Karonawirusny reżym złamaǔ minie. Usio zaczynaja żyć, ali żywaja kultura, na scenie – nie. Tak złamaǔ, szto nijakaho sensu żyćcia ja ni baczu. On-line ta nas poǔno było i da siońnia. Ja chaczu żywych ludziej i ni chaczu, kab mnie z wierchu nakazywali rabić toja, a ni toja, i pradukawali reżymny fejk za fejkam.
Ludzi zaǔsza choczuć stabilizacji i wolnaj kultury. Wolnaj! Ali najmałodszyja zaǔsza choczuć kudyś wyjażdżać, i ǔsio mianiać, siońnia pad rynak, pad papsu, a heta zabiwaja kulturu. A patom acznucca, nawat jaszcze buduczy adnosno maładymi, tak pad sorak, i za sorak, szto żyćcio pajszło na puściacznaść. I jany raptam choczuć stabilizacji i wolnaj kultury. A chtoś takuju kulturu ceły czas rabiǔ, tolki jaho zamaǔczali, bo ni pad rynak, ni pad papsu. Tak wyhladajuć sprawy. Jany ni mianiajucca. I ni mianiajacca toja, szto żyćcio pamiraja i ad hetaho czaławiek smutnieja, i hetaho dla jaho chwacić. Niekataryja najmałodszyja nawat rysunki mianiajuć Antuanu de Sent Ekziupery na „bolsz kalarowyja” i bolsz bliściaczyja, na nowyja!!! Ta ż heta zładziejstwo. Piararabić lepszaja na horszaja, ni hledziaczy na aǔtarskija prawa. Ali pryduć druhija najmałodszyja, z bolszym paniaćciem pra hetyja sprawy i wyjmuć z ciomnych kutkoǔ tych, jakich papsiory zamaǔczali. Heta taksamo wieczny ruch u kultury.
Kali ja hladzieła na matylkou, na kwietki, na ptuszak, padumała: heta adna dusza tak sibie pakazywaja, na miljony sposabaǔ? Adna wielizarnaja spolnaja dusza? Adna na ǔsich? I waroczajacca da sibie, kab znoǔ razbicca na miliony? I czaławiek znikaja, bo jon joj nadajeǔ? I dusza ziamli – adna na ǔsich – chocza nowaho czaławieka? Bo jon ni ǔdaǔsa? Ci adzinawych stało za mnoho?
Tak hawaryli fiłasofy.
A moża i pamierszyja ćwituć, tolki my jich ni baczym?
Chibo czaławiek heta ni kwietki, ci tut, ci tam.
A moża adna dusza na ziamle piarakidajcca jak ziarno kwietki ci drewa? Tam pasiejamsa, i tam? Prynimaju taki status czaławieka. Na chwilinu. Na chwilinu, bo z hetym piarakidańniem sztoś ni tak – ja baczu paǔsiudu miortwyja ptuszak, wielkich i maleńkich. Tut hałubka lażyć miortwaja, tam wiarabiejczk – za mnoho! I kabany padochli, i lażać tut i tam. Ali chaj budzia statusowaja chwilina, abstraktanaja.
Tady wypadaja spytacca: kudy piarakinulisa biełarusy? Dzie znoǔ ćwituć? Szto piarakinulisa, heta widać. Sama piarakidałasa i baczyła, jak druhija piarakidajucca. Piarakunulisa ũ roznyja miescy na ziamle z swajich wiosak. Ćwiciem?
Nie. Piarastali ćwiści.
Niekataryja hawaryli ǔ swajich kwaterach pa-prostu, ali dzieci tolki pa polsku. Patom i staryja stali hawaryć tolki pa-polsku. Czuła, baczyła. Druhija ǔ swajich kwaterach hawaryli ad razu tolki pa-polsku, ali jich dzieci prasili, kab skazali sztoś pa-prostu, jakujuś zabaǔlanku, ci kab sztoś zaśpiawali pa-prostu, i baćki rabili heta, abo ni rabili. Czuła, baczyła. Niekataryja hawaryli i tak, i tak, i byli ǔ jich biełaruskija kniżki. Wiedaju, baczyła. Ali heta ǔsio abaznaczało: adnak piarastali ćwiści. Jeśli ćwili, ta tolki ǔ swajej kwatery. Nidzie ǔ pracy ni mahli hawaryć pa-prostu.
Niekataryja a naszych ǔ kwaterach ǔ haradach stali straszno pić, nu ałkaszy. Kali napilisa, adbirało jim rozum. Na pachmielle znoǔ wypili. Try miesiacy ni pili, a patom znoǔ. I warjacieli. Dwa tydni ni pili, a patom znoǔ. Moj dwajuradny brat Szuryk, jak napiǔsa, ta warjacieǔ. I jaho baćko, Saszko, taksamo. Dwa Aleksadry. Adzin Szuryk, druhi Saszko. Szuryk bolsz piǔ i bolsz warjacieǔ. Kidaǔsa z kułakami na żonku. Napity Saszko tolki celymi hadzinami maliǔsa maciuhami da majej ciotki, swajej żonki, ali ni z kułakami. Czuła, baczyła. Saszko piarakinuǔsa ǔ horad z Świsłaczanaǔ, a ciotka z Zubkoǔ. Ni ćwili. Muczylisa saboju i chibo było jim ciażko. Piersz żyli ǔ najomnaj kuchni, ciesnaj, chałodnaj, strasznaj, z hniłoju padłohaju. Patom dastali kwateru z kwaterunku, charoszuju, z parkietam, z cehły, z wielkaju kuchniaju. Adzin wielki pakoj. Jaszcze na wioscy Saszko pa pjanamu warjacieǔ. Sakieraju dziabnuǔ majho backu ǔ łob, aż astaǔsa rubiec na cełaja życcio, i baćko pastanawiǔ nikoli bolsz z jim ni pić, i hetaho trymaǔsa. Saszko na staraść staǔ wielmi dobrym czaławiekam. Niańczyǔ unuczkaǔ jak najlepszaja niańka. Amal piarastaǔ pić, i ni warjacieǔ, kali napiǔsa. Ciotka (siatra maci) noczju pamierła ǔ łaziency i jon jaje najszoǔ ranicaju ǔże astyǔszuju. Paśla jaje śmierci jon zawioǔ sabie babu-kachanku, susiedku. Szuryk z daczkami i żonkaju ǔże mieǔ swaju kwateru, try pakoji, na druhom kancy horada i horszuju, z ciesnaju kuchniaju i lentexem. Szuryk piǔ sztoraz bolsz, prystawaǔ z pićjom, kali chtoś swajaczny da jaho zajszoǔ, aż swajaki piarastali w ohule zachodzić. Daǔno ni żywie. Zapiǔsa na śmierć. Byǔ starejszy ad minie na dziesiać hadoǔ. A Saszko pamior czeraz zub. Wyrwali i pajszoǔ krywatok, a ad hetaho insult. Ni dawiaźli da szpitala. Zanadto rano pamierła żonka Szuryka, kali jaszcze dźwie daczki byli małyja. Jon jaje zamuczyǔ. Nowaja baba Saszki zaraz pastarałasa, piszuczy danosy, kab kwatera Saszki paszła na jaje, a jany ż, ciotka i Saszko, kwateru astawili starszaj doczcy Szuryka, tam jaje zamaldawali. Joj tady było trynaccać hadoǔ ci trochi bolsz. Taja baba pisała ǔ danosach, szto ǔ kwatery nichto ni żywie. A daczka Szuryka raz naczawała ǔ to kwatery, a raz nie. I adno, i druhoja było szwindlam, ali bolsz druhoja ad toj nowaj baby Saszki, kachanki. Eksmisja. Szuryk pawykidaǔ usio baćkoǔskaja z kwatery na śmietnik, a ǔsio było pierszaj jakaści, czużyja ludzi pazabirali. Meblu, paściel, darahija dywany. Dy i było dzieś schowanaja zołato i hroszy.
Mużyki, naszyja ci ni naszyja, nachodziać sabie strasznych bab na kachanak. Aby tolki chutko paszła ǔ łożak. Hetakija strasznyja baby-kachanki baczać tolki swaju karyść.
I tak. My piarakidajmsa ǔ lepszaja żyćcio, a patom toja naszaja lepszaja żyćcio syny wykinuć na śmietnik, i my tam pawalajamsa, i pazbirajuć nas dla sibie czużyja ludzi, i buduć dziwicca, chto tak zwarjacieǔ, kab darahoja dabro wykidać. A kwateru zabiare sibie cwanaja kachanka naszaho ǔdaǔca. Tak ćwiciem u lepszych miescach.
Kantakt z majimi trajuradkami pa Szuryku i Saszcy mnie abarwaǔsa. Jakiś czas byǔ na mabiłku starszaj, ali raptam mabiłka stała maǔczać. A adres ja daǔno zhubiła – heta kwatera była pa Szuryku, znaczyć ba baćkach trajuradki. Szkada. Pra małodszuju trajuradku znaju, szto paśla śmierci swajej maci, żonki Szuryka, na mahiłkach, na pacharonach, jana abamleła, joj było sześć ci siem hodzikaǔ. I ad starszaj wiedaju, szto jana stała ałkaszkaj u darosłaści, i ni ǔdajecca z joju nawat pahawaryć. Boże moj! Jak ża my ćwieciem u lepszym miescy!
Czamu ja pra heta apawiadaju. A tamu, szto jeśli sztoś piszasz pra żyćcio ci apawiadajasz, ta praz mament zdajecca, szto datykajasz wiecznaści, szto datykajasz praǔdziwaho żyćcia, szto ty, czaławiek-aǔtar, mieńsz śmiarotny. Chwatajasz tuju chwilinu, jakaja napraǔdu była poǔna żyćcia, jakaja była żyćciom i ty – czaławiek-aǔtar słoǔ pra heta – znoǔ czujasz tuju chwilinu, jak wiecznaść, jak biesśmiarotnaść, i znajasz: sam czas heta dzieś u sibie trymaja, czas pamiataja, czas wiedaja. Baczysz ty heta ǔsio jak żywoja, bo jano żywoja dzieś u kiszeniach czasu. Ni dumajasz: żywoja, pakul ty żywiesz. Dumajasz: czas charonić pamiać pra nas na wieki. I piareczysz sabie ǔ takich dumkach. Raz zdajeszsa śmiarotny, a raz wieczny.
Mowa heta sztoś, szto trywaja, choć ludzi pamirajuć: tak napisała i stała dziwicca. Czamu. Bo bywaja tak, szto pamirajuć ludzi i pamiraja jich mowa. Ali status heta: ludzi pamirajuć, ali mowa żywie. Napraǔdu tak? Tak. Status taki. Tak żywuć narody.
Nu dobro. A jeśli mowa pamiraja ǔ żywych ludziej? Tak spytałasa i amal sama ni pamierła ad ciażkaści pytańnia. Czamu?
Czamu radnaja mowa pamiraja ǔ żywych ludziej, dla jakich jana rodnaja?
Ci tamu, szto ni było rodnaj szkoły? Tak. Tamu.
Ci tamu, szto prydumali miakkuju asymilacju, kab sami biełarusy kazali: kamu patrebno hawaryć pa-prostu cipier, heta tolki miaszaja naszym dzieciam dobro wuczycca ǔ polskich szkołach? Tak. Tamu. Ci tamu, szto rodnaja mowa sama wydachłasa? Nie. Tak ni bywaja. Rodnyja mowy żywuć, choć ludzi pamirajuć.
Ali hałakost zabiǔ jidysz. Pamierli ludzi, i pamierła mowa. Bywaja straszno na naszaj ziamle. I upadaja status.
Czamu ǔsio taki prostaj mowy sztoraz mieńsz? Bo ni było rodnaj szkoły, bo była miakkaja asymilacja, nu i heta: bo jaje duszyli w WKL, kali pryniali zakon, kab była tolki polskaja mowa. Prastaja mowa ćwiła na wioskach. Ćwiła! Uczora jaszcze ćwiła.
Astajucca nam tolki tyja, chto jaszcze pisza na prostaj mowie i chto jaszcze czytaja razumiejuczy jaje? I tyja, chto znaja literaturnuju biełaruskuju mowu i jaje siastru – prostuju mowu, i ni pryznaje prostoj mowy horszaju, nipatrebnaju? I tyja, chto jaszcze znaja i kirylicu, i łacinku? Jak ni nojdzia dla sibie biełaruskaści ǔ łacincy, ta paszukaja ǔ kirylicy? Heta ż bahactwo, mahczy tak szukać swajho? Nu i tyja nam astalisa, jakija jaszcze ni paǔciakali z wioski ci miasteczka i jich sztadzionnana mowa ćwicie.
My żywiem u rassiejanaści i ni majam aǔtanomji ci swajho parłamientu. Biez hetaho pamrem chutko. Budzia poǔnaja asymilacja, a ni tolki moǔnaja. Szkada naszaj bahataj kultury. My zaǔsza byli aǔtanomnymi ludźmi, żywuczymi pa lasoch. Chwatali sabie. Siarod adzinawakaści ǔ czas hłabalizaji nas ni budzia. Zhiniam ad adzinakawaści! Budziam modno i słuszno partolić jakujuś tam mowu pa-anhielsku, jak kiepskaja kraǔczycha partolić swajo szyćcio, dumajuczy, szto szyć umieja? Ta ż szyja, bo maja maszynu i nitki?
Ci majam ajczynu za hranicaju? Ajczynu, jakaja zastupicca za nas? Ci majam ajczynu za hranicaju, jakaja prymia nas jak swajich? I budzia hawaryć z nami na naszaj mowie? Ci majam ajczynu, u jakoj my ni musim asymilawacca i pałochacca ad naszaj tojesnaści? Ci my chwatajam sabie tam, dzie żywiem? I cieszymsa swajeju kulturaju, swajimi szlubami, swajimi pieśniami?
Jeśli sabie ni chwatajam, budziam asymilawacca biez bolu.
Ci my majam ajczynu, jakaja daje nam bahacicca z ułasnaj pracy i spryjaja nam u hetaj sprawie? Nam, a ni mafji, jakaja nażywajacca na naszaj pracy, a nas wypichaja ǔ biazdomnaść i biespracoǔje, i łaskawo daje nam naczleżki z błochami i kłapami, dy jaszcze za jich trebo płacić – za błoch i kłapoǔ? Ci majam ajczynu, dla jakoj miły naszy imiony, proźwiszcza i nasza wiera, ci naszy mnohija wiery, a nijakaja z jich ni lepsza? Ci my majam ajczynu, jakaja cenić swajich wielkich paetaǔ, ni hledziaczy, ci heta mużyk, ci baba, ci „swoj”, ci „ czuży”? I z usich sił chadajniczaja za jich? Jak moża starajacca, kab pra jich, pra jich wielkija kniżki, dawiedałasa zahranica? I dbaja, kab dawali jim uznaharody za wielkija kniżki? Ci my majam takuju ajczynu, jakaja daje dobryja hroszy za dobruju pracu i za dobryja kniżki? Ci my majam takuju ajczynu, jakaja pilnuja, kab u biznes ni lezła mafja? Ci my majam takuju ajczynu, jakaja ni robić honki pacukoǔ dniom i noczu, i ni nazywaja ludziej pacukami (ci waǔkami)? Ci majam ajczynu, jakaja ni rujnuja szkołaǔ, dzielaczy jich na lepszyja i horszyja, ali robić, jak robiać Finy, u jakich usie szkoły taksamo dobryja, bo inaczej rabili b adnych dziaciej lepszymi, a druhich horszymi, bo kożnaja dzicia maja prawo na dobruju szkołu? Ci my majam takich ludziej, jakija budawali b dla nas dobruju, prychilnuju ajczynu? Tut, tam, dzieś, dziekolwiak? Majam takich ludziej, ci ǔże kożny czaławiek heta pacuk i woǔk? Ajczynu budujuć ludzi, a ni pacuki ci waǔki. Ci my majam SMI, dzie ni machlujuć za hroszy toj ci druhoj mafji? Dzie żurnalistaǔ ni możno kupić, a trebo płacić im tolki hanarary, taksamo jak mastakam i piśmiennikam? Ci majam takuju ajczynu, dzie nima zadniaho czysła zakanadaǔstwa, kali na prykład raptam twoj dom ci twaja kwatera za twaje hroszy (za ciażkuju twaju pracu) okażacca czużaja? Ci majam ajczynu, dzie zakon jeść zakon dla ǔsich bandytaǔ? Ci jeść dzie ajczyna, jakaja ǔ swajich nawinach ni padaje supiareczliwych kamunikataǔ, tak szto ǔ niszto ǔże ni wierysz i dumajasz: adno machlujuć, adno manipulujuć i majuć cibie za durnia, frajera i raściapu? Ci majam ajczynu, u jakoj ni trebo aż tak ciażko pracawać, kab pamierci pierad czasam, a ǔże kupili sabie piać kwateraǔ i czatery wielizarnyja chaty? I pamirajam. Dumajuczy: kupili tak mnoho i pamirajam, bo zamnoho zamahali? Ni trebo było! Ci majam ajczynu, u jakoj możam zbudawać sabie chatku, małuju, ciesnuju, ali ǔłasnuju i pamierci u joj u spakoju? U jakom miescy na ziamle my możam najci kamfort spakoju? U jakoj ajczynie, druhamoǔnaj, palubiać twaju mowu i zachoczuć jaje tłumaczyć na swaju, bo twaju ni tolki palubili, ali napraǔdu pakachali? Szto stałaso z ludźmi – ludzi ni razumiejuć nijakaj mowy! Bo kożnaja mowa zrabiłasa pustoju manipulacjaju. Adzin druhoho robić bałwanom i ni haworyć, tolki manipuluja. „I bełkoczą bełkoczą” – jak każa Rilke pra miortwych. Ci majam dzie ajczynu, u jakoj jeść miesco dla abstraktnaj mowy, szto abaznaczaja: majam fiłasofaǔ i możam absudzić żyćcio biez manipulacji, i zrabić naszaja żyćcio lepszym, biez strasznaści strasznych naczalnikaǔ jak u łahierach? Jeśli ni majam żyćcia i wydatnaho miesca dla abstraktnaj mowy, my ni ludzi, a tolki padobnyja da ludziej – abstraktnaści ni znaja źwiarjo. Ci jość dzie ajczyna, u jakoj ni panoszacca narkamany „i bełkoczą, bełkoczą” kniżkami ci filmami? Ci dzie jeść takaja ajczyna, jakaja utrymoǔwaja małyja i malusiańkija haspadarki, kab ni było biespracoǔja i biazdomnaści pa haradach, jak heta robiać japoncy? Ja by tam palacieła na kryłach, kab była małodsza. Kryły bylib poǔnaśćiu chryścianskimi, ni tak? Isus bosy chadziǔ.
Chwacić pytacca tak pra nasza miesco i ajczynu. Adnak pytacca trebo. Bo napraǔdu piarastaniam być ludźmi..
Tamara Bołdak-Janowska
Rys. aǔtarki