Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    Jurczenia: Cień kolaboranta czy niewinnego człowieka?

    Jak potym rapartavaŭ milicjant z tamtejszaho pastarunku, Jurczenia haspadarkaj mało cikawiŭso, byŭ chuliganawaty, swaryŭso i sudziŭso z susiedziami…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    14. Chto vpravo, chto vliêvo, chto v błudy

    Posłuchavšy v radivi 13 hrudnia 1981 promovu generała Jaruzelśkoho razy dva-try, my z Gienikom R. i Janom G. vyryšyli, što nam u Varšavi nema sensu zmahatisie ni za socijalizm, ni proti socijalizmu, i postanovili evakuovatisie na Biłostôčynu. Zreštoju, šče pered południom toho samoho dnia administracija domów studenta ohołosiła zarządzenie, što studenty povinny pokinuti akademiki i jiêchati dochaty. ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Pogranicza

Czy Kirgiz zszedł już z konia?

Autorytetami, do których wiedzy i przebytych przez nich marszrut nawiązuję w reportażach w „Czasopisie”, są dwaj znani podróżnicy. Dawno temu rozbudzili oni zainteresowanie na świecie peryferiami imperiów między Rosją, Chinami i Indiami. 

Pierwszy z nich to Bronisław Grąbczewski – polski badacz, etnograf, kartograf, odznaczony za swą pracę przez samego cara Rosji. Swoje „Podróże po Azji Centralnej” opublikował w latach dwudziestych, będąc już na zasłużonej emeryturze. Mając dużo wolnego czasu przelał na papier swe niebezpieczne włóczęgi z końca wieku XIX. W tym te po górach zamieszkanych przez koczowników w jurtach – Kirgizach. 

Drugą ważną dla mnie postacią jest ikona światowego reportażu Ryszard Kapuściński. Pod koniec lat sześćdziesiątych ukazał się zbiór jego reportaży „Kirgiz schodzi z konia”.

Obaj podróżnicy opisali ówczesne realia na tym egzotycznym jeszcze obszarze. Ich książki ukazują, jak zmieniał się światopogląd jednostki wobec zaniku odwiecznej cywilizacji, jaka go ukształtowała. Dlatego jadąc ubiegłej wiosny do Kirgistanu, a potem jesienią na drugą stronę Tien-Szan, nurtowało mnie pytanie, czy Kirgiz rzeczywiście na zawsze zszedł już z konia.

Podążając w te strony po ponad 130 latach po Grąbczewskim i ponad 50 po Kapuścińskim na pierwszych Kirgizów natknąłem się już na lotnisku w Emiratach Arabskich. To byli mężczyźni, wyróżniający się w tłumie podróżnych wysokimi białymi czapkami z otokami przypominającymi siodło, ozdobionymi wyszytym granatowym ściegiem z motywem ludowym. 

Lecieliśmy razem do Biszkeku, stolicy byłej sowieckiej republiki, a od 1991 roku niepodległej Kirgizji. Naród ten nigdy wcześniej w swej wielkiej historii nie posiadał unitarnej państwowości.

Postsowiecki Biszkek
Postsowiecki Biszkek

W do bólu sowieckiej, bardzo młodej stolicy pełnej równie młodych ludzi, trudno być oczarowanym architekturą. Licząca ponad milion mieszkańców aglomeracja razi brzydotą blokowisk (nadrabia to piękno urodziwych Kirgizek). W mieście panuje pomieszanie megalomanii z prowincjonalnością. Gigantyczne flagi na wielometrowych masztach, pomniki mitycznych bohaterów trzymających dombry (narodowy instrument muzyczny) albo siedzących na wierzgających koniach świadczą o aspiracjach republiki. Wiejskie domki jednorodzinne z lat stalinowskich, brak bruku na niektórych ulicach oraz budzący mnie co rano kogut przypominały zaś o drugiej jego stronie z pozostałościami wiejskiego krajobrazu,  osad i aułów, jakie opuścili ich dziadkowie. Przez głowę przemknęło mi nawet przez chwilę skojarzenie z Białymstokiem. Wyobraziłem sobie dawne Bojary, kontrastujące z blokowiskami wokół. Pomyślałem o Białorusinach z Podlasia, których wielu – mieszkając w mieście – w weekendy i święta wciąż z nostalgią podąża do swych rodowych siedlisk. 

O podobnych przyzwyczajeniach mieszkańców stolicy Kirgizji opowiedział mi taksówkarz. Sam pochodził z miejscowości Aral. 

Był pan w Samarkandzie, tak? – nawiązał do opowiedzianych przeze mnie wojaży. – No ja też kiedyś byłem w Uzbekistanie. W Taszkiencie. Ładnie tam, ale ja lubię Biszkek. Góry blisko. Góry niech pan zobaczy, albo od razu jedzie nad nasze jezioro – to trzeba chociaż raz w życiu zobaczyć. Tylko cieplej trzeba się ubrać, a nie tak –  wskazał na moją lekką koszulkę. 

Nad jeziorem Issyk Kuł – drugim co do wielkości górskim jeziorem na świecie – poznałem młodą przewodniczkę imieniem Nasykat. Z Biszkeku można dojechać tu marszrutką. 260 km i nawet nie za bardzo trzęsie. Pomiędzy górskimi podejściami a pływaniem statkiem przewodniczka opowiadała na ile aktualny jest obraz kirgijskich klanów, malowany przez polskich podróżników, a na ile to już tylko wspomnienie z czarno-białych fotografii.

– Każdy Kirgiz był i jest związany ze swoją rodziną i miejscem urodzenia – zaczęła. – Moi są z issyk-kulskich. 

– Ale tak jest właściwie wszędzie, co tu oryginalnego? – zapytałem.

– No tak, ale u nas rodzina oznacza też dalekich krewnych i dalekich kuzynów, których łączy wspólny przodek, posiadane stada, dawne miejsca. Stąd pamięć o tym, kto jest czyim prapraprawnukiem czy praprapraprawnuczką jest takim… hmm… obowiązkiem jej członków – dokończyła zdanie z pewną niepewnością w głosie. 

– Spisujecie to gdzieś?

– Moja babcia i mama mają tę wiedzę w głowie, ale ja już mniej. Niby powinno tak być, ale mnie interesuje polityka, geografia. Lubię przebywać z turystami, bo mogę opowiadać nie tylko o nas, ale planować też swoje własne życie. Chciałabym pojechać do Berlina. Zrobię to kiedyś. 

– Ale imion krewnych nie zapomnisz? 

– W sumie to możesz nawet nie pamiętać każdego imienia, ale wszyscy Kirgizi są przypisani najpierw do tego o czym mówiłam. To się nazywa keczek-oruq, potem czung-oruk, nad tym jest jeszcze oroł. No, ale prościej mi powiedzieć „ja – issyk-kulska”.

– A te człony nazw to wspólni przodkowie?

Na czole Nasykat widać było grymas, że szuka odpowiednich słów.

– Ciężko mi to opisać po rosyjsku. Chodzi najpierw o wspólnego przodka męskiego, potem o klan, a potem o plemię. Ja jednak powiedziałam, że jestem z issyk-kulskich, bo coraz częściej pytając o korzenie pytamy też o miejsce i dopiero potem rozmówca może zechcieć dowiedzieć się szczegółów. Ja czasem mam z tym problemy – zaśmiała się perliście. 

– Bronisław Grąbczewski, który poznał setki Kirgizów na trasach z Rosji do Chin pisał przed stu laty, że wasi przodkowie utrzymywali się ze swoich stad baranów, koni. Mieszkali w składanych na jakiś czas jurtach, po czym koczowali z nimi na nowych pastwiskach. Czy coś z tego jest w ogóle aktualne dziś?

– Częściowo tak. Zobacz jak latem ludzie opuszczają budynki i przenoszą się do jurt. Nawet jeśli stoi ona obok bloku. Ja nie wiem czy poza Biszkekiem, Oszem i może jeszcze Dżalalabadem znajdziesz choć jednego mężczyznę, który nie wie jak wsiąść na konia. A u turystów to normalne, że nie mają o tym pojęcia. Albo spadają, chwytając się nieumiejętnie siodła, albo panikują jak koń nieco przyśpieszy. A ponieważ każdy, kto żyje u nas w mieście ma oej (najbliższą rodzinę), a już na pewno keczek. to nie ma nikogo wśród Kirgizów, komu w święto – oczywiście poza Ramadanem, kiedy jemy postnie – zabraknie baraniego mięsa czy towarzystwa. Zresztą nie tylko w święta. Zawsze kiedy tego potrzebuje. Tylko ci co bardzo chcą, są sami. Najczęściej bogaci, politycy, właściciele firm transportowych. No, ale nie możemy udawać, że świat się nie zmienia. To już nie tylko czas na przypowieści i jurty. Ja najczęściej w swym życiu widziałam tę w muzeum w Biszkeku – roześmiała się ponownie, zakrywając niby to wstydliwie usta. 

Wycieczka to wycieczka, ale mieszkam w mieście – opowiada dalej.–  Lubię kluby, rosyjski rap. A mój brat np. sprzedaje karty SIM. Przeżyłby w Czołpon-Ata, ale wyjechał, by lepiej zarabiać. Ja jeżdżąc pokazuję turystom nasz narodowy skarb, czyli jezioro Issyk Kul, a on pozwala tym samym przyjezdnym dzwonić do dziewczyny czy chłopaka – chichocząc zawadiacko założyła na głowę kaptur

Mroźny wiatr dawał się we znaki. Widok potężnych gór Tien Szan onieśmielał i pozwalał lepiej rozumieć, czemu wiekami nie docierało tu wielu ludzi spoza Tartarii. To nazwa nanoszonej w miejscu całej nieznajomej kartografom części Azji – od dzisiejszego Powołża w Rosji po Wielki Chiński Mur. 

Góry Tien-Szan widziane z centrum Biszkeku
Góry Tien-Szan widziane z centrum Biszkeku

– A ten brat gdzie sprzedaje te karty do telefonu? W jakimś salonie?

– Nie, na granicy z Kazachstanem. Kawałek dalej od Biszkeku. Zwłaszcza jak widzi Europejczyków czy Amerykanów, to wiadomo, że nie mają naszych sieci telefonicznych. Wtedy on podchodzi i oferuje zakup. Proponuje uczciwą cenę, więc ludzie kupują chętnie. To żadne oszustwo. Robi zdjęcie kupującego, wpisuje do systemu – takie jest u nas prawo, potem wydaje dowód zakupu, paragon. Rząd o tym wie. Wszystko legalnie. Ale klacz ma! „Nastojaszczyj” Kirgiz.

Czego nie dopowiedziała 21-letnia Nasykat, uzupełniała ją druga przewodniczka Bermet. Starsza i nieco wycofana. Ich niezgodność co do podstawowych kwestii związanych z rolą pokrewieństwa była dowodem, że Kirgizi sami mają do tego różny stosunek. Podczas gdy Nasykat stawiała akcent na miejsce pochodzenia rodziny, a w mniejszym na klany i plemiona, to jej przyjaciółka dokładnie odwrotnie. 

Po nasyceniu się widokiem jeziora zatrzymaliśmy się na dosłowny popas. Kończył się jeszcze jeden dzień ramadanu. Czas na iftar. Jedząc postną kolację, siedziałem otoczony ośnieżonymi szczytami o różowawym odcieniu zachodzącego słońca. W miejscu położonym wzdłuż drogi łączącej Czołpon Ata i Biszkek zatrzymywało się na posiłek wielu podróżnych. Parowały olbrzymie samowary, pito litrami zieloną herbatę bądź jeden z niezliczonych napitków mlecznych koczowników – żarma, kurut, kumys, tan, maksym, ajran… Gdy pytałem skąd to bogactwo, to każdy napotkany sprzedawca udowadniał, że istnieje ich jeszcze więcej i należy dzielić je wedle stopnia gęstości, fermentacji, dodawanych ziaren płodów rolnych bądź ich braku. W końcu sam straciłem już rachubę, rozumiejąc że naród, który całą swoją historię spędził na koniach, chwytał się każdego możliwego sposobu na urozmaicenie ubogiej diety. Nie jest przecież kaprysem historii, że oddaleni od nich o setki kilometrów Białorusini również szczycą się mnóstwem potraw, których podstawą są ziemniaki, skwarki i śmietana. To raczej dowód na to, że inwencja ludzka – choćby nie wiem jak ograniczona przez naturę – nie zna granic. 

Dojadając kolację, nie podnosząc wzroku spytałem, czy Kirgizi z Kirgistanu mają jakikolwiek kontakt z pokrewnym ludem tureckim – Ujgurami, mieszkającymi w Chinach. Bermet zaskoczyła mnie swoim nagłym nachyleniem się ku mnie. W jej oczach widać było niekłamane zainteresowanie tematem. 

– Ujgurzy mieszkają też w Kirgistanie. Moi przyjaciele to też Dunganie (Chińczycy –muzułmanie) i Ujgurzy. Prowadzą restaurację w Biszkeku z ujgurską kuchnią. Zresztą jest ich kilka. W tej, o której mówię, zjesz najlepszy lagman. Uciekli do nas po którymś powstaniu przeciw Chińczykom. No, ale którym i kiedy, to ci nie powiem, bo jestem słaba z historii. Sama mam daleką rodzinę we wschodnim Turkiestanie. Moja prababcia leży w Kaszgarze. Żyją tam moi krewni, ale mama mówi, że oni zawsze byli tam trochę obcy. Ujgurzy nie koczują po górach jak Kirgizi. Uprawiają winorośl, handlują rękodziełem, są rzemieślnikami. No tak bardziej jak Uzbecy. Bywają przez to wyniośli w stosunku do nas. Lubią konie, ale chyba nikt nie jest związany z nimi tak jak Kirgizi. A koń jest dla nas tym, czym krowa w Indiach. Czy macie coś takiego w Europie, to nie wiem. 

Dzikie kirgiskie konie
Dzikie kirgiskie konie

– Samochody… – zażartowałem. – A jak się porozumiewacie z tymi, co zamieszkali w Związku Radzieckim, a teraz żyją w Kirgistanie? 

– Ja mówię do Ujgurów zwykle po kirgijsku, ale jak nie znam słowa, to używam rosyjskiego. Zresztą to w Biszkeku jest normalne, że nawet rodowici mieszkańcy rozmawiają ze sobą po rosyjsku i to większość. Nasi Ujgurzy też. Nauczyli się.

Nic nowego, pomyślałem, przenosząc się w myślach do Białorusinów na Podlasiu, nie mówiąc o do cna zrusyfikowanym społeczeństwie w Białorusi.

O jesiennej podróży na południe Kirgistanu i dalej do Chin opowiem w następnym numerze „Czasopisu”.

Cdn.

Mateusz Styrczula

Fot. autor 

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • У лютым

    – у 1230 г. на запрашэньне мясцовых баяраў і мяшчанаў пачаў княжыць у Новагародку Міндоўг. Пачалася пабудова беларуска-літоўскай дзяржавы Вялікага Княства Літоўскага. Як пісалася ў летапісе, у 1246 г. Міндоўг з многімі сваімі баярамі „прия веру Христову от Востока”. – у …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (173) – 21.02.1852 г. у Менску адбылася пастаноўка трупай Вінцэнта Дунін-Марцінкевіча першай беларускай опэры „Ідылія” С. Манюшкі і К. Кшыжаноўскага.
  • (120) – 21.02.1905 г. у Ільі (ці Занарачы) нар. архіепіскап Філафей (сьвецкае: Уладзімір Нарко), праваслаўны сьвятар, епіскап Беларускай аўтакэфальнай праваслаўнай царквы. Вучыўся ў Віленскай праваслаўнай духоўнай сэмінарыі і на багаслоўскім факультэце Варшаўскага унівэрсытэта (1925 – 1929). З 1944 г. на эміграцыі ў Нямеччыне, памёр 24.09.1986 г. у Гамбургу.
  • (70) – 21.02.1955 г. у Шчучыне нар. Мікола Нікалаеў, гісторык, жыве і працуе ў Пецярбурзе, аўтар м. інш. кніг „Палата кнігапісная. Рукапісная кніга на Беларусі ў Х-ХVІІ стагоддзях” (1993), «Беларускі Пецярбург»,  дзеяч беларускага руху ў Пецярбурзе. Віншуем з днём народзін і жадаем доўгага жыцьця ў здароўі і працы для Бацькаўшчыны!

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2025 Czasopis