Za rok od 1 kwietnia do 30 czerwca Główny Urząd Statystyczny przeprowadzi kolejny Narodowy Powszechny Spis Ludności i Mieszkań. Takie spisy odbywają są co dziesięć lat. Ponieważ jest to ogromne przedsięwzięcie, przygotowania do następnego już trwają. Po raz pierwszy będzie on realizowany głównie drogą internetową poprzez samodzielne lub przy pomocy osób upoważnionych wypełnianie przez ankietowanych aplikacji spisowej na stronie GUS.
Formularz, tak jak poprzednio, będzie zawierał pytania m.in. o płeć, wiek, stan cywilny, aktywność zawodową (czy jest się osobą pracującą i w jakiej branży, czy bezrobotnym), a także – co dla nas jest szczególnie ważne – o przynależność do Kościoła lub związku wyznaniowego i poczucie tożsamości narodowej. Druga część zagadnień dotyczy mieszkań – ich metrażu, sposobu ogrzewania, wyposażenia w sanitariaty itp.
GUS przypomina, że udział w spisie jest obowiązkowy. Jeśli ktoś nie wypełni formularza, może zostać ukarany grzywną, o wysokości której decyduje sąd.
Już od 2018 r. trwają prace przygotowawcze do przyszłorocznego badania. W październiku ub.r. w dwóch wytypowanych gminach przeprowadzono pierwszy spis próbny. W kwietniu br. rusza drugi, który obejmie po jednej gminie w każdym z szesnastu województw. Ich celem jest przetestowanie metod pozyskiwania informacji, aby uzyskane wyniki były maksymalnie pełne, rzetelne i wiarygodne.
W podlaskim wytypowano do próbnego badania gminę Dubicze Cerkiewne w powiecie hajnowskim. Liczy ona niewiele ponad półtora tysiąca osób, a liczba jej ludności systematycznie spada. W 2018 r. urodziło sie tam zaledwie czworo dzieci, a zmarły 53 osoby. Gminę tę do próbnego spisu wytypowano ze względu na jej szczególny charakter demograficzny, a przede wszystkim dlatego, iż 60 proc. jej ludności to mniejszość białoruska (w 2002 r. zadeklarowało ją ponad 80 proc. mieszkańców) i jest różnorodna pod względem wyznaniowym (zdecydowanie przeważają prawosławni, a oprócz katolików mieszkają tam baptyści i zielonoświątkowcy). Urzędnicy GUS temu nietypowemu miejscu w kraju postanowili bliżej przyjrzeć się statystycznie.
Wyniki kolejnych spisów powszechnych wykazują ciągły spadek liczebności naszej mniejszości. W 2002 roku było to 47,6 tys., zaś w 2011 r. 43,9 tys. osób. Ten spadek można określić jako jeszcze niższy, gdyż narodowość białoruską jako jedyną wskazało 64,7 proc., a reszta (15,6 tys. osób) zadeklarowała jednocześnie białoruską i polską tożsamość narodową.
Pytanie o wyznanie religijne pojawiło się dopiero w ostatnim spisie z 2011 r. Liczbę prawosławnych w Polsce ustalono wówczas na 156,3 tys. osób, z czego ponad sto tysięcy na Podlasiu. Cerkiew tych danych nie uznaje, w sprawozdaniach przekazywanych do GUS podaje własną liczbę 507 196 wiernych (stan na koniec 2018 r.).
Informacje zebrane podczas spisów są niezbędne do prowadzenia polityki państwa, na ich podstawie wyliczane są subwencje dla samorządów, dotacje unijne, kształtowane jest planowanie przestrzenne. W naszym przypadku wskaźniki narodowościowe decydują o możliwości postawienia tablic dwujęzycznych i wprowadzenia języka białoruskiego jako pomocniczego w gminach. Po pierwszym spisie w 2002 r. uprawnionych do tego było 13 podlaskich gmin. Radni pięciu z nich takie uchwały podjęli, a w gminie Orla jako dotąd jedynej stanęły tablice z podwójnymi polsko-białoruskimi nazwami miejscowości. Po spisie w roku 2011 trzy gminy – Czeremcha, Gródek i miasto Bielsk Podlaski – takie prawo utraciły. Odsetek osób deklarujących tam narodowość białoruską spadł tam poniżej wymaganego progu 20 proc.
Nic nie wskazuje na to, by te niekorzystne tendencje wskutek postępującej asymilacji i polonizacji uległy zahamowaniu. Przyszłoroczny spis powszechny najpewniej wykaże dalsze skurczenie się naszej mniejszości. Pozostaje tylko pytanie, jaka będzie tego skala. Czy sprawdzą się wyliczenia Jana Maksymiuka w Czasopisie i po dziesięciu latach ubędzie nas kolejne 17 proc. i jaki efekt statystyczny przyniesie w praktyce jego na to lekarstwo, czyli propagowanie języka podlaskiego?
Zbliżający się spis powszechny to wyzwanie dla przedstawicieli wszystkich mniejszości narodowych w Polsce, gdyż one w mniejszym lub większym stopniu mają podobne problemy jak my. Działacze stowarzyszeń śląskich już teraz przygotowują plan działań, by przekonywać swą ludność do deklarowania takiej narodowości, choć oficjalnie wciąż w Polsce nie uznawanej (od 2017 r. skarga na to czeka na rozpatrzenie przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu).
Przed ostatnim spisem przedstawiciele naszej mniejszości podjęli akcję uświadamiająco-informacyjną, w którą włączyli się też proboszczowie części parafii prawosławnych. Teraz takie działania koniecznie trzeba będzie powtórzyć i je zintensyfikować.
Jerzy Chmielewski