Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    21. Samaabarona i śmierć Żyda Berszki (2)

    Savieckaje vojsko i pahraniczniki spaczatku ŭsich ludziej z hetych troch viosak vyvieźli za Śvisłacz na zborny punkt u Nieparożnicach. Zahadali im usio z saboju zabrać, szto tolko mahli ŭziać na furmanku. Pośle saviety mieli ich parassyłać dalej u Biełaruś. Raptam pryjszoŭ zahad, szto kali chto…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    8. Kuneć sielanki

    Nocami z pod ramion krzyżów na rozdrogach sypie się gwiazd błękitne próchno chmurki siedzą przed progiem w murawie to kule białego puchu dmuchawiec Księżyc idzie srebrne chusty prać świerszczyki świergocą w stogach czegóż się bać (Józef Czechowicz, „Na wsi”, 1927) Jak mniê diś dumajetsie, dekada… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Żywie Haradok!

„Bardaŭskaja wosień” w Gródku

Mikołaj Wawrzeniuk i Uładzimir Arłoŭ – rozmowa o poezji i wolności. Fot. Gminne Centrum Kultury w Gródku
Mikołaj Wawrzeniuk i Uładzimir Arłoŭ – rozmowa o poezji i wolności.
Fot. Gminne Centrum Kultury w Gródku

Uładzimir Arłoŭ wszedł na scenę. Prowadzący spotkanie Mikołaj Wawrzeniuk zanim zadał swoje pytania, uchylił drzwi do jego twórczości, przywołując własne intelektualne doświadczenia ze studenckich czasów, stawiając go w jednym szeregu z najbardziej znaczącymi twórcami białoruskiego odrodzenia końca lat 80.i  lat 90. XX wieku.

To było jak powiew świeżego powietrza z Białorusi – mówił – uosabiany dla nas przez trzy postaci. Po czym wymienił poetę Aleha Milkina, legendarnego barda Siarżuka Sakałoua-Wojusza, twórcę niezapomnianych pieśni „Aksamitny, letni wieczar…” czy „Cok, cok, wierszniki na koniach…” oraz Uładzimira Arłoua i jego prozę. To między innymi napisane przez niego książki wskazywały drogę ucieczki białoruskości z sowietyzmu – ociężałej i ocenzurowanej kultury moskiewskiego imperium.

Uładzimir Arłoŭ mieszka w Białymstoku, jest emigrantem. I tworzy. Dziś białoruska kultura powstaje bowiem poza Białorusią, a większość jej niezależnych twórców musiała opuścić ojczyznę. On, tak jak wielu innych Białorusinów, buduje przestrzeń wolności poza Białorusią zarządzaną przez Łukaszenkę. Na scenie w Gródku Arłoŭ oczywiście nie śpiewał. Opowiadał, cytował, recytował. Przez godzinę płynęły słowa, których chciało się słuchać. I to zarówno wtedy, gdy mówił jak ważne jest dla niego Podlasie z całym wachlarzem wielkich postaci w białoruskiej historii, jak również gdy wspominał swoje „miejsce na Ziemi”, czyli Połock, gdzie się urodził i wychowywał. Ileż to niesamowitych scenek rodzajowych, historycznych tajemnic i postaci, zasiedlających teraz strony jego utworów, można było przywołać w ciągu kilkudziesięciu minut!

Uładzimir Arłoŭ, historyk z wykształcenia, opowiadał też historyczne anegdoty. Jedna z nich:

„Pod Wietbskiem, rok 1812. Oto Napoleon, który ze swoją Wielką Armią najechał carskie imperium, postanowił wsłuchać się w głos tutejszego ludu. Zeskoczył z konia, podszedł do białoruskiej babuli i za pośrednictwem tłumacza zapytał ją grzecznie: – Komu, babciu, życzysz zwycięstwa, nam – Francuzom, czy Rosjanom? A babula odrzekła tak: – Chciałabym, żebyście wy, Francuzi, zapędzili Moskali tak daleko, skąd już ani oni, ani wy nie wrócicie!”.

Uładzimir Arłoŭ jest poetą, choć na pewno więcej miejsca na półkach bibliotek zajmuje jego proza. Ale to za swoje wiersze w 2010 r. otrzymał prestiżową nagrodę Europejski Poeta Wolności, ufundowaną przez Miasto Gdańsk. Wręczył mu ją wtedy prezydent Paweł Adamowicz, który kilka lat później zginął w dramatycznych okolicznościach. Rozmowa z poetą ma, jak wiadomo, swój „inny wymiar”, jakby sama jego obecność oznaczała obcowanie z poezją. I to chyba zdarzyło się w Gródku. Arłoŭ czytał swoje wiersze. Jeden z nich miał tytuł brzmiący jak imię: „Kława”. – Kława – tłumaczył Arłoŭ – to kobieta, która latem 1915 r. na półtora miesiąca stała się muzą naszego genialnego poety Maksima Bahdanowicza… Arłoŭ czytał jakby w lekkim pośpiechu – bo i wiersz był długi – swoją liryczną opowieść o miłości i namiętności. Prawdziwą historię, która przed stu laty wydarzyła się na Krymie.

Ty wychodzisz na hanak…”

Janek Karpowicz. Fot. Gminne Centrum Kultury w Gródku
Janek Karpowicz.
Fot. Gminne Centrum Kultury w Gródku

Janek Karpowicz całe swoje muzyczne życie związał z Gródkiem. Ponad dwadzieścia lat temu założył tu z innymi miejscowymi muzykantami zespół Chutar, który gra białoruskie piosenki wszędzie, gdzie się da. Jego największym atutem jest autentyczność i naturalność. Proste akordy, znane melodie, przewidywalne, wpadające w ucho kompozycje. Do śpiewania, słuchania, do tańca. Na Bardaŭskaj Wosieni w Gródku proponuje jednak poezję.

Dobry wieczar – rozpoczyna Janek swój występ. – Witaju ŭsich, znajomych… Prysutnych u hety wieczar. „Bardaŭskaja wosień” była ŭ Haradku wialikaj padziejaj ŭ swój czas. I dobra, szto jana wiarnułasia.

Na początek proponuje poezję Łarysy Hieniusz. Opowiada publiczności o jej synu – Jurka Hieniusz był w Gródku lekarzem, leczył dzieci – po czym śpiewa własną kompozycję do wiersza poetki „Dziawoczyja sny. Tkaczycha”. Zrobiło się swojsko i… poetycko oczywiście. Trochę smutno, lirycznie.

Janek też pisze. Dał się poznać między innymi jako zdolny twórca krótkich opowiadań w języku białoruskim, drukowanych na łamach miejscowego miesięcznika „Wiadomości Gródeckie – Haradockija Nawiny”. Wspomina w nich najczęściej dawne czasy, ludzi, wydarzenia, których dziś już nie ma. Przypomina też niegdysiejsze białoruskie śpiewanie. Jak w jednym z utworów, który wykonał dla gródeckiej publiczności.

Pieśni naszy, pieśni, z rodnaj starany

Pieśni naszy, pieśni, z hłybiny duszy…

Koncert Zmiciera Wajciuszkiewicza do Gródka przyciągnął też fanów artysty z Hajnówki i spod Krynek. Fot. Gminne Centrum Kultury w Gródku
Koncert Zmiciera Wajciuszkiewicza do Gródka przyciągnął też fanów artysty z Hajnówki i spod Krynek.
Fot. Gminne Centrum Kultury w Gródku

Zmicier Wajciuszkiewicz wchodzi na scenę jak do swego pokoju. Widać, że scena to jego żywioł. Porusza się swobodnie, spogląda na publiczność, od razu zagaduje – jakby odwiedzał znajomego, ot, powiedzmy, wpadł wieczorem na herbatę – i tak rozpoczyna swój spektakl, zanim jeszcze wybrzmiały pierwsze akordy i słowa. Siada, niby coś tam jeszcze poprawia ze strojeniem gitary i mówi, że wszyscy powinni być dzisiaj z jego występu zadowoleni, bo zagra stare, znane utwory, ale i pojawi się też coś nowego. Wajciuszkiewicz to dla mnie jeden z najciekawszych białoruskich artystów, którego talent sceniczny dopełnia świetny, mocny głos. Chce się go słuchać, najpierw, gdy coś tam mówi, opowiada i jeszcze bardziej potem, gdy gra i śpiewa. To ten rodzaj artysty, który nigdy, nomen omen, nie zawodzi, chyba że śpiewa świetny kawałek „Ja niaszkodny Wołk, ja hałodny wołk… uuuuu…”. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek był  niezadowolony po jego koncercie, a moje wrażenia za każdym razem potwierdza publiczność,  nagradzając artystę długimi brawami. I tak było na „Bardaŭskaj wosieni” w Gródku. Tu zresztą Wajciuszkiewicz występuje nie pierwszy raz. Nie dalej jak dwa lata temu miał swój koncert w GCK z okazji jubileuszu „Wiadomości Gródeckich – Haradockich Nawinau” i od tamtej pory ma tu wiernych fanów. Co do fanów, to warto dodać, że do Gródka ściągnęli oni i z Hajnówki, i spod Krynek. W chłodną noc, dla kilku piosenek… Ale za to jakich! Wykonanie „Sarajewa” Jaromira Nohavicy i wspólne nucenie niesamowitego głównego motywu… Nic nie trzeba więcej, niepotrzebne żadne komentarze. Na koniec były bisy.

„Bardaŭskaja wosień” przed laty gościła w Gródku. Pamiętam udany akustyczny koncert Lawona Wolskaha w malutkiej, nieistniejącej już dziś knajpce „Hades”. Teraz powróciła w nowej formule, nadanej jej przez nowego głównego organizatora. – Jak tylko pojawiła się propozycja Fundacji Tutaka, od razu chętnie do niej dołączyliśmy – Magdalena Łotysz, dyrektorka Gminnego Centrum Kultury w Gródku,  nie ukrywa satysfakcji z takiej decyzji. – Białoruska kultura jest szczególnie ważna dla naszej społeczności – dodaje. Wajciuszkiewicza osobiście bardzo ceni jako artystę o niezwyklej sile scenicznego przekazu i wielkiej charyzmie. – Wystarczy jego śpiew i gitara, nie potrzeba żadnej dodatkowej otoczki dla tego      co tworzy. Na scenie jest magia i nawet jeśli ktoś nie zna białoruskiego, to człowiek wszystko rozumie i czuje, zakochuje się w jego piosenkach, w tym jak je interpretuje.

GCK i sama Magdalena Łotysz bardzo chcieli, aby na scenie pojawił się Janek Karpowicz, miejscowy artysta, żeby ten gródecki, białoruski element zaistniał na scenie podczas koncertu „Bardaŭskaj wosieni”. – Myślę, że dla takich ludzi jak on, bliskich, mieszkających tu na co dzień, warto angażować się w takie wydarzenia. Ale współpraca z Fundacją Tutaka w tym przypadku otwiera dodatkowe możliwości, przyciąga uwagę ludzi z zewnątrz, którzy słuchają muzyki na najwyższym artystycznym poziomie i tworzy nową jakość dla naszego domu kultury – podsumowuje.

Gródek na muzycznej mapie regionu pozostaje ważnym miejscem. Potwierdził to tegoroczny koncert w ramach „Bardaŭskaj włosieni” na scenie Gminnego Centrum Kultury. Była dobra literatura i czołowy białoruski twórca Uładzimir Arłoŭ, najwyższej jakości muzyka i świetny artysta, czyli Zmicier Wajciuszkiewicz i swój, autentyczny, białoruski muzyk spotykany na co dzień w Gródku – Janek Karpowicz. Wszyscy się spotkali.

Jerzy Sulżyk

Fot. Gminne Centrum Kultury w Gródku

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • ў сакавіку

    455 – 12.03.1569 г. Падляшскае ваяводзтва, якoе знаходзілася ў межах Вялікага Княства Літоўскага, на моцы каралеўскага універсала было інкарпаравана (уключана) у межы Каралеўства Польскага. 455 – 17.03.1569 г. у Заблудаве быў закончаны друк „Евангельля вучыцельнага”. 230 – 24.03.1794 г. пачалося …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis