Pierwsze nieliczne wzmianki o cerkwiach prawosławnych z terenu dzisiejszego województwa podlaskiego pochodzą z ruskich latopisów. Kiedy w połowie XIV wieku tereny te znalazły się pod rządami Litwy, w zapiskach kronikarskich zapanowała wymowna cisza.
Znany białostocki historyk Józef Maroszek pisał: Problem braku informacji źródłowych o fundacjach cerkiewnych przed 1514 rokiem dotyczy nie tylko Podlasia, ale całego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Obowiązywał bowiem zakaz budowy nie tylko nowych, ale nawet remontu starych cerkwi.
W niektórych miejscowościach regionu jednak zachowała się pamięć o istniejących tam niegdyś cerkwiach, o których nie ma żadnych informacji w źródłach pisanych.
Pierwsze wzmianki o cerkwi prawosławnej w Czarnej Cerkiewnej odnoszą się do 1555 roku. Obecna murowana świątynia została wzniesiona w początkach XX wieku na miejscu wcześniejszych budowli, na północno-zachodnim skraju miejscowości. Natomiast około kilometra na północny wschód od wsi znajduje się tajemniczy czworokątny nasyp nazywany przez miejscowych Cerkwiskiem. Według miejscowej legendy znajdowała się tam niegdyś cerkiew, która zapadała się pod ziemię za sprawą przekleństwa rzuconego przez pewną kobietę. I moglibyśmy potraktować tę opowieść jako ciekawostkę etnograficzną, gdyby nie fakt, że w 1886 roku, podczas amatorskich wykopalisk, w jednym z narożników tajemniczego nasypu zostały odkryte ślady fundamentów.

Wieś Pomigacze należy do parafii rzymskokatolickiej w Turośni Kościelnej. Jej historię opisał miejscowy społecznik Michał Więcko. Już na pierwszej stronie jego „Kroniki wsi Pomygacze” pojawiają się interesujące informacje: Działo się to w roku 1319, jak pojawili się pierwsi osiedleńcy w dzisiejszych Pomygaczach. (…) Pierwsze osiedla naszych przodków przed wiekami były budowane nie w miejscu dzisiejszej wioski, lecz o 2 kilometry na południowy wschód, w tak zwanym dziś uroczysku, za borem nad rzeczką. Było ich trzynaście rodzin Białorusów, niemających nazwisk, a mieli wśród siebie wójta imieniem Michaił. (…) Nazwa tej osady nie była Pomygacze, a Kowalowce, pochodząca od Kowali, bo było w grupie tej kilku kowali. (…) Od miejsca wyżej wymienionych zabudowań w stronę północną, około 600 metrów wśród pastwisk dzisiejszych, to znaczy w roku 1950, leży legendarne cerkwisko – kupa żwiru, co prawdopodobnie do budowy cerkwi nie doszło, a tylko były przygotowania do budowy, bo w czasie, kiedy się pisze o tym, przeprowadzono badania przez kopanie w danym cerkwisku i nie znaleziono ani zaprawy wapiennej, ani też żadnych szczątków betonu. A jednak przetrwało stulecia – przepowiadano z pokolenia na pokolenie o legendzie cerkwiska. Na przykład pasąc bydło na pastwisku koło cerkwiska w dzień bezsłoneczny, pasterze – nie mogąc wyczuć południa albo zbliżającego się wieczora – biegną na cerkwisko i kładą się na nie, przykładając ucho do ziemi, słuchają dzwonienia na pacierze południowe lub wieczorne, jakoby w zapadłej cerkwi dzwonią, ale to nieprawda, bo cerkwi tam nie było. I to przetrwało wieki, jedni drugim przepowiadali ten dziwny obyczaj.
Opowieść o początkach swojej rodzinnej wsi Michał Więcko snuł na podstawie przeczytanych dawnych starych dokumentów, dziś już nieistniejących, zniszczonych podczas wojen. I chociaż nie możemy dziś zweryfikować podanych przez niego informacji, to niektóre z nich są zadziwiająco zbieżne z tymi, które odnoszą się do innych miejscowości regionu. Data założenia wsi Pomigacze – 1319 rok, tylko o rok wyprzeda datę założenia Białegostoku według publikacji XIX wiecznych. Dziś historycy wiążą rok 1320 z legendą o założeniu osady na rzeką Białą przez księcia litewskiego Giedymina.
W podbiałostockich Klepaczach także zachowała się pamięć o istniejącej tu rzekomo cerkwi. Miejsce znajdujące się przy skrzyżowaniu ulic Polnej i Niewodnickiej tu również nazywane jest przez autochtonów Cerkwiskiem. Przetrwała też wśród mieszkańców opowieść o cerkwi unickiej, która miała funkcjonować tu jeszcze w czasie powstania listopadowego. Kiedy powstał zamysł likwidacji unii kościelnej, księgi metrykalne z cerkwi klepackiej miały zostać wykradzione i przeniesione do kościoła katolickiego w Niewodnicy Kościelnej. Po tym wydarzeniu cała wieś zmieniła wiarę na katolicką. Ta ciekawa opowieść ma jednak jeden poważny mankament – nie ma żadnego potwierdzenia w źródłach pisanych.
Należy wspomnieć o jeszcze jednej historii, która wydarzyła się też w Klepaczach, ale tych nieopodal Świsłoczy, dziś na terenie Białorusi. Pod koniec listopada 1937 roku do Starostwa Powiatowego w Wołkowysku trafiło pismo wysłane przez wójta ze Świsłoczy, który zawiadamiał o dokonanym na terenie gminy odkryciu: Aleksander Lewicki z Klepacz, członek zarządu O.S.P. będąc w dniu dzisiejszym w kancelarii gminy, podzielił się następującą wiadomością. Kopiąc wykop koło Klepacz, w uroczysku „Cerkiewisko” na zbiornik wodny dla straży, natrafił na jakieś starożytne mury i cmentarzysko. Osobliwością wykopaliska jest to, że wydobyto dużo kości ludzkich i według informatora wymiarów tak olbrzymich, jak końskie. Starosta wołkowyski przekazał informacje o odkryciu do władz wojewódzkich. Z zachowanej w Archiwum Państwowym w Białymstoku korespondencji wynika, że urzędnicy byli świadomi wagi znaleziska. Konserwator z Urzędu Wojewódzkiego w Białymstoku zalecił zabezpieczyć miejsce odkryć. Powiadomione zostało również Państwowe Muzeum Archeologiczne w Warszawie. W styczniu 1938 roku Roman Jakimowicz, jego dyrektor, pisał do Konserwatora w Urzędzie Wojewódzkim w Warszawie: Jak wynika ze sprawozdania wójta gm. Świsłocz, odkryte w Klepaczach na uroczysku „Cerkiewisko” mury i cmentarzysko są prawdopodobnie pozostałościami nieistniejącej dziś świątyni chrześcijańskiej i cmentarza położonego dookoła niej. Wobec historycznego charakteru tych odkryć i wobec wyczerpania funduszów na wyjazdy, nie będę mógł wysłać nikogo z pracowników Muzeum do Klepacz. Ostatnie pismo w tej sprawie zostało wysłane 8 maja 1939 roku. Starosta z Wołkowyska informował w nim Konserwatora Zabytków przy Urzędzie Wojewódzkim w Białymstoku: poleciłem Zarządowi Gminnemu w Świsłoczy roztoczyć opiekę nad cmentarzyskiem w Klepaczach, zabezpieczyć przed zniszczeniem i nie dopuścić do samowolnych rozkopów i poszukiwań. Wszystko wskazuje na to, że pracownik Państwowego Muzeum Archeologicznego nie zdołał dotrzeć do Klepacz przed wybuchem II wojny światowej.
Piotr Kisiel










