Powiedziałeś, że obecnie pisarze znają przynajmniej jeden język obcy. Na swojej drugiej emigracji zacząłeś pisać po niemiecku, a twoja żona po angielsku. Czy to doraźny krok, czy raczej coś długoterminowego?
– Z jednej strony to rzeczywiście doraźny krok, bo znaleźliśmy się w sytuacji, w której chcemy i musimy mówić, w której nie mamy moralnego prawa milczeć. Wydarzenia w Białorusi następowały po sobie tak szybko – jak dobrze pokazał to rok 2020 i także 2021 – że nadążanie za nimi nie było możliwe w tekstach po białorusku. By reagować na te wydarzenia, trzeba było pisać teksty od razu nadające się do publikacji. Zaś teksty napisane po białorusku i potrzebujące tłumaczenia po jakimś czasie traciły aktualność. Zdziwiłem się, kiedy tekst napisany przeze mnie po niemiecku dla Frankfurter Allgemeine Zeitung, został opublikowany dosłownie następnego dnia po tym, jak go wysłałem.
Z drugiej strony język daje pewne poczucie dystansu do tego co się dzieje. Czasem ma się do czynienia z tak potwornymi rzeczami, że trudno w nie uwierzyć i po prostu wpada się w trudno wytrzymać. A język obcy tworzy dystans do rzeczywistości, pozwala się uspokoić i spojrzeć na to okiem kogoś innego.
Jest jeszcze jedna okoliczność, o której teraz praktycznie nikt nie mówi, chociaż jest ona bardzo ważna dla literatury światowej. Mówiąc ogólnie, na świecie jest coraz więcej pisarzy, którzy piszą w innym języku niż język kraju, w którym się urodzili. Pisarz często zmienia miejsce zamieszkania. Jeśli weźmiemy przykład tegorocznego laureata literackiej Nagrody Nobla Abdulrazaka Gurnaha, to możemy zapytać: Do jakiego kraju ten pisarz należy? W jakim języku powinien był pisać i w jakim języku pisze? Czy ktokolwiek powie, że jest jakiś język, w którym musimy pisać?
Ale powiedziawszy to wszystko nie zamierzam przeceniać znaczenia języka niemieckiego w moim życiu. Na razie zrobiłem tylko kilka prób. Moja znajomość języka niemieckiego nie jest idealna, zawsze potrzebny jest redaktor do poprawiania moich błędów. Gdybyśmy z żoną wrócili do Białorusi, do nowej Białorusi, to najpewniej do głowy by nam nie przyszło pytanie, w jakim języku mamy pisać.
– Jak sądzisz, jak potoczą się losy literatury białoruskiej, która szczególnie teraz, po roku 2020, znalazła się na wygnaniu, zarówno w przenośni – bo władzom państwowym zupełnie nie zależy na wspieraniu języka białoruskiego i twórczości w nim – jak i realnie, jako że wielu pisarzy białoruskich, tak jak ty, opuściło Białoruś? Czy masz jakieś optymistyczne prognozy na przyszłość?
– Brakuje mi optymistycznych prognoz. Myślę, że najważniejszym zadaniem jest zachowanie samej idei wolnej kultury białoruskiej, zachowanie języka i wolnej literatury. Trzeba pracować i starać się wykorzystać wszelkie możliwości, aby ludzie w Białorusi i ci, którzy jak ja znaleźli się na wygnaniu, mieli dostęp do nowej i wolnej literatury białoruskiej. Myślę, że niezależnie od tego, gdzie dzisiaj powstają teksty po białorusku, są one kulturowym ruchem oporu wobec dyktatury, w którym uczestniczymy. Wszystko to, co dzieje się dzisiaj w literaturze białoruskiej, jest sprzeciwem wobec dyktatury. Dowolny tekst dzisiaj, w poezji, prozie czy eseistyce białoruskiej, rodzi się z ducha oporu wobec dyktatury i włącza się do wspólnej walki z nią.
Co będzie z literaturą białoruską, z książką po białorusku? Często myślę o emigracji rosyjskiej z lat 1920. W samym tylko Berlinie znalazło wówczas, jeśli się nie mylę, około pięciuset tysięcy Rosjan. Naturalnie to byli nie tylko Rosjanie, ale też emigranci z innych zakątków Imperium Rosyjskiego. Ci emigranci założyli dziesiątki wydawnictw, publikowali dziesiątki czasopism i gazet, mieli kluby i organizacje literackie. Wyobraźmy sobie, że ci wszyscy emigranci mieliby wtedy Internet. O ile większabyłaby siła oddziaływania tamtej kultury.
Myślę, że to dość interesująca analogia. Możliwe, że my już jesteśmy albo niebawem znajdziemy się w takiej samej sytuacji. Wydawnictwa białoruskie będą powstawały za granicą, tam też będą ukazywały się książki białoruskie, które różnymi drogami będą trafiały do Białorusi. To na pewno będą e-booki, a także książki przemycane w walizkach przez granicę, jeśli wydarzenia pójdą dalej w nieciekawym kierunku. W tym roku wydałem dwa e-booki. Z jednej strony widzę, że zainteresowanie nimi w Białorusi jest raczej niewielkie, przynajmniej ja go nie zauważam, ale to chyba wytłumaczalne – ludziom teraz nie literatura w głowie. Z drugiej strony ludzie na całym świecie mogą teraz bez problemu ściągnąć te książki i przeczytać. Mam już sporo potwierdzeń z całego świata, że tak się dzieje. Tego wcześniej nie było. Mój nowy tomik poezji wychodzi w Pradze w wydawnictwie „Vesna”. I to jest właśnie to, o czym mówię: będzie się tworzyć sieć wydawnictw za granicą jako alternatywa tego, co istnieje w Białorusi.
Nie wiem co będzie dalej z literaturą białoruską, ale wiem dokładnie, że nikt z nas nie zamierza się poddać. Widzę to. Wszyscy czekamy na pojawienie się naprawdę mocnych tekstów o tym, co się stało w Białorusi. To prawdopodobnie będą wiersze, ponieważ one są w stanie reagować na wydarzenia najszybciej. Proza potrzebuje dłuższego czasu, dopóki w obecnym życiu kraju nie zostanie postawiona kropka i nie zacznie się nowy okres. Ale książki będą się ukazywały. Myślę, że najbliższe lata to potwierdzą.
Rozmawiał Jan Maksymiuk
Przetłumaczył Igor Maksymiuk
Rozmowa została przeprowadzona po białorusku i zarejestrowana przez Wydawnictwo „Pogranicze” w grudniu 2021 r. Można ją obejrzeć tu: