Na końcu doniesienia Fiedoruk tak scharakteryzował przebieg pierwszego spotkania z TW „Dąb” po jego pozyskaniu:
Na spotkanie stawił się punktualnie. Sam chętnie pisał doniesienie. Postawione przed nim zadanie podczas pozyskania wykonał.
Kolejne spotkanie odbyło się 26 kwietnia już w lokalu kontaktowym (LK) „Zacisze”. Fiedoruk przekazał na nim zasady konspiracji, jakich powinien trzymać się agent:
- O ile zajdzie konieczność nawiązania kontaktu z tw w godzinach pracy, pracownik dzwoni na nr 3151 wew. 270 i prosi do telefonu tw (wymieniając nazwisko). Po zgłoszeniu się tw pracownik podaje hasło: „Tu mówi Mikołaj, panie Janku, jadę w rodzinne strony, może co przekazać?”. Odp. tw: „Chętnie skorzystam, kiedy pan wyjeżdża?”.
Pracownik podaje datę i godzinę. Oznacza to, że w dniu x godz. y spotkanie na przystanku MKS obok sklepu „Maluch”.
Po pracy można dzwonić do mieszkania tw na nr 25843, hasło jak wyżej, miejsce spotkania to samo.
- O ile tw chce nawiązać kontakt, dzwoni na nr „38” 419, prosi do telefonu Kalinowskiego lub pisze list na adres Białystok 1 skrytka pocztowa 127, hasło to samo, miejsce spotkania bez zmian.
- Nawiązanie bezpośredniego kontaktu z tw o ile pracownik nie jest mu znany. Pracownik udaje się do miejsca zamieszkania tw. Pyta, czy zastałem w domu inżyniera (nazwisko i imię), po upewnieniu się, że ma do czynienia z właściwą osobą mówi: „Mówił mi pański przyjaciel Kalmewski, że pan wie, kto sprzedaje nowy silnik do samochodu „skoda”. Czy może pan podać adres tej osoby?”.
Odp. tw.: „Adresu nie znam, wiem gdzie mieszka, mogę pana zaprowadzić”.
Po wymianie hasła można rozmawiać na tematy interesujące lub domówić spotkanie. O ile w mieszkaniu będą inne osoby lub niemożliwość przeprowadzenia rozmowy, to zgodnie z odpowiedzią wychodzi do miasta. W drodze lub jak wygodniej domawiają się na spotkanie.
W ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy współpracy TW „Dąb” przekazał szesnaście istotnych dla SB informacji. Z tego tytułu dwukrotnie pobrał wynagrodzenie, łącznie 600 zł. Takie dane podał kpt. Fiedoruk w charakterystyce agenta z 28 stycznia 1969 r.
Dudzik jako agent był wykorzystywany do badania nastrojów i ewentualnie wrogich zamiarów środowiska białoruskiego o nacjonalistycznych poglądach. SB szczególnie podejrzliwa była wobec coraz częściej przyjeżdżających do Polski Białorusinów, którzy po wojnie emigrowali na Zachód. Bezpieka dobrze wiedziała, że najczęściej byli to ludzie o antykomunistycznym nastawieniu. Przed wojną działali w ruchu białoruskim, któremu przyświecały ideały proklamowanej 25 marca 2018 r. Białoruskiej Republiki Ludowej, obce a nawet wrogie „czerwonej” władzy. Również nierzadko podczas okupacji niemieckiej służyli w białoruskich formacjach u boku hitlerowców, wierząc w obiecaną nimi odrębną u ich boku państwowość Białorusi. Po klęsce latem 1944 r. musieli uciekać przed Armią Czerwoną i NKWD na Zachód. Potem niektórzy, kiedy tylko nastała taka możliwość, zaczęli przyjeżdżać na Białostocczyznę do swych kuzynów i znajomych. Za „żelazną kurtyną” białoruskość wciąż żyła w ich sercach, dlatego będąc w Białymstoku swe kroki kierowali również na Warszawską 11. Dla peerelowskich służb stanowili potencjalne zagrożenie jako ewentualni „kapitalistyczni szpiedzy”.
Jedno z pierwszych zadań, które otrzymał TW „Dąb”, dotyczyło zbierania informacji o takich wizytach w siedzibie BTSK, jak też osobiście u działaczy organizacji i utrzymywania przez nich zagranicznych kontaktów.
31 maja 1968 r., czyli dwa miesiące po werbunku, agent złożył meldunek, w którym poinformował oficera prowadzącego o swych pierwszych ustaleniach. Uzyskał je od Mikołaja Ł., czyli drugiego – hajnowskiego – konfidenta o takimże pseudonimie „Dąb” (o wzajemnych powiązaniach ze służbami nie wiedzieli, rozmawiali ze sobą jak zwykli znajomi), który był etatowym pracownikiem Zarządu Głównego BTSK. Pracował w muzeum białoruskim w Białowieży i służbowo co najmniej raz w miesiącu przyjeżdżał do Białegostoku. Jak zapisał kpt. Fiedoruk w sporządzonej notatce, Mikołaj Ł. w rozmowie z Dudzikiem nie wspominał, by BTSK odwiedzał ktoś z obcokrajowców w bieżącym roku, a szczególnie w tych dniach.
Pojawiła się zatem potrzeba dojścia jeszcze poprzez innych informatorów. I Dudzik takich miał. Przede wszystkim była to bliska kuzynka z rodziny żony, Maria Chmielewska, do niedawna wieloletnia sąsiadka z ulicy Warszawskiej, która w znajdującym się kilka budynków dalej ZG BTSK pracowała jako woźna. Fiedoruk zanotował, iż tę niewiastę tw. zna bardzo dobrze, Chmielewska całymi dniami przebywa w BTSK, będzie wiedziała kto z cudzoziemców przychodzi.
TW „Dąb” wskazał jeszcze Wiktora Szweda i Aleksandra Barszczewskiego. Mieszkali w Warszawie, ale jako aktywni działacze BTSK mieli dobre rozeznanie w całym środowisku. Tw. zna ich osobiście i przy każdej okazji kontaktują się ze sobą – zanotował Fiedoruk, który swemu agentowi zalecił też, aby osobiście uaktywnić w miarę możliwości uczęszczanie do BTSK. Kazał też notować wypowiedzi i jakie zajmują stanowiska odnośnie sytuacji politycznej w kraju i na arenie międzynarodowej znane Wam osoby z negatywnej postawy wobec PRL i obozu socjalistycznego.
Ta ostatnia kwestia dotyczyła nie tylko BTSK i środowiska białoruskiego. Agent działał bowiem w dwóch kręgach. Najwięcej donosił na swych kolegów z pracy.
W początkowym okresie użyto go do rozpracowywania Jerzego Geniusza i Konstantego Mojsieni. Pierwszy był dla SB podejrzany politycznie jako syn dysydentki z sowieckiej Białorusi. Drugi – repatriant zza wschodniej granicy – ze względu na swą białoruską aktywność jeszcze przed wojną. Obaj zostali namierzeni, że utrzymują kontakty korespondencyjne z Białorusinami z Zachodu.
Geniusz mieszkał w Białymstoku, lecz jako lekarz pracował w przychodni w Gródku. 28 października 1968 r. TW „Dąb” otrzymał zadanie nawiązania z nim kontaktu towarzyskiego. Miał to zrobić za pośrednictwem swego znajomego z Gródka, Mikołaja Gogiela.
Jurka Hienijusz w środowisku białoruskim znany już był jako autor wierszy i opowiadań, publikowanych w „Niwie” i almanachu grupy literackiej „Białowieża”, do której należał. Do jego obstawienia SB oprócz Dudzika użyła też tajnych współpracowników o pseudonimach „Iskra”, „Brzoza 1”, „Kostuś” i kontaktu obywatelskiego „Kuzniecow”. Oprócz „Kostusia”, czyli Sokrata Janowicza, pozostałych trudno rozszyfrować, gdyż informacje na ich temat w IPN się nie zachowały. Niewątpliwie były to osoby z kręgu „Niwy” i BTSK.
Rozpracowując Geniusza, SB o pomoc poprosiła też służby w sowieckiej Białorusi, które inwigilowały jego matkę i śledziły jej korespondencję z synem.
28 stycznia 1969 r. kapitan Fiedoruk raportował:
Na podstawie przekazanych informacji przez tw ps. „Dąb” i potwierdzonych materiałami uzyskanymi od tw. ps. „Iskra”, „Brzoza 1”, k.ob. ps. „Kuzniecow”, „Kostuś” i towarzyszy radzieckich stwierdzono, że figurant sprawy Geniusz Jerzy nie prowadzi działalności nacjonalistycznej, stał się omal nałogowym alkoholikiem, a przez to samo stracił autorytet wśród mniejszości białoruskiej. Zerwał również kontakty korespondencyjne ze znanymi nam osobami zamieszkałymi w państwach kapitalistycznych.
W związku z tym dalsze prowadzenie sprawy zostało zaniechane, a materiały złożono w archiwum (…).
Podobny finał był w przypadku Mojsieni. Tu sprawa rozwiązała się niejako sama. Zgodnie z otrzymanym zadaniem TW „Dąb” próbował nawiązać bliższe kontakty towarzyskie z figurantem „skłonnym do prowadzenia wrogiej nielegalnej działalności nacjonalistycznej wśród mniejszości białoruskiej”. Ale ponieważ ten mieszkał w Hajnówce, było to utrudnione. Akurat w tym czasie sąd skazał Mojsienię na rok więzienia za rzekome defraudacje. Tym samym skreślono go z listy członków PZPR i zdjęto ze stanowiska prezesa PZGS (powiatowej centrali Gminnych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”). Naturalną koleją rzeczy wycofał się z działalności w BTSK i przestał pojawiać się w Białymstoku.
W drugiej połowie lat sześćdziesiątych z USA do Polski zaczął przyjeżdżać Mikoła Pruski, działacz emigracji białoruskiej na Zachodzie. Urodził się w 1928 r. we wsi Mikałajeuszczyna pod Stołpcami w rodzinnej okolicy wieszcza Jakuba Kolasa (matka była stryjeczną siostrą poety). Jak w 2002 r. w „Niwie” wspominał Wiktor Szwed, Pruski, który potem na Białostocczyźnie, a po 1990 r. także w Białorusi, bywał wielokrotnie, początkowo przyjeżdżał tu w celach matrymonialnych. Na Podlasiu w środowisku białoruskim chciał bowiem znaleźć kandydatkę na żonę. Wiktor Szwed zapoznał go z dziewczyną z rodzinnej wsi Morze na Hajnowszczyźnie. Gdy Pruski załatwił niezbędne formalności, narzeczona nieoczekiwanie zrezygnowała, wystraszyła się wyjazdu do Ameryki. Zapoznała go jednak ze swą koleżanką z Kleszczel, która wyszła za niego za mąż. W USA urodziły im się dwie córki.
Wiktor Szwed wspominał, iż przez to swatanie miał problemy z SB. Nieco więcej światła rzucają na to materiały z teczki pracy TW „Dęba”. Wynika z nich, iż pod koniec maja 1968 r. od Szweda agent dowiedział się, iż do Polski przyleciał Mikoła Pruski i zgłosił się do niego jako instruktora warszawskiego oddziału BTSK. Następnie wspólnie przyjechali na Białostocczyznę. Szwed zawiózł gościa w rodzinne strony. Agent nie omieszkał natychmiast powiadomić o tym SB.
Kpt. Fiedoruk postanowił jednak, iż do obserwacji Pruskiego Mikołaja i jego zainteresowań zostanie wykorzystany tw ps. „Brzoza 1”, który w tym kierunku posiada lepsze możliwości.
19 listopada 1968 r. TW „Dąb” otrzymał kolejne zadanie, aby rozeznać możliwość nawiązania kontaktów towarzyskich z pracownikami redakcji tygodnika „Niwa”.
Już 27 grudnia poinformował, że w myśl zadania spotkał się z dziennikarzem „Niwy” Sokratem Janowiczem w domu Michała Chmielewskiego, również dziennikarza „Niwy”.
Było to na przyjęciu, które Chmielewski wydał z okazji piętnastej rocznicy ślubu. W doniesieniu agent skupił się na Janowiczu, z którym nawiązał rozmowę, gdy po wypiciu kilku kieliszków towarzystwo stało się bardziej wesołe. Scharakteryzował go, że jest on zapatrywań proradzieckich, dominuje u niego patriotyzm narodowy. Rozmawia wyłącznie w języku białoruskim, nawet wtedy o ile ktoś zwracał się do niego w języku polskim, on odpowiada po białorusku.
W jego doniesieniach z drugiej połowy 1968 r. pojawia się też kwestia żydowska jako następstwo wydarzeń marcowych. W kraju trwała wówczas zainicjowana przez władze kampania antysemicka. Szacuje się, że w jej wyniku emigracja pomarcowa objęła ok. 13 tysięcy polskich Żydów. Materiały z teczki Dudzika potwierdzają, że czynny w tym udział miała też SB. Tajni współpracownicy otrzymali zadanie wskazywać do rozpracowywania osoby narodowości żydowskiej. Na kilku doniósł również „Dąb”, m.in. na dwóch sprzedawców z białostockich kiosków „Ruch”. Były to informacje z drugiej ręki, ale potem wnikliwie analizowane przez funkcjonariuszy SB. Pierwszą wskazaną osobą był sprzedawca w kiosku w pobliżu bloku agenta przy ul. Mazowieckiej. To, że był narodowości żydowskiej, potwierdziła mu koleżanka z pracy. Powiedziała, że dobrze go zna i wie, że pochodzi on z Krynek lub Dąbrowy Białostockiej.
Drugą taką osobą był sprzedawca z kiosku „Ruchu” przy Rynku Siennym – ob. Pieniążek, jest on narodowości żydowskiej, prawdopodobnie pochodzi z Krynek.
„Dąb” poinformował również o konduktorze PKS o imieniu Abram, który miał szwagra w Gródku. Składając doniesienie opowiedział interesującą historię. O tym, że szwagrowie zbytnio nie przepadali za sobą, nie utrzymywali jakichś zażyłych kontaktów towarzyskich. Abram bywając często u teściowej w Gródku do szwagra nie zachodził. Ten przed wojną uchodził za komunistę, z żoną żył bez ślubu cerkiewnego. W okresie władzy radzieckiej z rodziną został wywieziony na Syberię. Dudzik widział, jak na stacji Waliły ładowali ich do wagonu razem z polskimi policjantami. Szwagier Abrama miał powiedzieć: Nie mam pretensji do władz ZSRR o to, że jestem internowany, ale mam pretensję za to, że mnie i moją rodzinę traktuje się na równi z granatowymi policjantami.
30 września 1968 r. „Dąb” złożył meldunek, w którym poinformował, że dość często przebywał służbowo w terenie i przy okazji przeprowadzał rozmowy sondujące odnośnie niedawnych wydarzeń w Czechosłowacji i na temat zbliżającego się V zjazdu PZPR.
Kpt. Fiedoruk zanotował:
Tw. nie stwierdził, by osoby, z którymi rozmawiał, potępiali wkroczenie wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji lub negatywnie byli ustosunkowani do tez na V Zjazd Partii.
Trzy tygodnie później Dudzik doniósł na kolegę z pracy, że jest synem białogwardzisty i że jego ojciec mieszka w Bielsku Podlaskim i pracuje w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Wodno-Melioracyjnym jako inżynier nadzoru. Syn w obecności tw. i kilku innych pracowników miał powiedzieć, że trzeba leczyć zęby, bo po V zjeździe PZPR nie wolno będzie otwierać gęby. Wywołało to ogólny śmiech, komentarzy żadnych.
Cdn.
Jerzy Chmielewski