Piszesz mi w liście, że kiedy pada,
Kiedy nasturcje na deszczu mokną,
Siadasz przy stole, wyjmujesz farby
I kolorowe otwierasz okno.
Trawy i drzewa są takie szare,
Barwę popiołu przybrały nieba.
W ciszy tak smutno szepce zegarek
O czasie, co mi go nie potrzeba.
(Marek Dutkiewicz, Chodź, pomaluj mój świat)
To był maj, pachniała Saska Kępa / Szalonym, zielonym bzem – spivała Maryla Rodowicz u radivi kirovcy autobusa, kotorym my, dvadceť učenikôv škoły v Horodčyni i jeji dyrektorka pani Renia, voročalisie dochaty z vyciečki do Varšavy. Byv maj 1973 roku, ja vže praktyčno zakônčyv vośmu klasu i viêdav, što pujdu daliêj učytisie do liceja v Hajnuvci – „pôlśkoho”. Ja ne pomniu, čy vesnoju 1973 my odviêdali takoje miêstie v Varšavi, kotore nazyvajetsie Saska Kępa. Z toji vyciečki disiaka pomnitsie tôlko, što my byli – bo jak že ž ne byti! – u Pałacy Kultury i Nauki. Šče pryhadujetsie, što na obiêd my chodili do jakojiś jadłodajni čy, može, skromnoji restauraciji na hulici zo svojśkoju nazvoju Hoża. Ja ne môh tohdy i pudozryvati, što čerez štyry roki na same siêtu huliciu ja budu prychoditi najčastiêj z usiêch hulić u stolici: tut u mojich studenćkich liêtach 1977-1983 znachodivsie hołôvny budynok Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Siêty fakultet ja zo skrypom i z „perechvatami” zakônčyv magisterśkoju pracioju pro dyfrakciju neutronuv na struktury amorfičnych metaluv… Šče pomnitsie, što nočovali my pudčas toji škôlnoji vyciečki v domikach na kempingovi nedaleko Varšavy, ale što to była za mistiovosť – ja zabyv naniet…
Rôk 1973 byv ostatnim rokom mojich ditiačych i chłopciôvśkich liêt na koloniji Struha koło Lachôv. Od toho roku ja stav byvati na svojôm rôdnum chutory naohuł tôlko v nediliê abo na zimovych feryjach i liêtnich vakacijach. Nastupiv deseliliêtni promižutok u mojôm žyci, koli ja stav žyti na štodeń „sered inšych hołosôv i inšych stiênuv”, na „stancijach” i v „akademikach”. Peršym takim miêstiom stav stary derevjanny dôm na kunciovi slipoji hulički Zaułek Targowy v Hajnuvci. Siêta hulička išła vbôk od tohočasnoji hulici Mariana Buczka, kotoru v 1990-ch perejmenovali na huliciu księdza Ignacego Wierobieja. Hulicia Buczka tohdy złučała huliciê 1 Maja (diś 3 Maja) i Ludwika Waryńskiego (diś Stefana Batorego).
* * *
Poka ja ne stav učytisie v licejovi imeni Marii Skłodowskiej-Curie, Hajnuvka zvezuvałasie dla mene ono z dvoma rečami – košmarnym vyryvaniom duplastych mołočnych zubôv u ranium ditinstvi i prodavaniom truskavok na rynočku nedaleko skryžovania hulić Buczka i Waryńskiego. Ne znaju čom, ale zbyvati svojiê truskavki my vozili pered usiêm do Hajnuvki, choť mohli i do Bielśka.
Kob dojiêchati do jakoho-leń miêsta, lachuvciam dovhi čas dovodiłosie choditi do Klenik, čerez kotory koliś jiêzdili aŭtobusy na trasach Biêlśk-Narva-Biłostôk i Biêlśk-Kleniki-Hajnuvka. Deś na počatku 1970-ch pustili aŭtobus z Biêlśka čerez Ploski do Kožyna i nazad u Biêlśk. Byv i odin aŭtobus Biêlśk-Kožyno-Biłostôk, do toho času, poka horod ne vysmoktaŭ z našych vjosok čuť ne vsiêch mołodych, i pasažyruv na takich „klenićko-koženśkich” trasach prosto zabrakło.
Koli ja stav učytisie v Hajnuvci, na svoju „stanciju” ja jiêchav naohuł autobusom z Klenik, ale zdarałosie, što mniê ne chotiêłosie iti na prystanok u Klenikach (4,5 kilometra od našoji Struhi), i ja išov do Kožyna (vsioho 2 kilometry), stôl jiêchav autobusom do Biêlśka, a z Biêlśka do Hajnuvki dobiravsie pojizdom. I tak tyždeń za tyžniom protiahom štyroch liêt. Rozkład autobusuv u Klenikach i Kožyni ja v toj čas viêdav ne hôrš, čym zakony dynamiki Newtona.
Hajnuvka šče j teper bačytsie mniê prototypom (a može i archetypom) „provincijnoho horodka”. Tym bôlš takim prototypom vona była puv viêku tomu, u čas mojich licejśkich liêt. Žyło tohdy v Hajnuvci 10-12 tysiač čołoviêk, u bôlšosti – pereselenciuv z okoličnych pravosłavnych vjosok. Kažut, što i teper, koli kôlkosť žyteluv Hajnuvki podvojiłasie v porumnani z počatkom 1970-ch, pravosłavny lude składajut u jôj perevažnu bôlšosť. Može j tak.
U 1973 roci pryniali mene do „pôlśkoha” liceja na hulici Wyzwolenia (diś Marszałka Józefa Piłsudzkiego) bez egzaminu, na pudstavi świadectwa z Horodčyna, na kotorum byli odny pjontki. Pryniali i zaličyli do klasy z matematyčno-fizyčnym profilom, jak ja i chotiêv. Ja v Horodčyni byv čy ne odinym učenikom, kotory lubiv matematyku i fizyku, i siête spodobałosie Michałovi Pivnikovi z Hajnuvki, studentovi fizyki Jagiellonśkoho Universytetu v Krakovi, kotory pryjšov učyti nas matematyki i fizyki osenioju 1972 roku, jak ja byv u vośmuj klasi. Michał tohdy byv na urlopie dziekańskim (musit, ne zdav jakohoś egzaminu v universyteti i byv vymušany povtoryti rôk) i na kilka miêseciuv pryjšov zarobiti trochi hroša v horodčynśkuj školi. Zavvažyvsy, sto matematyku i fizyku ja schvatuju bez problemu, vôn poradiv mniê iti do „pôlśkoho” liceja v Hajnuvci (u toj čas ličyłosie, što matematyka i fizyka tam była na vyžšum urovni, čym u hajnuvśkum „biłoruśkum” liceji na tôj samuj hulici). I tak stałosie, sto v peršuj matematyčno-fizyčnuj „c” klasi liceja imeni Marii Skłodowskiej-Curie v Hajnuvci v škôlnum roci 1973/74 ja vstrêtivsie z najmołodšzym bratom Michała Pivnika, Vłodkom.
* * *
Hajnuvka stała dla mene peršym „dalekim sviêtom”, z perspektyvy jakoho ja hlanuv šyrêj i hłubiêj na „šče daliêjšy sviêt”, pro istniênie kotoroha ja i ne zdohaduvavsie, žyvučy na svojôm chutory. Po-perše, u Hajnuvci ja narešti perestav odčuvati knižny hołod. U samôm liceji była nekiepśka biblijoteka, z bohatoju kolekcijoju časopisuv, kotory vychodili v Pôlščy v toj čas. Była tože velika Biblioteka Miejska na hulici 1 Maja. Na tôj samuj hulici 1 Maja byli šče dviê (!) kniharni, u kotorych možna było kupiti vydavećki novinki. Jakraz u Hajnuvci zjavivsie môj „knihoholizm” – pryvyčka kupovati knižki do čytania v kniharniach, a ne pozyčati jich u biblijotekach. A v hajnuvśkich kijoskach, jak ne divno, byv dosyć šyroki vybur ne tôlko tohočasnych pôlśkich gazet i časopisuv, ale i nekotorych zahraničnych. Što pravda, soviêćkich gazetuv nichto ne kuplav do čytania, ale, tym ne menš, vony byli v Hajnuvci ciêły čas. Pomnitsie, što my kuplali soviećki gazety tôlko dla toho, kob vystiłati jimi košyki, u kotorych vozili truskavki na prodaž u Hajnuvku: gazety po-ruśki byli vyrazno tańšy, čym tyje po-pôlśki. Nu i była šče gazeta Neues Deutschland po-nimećki v troch hajnuvśkich kijoskach – bôhme ne łhu! Pro jijiê ja napišu osôbno.
Što šče? U Hajnuvci jak minimum połovina koleguv u mojôj klasi słuchała tretioho programu (Trójki) Pôlśkoho Radiva v pasmi častotuv UKF (u mene takoho radivopryjmača ne było). Vony zapisuvali muzyčny audyciji Trójki na svojiê magnetofony, a potum, kali ja kupiv sobiê kaseciak, ja perejhryvav od jich klasyku hard rock’a, choť tohdy nichto z nas šče ne viêdav, što my žyvemo v klasyčnu epoku muzyki rock. Ale to była perša połovina 1970-ch, koli zjavilisie klasyčny albomy Led Zeppelin, Deep Purple, Uriah Heep, King Crimson, Yes i Pink Floyd… I nekotory z koleguv miêli dobry gramofony, na kotorych można było posłuchati muzyki z pôlśkich płyt długogrających, pro istniênie jakich do svoho „hajnuvśkoho času” ja, pravdu kažučym, ne miêv jasnoho poniatija. Takim sposobom ja posłuchav i płytu grupy Dwa Plus Jeden „Nowy wspaniały świat” z hitom „Chodź, pomaluj mój świat”, i znakomity debjutny albom Budki Suflera „Cień wielkiej góry”.
Ale tym, što pominiało radykalno vsiu moju poperedniu „kulturnu perspektyvu”, było kino. I kino jak mastactvo, i kino jak konkretna kinova sala v Zakładovym Domu Kultury „Leśnik”, kotory stojav na skryžovani hulić Wyzwolenia i Lenina (diś Armii Krajowej), usioho metruv dviêstie od našoho liceja. Pro kino jak mastactvo ja doznavavsie teoretyčno z časopisuv „Film” i „Ekran”, kotory tože prodavalisie v hajnuvśkich kijoskach, ale treba było pilnovati dnia, koli vony zjavlalisie, bo jich u toj samy deń rozkuplali. A praktyčno ja pohłyblav svoju filmovu edukaciju v „Leśniku”, kudy chodiv čuť ne na vsiê filmy, kotory vony tam pokazuvali. Jak praviło, u kinovum programi „Leśnika” zjavlalisie jak minimum dva novy filmy na tyždeń, perevažno zahraničny, bo pôlśki kinovy repertuar ne byv ažno taki bohaty i atrakcijny dla hledačôv, kob prytiahati jich na filmovy seansy.
* * *
U roci 1973 zjavilisie filmy, kotory navse vujšli do historyji kina jak najznakomitšy prykłady filmovoho mastactva v svojich žanrach: The Sting (rež. George Roy Hill), The Exorcist (William Friedkin), Enter the Dragon (Robert Clouse), La Nuit américaine (François Truffaut), Amarcord (Federico Fellini), Don`t Look Now (Nicolas Roeg), Serpico (Sidney Lumet). Nekotory z jich ja pohlediêv peršy raz jakraz u hajnuvśkum kini „Leśnik”, choť nekonečno tohdy, koli vony tôlko što vujšli na ekrany.
I v tôm samum roci zjavilisie pôlśki filmy, kotory vujšli tryvało do historyji pôlśkoho kinematografu: Wesele (rež. Andrzej Wajda), Sanatorium pod Klepsydrą (Wojciech Jerzy Has), Zazdrość i medycyna (Janusz Majewski). Wesele i Sanatorium pod Klepsydrą ja pohlediêv trochu puźniêj, koli my z Vłodkom začali organizovati škôlny DKF (Dyskusyjny Klub Filmowy). A na Zazdrość i medycynu ja vybravsie sam do kina „Leśnik” čy to šče v 1973-m, čy to na počatku 1974-ho, nehlediačy na toje, što film byv od lat 18, a mniê było tôlko 15.
Zazdrośč i medycyna – velmi dobry film: jak vy joho nikoli ne bačyli, to namovlaju pohlediêti. To gustôvna adaptacija romanu Michała Choromańskiego (1904-1972) pud takim samym zahołôvkom z 1932 roku. U filmi znakomito vykonujut svojiê roli Mariusz Dmochowski (Widmar, zajzdrosny muž), Ewa Krzyżewska (joho neviêrna žônka Rebeka) i Andrzej Łapicki (kochanok Rebeki). Nu i klasoju samoju dla sebe tam je rola Włodzimierza Boruńskiego (kraveć Abraham Gold, kotoroho Widmar naniav do vysliêdžuvania Rebeki). U filmi je „smiêły” erotyčny sceny, tomu v 1973 roci film zaličyli do kategoryji od lat 18. Disiaka tyje „momenty” nikoho, naveť desetiliêtniu žemervu, nie zgorszą. Film mniê zapometavsie šče i tym, što v kini „Leśnik”, kudy ja vujšov bez problemu, pryčepivsie do mene odin ujobok z četvertoji klasy našoho liceja z pretenzijoju: što ja, petnadcetiliêtni humniak, roblu na seansi filmu dla dorosłych? Vôn mene tohdy dobre nalakav, i ja dumav, što mene napravdu vystavlat na dvôr – ale jakoś obujšłosie. Ja toho typa tohdy môcno znenavidiv. I złovtiêšno vsmichavsie, koli kilka miêseciuv puzniêj vôn zamotavsie v jakujuś grubšu chuliganśku čy puvkryminalnu historyju, i dyrektor našoho liceja na odnôm z ponediêłkovych apeli zajaviv, što joho vykidajut zo škoły za postępowanie nie licujące z godnością ucznia.
Jan Maksimjuk