie wrócił. Odłamek uszkodził płuca.

Tolo: Obudziłaś przeszłość, wstawiając ją w czas teraźniejszy, a że nasz czas nie ma ram, to co było jawi się oczom pamięci jak żywe i nieścieralne jak los. Mój stryj Franciszek, wysoki postawny blondyn o smutnych oczach, jego powrót – powrót ludzkiego wraka z obozu koncentracyjnego Stutthof. Już nigdy na dobre nie podniósł się. Tę miękkość wyczuwały w nim bezdomne psy, które wprost lgnęły do niego, i nie odstraszał ich nawet jego dozgonny poobozowy kaszel. Mam przed oczami narysowanego przez niego konia, który był, jak to się mówi, jak żywy. Duży koń. Duży stryj. I moje malutkie wówczas dzieciństwo. To było tak dawno temu i to żyje. Mój niezagojony sęk. 

Nie tyle sęk, co lukę po sęku pozostawiła moja mama, dzielna Emma ze swoimi niemieckimi przysłowiami, porzekadłami, wesołymi piosenkami, typu – O mein lieber Augustin, Augustin, Augustin…

BeJot: … alles ist hin. Z bajki Andersena pamiętam tę piosenkę.

Tolo: …Der Hut ist weg, der Stock ist weg, der Rock ist hin… „Patriotyczni” krewni ze strony ojca postanowili mamę zgładzić, bo Niemka. Spisek wyszedł na jaw, ale mój niemiecki półbraciszek przypłacił to życiem, nagle umarł „nie wiadomo dlaczego”, a to po prostu udał się fragment spisku. Było tuż po wielkiej wojnie i wszystkim chciało się żyć, ale też niektórzy bardzo pragnęli zemsty, nawet na ślepo. Dokonać odwetu na Niemcach. I na dziecku. A wojna, jak się okazuje, tak jak czas teraźniejszy, nie ma ram.

BeJot: Gdyby nie boska rymowanka z mego snu, nie mielibyśmy tematu sęku. A wojna uszkadza ludziom dusze. Jedni ciągle chcą zabijać, broń im do łapy przyrosła, a inni umierają ze strachu przed nową wojną i uzbrojonymi bliźnimi. A mój stryj, już to opisywałam, wyszedł z Buchenwaldu, przebrany za niemieckiego generała. Znał biegle niemiecki, więc tak to zrobił, że szedł prościutko w tym niemieckim mundurze do głównej bramy, a mundur ukradł z magazynu. Błogosławione złodziejstwo. Potem nocami przez trzy miesiące do domu, przez lasy. Przeczytam ci mój stary wiersz z tom „Roz-działy”, niech ożyje, bo dlaczego nie, opowiada historię z Zubek, a mało kto już w Zubkach pamięta i stryja, i jego historię, chyba już nikt. Niechże ożyją nam Zubki; zdania po niemiecku w tym wierszu tłumaczę w kwadratowych nawiasach, a zdania są bardzo ważne, nie spłowiały):

Stryja – luksusowo władał niemieckim – w ani jednym

słowie błędu – wywieziono ze Stutthofu do Buchenwaldu.

Uciekł, wyszedł w kradzionym niemieckim

generalskim mundurze. Uratowała go twarda pewność

bycia generałem niemieckim – w ani jednym kroku błędu.

W kradzionych kieszeniach niósł kradziony chleb,

niemiecki, i kradzione zapałki, niemieckie.

Ścieżki kradł czarnym nocom, lasom.

Gacie kradł, suszące się na czarnych podwórkach

Nimm die gestolehne freiheit zurȕck! [Ukradzioną wolność

ukradnij!]

Rozmawiał tylko z niemieckimi dziećmi,

przynosiły mu chleb wieczorem, w Ostpreussen.

Ponadto po drodze zjadł cztery niemieckie koty,

a upiekł je w najczarniejszym lesie.

Katzen sind smackhaft. [Koty smakują wybornie]

Do domu szedł przez trzy miesiące.

Gdy już stanął na progu i bez pukania otworzył szeroko drzwi,

nie został rozpoznany przez matkę.

Pogoniła go, poszedł won, ty faszysto.

I zbiła polanem.

Tamara Bołdak-Janowska 

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • ў ліпені-жніўні

    710 – перамога дружын Давыда Гарадзенскага у 1314 г. над войскамі крыжакоў пад Наваградкам. 625 – 12 жніўня 1399 г. паражэньне войск Вялікага Княства Літоўскага на чале з князем Вітаўтам у бітве супраць войскаў Залатой Арды на рацэ Ворскла. 510 …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (597) – у 1427 г. Вялікае Княства Літоўскае падпарадкавала сабе Вярхоўскія княствы (у вярхоўях ракі Ака).
  • (114) – 27.07.1910 г. у Войнаве Наваградзкага пав. памёр Уладыслаў Дыбоўскі (нарадзіўся 18.04.1838 г. у Адамарыне Вілейскага пав.), заолаг, батанік, палеантолаг, мінералог і фальклярыст. Закончыў Дэрпцкі унівэрсытэт, у якім працаваў з 1871 г., у 1878 г. пераехаў у Наваградчыну, дасьледаваў флёру і фаўну Наваградчыны, збіраў беларускі фальклёр.
  • (34) – 27.07.1990 г. Вярхоўны Савет БССР прыняў Дэклярацыю Аб Дзяржаўным Сувэрэнітэце БССР. Дзяржаўнае сьвята Рэспублікі Беларусь да часу прыходу да ўлады А. Лукашэнкі.

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis