Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    23. Zabytaja tragedia kala Krynak (4)

    Syne, kab adkapać ich, paprasili Bronisia Czarnamysaho z susiednich Klabanaŭcaŭ. Toj uziaŭ z saboju jaszcze dvoch mużczyn i noczu pajechali na miesca tragedii. Kali paczali raskopvać jamu, z siaredziny trysnuła kroŭ. Pamału vyciahnuli dva trupy Sidaroviczaŭ i pa cichu pryviaźli ich da Kundziczaŭ. Myła ich…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    13. Stan nevyznačanosti

    Orła wrona nie pokona! [Antykomunistyčne hasło v vojennum stani v Pôlščy.] Statut Białoruskiego Zrzeszenia Studentów (BAS) pisavsie mnoju miêseci dva. Odnočasno my začali vyšukuvati „našych” studentuv u akademikach raznych vyžšych škôł u Varšavi i psychologično pudhotovlati jich do toho, što budemo rejestrovati biłoruśku studenćku organizaciju… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Uwikłanie

30 lat w sidłach bezpieki (cz. 4)

W świetle materiałów z IPN pierwszoplanowym zadaniem TW „Kastusia” była penetracja środowiska białoruskiego w celu wskazania służbom osób o podejrzanej przeszłości i antykomunistycznych poglądach.

Chodziło zwłaszcza o repatriantów zza wschodniej granicy, miżwajennych dziejaczoŭ, często współpracujących potem z hitlerowcami. Również tych, którzy znaleźli się na Zachodzie, a ich wpływy zaczęły przenikać na Białostocczyznę drogą korespondencyjną poprzez przysyłanie wydawanych tam gazet i książek. Z polecenia służb listowny kontakt z nimi utrzymywał także informator.

Z agenturalnego zadania Sokrat Janowicz wywiązywał się wręcz wzorowo. Szczerze bowiem wierzył w zagrożenie ze strony pookupacyjnej emigracji białoruskiej jako „amerykańskich lub niemieckich szpiegów i agentów”. Przyniosło mu to potem dodatkowe kłopoty, kiedy jesienią 1970 r. zaczęły się szykany ze strony władz. Partyjni aparatczycy do oskarżeń o wrogość do Polski Ludowej, Związku Sowieckiego i białoruski nacjonalizm dodali jeszcze sympatyzowanie z emigracją na Zachodzie. Na nic zdały się tłumaczenia Janowicza, że „utrzymywał kontakty z wrogami socjalizmu dla potrzeb najwyższych racji państwowo-politycznych”.

Donosy, charakterystyki…

18-19 maja 1959 r. siedzibę BTSK i redakcję „Niwy” odwiedził nauczyciel Władysław Żubko, niedawno przybyły repatriant zza wschodniej granicy. TW „Kastuś”, relacjonując przebieg spotkań oficerowi prowadzącemu, powiedział iż w rozmowie z nim i Aleksandrem Barszczewskim, pracownikiem Katedry Filologii Białoruskiej Uniwersytetu Warszawskiego, gość „wychwalał burżuazyjnych białoruskich działaczy nacjonalistycznych, idealizował białoruskich nacjonalistów współpracujących z okupantem hitlerowskim, przebywających na Zachodzie Borysa Rahulę i Radosława Ostrowskiego. Jako rzekomych patriotów stawiał ich za wzór innym. Wypowiadał się, że na Białorusi przeprowadzana była żywiołowa rusyfikacja języka, kultury i w ogóle życia społecznego, natomiast w Polsce czuje się swobodnie, ponieważ nie odczuwa takiego szpiclowania, jakiego doznawał w ZSRR”. 

Innym repatriantem, doniesienie na którego złożył Janowicz, był Eugeniusz Anisko, nauczyciel w szkole w Augustowie koło Bielska Podlaskiego. Służby już go rozpracowywały, ponieważ z agenturalnych danych wynikało, że przed wojną był redaktorem pisma „szkalującego ZSRR”. TW „Kastuś” na polecenie oficera prowadzącego ustalił, że utrzymuje on kontakty z Marianem Pieciukiewiczem, pierwszym redaktorem przedwojennego „Szlachu Moładzi”, zamieszkałym w Toruniu, dokąd przybył po pięciu latach zesłania do Workuty za białoruski nacjonalizm i podjął tam pracę w muzeum jako etnograf.

W końcu 1959 r. Janowicz odwiedził w Bielsku Podlaskim Mikołaja Hajduka, pochodzącego z Kobylanki pod Michałowem nauczyciela liceum ogólnokształcącego z białoruskim językiem nauczania i jednocześnie przewodniczącego Kola Naukowego przy BTSK. Po powrocie do Białegostoku nie omieszkał donieść SB, że w swych zbiorach posiada on „nacjonalistyczne wydawnictwa białoruskie”, jak „Historyja Biełarusi u kartach” Mikoły Abramczyka – redaktora wydawanej w Berlinie  w okresie okupacji hitlerowskiej białoruskiej gazety „Ranica” i ówczesnego prezydenta Rady Białoruskiej Republiki Ludowej. 

Warto wspomnieć, że kilka lat później Mikołaj Hajduk podjął się redakcji i przygotowania do druku debiutanckiego tomiku prozy lirycznej i opowiadań Janowicza „Zahony”, który otworzył jego karierę literacką.

W ciągu dwunastu lat współpracy z SB początkujący jeszcze wtedy pisarz białoruski przekazywał przede wszystkim rutynowe informacje o osobach zatrudnionych w redakcji „Niwy” i kolegach literatach ze stowarzyszenia „Białowieża”. W polu zainteresowania służb byli przede wszystkim funkcyjni redaktorzy, a także najbardziej aktywni twórcy. Autor „Samosieja” wspominał, że „SB interesowało, co myśli szef Wołkowycki, sekretarz redakcji Borowik, poeta Aleksander Barszszczewski, a nawet ich żony”. Pisał charakterystyki najczęściej w stylu, że to jest człowiek oddany partii, nie zagrażający ustrojowi. Oczywiście informował też, w jakich kręgach się obraca, czym interesuje…

Jan Czykwin, zmarły w 2022 r. profesor i literat „bieławieżac”, był niezwykle zaskoczony, gdy w tamtych czasach przypadkiem dowiedział się, że „Kracio” i na niego donosi. W tajemnicy powiedział mu to znajomy z KW PZPR. Nie mógł w to uwierzyć, gdyż z Janowiczem łączyły go nie tylko związki literackie, ale i więzy rodzinne, bowiem był żonaty z jego stryjeczną siostrą. Od tego momentu dopóki Sokrat żył, w kontaktach z nim przestał być wylewny, a pytany na przykład o wrażenia z podróży czy to do Mińska, czy Budapesztu, taką rozmowę zawsze obracał w żart. Zresztą potem Czykwin miał własne problemy z SB, nie z winy Janowicza, ale to już temat na inny artykuł.

TW „Kastusia” próbowano też wykorzystać do inwigilacji środowiska literackiego w Białorusi, dokąd dwa razy – w 1966 i 1968 roku – wyjeżdżał służbowo jako dziennikarz „Niwy”. W „Nie żal prażytaha” Janowicz pisze, że zaczęto go naciskać, by nawiązał bliższe kontakty z mieszkającym w Grodnie Wasilem Bykawym. SB chciała w ten sposób pomóc KGB w obstawieniu agentami wybitnego pisarza, który w maju 1966 r. na zjeździe Związku Literatów BSRR wygłosił rewizjonistyczne przemówienie. 

Janowicz wspominał, że przekonywano go „jako polskiego obywatela, iż powinien pomagać bratniemu Związkowi Radzieckiemu w walce z jego wrogami”. Proszono, by relacjonował wypowiedzi Bykawa, nastroje, o kogo i o co pytał. Mieli też dać mu „trochę służbowych pieniędzy na aranżację i opłatę niezbędnego do serdecznej rozmowy kieliszka” – pisał w swych wspomnieniach, wyjaśniając że wykręcił się od tego swymi chorobami, szczególnie epilepsją w młodości. Lekarze zabronili mu pić, by nie powróciła.

Z Wasilem Bykawym jednak się spotykał. Jeśli wierzyć jego słowom, w tym celu „obowiązkowo wychodzili daleko w pole, równe pole, na jakim człowiek widoczny jest na wiorstę”. Chodziło o to, by zbyt głośno nie rozmawiając, uniemożliwić kagiebistom podsłuch za pomocą śledczej elektroniki.

Czy komuś zaszkodził?

Kiedy po latach wyszło na jaw, że Sokrat Janowicz miał za sobą agenturalną przeszłość, dziennikarze oraz historycy z IPN zaczęli analizować, czy i w jakim stopniu komuś tym zaszkodził. Jednak jakichś zbytnio obciążających go materiałów nie znaleziono. Nie zgłosił się też nikt spośród ewentualnych pokrzywdzonych. Nieoficjalnie pojawiły się przypuszczenia, że tacy jednak byli. Mówiono chociażby, iż w wyniku jego donosów do więzienia trafił kryński lekarz Franciszek Pietkiewicz. Córka jednak temu zaprzeczyła. Jej ojciec był wprawdzie aresztowany, ale niemal dziesięć lat wcześniej, gdy Janowicz uczył się jeszcze w szkole podstawowej. Przesiedział wtedy trzy miesiące do sprawy sądowej z donosu kogo innego, zadencjunowany za rzekomą współpracę z hitlerowcami. Został uniewinniony.

Z materiałów z IPN wynika, że w wyniku doniesienia TW „Kastusia” na Eugeniusza Aniśki założono wobec niego w Wydziale III KW MO tzw. sprawę ewidencji operacyjnej. Nic więcej na ten temat jednak nie wiadomo.

Przez SB niemałe kłopoty miał Konstanty Mojsienia. W 1959 r. założono mu sprawę agenturalnego doniesienia, gdyż bezpieka uzyskała informacje – ale nie od Janowicza – że w okresie okupacji niemieckiej należał do białoruskiej „Samaachowy” i współpracował z Niemcami. Zwolniono go z pracy w Bielsku, gdzie był dyrektorem technikum ekonomicznego i przeniesiono do Hajnówki. Ale nie zdegradowano, bo objął tam kierownicze stanowisko prezesa zarządu powiatowego Gminnych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”. Jednak wkrótce lokalni działacze partyjni zarzucili mu „nierealizowanie polityki PZPR wobec wsi i stawianie na pierwszym miejscu Białoruskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, utrzymywanie kontaktów z emigrantami białoruskimi w Niemczech Zachodnich oraz powodowanie konfliktów na tle narodowościowym wśród podległych pracowników”. Mojsienia z tych zarzutów wprawdzie się wybronił, ale w kolejnych latach oskarżono go o nadużycia gospodarcze, zaś 10 lipca 1968 r. został wydalony z szeregów PZPR.

Ten legendarny organizator i budowniczy muzeum białoruskiego w Hajnówce (w latach osiemdziesiątych) cały czas panicznie bał się bezpieki i podsłuchów. Podczas rozmów – szczególnie o sprawach białoruskich – zawsze pogłaśniał radio…

Gorycz i rozczarowanie

Już w połowie lat sześćdziesiątych Janowicz zaczął odczuwać coraz większy dyskomfort powodowany współpracą z SB. Zrozumiał, że wcale nie chodzi tu o ochronę „Niwy” i BTSK przed zagranicznymi szpiegami i wrogami ludu, ale tylko żeby być kapusiem. Korespondując na polecenie służb z Łukaszykiem i innymi działaczami z pookupacyjnej emigracji na Zachodzie, uświadomił sobie, że to żadni agenci kapitalistyczni, ale szczerzy białoruscy patrioci. Odnośnie donosów na osoby ze środowiska na Białostocczyźnie także w końcu dostrzegł w tym sedno sprawy. SB potrzebowała od niego takich informacji nie tyle dla bezpieczeństwa państwa i władzy ludowej, co dla przysłowiowych haków, by użyć ich w razie potrzeby chociażby w rozgrywkach i roszadach personalnych. Swoje odczucia z okresu współpracy sformułował potem dobitnie, stając przed towarzyszami z KC PZPR w Warszawie. W przeddzień wyjazdu do stolicy spisał – trochę po literacku – swe przemyślenia. Na końcu wyjaśnił, że zrobił to, „ponieważ jestem jąkała (od 1941 r.) i często w zdenerwowaniu nie umiem – nie zdołam wypowiedzieć sie w sposób zrozumiały (od 1962 r. leczę epilepsję)”. W tym piśmie, które przekazał zespołowi orzekającemu przy Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej, o współpracy z SB zawarł takie oto zdanie: „Osobiście mierziło mnie to, jak podkarmianie ropuch jakichś dla potrzeb zdrowia ludzi”.

W agencie Janowiczu z roku na rok narastało rozgoryczenie także z powodu postawy przyjętej przez osoby pochodzenia białoruskiego, piastujące ważne stanowiska w aparacie władzy. Fakt ten bowiem dla społeczności białoruskiej nie miał większego znaczenia. Ci ludzie, wywodzący się z biednych środowisk wiejskich, chcieli być po prostu komunistami. Pęd do karier był u nich tak silny, iż za wszelką cenę usiłowali dowieść, że są wiernymi obywatelami PRL, Polakami, a nie żadnymi Białorusinami. Wielu było takich w KW PZPR, w tym przewodniczący Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej towarzysz Mikołaj Kiryluk, rodem ze wsi Knorydy koło Bielska Podlaskiego, syn Bazylego i Tekli. Z takimi „swojakami” Janowicz mógł rozmawiać – tak służbowo, jak i prywatnie – wyłącznie po polsku.

Szybko rozczarował się też prawdziwym obliczem sowieckiej Białorusi, które poznał na własne oczy i uszy. Z niepokojem obserwował postępującą rusyfikację wszystkich obszarów życia w białoruskiej republice.

Stawał się wytrawnym i odważnym publicystą

Sokrat Janowicz jednocześnie zaczął dostrzegać w sobie coraz większe zdolności dziennikarskie i literackie. Jego publicystykę w „Niwie” cenił naczelny Wołkowycki, chwalili też czytelnicy. Jedynie sekretarz KW Kudła wypominał mu, że „za wiele pisze o szachownicy pól we wsiach białoruskich”. 

W połowie lat sześćdziesiątych w kraju coraz bardziej widoczne stawały się symptomy niewydolności panującego ustroju. System nakazowy z centralnie sterowaną gospodarką co rusz objawiał się niedoborem towarów, ograniczeniami w dostępie do usług. Dlatego w społeczeństwie szerzyły się kumoterstwo, nepotyzm, korupcja i różnego rodzaju nadużycia. Także na szczeblach władzy. 

Dziennikarzom oczywiście nie wolno było o tym pisać. Aparat partyjny przy pomocy SB i cenzury sprawował twarde rządy. Coraz bardziej niepokornego Janowicza bolało rzeczywiste oblicze ustroju PRL, który jeszcze niedawno traktował jako dziejowe dobrodziejstwo. Narastał w nim bunt. Jako dziennikarz próbował walczyć z przejawami niesprawiedliwości społecznej, podejmował odważne i trudne tematy.

28 listopada 1965 r. w „Niwie” ukazał się jego artykuł z krzyczącym tytułem „Won!”. Odnosił się on do bezskutecznych starań rodziny o umieszczenie nieuleczalnie chorej staruszki z Topolan kolo Michałowa w Państwowym Domu Opieki w Jałówce. Autor gorzkimi słowami opisał, jacy to pensjonariusze tam przebywają:

„(…) Spotkać tu można stare matki, których synowie są na wysokich stanowiskach, mają komfortowe mieszkania, ubrani w modne garnitury całują dłonie dam i kulturalnie rozmawiają. Wieczorami odwiedzają znajomych, piją z nimi kawę, grają w brydża, a w soboty chodzą na dansingi do luksusowej białostockiej restauracji Cristal. (…) Taki syneczek – dyrektor dzięki tak zwanym „chodom” umieścił matkę w domu starców w Jałówce. Pozbył się jej ze swego mieszkania w bloku, by broń Boże nie paskudziła dywanów”.

Traf chciał, że Janowicz w artykule zacytował oburzonych mieszkańców Topolan:

„– Tymczasem syn Jana Ziniewicza swą matkę położył do szpitala, bo jon bahaty naczalnik i jego posłuchali”.

O tym artykule dowiedział się tow. Jan Ziniewicz z KW PZPR. Wprawdzie „Niwy” nigdy nie czytał, ale ktoś mu doniósł, że w artykule padło jego imię i nazwisko, w dodatku z określeniem „bahaty naczalnik”. Uznał to za pomówienie i złożył skargę.

Sprawą zajmowała się Wojewódzka Komisja Kontroli Partyjnej. Janowicz musiał się tłumaczyć, złożył trzystronicowe wyjaśnienia na piśmie. Tłumaczył w nim m.in., że „w Topolanach i okolicy mieszka kilku Janów Ziniewiczów. (…) Jest sprawą godną pożałowania i wręcz niezrozumiałą w świetle roli prasy, że artykuł poruszający istotny problem życia społecznego potraktowany został jako podrywanie autorytetu partii czy władzy ludowej”.

Po kilku miesiącach tow. Mikołaj Kiryluk poinformował centralę w Warszawie, że „autor artykułu niefortunnie użył nazwiska pracownika KW, a w celu naprawienia moralnej krzywdy wyrządzonej tow. Ziniewiczowi zostanie umieszczone w „Niwie” sprostowanie”.

Skutek całej sprawy był jeszcze taki, że dla staruszki z Topolan w końcu znalazło się miejsce w domu opieki w Suwałkach. Mimo nerwowych przeżyć autor artykułu mógł zatem poczuć się usatysfakcjonowany.

Jako publicysta Janowicz poczynał coraz śmielej, wyszukiwał też znanych polskich intelektualistów z kresowym pochodzeniem i robił z nimi krótkie wywiady do rubryki kulturalnej w „Niwie”. Nawiązał kontakt m.in. z Pawłem Jasienicą i Melchiorem Wańkowiczem, którzy w PRL byli prześladowani. Jasienica najbardziej po wydarzeniach marcowych. Z kontaktów z nimi Janowicz musiał tłumaczyć się przed towarzyszami z KC PZPR na początku 1970 r. Powiedział wówczas, że listy do tych intelektualistów pisał „przed krytyką prasową ich działalności” (po 1968 r. wrogo wypowiadał się o nich sam tow. Gomułka).

Szczerość, która okazała się zgubna

Podczas wspomnianego zjazdu pisarzy białoruskich w Grodnie w 1966 r. bardzo ostre wystąpienie wobec partii komunistycznej i sowieckiej władzy miał także literat Alaksiej Karpiuk rodem ze Straszewa pod Gródkiem. Chociaż był za to potem prześladowany, odbitki ze stenogramem tamtego przemówienia, również i Bykawa, długo krążyły wśród białoruskiej inteligencji. Jedną z nich w marcu 1967 r. przewiozła nielegalnie przez granicę do Białegostoku białoruska poetka-dysydentka Łarysa Gienijusz. Przyjechała odwiedzić syna Jurkę. Ten starszy o rok od Janowicza lekarz, dojeżdżający do pracy w Gródku, również był dobrze zapowiadającym się literatem. Obaj się przyjaźnili i współpracowali. 

Alaksiej Karpiuk i Wasil Bykaŭ. Lata 60. XX w. Fot. Uładzimir Kruk
Alaksiej Karpiuk i Wasil Bykaŭ. Lata 60. XX w.
Fot. Uładzimir Kruk

Janowicz, kiedy przeczytał stenogram z wystąpieniem Karpiuka, był pod ogromnym wrażeniem. Jego treść dokładnie, a nawet jeszcze dobitniej, wpisywała się we własne przekonania i obserwacje ponurej rzeczywistości za wschodnią granicą. Przemówienie Karpiuka zrodziło u niego nadzieję na uzdrowienie sowieckiej władzy, odsunięcie od niej konformistów i poputczyków-klakierów. Krajana spod Gródka, który obnażył nieludzkie oblicze aparatu sowieckiej partii komunistycznej z, wdzięczności gotów był całować po rękach. Wyobrażał sobie, że cała Białoruś popiera i wychwala postawę Karpiuka za to, iż tak odważnie wystąpił przeciwko dogmatykom i stalinistom.

Ze swych wrażeń zwierzył się Łarysie Gienijusz. Wierzył jej i współczuł, że tyle cierpień przeszła w życiu, łącznie z zesłaniem do łagru na Syberii. Jej ojciec, Anton Mikłaszewicz, urodził się w Krynkach. Wciąż mieszkała tam jego rodzina, którą również odwiedzała, przyjeżdżając do Białegostoku.

Widząc, że kolega syna tak emocjonalnie odebrał treść wystąpienia Karpiuka, zaproponowała, by poprzez nią skierował do niego jakiś list. Janowicz ochoczo się zgodził i przelał na papier nie tylko wrażenia po lekturze, ale całą gorycz, która latami nawarstwiła mu się w sercu tak wobec sytuacji Białorusinów w BSSR, jak i na Białostocczyźnie. Napisał długi, ponaddwudziestostronicowy, niezwykle emocjonalny list. Oto niektóre jego fragmenty:

„Wystąpienie Wasze na zjeździe pisarzy zamroczyło mnie, zbiło z nóg oraz z szacunku rzuciło na kolana przed Wami! Gotów ja Waszą fotografię umieścić na samym honorowym miejscu jak obraz święty! Uczynić to mogą jeszcze 2-3 osoby, jednak nie więcej. Dla innych to tylko ciekawe wystąpienie. Ba, nawet śmieszne i podobne na zmyślone… Ponieważ nie znają radzieckich warunków. W głowie im się nie mieści, nie istnieją nawet przypuszczenia, że nasz Łaszewicz lub Gomułka mogą decydować o istnieniu lub nieistnieniu takiego lub innego kierunku literackiego! Lub pisarza! Absurd! Dom wariatów!!!!!”.

Do cna skrytykował sytuację Białorusinów w PRL:

„Województwa białostockiego Polska nie lubi. Ono bardzo nadgorliwe, służalcze. Gdyż 70% aparatu partyjnego w Białymstoku to Białorusini. Gdyż 99% aparatu naszego KBP (SB, MSW) to Białorusini. Służą jak ci słynni – »nie twoja mnie postawiła, nie twoja zdejmie«. Nadgorliwcy! Wiadomo, że w przyszłości procenty te obniżą się, jednak na razie polskiej kadry na Białostocczyźnie nie ma. Podrasta. Białorusini wszędzie. W tym właśnie nasze nieszczęście. Oni nam nie pomagają w obawie przed oskarżeniem o białoruski nacjonalizm. Białoruską sprawę w Białymstoku można załatwić po ludzku tylko z rodowitymi Polakami, a nie z Białorusinami naszego Komitetu Wojewódzkiego, Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej czy też Związków Zawodowych”. 

Cdn

Jerzy Chmielewski

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • У лістападзе

    505 – 1519 г. Заканчэньне пабудовы Барысаглебскай царквы ў Навагарадку, помніка архітэктуры готыкі. 445 – 1579 г. Пераўтварэньне Віленскай Езуіцкай Акадэміі ў Віленскі Унівэрсытэт – першы унівэрсытэт ва ўсходняй Эўропе. 405 – 1619 г. Надрукаваньне „Грамматики словенския правильная синтагма” Мялеція Сматрыцкага. 325 …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (456) – У 1568 г. пачала дзейнасьць заблудаўская друкарня ў маёнтку Рыгора Хадкевіча, у якой друкаваліся кірылічныя кнігі, між іншым „Евангельле вучыцельнае” (1569) і „Псалтыр з Часасловам” (1570).
  • (208) – 4.11.1816 г. у мястэчку Кублічы каля Лепеля нар. Арцём Вярыга-Дарэўскі (пам. у ссылцы ў Сібіры ў 1884 г.), паэт, драматург, публіцыст. Быў сябрам У. Сыракомлі, В. Дуніна-Марцінкевіча. Пісаў на беларускай і польскай мовах. Запачаткаваў беларускія пераклады творчасьці А. Міцкевіча, між іншым пераклаў „Конрада Валенрода”.
  • (137) – 4.11.1887 г. у Капылі, Слуцкага павету нар. Зьміцер Жылуновіч (літаратурны псэўданім Цішка Гартны, замучаны савецкай бясьпекай 11.04.1937 г.), пісьменьнік, выдатны беларускі дзяржаўны дзеяч. Пісаць пачаў у 1908 г. у „Нашай Ніве”.
  • (109) – у лістападзе 1915 г. у выніку стараньняў беларускіх нацыянальных дзеячаў (падчас нямецкай акупацыі) пачалі адкрывацца на Віленшчыне першыя беларускія школы.
  • (95) – 4.11.1929 г. у в. Таргуны каля Докшыц нар. Сяргей Карніловіч, выпускнік Гімназіі імя Янкі Купалы ў Віндышбэргэрдорфе (Нямеччына). З 1949 г. жыў у эміграцыі ў Кліўленд (ЗША). Адзін з самых актыўных арганізатараў беларускага грамадзка-рэлігійнага жыцьця ў гэтым горадзе, між іншым

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis