Osobowość wyraża się w języku ojczystym. Tak twierdzi między innymi Ernst Cassirer. A kto by nie twierdził. W książce „Esej o człowieku” mówi o utracie osobowości w stanie afazji – człowiek może odzyskać mowę, ale nie w pełni, bo bez możliwości abstrakcyjnego myślenia, bez symboli, zawartych w języku ojczystym, bez ducha, zawartego w języku ojczystym, bez mentalności i intelektualizmu, zawartych w języku ojczystym. Też to wiem. Problem przenoszę z afazji medycznej na naszą sytuację językową. Prawdę mówiąc, to mi się nie chce pisać, jestem krańcowo zmęczona całą globalną resetową wojną i skalą propagandy. I nawet żyć mi się nie chce. Podejmuję jednak wysiłek analizy: kim my jesteśmy. Trzeba o tym pisać. Na szto kamu? A na toja, kab ni pamierli. A ŭwiaździe robicca ninawistny dla minie palitykierski ton, amal uwa ŭsich czasopisach. Jakijaś palitycznyja manipuloŭki jakichś tam palitykieraŭ trebo zawuczywać jak kiepskija wierszy na pamiać, i jak kazaŭ Sakrat, trebo znać najwyżaj sto albo trysta słoŭ, i ty ŭże „haworysz”, ŭże znajasz ŭsie „praŭdy”. Takie zubożone słownictwo działa na umysł jak zubożony uran – pozbawia płodności. Płodny umysł rozwija język ojczysty, przede wszystkim potoczny, bo to z niego słowa same lecą do języka, zwanego literackim. Jeśli zanika język potoczny, to umiera literacki, bo ubożeje, i książki z tego powodu umierają. Poza tym to komputer niszczy styl indywidualny i otrzymujemy jednakową papkę w każdej książce. Redaktorom nie chce się sprawdzać tekstu, a już na pewno nie chronią autorskiego stylu indywidualnego, można wpaść w rozpacz. Włączają maszynę i lecą „poprawki” ujednolicania. Uśmiercanie autorów wybitnych i zdolnych do słowotwórczości. To już wolę literówki niż taką uśmiercającą maszynkową korektę.
Jeśli naszym językiem dzieciństwa był język prosty, to zastępując go innym językiem (większości) tracimy osobowość i jesteśmy w stanie osobliwej afazji? Tak. To rodzaj etnicznej osobowościowej afazji. A jeśli w dzieciństwie moim językiem ojczystym był nie tylko język prosty, ale i język polski? I oba jednocześnie i codziennie były w nieustannym użyciu? To co? Mam pękniętą osobowość? Skądże. Moja osobowość od początku mego istnienia wyrażała się w tych dwóch językach i żadnego z nich nie zapominam, na przykład na rzecz modnej angielszczyzny. Ostatnio przeczytałam szesnaście książek w języku angielskim, nabywając słownictwa morskiego, kryminalnego i erotycznego, a to w ramach odświeżania języka, i po co mi to, skoro ja w tym języku i tak nie będę myśleć, i nigdzie nie zamierzam podróżować? A już nie do przyjęcia jest w ramach amerykanizacji zastępowanie pisowni słowiańskich pisownią angielską, w tytułach, w nazwiskach. Paszli wy pad chaleru. To wymuszanie likwidacji (stopniowej) naszych alfabetów. Aż pani Agnieszka Romaszewska na FB sprzeciwiła się takiemu zamerykanizowanemu kaleczeniu nazwisk białoruskich. Niestety nie wszyscy komentujący zrozumieli powagę problemu tej przemocy, i dobrowolnego jej przyjęcia nad słowiańskimi językami. Ktoś poczuł się dotknięty „szkalowaniem Amerykanów”. O, matko. Nie o to chodzi. Wyjaśniam: jeszcze u Heideggera zjawisko to nazywa się amerykanizacją, a nie, jak chcecie, anglicyzacją. To jest szersze i jest to amerykanizacja. Tak się to traktuje czy w Niemczech, czy we Francji, właściwie wszędzie. I Rosja brnie w tę amerykanizację pisowni. Tak to traktują wszyscy filozofowie. Amerykanizacji nie wywołują Amerykanie, tylko jest to doskakiwanie do uwspółcześnienia przez prowincjuszy. To dobrowolny proceder u tych, którzy nie cenią innych języków ojczystych.
Ale osobowość. Osobowość zajmuje się samopoznaniem. Osobowość zdolna jest do rozeznania się, co jest wartościowe w kulturze, a co ją zaśmieca, w kulturze własnej i cudzej. Osobowość jest zdolna do twierdzeń abstrakcyjnych, do wyobraźni, do rozumnej odpowiedzi na rozumne pytanie i ceni dialogizację, to jest rozmowę, a nie gadaninę, omijającą wszystko, co ważne, ugrzecznioną i skrajnie dyplomatyczną. Osobowość kocha język ojczysty i nie daje go kaleczyć.
Język prosty jest nie tyle systemem, jak każdy język, ale fenomenem. Tak, to fenomen. To język, który miał w sobie potężną moc rozwoju, a to dlatego, że przechowała go wieś, i co najważniejsze – poza wszelką cenzurą, systematycznie uruchomianą przez to czy tamto państwo, aby zniewolić jego nosicieli lub po prostu go wytracić. Znowu Cassirer ma rację: są języki, które łatwiej wytrzebić, niż rozbić ich indywidualną formę. Do takich języków należy język prosty. Zapamiętajmy: rozwijaliśmy go bez cenzury! A że powstały różne haworki? No i co, to moc tego samego języka, który to język jest językiem białoruskim. Haworkowy jego rozmach to jest właśnie fenomen.
Język wyuczony to sztuczność, jeśli w nim nie myślimy. A po jakiemu my myślimy? Pa prostu, ci Uże całkam pa polsku? U mowie żywie jaje duch, mentalitet, i jon moża być dla nas zaUsim czuży, i szto bolsz – U jim nas nienawidziać ci prynamści ni liczać nas poŭnymi ludźmi. Karotkaja była nasza wola być saboju. Ni możno hetaho ni baczyć. Praszu, zachoŭwajem naszu mowu, naszu tojesnaść, dzie tolki możam i jak tolki możam. Kab ni być karotkimi. Karotki czaławiek heta ż ni darosły, heta nirazwitaja dzicia, jakoja zastyhaja na nierazwitaści.
Język jest radością. Jeśli tak pomyślimy, to wiążemy się z językiem dzieciństwa. Nie? Język drugi, którym zastąpiliśmy język naszego dzieciństwa, jest dla nas radością? Jeśli nie jest radością, to nasza osobowość jest niepełna, niewyrażona, utracona. Znam wielu naszych ludzi, którzy posługują się drugim językiem w sposób sztuczny, bez radości, zważając na słowa, i nic o sobie nie opowiadają, ojej. Jacy nowocześni. Jacy dyplomatyczni. W gruncie rzeczy niemi ludzie z tchórzliwości.
W żadnym z moich języków dzieciństwa nie było uprzedzenia. Równoległe posługiwanie się dwoma językami stwarzało to samo widzenie mnie samej i świata. Humbold twierdzi, że język zawiera widzenie siebie i świata – w zadowalającej nas pełni. Ale pisać mi się nie chce. Nawet mówić mi się nie chce. Dosłownie każdy ruch człowieka zagrożony jest mandatami, grzywnami i czort wie jeszcze czym, więzieniem. Nawet spis powszechny otacza złowroga atmosfera straszenia tymi grzywnami, tym więzieniem. Boże! Spis obudowany ojczyźnianymi pogróżkami, straszeniem, że jak się nie spiszesz, to my cię urządzimy! Poza tym, jeśli podstawą jest internetowy spis, to tam też potężnie straszą, że każdy każdego może spisać, strony są fałszywe, i zaraz złodzieje okradną ci konto. A nie każdy może się spisywać internetowo. Ja nie mogę i nie chcę. A pytania idą za daleko. W Peselu mamy przecież wszystko, nawet płeć. Mamy wolność wyznania i wolność niemówienia o wyznaniu, a tu pytanie o wyznanie. Niech będzie, nie ukrywam wyznania no i można na to pytanie nie odpowiadać. Tylko po co to straszenie?!!! Poza tym ja raz wierzę, a raz nie wierzę, zupełnie jak Dostojewski, i nie wpadam w psychozę wiary ani w psychozę niewiary. Miłe mi jedynie wolnomyślicielstwo. A to nie jest tożsame ani z wiarą, ani z ateizmem, bo analizuje i to, i to, widząc i tu, i tam niezbadane głębie. Niestety opcji wolnomyślicielstwa w spisach nie ma.
Poza tym pytanie o wyznanie, to pytanie o baśń, w jakiej żyjemy. Nie o baśń? A Kartezjusz co powiedział w rozprawie „Świat”? A otóż powiedział, że Bóg stworzył od razu dorosłego Adama, i jest to baśń. Ano. Gdzie dzieciństwo Adama? Od razu dorosły? Baśń, to znaczy mit. To, czy tamto, co za różnica. W warunkach psychotycznej wiary, szowinizmu, rasizmu, odpowiedzi na takie pytania są samobójstwem, ale można zmilczeć na szczęście. Ja tak żyć nie mogę, żeby mnie na każdym kroku nieprzytomnie straszyła ojczyzna i to bez dania racji. Co to jest?!!! Ach, pisz dalej. Olej te pogróżki, miotane na ślepo i na zapas. Kiedy piszę o tych pogróżkach o straszeniu przez media, już najzupełniej nieprzytomnie, psychotycznie, to nagle media porzucają ten temat. Jasne. Psychoza spisowa zmęczyła w końcu natchnionych na jeden temat dziennikarzy. Ale jest w spisie kuriozalne pytanie, o kochanka lub kochankę, chyba o drugą rodzinę. Tego pytania nie rozumiem, a jeśli można tak rzec – nie rozumiem w najwyższym stopniu. Na nie też można nie odpowiadać. Z Tolem jednak ostentacyjnie odpowiemy, że kochanków nie mamy. Może chodzi o wielożeństwo w Polsce? Nie wiem, a skoro nie wiem, to pytanie jest bez sensu i nie wiadomo, komu, jakiej sprawie ma służyć. Chyba w żadnej, skoro można zmilczeć.
Straszenie. Jak nie spisem, to zarazą. Wokół starzy ludzie masowo powymierali z przerażenia. Nawet nie tacy starzy, mając sześćdziesiąt, nieco ponad – mogliby jeszcze pożyć, ale atmosfera propagandy i pogróżek, straszenia – zabija przedwcześnie. Bombardowanie liczbami zmarłych, codziennie przez patologiczne media, zabija. Nieleczenie innych chorób zabija – przecież to wszystko razem jest przerażające! Ja wiem, że cała ta medialna psychoza dobiegnie końca – z nagła, bo jak długo można się wydurniać, ale dokonała wiele złego. No i niebawem zacznie się robienie jakiejś nowej psychozy. Terapia szokowa wiecznie żywa. Demokracje? Gdzie? Robienie przez media psychozy to dyktatura. Nie jestem politykiem, a więc polityki nie uprawiam, a więc wolno mi komentować ją dobrze lub niedobrze. Polityki nie uprawia się dla polityki, ale dla mnie. Dla mego dobra. Nie?
Czym jest zgłębianie problemu, samopoznanie, poznanie świata? Ano jest takim rozeznaniem się, że sprawa staje się oczywistością. Zbyt wiele mamy problemów, które nie stały się oczywistością, bo nie było ich zgłębiania, tylko pozostały jako przewlekła kłótnia na śmierć i życie albo propaganda. Jeśli zgłębiany problem nie dochodzi do oczywistości, mamy jego fatalne trwanie, zbyt często łamiące prawa człowieka. Na przykład nigdy nie stało się oczywistością, że życie kobiety jest cenne i mamy na ten temat same kłótnie na śmierć i życie. I znajdzie się jakiś dureń, który na jednej szali postawi martwy płód i życie kobiety, które to życie w takiej sytuacji jest przecież zagrożone. Na ten temat pisze straszne rzeczy GW. Lekarze ryzykują życiem kobiety. Zaczęłaś o języku ojczystym, więc trzymaj się tematu. Dobrze. Ale dygresje muszę mieć. Język nie jest liniowy, ani myślenie nie jest liniowe, bo pisanie, myślenie to nie rozprawa na sali sądowej.
Mój umysł nie jest w stanie wytrzymywać nasilającej się propagandy. I nie jest w stanie wytrzymać spraw, które nie stały się oczywistością, a zatrzymują się na poziomie kłótni i nienawiści. Dalej nie. Nie, i już. Sprawa nie może zastygnąć na „morda w kubeł, bo”… My nigdy nie staliśmy się oczywistością, że jesteśmy ludźmi, że jesteśmy wrażliwi na robienie z naszych morderców bohaterów, że mówimy, omawiamy naszą tożsamość, przyznajemy się do innowierczości, pochodzenia i spodziewamy się, że nic za to nam nie grozi, a co więcej, że mamy wpływ na rozwój sytuacji, jeśli zabieramy głos. Tak się nie dzieje. Nie staliśmy się oczywistością jako mniejszość licząca się, i jako mniejszość-ludzie. Oczywistością dla mnie jest to, że są sprawy głęboko niemoralne. Nieoczywistość, czyli pozostawienie sprawy na kłótni na śmierć i życie, jest dla mnie głęboko niemoralne. Czczenie bandyty jako bohatera narodowego jest dla mnie głęboko niemoralne. Uczenie dzieci gloryfikacji bandytów, przerobionych na bohaterów, jest dla mnie głęboko niemoralne. Traktowanie historii jako ideologii jest dla mnie głęboko niemoralne.
Dokończenie nastąpi
Tamara Bołdak-Janowska