W przychodni piękna Białorusinka, błękitne oczy, jasne jak u mojej matki – tak jasne, że jak wycięte z najpogodniejszego nieba. Adkul wy? Z Grodna. Daǔno uże ǔ Polszczy żywu. – Dziakuj za dobruju maładuju ruku, lahczej było iści.
Biełaruskija błakitnyja woczy i biełaruskija wałasy – jak lon. Lanok – tak nazywała Taciana swaju daczku Lenku. U Lenki raptam pamior mużyk, zazwaniła da minie. Nichto ni znaja, ad czaho pamior. Maci mieła błakitnyja woczy, ali wałasy czornyja jak smała.
Medytacja. Ci prażywu nocz? Zawsze o to pytam Byt po polsku, a dziś po białorusku i żadna kulka akceptacji nie ukazuje się, ani zielona, ani tęczowa. Muszę spytać po polsku. Przeżyjesz. Mój Byt nie chce rozmawiać po białorusku.
Ósmy dzień zastrzyków. Rwa kulszowa ustępuje, ale coś siedzi w krzyżu. Nie mogę za długo siedzieć przy komputerze. Piszę codziennie pół strony.
W telewizji same powtórki z PRL.
Wierząc w Chrystusa, wierzysz w linearność bycia – w ciąg dalszy. Nie w kolistość.
Źle na mnie działa taki krok wstecz w telewizjach. Koło się zamyka – takie wrażenie. Brak linearności jest powtarzaniem w kółko tego samego. Jak długo można znosić to PRL!
Budzę się w nocy i sięgam po papierocha, i wrzeszczę na siebie: co ty robisz, nie pal! Biorę dwa sztachy, potem się budzę i znowu dwa sztachy, i wrzeszczę: nie pal! Jeden papieroch wystarcza do rana. Czasem tylko go biorę i odrzucam, nie pal!
Mówię do Tola, że okropnie zmęczyła mnie lektura Adama Smitha o uczuciach moralnych, ciężka, przytłaczająca, a Europejczyk tym Adamem wprost zarażony jest – wybieraj mniejsze zło, wyższość rzymską nad grecką i nad każdą „niecywilizowaną” kulturą, itede. Tolo: Jemu do głowy nie przyszło, że w przyszłości kobieta będzie go podważać. Obecnie taka myśl, że kobieta może podważyć, powinna towarzyszyć każdemu piszącemu facetowi. Ja: Ba! Ale mi nie dano głośności, jaką dano temu Adamowi. I ciągle tak jest, że piszący facet nie powinien się kłopotać, że za jakiś czas jakaś baba go zje gdzieś tam. Ciągle mamy do czynienia z zatkaną babską głośnością. Co za komfort dla męskiego, ale i żeńskiego (nieszkodliwego, dostosowanego) wodolejstwa. Tolo: Ale po co ponownie męczyłaś tego Adama? Kiedyś czytałaś już. Ja: Żeby się przekonać, czy u mnie się zużył, nowym okiem spojrzeć. Nie wiem, po co. Na pewno spojrzałam na nowo. W zmęczeniu zarazą, wojną no i samą lekturą. Niedobrze i dobrze. Teraz wezmę się za lekturę jakiegoś innego faceta z klasyki filozoficznej. Co baba wyniesie i wypisze, to jest ważne, reszta zużyta. Przede wszystkim ujrzałam ogrom zarażenia się tym Adamem przez wielce cywilizowanego Europejczyka. Zaleta tej lektury. Ale dobrze, że Adam suchej nitki nie zostawia na rozprawach Dra Mandeville’a, dla którego każda ludzka namiętność to zło, brud i pycha, nawet miłość. To już wolę Adamowe „piękno cnoty” i „szpetotę występku”. Ale najbardziej wolę eseje feministyczne Jolanty Brach-Czainy, bo jej słowo można narysować, namalować, przypomnieć sobie podczas sprzątania i polubić sprzątanie. Doniosłość codziennego krzątactwa. Powolnego. Dość to trudne, nudne, ale jak to opisać w sposób utalentowany, jak robi to Jolanta, to już będzie dziełem sztuki, prawdziwym życiem, nieskłamanym.
Koniecznie muszę coś wreszcie istotnego wypisać z Adama Smitha, z końca rozprawy: „Przyjemność i cierpienie są doniosłymi obiektami pragnienia i niechęci, ale nie wyróżnia ich rozum, lecz bezpośrednie odczucie i doznanie. Jeśli więc cnota jest pożądana ze względu na nią samą, a występek jest w ten sam sposób obiektem niechęci, to nie rozum najpierw odróżnia te różne jakości, lecz bezpośrednie odczucie i doznanie”. Właśnie! Bezpośrednie odczucie i doznanie, potem rozum to na swój porządkujący warsztat. Moje bezpośrednie odczucie i doznanie wojny obok ojczyzny to obrzydzenie, wstręt do polityków, że ją eskalują, że do niej dopuścili. Co za wstrętni ludzie na moją głową rządzą światem jak kaci. Trup cywilny i wojskowy ścieli się gęsto. Młodzi, za młodzi. Uchodźcy się mnożą, nieszczęśliwi raz na zawsze. W powietrzu pełno trucizny od bomb. Jakoś politykom nie przychodzi do głowy, że eskalacja wojny truje nasz glob i nie można go będzie odtruć.
Agnieszka: A mnie jest szkoda Rosjan. Męczą się pod Putinem i męczą się rusofobią zewsząd jak oszalałą, bezrozumną. I nakupiłam sobie książek o Rosji, to rusofobia spowodowała to zainteresowanie. Namiętnie je czytam i zaczynam się fascynować Rosją.
Tolo: Mnie zafascynowała Agnieszka, bo szczera, bez odrobiny pozy.
Zaletą czytania Adama Smitha było też to (na koniec książki): żeby coś nowego powiedzieć w myślicielstwie, trzeba nowych słów, a tych nagle nie ma. Z każdym językiem tak się robi, nie tylko myślicielskim, filozoficznym. Nie bójmy się wymyślania nowych słów na nowe sprawy. Adam wołał o nowe słowa na nowe sprawy!
To Brach-Czaina jest fundamentalna dla myślicielstwa i bez niej nie ma go. Przede wszystkim w prostych na oko szkicach z niewiarygodną głębią sięga po tak zwane momenty z rzeczywistości: ściągnięta z ludzkiej dłoni skóra jest jak kwiat – jest osobliwym strasznym kwiatem. Tym małym momentem zastępuje opasłe męskie rozprawy o przyrodzie i miejscu człowieka w niej, ale i o tym, że człowiek z człowieka skórę ściągał, żeby potem mieć z niej zabawki na biurko. Takie momenty w myślicielstwie – coś jak skok w bok po rzeczywistość, po trwały obraz, nie do zaprzeczenia – u Adama Smitha to słabizna, w stylu: kobieta powinna być momentem rozweselającym, umilającym, albo to, że gwałt na dziewicy jest straszny, ale „zwykły gwałt” – już nie taki straszny. „Zwykły gwałt” – kurde. Ale ma pojęcie o życiu kobiety. U Brach-Czainy sytuacja graniczna prowokuje do rozwoju myśli, uczucia, wyobraźni, wrażliwości, a u Adama wywołuje zażenowanie, niezgodę, czuje się zużycie takiej konstatacji, przestarzałość i tradycyjne dogadzanie własnej płci.
Tolo: Walnęłaś w tego Adama i przekreśliłaś go Brach-Czainą, jedną kobietą.
– No nie całego Adama, coś z niego wyciągnęłam, ale przekreśliłam te momenty, które są łatwizną, a nie sięgnięciem po koncentrat, substancję, istotę, Byt, po Niezaprzeczalność i Odporność na Przemijanie! U niego te momenty są machinalnym luzem, zamiast napiętej mocy, nawet wbrew obyczajom, jeśli okropne. Ja to wiem, ty to wiesz, a ktoś będzie moje pisanie obchodził „szerokim łukiem”, jak to wyznała kiedyś jedna baba z Czasopisu. No i masz, baby też chcą łatwizny, przytaknięcia, a nie myślenia i nowych słów na nowe sprawy, ojej. Tu się zawiodłam. Bardzo. Szkoda. Baby, miejcież odwagę myśleć!
Inny Adam
– Panie Adamie, nie mam z kim rozmawiać, mogę do Pana dzwonić raz na miesiąc, żeby pogadać? Bo Pan w wielu sprawach, choćby politycznych, jest bardziej kumaty ode mnie?
Jakże mi brakuje Janusza Korbela, Sokrata, zawsze mogłam z nimi pogadać.
Jolanty brakuje, Marcelki, matki, ojca, Tadeusza Szyłłejki. Rany Boskie! Był sad słów, nie ma już. Była moc słów, nie ma.
Można się mądrzyć, że śmierć to nic takiego, pogodzić się, że to nic takiego, itede.
Jakże mi brakuje czasu pokoju! Ten brak moje życie niszczy, czyni rozpaczą i skraca je. Pokój nam umarł. Śmierć pokoju to nic? Nie. To zgroza, powodująca śmierć ludzi przed ich czasem.
Takie to trudne do zrozumienia? Zbyt łatwe, toteż przydawanie życiu rozpaczy jest odgórnie realizowane przez polityków, lubią łatwiznę. Raz, że człowiek będzie żył krócej, jakaż oszczędność dla państwa, a dwa, że na człowieku zrozpaczonym łatwiej nawieszać cichcem nieludzkich rozwiązań systemowych, jak nieopanowane podwyżki wszystkiego, co podtrzymuje życie. Tak, czy nie? Nie godzę się na skracanie mego życia przez narzucanie mi rozpaczy z powodu wojny i wołania o więcej wojny!
Pielęgniarka, niemłoda, zmęczona: Zrównanie wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn to żadne równouprawnienie. Bo jeśli rodziły, a porody i ciąże wyniszczają organizm, to powinny krócej pracować na etacie. Organizm kobiety jest inny, i jak będzie dźwigać męskie ciężary, to jej macica zacznie wypadać. Nieuwzględnianie organizmu kobiety to przestępstwo, a nie równouprawnienie. Matka powinna mieć emeryturę jak matka, a nie jak mężczyzna – równouprawnienie powinno równać do kobiety, jej wysiłku, a nie do mężczyzny i wysiłku męskiego. To kobiety mają podwójną pracę, w pracy i w domu, i tak już będzie. To kobiety zarywają noce podwójnie, w pracy i w domu, kiedy opiekują się noworodkiem czy kilka razy nowymi noworodkami. Mężczyzna nie nakarmi niemowlaka piersią. I nieporozumieniem są urlopy macierzyńskie dla mężczyzn. Wraca kobieta z pracy, a w domu bałagan, tak zwane męskie posprzątanie, dzieci głodne, bo to męskie karmienie. Dziecko nie chciało mu jeść z butelki, czy tam coś, i czekał, aż ona wróci. Sprzątać dokładnie mu się nie chciało, bo wróci kobieta i posprząta.
Tamara Bołdak-Janowska