My sami budowaliśmy sobie domy, to znaczy chaty, niewielkie, żeby łatwo można było ogrzać się zimą. To były drewniane miłe chaty. Jakoś bliskie każdemu, kto do nich wstąpił. Dla nas silenie się na wypimpszczone wille było nonsensem, bo zabierało życie, siły, bo trzeba było te pałace utrzymywać, słono płacić za ogrzewanie, wiecznie oszczędzać aż do skąpstwa, wiecznie marznąć, no i dla kogo to, skoro do grobu nie zabierzesz, a wnukowie i tak wyjadą, jak nie na drugi koniec Polski, to za granicę? I za mnoho pakoja dla spratywańnia. Moja matka ciągle powtarzała: Ni trebo za mnoho zamahać, bo zhubisz zdaroje. Mówiła te słowa do osób, które już zhubiły zdaroje, siły, i ledwie mogły chodzić, a potem z nagła zmarły grubo przed czasem – z przepracowania. Matka: Bo ty za mnoho zamahajasz. Szkada żyćcia. A jaszcze skardziszsa. Pamiętam przepracowane babiny, do których matka kierowała słowa, godne Davida Henry’ego Thoreau, a ściślej – jakby z niego żywcem wyjęte. Matka nie wiedziała, że mówi tym filozofem. To były pokrewne dusze. To białoruskość, której nie możemy się wstydzić, o której nie możemy zapomnieć, której nie możemy zlekceważyć. A Thoreau nie wiedział, że mówi moją białoruskością. Ni zamahaj za mnoho bo chutko pastarejasz i zhubisz żyćcio dla cacka. Wielizarnaja wiła heta ż tolki cacka. Siońnia my stali lubić cacki cacki, cacki. Czym bolsz, tym lepiaj. Czym bolszyja, tym lepszyja. Heta ni tak. Lubić możno maleńkuju chatku, zroblanaju łasnymi dałoniami. Chce mi się płakać na wspomnienie naszych małych chatek. „Ty tu płaczesz, a tam tańczą w twojej łzie” – pisała dawno temu Szymborska. Dobrze, jeśli tylko „tańczą” w mojej łzie. Gorzej, jeśli nią pomiatają, drwią z niej. Nasze małe chatki zniknęły w przeszłości. Już się takich nie buduje. Jeszcze tu i tam ocalały. Jeszcze nam ocalała miłość do naszych małych chatek. Jeszcze tu i tam kochamy nasze małe chatki. Jeszcze stoją wioseczki, jak Narejki. Jeszcze. To umarła wioska. Letnisko. Dacza. Dobre i takie życie naszych chatek. Jednak jest to nasza przeszłość. W część naszych chatek spadły niemieckie bomby w 39’. Często były to nowiutkie chatki. Nie możemy nie pamiętać. Gdybyśmy byli młodsi, zbudowalibyśmy gdzieś w lesie taką małą chatkę Davida?
Tolo: Nie mielibyśmy dzisiejszego rozumu, mówiąc topornie. I być może taką chatką byśmy pogardzali. Chyba, żebyśmy uznali Thoreau za poważnego gościa, któremu należy się nasza psyche. Gdybyśmy go wyznawali. Gdybyśmy pokochali jego filozofię. Gdybyśmy widzieli w takiej chatce wielką filozofię bycia na Ziemi. Do tego trzeba wielkiej odwagi. No i lasu jako dobra wspólnego, a nie prywatnego z zakazem wstępu. Mówiłaś, że wasi starzy ludzie opowiadali, jak to przed wojną po grzyby i jagody chodzili w nocy z latarkami, bo mieli same lasy pańskie wokół wiosek. No i że granica odcięła od was potężny las pański za Świsłoczą, pozbawiwszy go pańskości, ale granica także i was pozbawiła tego lasu, a grzybny był i jagodny jak żaden na świecie.
BeJot: Jeszcze raz: w naszych chatkach było ciepło zimą, prachładno letam, lohko zasynałaso, bo łożak by miakki. To było proste życie. Jeszcze raz przypomnę słowa, śpiewane przez Narodny Albom: Prostyje słowy, prostyje reczy… Nie przypadkiem upominaliśmy: a ty hawary pa-prostu… Szto, uże zabylisa prastoj mowy? Tak chutko? No więc nasze życie było proste, nasze chatki były proste, nasza mowa była prosta, nasze ubrania były proste. Wyposażenie naszych chatek było proste. Meble były proste. Nie znosiliśmy żadnego wyszukania. Rzeczy wyszukane zdawały się zbędnym nadmiarem. Czy to było złe?
Moim zdaniem to był skarb. Rzeczywiście do takiego życia potrzeba odwagi, i to wielkiej. Ale przecież odwaga prostoty to jednak nadal skarb. Chaj żywie nam prastaja mowa, dzie tolki moża. Chaj chatki prastyje żywuć, dzie tolki mohuć. Chaj naszyja prastyja boty biehajuć pa bałoci. Prastyje boty, szto heta takoje? Nu takije biez pryczyndała. Boty heta boty, a ni pałacy. Prada. Bałota naszych nima. Pradali państwu za rentu, abo kamuś. Bałoto – tak nazywaliśmy łąkę. Nasze łąki były podmokłe. Stała w nich rdzawa i błękitna woda. Wiosną – zaćwiła łotać, jakby chtoś razsypa załatyja manety. Chaj naszyja hanawicy prastyja chodziać pa naszych lasoch i ryżyki źbirajuć. Chaj ryżyki rastuć i rastuć. Szto heta, prastyja hanawicy. Nu takije sztadzionnyje, mohuć być drelichawy. Ni na wiasielle. Drelich prapa razam z kalejaju. A Cichanoska zasim ni pa-prostu adzieta. I ni pa-prostu maja wałasy. I twar u jaje ni pa-prostu pakazana, a wielmi zlalczana, zhładżana i SMI majuć na heta jaje zhodu. Usio jaje hładzieńkaje, światocznaje, i mowa tak samo. Czaho czaplajusa, heta baba zuchawata. I haworysz pra takuju babu, zuchawatuju, a ni jakujuś ananimnuju z kibuca, dzie babam zabaraniali malawacca i wypindrywacca, a mieli pracawać i pracawać. Joj możno razmalawaccaa, zapudrycca i ni pracawać, tolki rabić i rabić z sibie prezydenta SMI.
Adnak robić tak proci bandziornistaho Łukaszenkawiszcza. Ali sio rano jakuś my z joju nijak ni para. Ni możam paraniacca i pahawaryć pra swajo. Czaho chaczu. Jana małodsza i baronić demakracji. Pra demakracju haworyć jak pra Zachad i tolki Zachad. Nu ali jakuś heta nasza swajo ni majo. Mahła b adazwacca da minie. Ja pierwsza ni adazwusa. Nie. Jana ni maja paniaćja, szto ja jaszcze żywu i piszu, i szto ja wohule żywu na ziamle. I sialakuju prastatu lublu. I pa-prostu hawaru sama z saboju. Ni maju z kim.
Tolo: Bo to białoruskość, która idzie z Zachodu. Nie twoja.
BeJot: O! To jest to. Białoruskość idzie z Zachodu. Ależ. Tam mieli Davida Thoreau, który szedł przez życie po białorusku, i to jak po białorusku! My to dawni ludzie z małych chatek, filozoficznie rozumianych – ni zamahaj, śpi ciaple maleńkaj chatcy, na miakkaj paścieli, jesz tylko stolki, kab hałodny ni by. Wakonco patrebno. Ni szyroznaje. Ciapło musić trymać. Stolik. Taburetki dźwie, try, dla redkich haściej. Za waknom drewy. I wada. Studnia abo czystaje wozierko z błakitnym pozirkam. Nu i pieczka ciopłaja. Dro narubać. Jahady za padworkam. Maliny. Hryby. Koszyk patrebny. Ziamla daje sio, szto patrebno dla żyćcia. Tolki trebo zbudawać swajo hniazdo. Maleńkaja hniazdo, ali swajo. Wiadro patrebno. Saroczka. Sam sabie wytkaja czaławiek hetu saroczku. Patrebna pokuć i ikony. Ni wiedaju, ci siońnia żywie pokuć u nowych chatach, razlapistych pałacach. Mieli słowo: razlapisty. Czaławiek moh być razlapisty. Razciahnuty szyr.
Heta sio uże było i ni patorycca nijak. My że byli i nabylisa. Żyli naszych chatkach i nażylisa. Damawiki, kutawiki, połapniki, pieczawiki żyli naszych małych chatkach. Chatki byli żywyja jak asoba. Byli dla sibie, a ni na pakaz. Były to chatki, pełne energii – same w sobie jako miejsce na bycie.
Tolo: Ty chyba ten mój wierszyk tłumaczyłaś na białoruski, ale ja go teraz przeczytam, bo to o duszy:
Wieczność śni chwilę moją?
Czy chwila moja – wieczność?
Chwila moja
Mój zachwyt Moja trwoga
Moje wołanie Moja modlitwa
Moje serce Drogi mego serca
Mój krok Drogi mego kroku
Chwila moja
BeJot: Chyba tłumaczyłam i nie tak dawno. Nie pamiętam. Niech będzie ponownie. Napisałeś prosty wierszyk, w którym wszystko jest. Bardzo nam pasuje do tego dialogu. W tym wierszyku jest dusza. Można go szeptać w chwili śmierci. Ponuro żartuję. Może wcale nie ponuro.
Tolo: W tej chatce w lesie potrzebne są przybory do pisania, kartki, najlepiej ołówek. Kilka. Żaden smartfon. I tak nie będzie łączności.
BeJot: W Narejkach nadal nie ma. Tak. Przybory do pisania. Thoreau przecież pisał w lesie książkę. A Gros opisuje sztukę chodzenia dzisiaj, w 21 wieku. Nie jest tak, że chodzimy na smartfonach, prujemy jak na łyżwach, albo że smażymy sobie smartfon i zjadamy. I nie jest tak, że zardzewieliśmy i zaraz się naoliwimy, że drucik się zgiął w nas i my go wymienimy na nowy. Nie jesteśmy maszyną. Trudno nie być maszyną w czasach neurolinkowni. To inna sprawa. W ogóle nie powinno być żadnej neurolinkowni (utraty osobowości), ani uzależnień od smartfona, ani białoruskości, robionej przez Zachód.
Cdn
Tamara Bołdak-Janowska
Ni zamahaj za mnoho bo chutko pastarejasz i zhubisz żyćcio dla cacka. Wielizarnaja wiła heta ż tolki cacka. Siońnia my stali lubić cacki cacki, cacki. Czym bolsz, tym lepiaj. Czym bolszyja, tym lepszyja. Heta ni tak. Lubić możno maleńkuju chatku, zroblanaju łasnymi dałoniami. ….. genialne
Ziamla daje sio, szto patrebno dla żyćcia…