Odnoji noczi Oleksiej ne muoh zasnuti. W piżami sieŭ na kanapi, okryŭsia sukonnoju płachtoju i ŭkluczyŭ telewizor. Tam jakraz była ezoteryczna prohrama. Lude zwonili do astrolożki Saturnii. Joho ŭdiwiło, jak mnouho można doznatisia po czisle rożdienija. Na kunci prohramy woruożka skazała:
– Obaczymosia za tyżdeń w odin czas noczi.
Reszyŭ, szto za tyżdeń do jie zazwonit i może szto-nebut’ dowiedajetsia pro Christinu. Tak zrobiŭ. Ne lahaŭ spati, żdaŭ tuju prohramu. Nareszti pojawiłasia Saturnija:
– Dorohije słuchaczye, ne skrywaite swoich boleznych problem. My od toho, kob wam pomohczy.
Oleksiej od razu ŭziaŭ słuchaŭku i wybraŭ nomer wyśwetlany na ekronowi telewizora:
– Tut astrolog Saturnija, u czuom mohu wam pomohczy?
Trochu zbenteżyŭsia, ale stiszyŭ hołos telewizora i naczaŭ roskazowati:
– Moje imije Oleksiej, ja rozwediany…
– Wy podajte datu waszoho rożdienija i dobre było b, kob skazali, u jakuju poru dnia wy rodilisia.
Oleksiej skazaŭ. Astrolożka naszła tuju datu i odkazała:
– U was specyficznyi astrolohiczny nomer, woon oznaczaje, szto wy osobliwy czołowiek, kontaktny, czestny, sprawdliwy, tałantliwy. Takich nemnuoho na świeti. U czuom problema?
– Ja poznakomiŭsia z żenszczynoju, kotora jak kropla wody pochoża do moieji dieŭczyny z mołodosti. Ja koliś u juoj neszczasliwo ŭlubiŭsia. Teper, na staryje lieta, do mene znoŭ naczynaje woroczatisia sztoś pochoże. Bojusia, szto druhi raz stanetsia neszczastie.
– Skażyte jije imie i jakoho dnia rodiłasia.
Oleksiej wsio perekazaŭ, Saturnija poszukała ŭ kniżci i skazała:
– Wasza znakoma maje taki samyi astrolohiczny nomer szto wy. Takoje welmi redko bywaje, może raz na kilka liet mojei roboty. Jak dobre szto wy do mene zazwonili, ja lublu takije siurpryzy. Wy oboje rodilisia pry takich samych płanietach, sioje oznaczaje, szto wy koliś, u poperednich utieleniach byli bliźniukami. U was odinakowa wibracja enerhetycznych fal. Wy odne prydruhim use budete dobre czustwowati. Wy to dwie połowiny ciełoho. Położu karty, pobaczu szto tam u jei.
Rozłożyła karty:
– Wona zamużnia. U jei pryblokowana enerhietyczna sistema i wona ne odbiraje waszoji energii tak, jak wy.
– Dorohaja Saturnijo, czy ja koli-nebud’z jeju podrużu?
– Hmn… Zaraz pobaczu, szto skażut karty.
Dołożyła szcze sztyry nowy karty i skazała:
– Wy znajete, jei hołowa zabita chworoboju muża. Oprucz sioho, maje jakijeś problemy z dit’mi. Oo, na poczatku nowoho roku pry juoj widno uże ono dwoje diti, odne jakoby czużoje, może to ziat’? Ja uwierana, szto wona was lubit. Usioho dobroho.
Astrolożka zaniałasia druhim telefonom, a Oleksiej sidieŭ jak zaczarowany.
* * *
Na poczatku listopada Oleksieja wyslali na emeryturu. Wuon ne uspieŭ nuditisia, bo za kilka dion zazwoniŭ syn:
– Tato, pomożyte nam. Chrystina musit zaniatisia chworym mużom, a my teper ne możemo ŭziati wuolne. Może wy mohli b posidieti z Lenkoju dwa tyżni?
– Dobre, synok. Jak mus to mus. Koli maju prijechati?
– Tato, welikie spasibo. Pryjed’te w nedilu pud weczur.
– Budu na zmerkani.
Chot’ w kwartiry syna Chrystiny ne było, to odnako wona ostawiła jakujuś, swoju enerhiju, kotora zmusiła Oleksieja pro jije dumati. Zaimaŭsia Lenkoju, a dumaŭ pro Chrystinu. Pud weczur syn z żuonkoju woroczalisia do domu. Roskazowali nowosti i nekotory sekrety swoho życia. Dwie nedili proletiło mihom. Wernuoŭsia do domu i szcze doŭho maryŭ pro Chrystinu. Jakoś chutko pryszło ruzdwianoje swiato. Do Piły prijechaŭ syn z simioju. Mołodyje Iwaniuki prywezli razny nowosti. Odna muocno zbenteżyła Oleksieja – umer Chrystinin czołowiek.
Paru dion po swiatach Oleksiej do jie zazwoniŭ:
– Dorohaja Chrystino, ja nedaŭno ŭznaŭ pro wasze neszczastie. Ja znaju, jak trudno ostatisia bez blizkoho czołowieka. Może wam sztoś treba pomożczy? Każyete, szto budu muoh, to pomohu.
– Spasibo, ne treba, dajemo rady. My ostalisia troje, szcze zo mnoju doczka z ziatiom. Praŭdu każuczy ŭ nas weliki smutok, – wona zapłakała i czerez ślozy poproszczałasia. Jomu mihom uletieli dumki o zustryeczi z jeju. Tak proszła wesna. Zaraz po Kleczani Oleksiej uznaŭ, szto Synowa beremienna. U wereśni bude roditi. Oleksiej żdaŭ wnuka. Deś, u seredini wereśnia zazwoniŭ Syn:
– Diedku, radujsia, majesz druhu wnuczku. Koli do nas pryjedesz?
– A koli można?
– Prijed’ w subotu.
Pojechaŭ. Szczaśliwy bat’ki pokazali ditiatko. Synowa skazała, szto wono wykapanyi bat’ko, a syn – szto dieŭczynka soŭsiem pochoża do swojei mamy. Oleksiej spytaŭ:
– Jakoje imje pridumali siomu czudowi pryrody?
– To nasza Karolinka – poczti razom skazali szczaśliwy bat’ki.
Oleksiej ne odozwaŭsia. Hlanuŭ na ditia i jomu wydałosia, szto wono soŭsiem pochoże na projektantku Karolinu.
– Wam sioje imije ne ponarawiłosia? – spytaŭ Syn.
– Nu, szto ty, to hoże imije, jakraz takuj choroszenkuj diewoczci. Chto bude pilnowati siuju slicznotku? – spytaŭ.
– Nasza Niańka, – skazała Synowa.
Na twarowi Oleksieja pojawiłosia szczastie. Wuon naczaŭ tieszytisia jak małoje ditia. Mołodyje bat’ki byli uwierany, szto Didok tak tieszytsia wnuczkoju, a joho utieszyło, szto Chrystina szcze sousiem ne potraczana.
U doma ŭse rozdumowaŭ, czuom Syn z Synowoju tak nazwali doczku. Z tysiaczy ŭsiakich imion musili wybrati Karolinu. Kob chot’ wona ne była takaja złuośnicia jak taja projektantka. A może wony tak nazwali, bo ditia pochoże do Chrystiny? Nu dobre, to czuom ne nazwali Chrystina? Mnuoho szcze sam sebe pytaŭ, ale otwieta ne naszoŭ.
* * *
Oleksiei do Poznania ne jezdiŭ u roboczy dnie i do Chrystiny ne zwoniŭ. Ne chotieŭ benteżyti ŭdowiciu do roku po smerti jije czołowieka. Odnako pud kuneć roku sztoś joho naczało muczyti. Z hołowy ne wylitali dumki pro jie, najbuolsz koli ono luoh spati. Tohdy baczyŭ jije jak żywuju, ne ŭse ŭ ciełoum widi. Raz lubowaŭsia jije twarom, innym razom rukami, a koli-nekoli jomu pokazowalisia jasny wołosy z aureołoju. Jomu odnako chotiełosia jie obacziti na jawi, pohoworyti, ale ne chotieŭ byti nachałom. Podumaŭ, szto ŭperucz zazwonit do astrolożki.
Try tyżni zwoniŭ czerez cieły jije prohramy, ale telefon usio byŭ zaniaty. Na czetwertomu tyżniowi udałosia. Nareszti ŭczoŭ:
– Zrastwujte, tut astrolog Saturnija, u czuom mohu wam pomouhczy?
– Moje imije Oleksiej, ja do was ŭże druhi raz.
– Tieszusia, ja lublu, jak lude do mene druhi raz zwoniat.
Oleksiej skazaŭ, koli ŭrodiŭsia wuon i joho podruha, tak nazwaŭ Chrystinu.
– O, pomniu. Wy oboje majete takoje samoje enerhetyczne pole.
– Dorohaja Saturnijo, ale czy my koli-nebud’ budemo blizko sebe?
– Dobre, prowieru. Usio zhażajetsia. Wy oboje znachoditesia u dwanadcetomu numerolohicznomu roci. Poczti ŭsie płaniety na was oboje odinakowo diejstwujut. Położu karty. O, na Chrystinu szcze troszku wlijaje energia jeji muża, ale ne zadouho sioje zhine. Wasza znakoma szcze ne znaje, szto to wy budete najliepszym likarstwom na jie chworu duszu. To wy usilite jije enerhetyczne pole. Wona pry was bude szczaśliwa.
– Koli sioje stanetsia?
Saturnija położyła szcze dwie karty i skazała:
– Karty każut, szto sietym letom. Szczastia wam. Bud’te zdorowy.
– Spasibo, – skazaŭ, ale sietoho słowa ŭże nichto ne czuŭ.
* * *
Nastało lieto. Syn z simioju pojechaŭ odpoczywati nad more, a Oleksiej u hory. Wybraŭ neweliki pensjonat u Krynici. Uże druoho dnia poszoŭ do Pijalni wypiti leczebnu wodu. Kupiŭ bilet i kuboczok z nosikom. Naliŭ sobie wody „Zuber” i potroszku piŭ, chodiaczy po welikoj zali. Pojszoŭ u odin kuneć, pośli ŭ druhi i tohdy zamietiŭ, szto koło okna stoit jakajś chorosza żenszczyna. Pudyjszoŭ troszku bliżej i jomu pokazałasia Zjawa-Karolina. Nad jije hołowoju byŭ switiaszczyjsia winok. Joho aż streliło. Chotieŭ utikati z sioho miestia, ale dieŭczyna troszku obernułasia i wuon obaczyŭ szto tam stoit Chrystina. Stojaŭ jak neżywy i radowaŭsia jije krasojo. Na sobie mieła bluzku bez rukawoŭ, szortiki i tapki. Nohi i ruki jak toczany, swietły wołosy prykrywali pleczyki, wokruh wołosoŭ – aureoła. Wona szcze troszku powernułasia i teper było widno akuratny biust.
– Nu, soŭsimWenera z Milo – czut’ ne kryknuŭ Oleksiej.
Stojaŭ minutu, a może dwie. Chrystina poczustwowała, szto chtoś na jije usilno diwitsia, hlanuła na Oleksieja. Spoczatku poweła sebe, jakby obaczyła kohoś neznakomoho, ale hlanuła szcze raz i usmichnułasia. Wuon tohdy podyszoŭ do jeji.
– Zdrastwujte, Chrystinko, jakaja radost’ was ustretiti u Krynici.
– Zdrastwuite. Ja nawet ne podumała, szto wy tut budete, – odkazała.
– Wy kohoś żdete?
– Znajete, trochu tak, a trochu nie. Nie, bo ja nikoho tut ne znaju i z nikim ne domoŭlałasia, a tak, bo maja intuicyja podkazuje, szto tut kohoś ustreczu.
– Nu, ja ne budu wam zaważati. Spytaju ono pro moje ŭnuczeniatko.
Christina moment moŭczała i udiwiła Oleksieja swoim otwietom:
– Może to wy budete tym czołowiekom, kotoroho ja żdała?
– Oj, ja byŭ by welmi szczaśliwy, koli b wy zhodilisia zo mnoju prowesti czas u Krynici.
– Nu, to my sebe naszli, – odkazała.
(protiah bude)
Wasia Platoniszyn