12 września 1967 r. kpt. Fiedoruk podwładnym wydał polecenie służbowe, aby wyjaśnić:
- Gdzie faktycznie Dudzik Jan służył – w „samoobronie”, Weissrussen SS, SD, czy też Gestapo,
– jakie nosił umundurowanie,
– jaki posiadał stopień (podobno podoficer), jakie zajmował stanowisko (dowódca drużyny, plutonu itp.),
- Gdzie, z kim i kiedy wyjeżdżał na ekspedycje karne, kogo aresztowano, zastrzelono, spalono wsie itp.
- Jaki brał udział w likwidacji białostockiego getta, rozstrzelaniu ludzi w Bacieczkach, na Pietraszach i w innych miejscowościach.
- Czy wchodził w skład plutonu egzekucyjnego, czy też sam był dowódcą tego plutonu. (…)
Na ile te zagadnienia udało się niezbicie wyjaśnić, trudno określić, gdyż nie zachowały się na ten temat dokumenty. Wiadomo na pewno, że Fiedoruk dysponował fotografiami byłych policjantów niemieckich, które mogły posłużyć jako dowód „wrogiej działalności Jana Dudzika w okresie okupacji hitlerowskiej”. Potrzebował tylko kogoś, kto go na nich rozpozna w uniformie podoficera Schutzmannschaffen SS.
27 września 1967 r. fotografie okazano między innymi informatorowi ps. „Adam”, który dobrze znał Dudzika z czasów okupacji. Rozpoznał go na grupowym zdjęciu w mundurze. „Siedząca przy nim z prawej strony kobieta prawdopodobnie jest jego żoną” – powiedział.
Przy okazji rozpracowywania Dudzika na podstawie materiałów archiwalnych ustalono z imienia i nazwiska kilkanaście osób z Gródka i pobliskich wsi, które także służyły w białoruskiej Samaachowie przy białostockim Gestapo. Po zakończeniu wojny część z nich wróciła do rodzinnych miejscowości, a niektórzy wyjechali na Ziemie Odzyskane bądź trafili za „żelazną kurtynę”.
Kapitan Fiedoruk kandydata na TW znał osobiście. Nadzorując kontrolę operacyjną, którą objęty był od 1950 r., wzywał go na przesłuchania. Miesiąc przed dokonaniem werbunku rozmawiał z nim w Komendzie Powiatowej MO w Białymstoku, gdzie był wezwany w sprawie byłego policjanta niemieckiego z posterunku żandarmerii w Gródku, Aleksandra Nowojczyka. Wówczas Fiedoruk zapytał Dudzika o jego przynależność w okresie okupacji do faszystowsko-nacjonalistycznej organizacji zwanej „Samoobroną”.
Przyszły TW nie zaprzeczył, ale utrzymywał, że należąc do tej formacji był tylko sanitariuszem w szpitalu. Przekonywał, że:
Podczas okupacji został przez Niemców zatrzymany i miał być wywieziony na przymusowe roboty w głąb Rzeszy. W tym celu w obozie przejściowym na Antoniuku przechodził badania lekarskie. Badający go lekarz, prawdopodobnie Rosjanin o nazwisku Popow, zaproponował mu pracę sanitariusza w szpitalu dla policjantów w Białymstoku, warunkując otrzymanie tej pracy od przynależności do „Samoobrony”. Wyraził zgodę i pracował w szpitalu znajdującym się przy ul. Ogrodowej do wyzwolenia.
Fiedoruk już wtedy wiedział, że Dudzik służył w tej formacji nie w fartuchu sanitariusza, ale w niemieckim mundurze. Ten fakt trzymał jednak jeszcze w zanadrzu.
W zbiorach IPN zachowała się kompletna teczka personalna tajnego współpracownika Jana Dudzika ps. „Dąb”. Na jej podstawie można dokładnie prześledzić, w jaki sposób dokonano werbunku.
23 marca 1968 r. Fiedoruk złożył do swego przełożonego – naczelnika wydziału III ppłk. Czesława Lewkowicza – liczący aż siedem stron formalny wniosek o zgodę na pozyskanie Jana Dudzika w charakterze TW. Na początku krótko przedstawił w nim życiorys kandydata ze szczególnym uwzględnieniem skrywanej przez niego służby w formacji nazistowskiej. Następnie dokonał jego charakterystyki, z której wynika, iż przez SB miał być użyty do rozpracowywania środowiska białoruskiego. Fiedoruk napisał m.in.:
Kandydat z racji swego stanowiska posiada szerokie znajomości wśród osób narodowości białoruskiej. (…) W środowisku białoruskim a szczególnie wśród młodej inteligencji ze względu na wykształcenie, stanowisko i znajomość zagadnień białoruskich jest ceniony i poważany. Z tych przyczyn posiada realne możliwości rozpracowania interesujących nas osób, badania nastrojów w tym środowisku oraz wyłaniania nowych nieznanych nam dotychczas osób zdradzających skłonności do działalności nacjonalistycznej.
We wniosku Dudzik został przedstawiony jako lojalny obywatel PRL i osoba kulturalna. Wprawdzie zaznaczono, że w państwach kapitalistycznych zamieszkują znajomi kandydata, którzy wspólnie z nim w okresie okupacji służyli w „Schutzmanschufcie”, ale to nie budziło w jego przypadku wrogich podejrzeń. Bowiem nie stwierdzono, by kandydat aktualnie utrzymywał z nimi kontakty korespondencyjne. Tym bardziej, że jak ustalono w trakcie jego rozpracowywania – ogólnie pochwala ustrój socjalistyczny, pokojową politykę partii i rządu oraz budownictwo socjalistyczne w naszym kraju.
Fiedoruk nie szczędził Dudzikowi komplementów:
(…) Na ogół jest spokojny, kulturalny, inteligentny i przebiegły. Dba o wygląd zewnętrzny i pracuje nad podnoszeniem poziomu intelektualnego. Z nałożonych obowiązków wywiązuje się należycie. W miejscu pracy i zamieszkania opinią cieszy się dobrą.
Dla SB był to wręcz idealny kandydat na tajnego współpracownika. Wniosek Fiedoruka o jego pozyskanie naczelnik Lewkowicz bez żadnych zastrzeżeń zatwierdził 25 marca, zezwalając na zaproponowane czynności.
Dudzika postanowiono zwerbować na zasadzie dobrowolności. Obciążających go materiałów z okresu okupacji planowano użyć w ostateczności. Przede wszystkim wykorzystać jego fotografię w mundurze niemieckim.
Fiedoruk liczył na to, że i bez tego zdoła go przekonać do współpracy, namawiając do „obywatelskiej postawy”, by mógł spłacić dług wdzięczności wobec ludowej ojczyzny, dzięki której zdobył wyższe wykształcenie i tytuł naukowy, a tym samym pozycję życiową. Werbunku agenta postanowił dokonać 29 marca w prywatnym mieszkaniu pracownika SB kpt. Stefana Wiluka i przy jego współudziale. Wykorzystując, że Dudzik drogę od miejsca zamieszkania do miejsca pracy przebywał pieszo, zaplanował że upozoruje przypadkowe z nim spotkanie, by umówić się na rozmowę, udając iż interesują go sprawy odnośnie policjantów niemieckich z Gródka, co miało być jedynie pretekstem. Postanowił, że wtedy zapyta najpierw o jego pracę, życie prywatne oraz jak w jego środowisku komentuje się niedawne ekscesy studentów w związku z głośnymi wydarzeniami w marcu 1968 r. Dalsza rozmowa miała toczyć się według zaplanowanych punktów:
- Kogo zna z byłych niemieckich policjantów z posterunku policji w Gródku, Michałowie i w innych miejscowościach. Jakich zbrodni dokonali znani mu policjanci i gdzie obecnie zamieszkują.
- Kogo zna z byłego białostockiego „Schutzmanschuftu”, bliższe dane o tych osobach.
- Jak z jego punktu widzenia układają się stosunki narodowościowe na terenie województwa białostockiego. Czy są mu znane fakty świadczące o antagonizmach narodowościowych. Jeżeli tak, poproszę o zrelacjonowanie ich. W toku tej rozmowy wykażę kandydatowi internacjonalistyczny stosunek naszego rządu do mniejszości narodowych.
- Wykażę fakty świadczące o wykorzystywaniu różnic narodowościowych przez elementy nacjonalistyczne do uprawiania wrogiej działalności na emigracji i w kraju. Przy tym rozpytam odnośnie jego znajomych przebywających aktualnie w państwach kapitalistycznych. Będę zmierzał do ustalenia, czy kandydat utrzymuje z nimi kontakty korespondencyjne i czy istnieją możliwości nawiązania takowych na wypadek uzasadnionej potrzeby.
Dalszy przebieg rozmowy miał być uzależniony od postawy kandydata. Gdyby na tym etapie okazał on swój szczery stosunek do SB, zaproponowano by mu tajną współpracę. W przeciwnym razie, jeśli byłby powściągliwy, wahał się i nie wyrażał zgody, dopiero wówczas posłużono by się obciążającymi go materiałami.
Próba – skuteczna jak się okazała – zwerbowania Dudzika odbyła się zgodnie z planem 29 marca w prywatnym mieszkaniu kpt. Wiluka. Jeszcze tego samego dnia Fiedoruk napisał sprawozdanie z wnioskiem o zatwierdzenie dokonanego pozyskania w charakterze tajnego współpracownika ps. „Dąb”, a naczelnik Lewkowicz od razu to zaakceptował. Kluczowa rozmowa musiała odbyć się zatem w dzień. Jak wynika z raportu, jej przebieg nie dawał gwarancji powodzenia w pozyskaniu, dlatego zdecydowano się na szantaż. Oficerowie zaczęli najpierw wypytywać go o służbę w formacji SS, a gdy opowiedział swoją wersję o sanitariuszu, okazali mu szereg fotografii byłych policjantów niemieckich, a między innymi i jego w uniformie podoficera „Schutzmanschaftu SS”. Był bardzo zaskoczony, ale nie mógł już dalej kłamać. Przyznał się do służby na rzecz niemieckiego okupanta, potępił ją i się pokajał. Od razu zaczął wychwalać władzę ludową PRL, która dala mu wielki awans społeczny. Podkreślał, że pochodzi z rodziny chłopskiej, a jego marzeniem było zdobycie wykształcenia i uzyskanie pozycji życiowej. Powiedział, że ziściło się to dopiero dzięki Władzy Ludowej w PRL, za co jest wiele wdzięczny i zobowiązany.
Powiedziano mu wówczas, że może się odwdzięczyć, współpracując z SB, na co wyraził zgodę, składając własnoręcznie napisane oświadczenie. Tak w sprawozdaniu napisał Fiedoruk, ale znając metody SB i jej sposoby skłaniania ludzi do współpracy, należy przypuszczać że nie wszystko poszło tak gładko. Dudzika najpewniej uświadomiono, co by mu groziło, gdyby odmówił. Jego kolega, były niemiecki policjant z Gródka, siedział właśnie w celi. Dudzik wiedział o tym, gdyż w jego sprawie zeznawał.
Swej fotografii w mundurze z insygniami Schutzmanschaftu SS wyprzeć się nie mógł, gdyż na odwrocie była – napisana po białorusku – dedykacja jego wraz z narzeczoną dla kuzynki. Szczęśliwa para siedzi na nim w towarzystwie siedmiu osób przy biesiadnym stole. Dedykacja była taka:
У памяць дзядзіні Надзі от Веры і Янкі
Белосток 16-V-44
Było to nieco ponad dwa miesiące przed wkroczeniem do Białegostoku Armii Czerwonej. Kuzynką, której dedykowane zostało zdjęcie, mogła być Nadzieja Dudzik z Gródka. W zeznaniach, złożonych w 1952 r., wspominała o takiej właśnie fotografii. Jeszcze teraz, po kilkunastu latach, z pewnością mogłaby go rozpoznać. Nie tylko zresztą ona jedna.
Jan Dudzik był zatem przyparty do ściany, nie mógł odmówić współpracy z SB. W przeciwnym razie ryzykował więzieniem. Wprawdzie mógł wiedzieć, iż wroga działalność okupacyjna dawno podlegała amnestii, ale być może obawiał się posądzenia o współudział w zbrodniach, które się nie przedawniają. Tak jak w przypadku jego kolegi z Gródka.
W teczce personalnej Jana Dudzika ps. „Dąb” jest również jego zobowiązanie do współpracy. Oto treść:
Ja Dudzik Jan syn Józefa zam. w Białymstoku (…) oświadczam, iż zgadzam się dobrowolnie tajnie współpracować z organami służby bezpieczeństwa. Moja współpraca będzie polegała na ustalaniu i informowaniu Służby Bezpieczeństwa o wszystkich faktach i przejawach wrogiej bądź przestępczej działalności skierowanej przeciwko PRL. Dla lepszej konspiracji moje informacje będę podpisywał przybranym pseudonimem „Dąb”, co będzie zaznaczane z moim nazwiskiem.
Jednocześnie zobowiązuję się zachować w ścisłej tajemnicy fakt mojej współpracy z SB. Jestem uprzedzony, że w przeciwnym wypadku będę odpowiadał jak za złamanie tajemnicy państwowej. (Podpis nieczytelny, „Dąb”).
Zgodnie z procedurą nowo pozyskany tajny współpracownik musiał być jeszcze sprawdzony, czy na pewno jest wiarygodny. To zadanie powierzono agentom o pseudonimach „Iskra”, „Adam” i „Brzoza”.
Po podpisaniu oświadczenia o współpracy TW „Dąb” został przez oficerów wstępnie poinstruowany, na czym będzie ona polegała. Otrzymał też pierwsze zadanie zmierzające w kierunku zbierania informacji o nastrojach ludności z terenu jego miejsca pracy, zamieszkania oraz środowiska białoruskiego.
30 marca 1968 r., czyli już następnego dnia, został on formalnie zarejestrowany jako tajny współpracownik SB i założono mu teczkę pracy. Otwiera ją krótkie doniesienie, złożone podczas rozmowy werbunkowej na jednego z pracujących wraz z Dudzikiem inżynierów, iż ten ma wyjechać na okres około trzech miesięcy na staż do Holandii. Więcej informacji świeżo pozyskany TW zobowiązał się zdobyć do następnego spotkania, którego termin ustalono już na 4 kwietnia. Powiedział, iż kolegę dokładnie wypyta i przejrzy jego akta osobowe, bo ma do nich dostęp.
„Dąb” na umówionym spotkaniu przekazał obszerne informacje nie tylko o tym inżynierze, ale jeszcze o kilku innych. Scharakteryzował, kto z nich ma pozytywny, a kto negatywny stosunek do ówczesnej rzeczywistości oraz poczynań rządu i partii. Na jednego kolegę z pracy doniósł, że:
Ojciec jego jest zagorzałym piłsudczykiem – podobnych zapatrywań jest również on sam. Lubi nadużywać alkohol, czasami po kilka dni nie przychodzi do pracy. Będąc w stanie nietrzeźwym powiedział: przyszła kolej na Żydów, przyjdzie jeszcze kolej na Białorusinów…
Wskazane przez informatora osoby – jego zdaniem negatywnie ustosunkowane do „władzy ludowej” – były potem dokładnie sprawdzane przez odpowiednie sekcje SB.
Kapitan Mikołaj Fiedoruk jako oficer prowadzący świeżo pozyskanego agenta polecił mu dalsze śledzenie nastrojów w miejscu pracy, szczególnie odnośnie zmian w armii i na niektórych stanowiskach w rządzie.
Na końcu doniesienia tak scharakteryzował przebieg pierwszego spotkania z TW „Dąb” po jego pozyskaniu:
Na spotkanie stawił się punktualnie. Sam chętnie pisał doniesienie. Postawione przed nim zadanie podczas pozyskania wykonał.
Kolejne spotkanie odbyło się 26 kwietnia już w lokalu kontaktowym (LK) „Zacisze”. Fiedoruk przekazał na nim zasady konspiracji, jakich powinien trzymać się agent:
- O ile zajdzie konieczność nawiązania kontaktu z tw w godzinach pracy, pracownik dzwoni na nr 3151 wew. 270 i prosi do telefonu tw (wymieniając nazwisko). Po zgłoszeniu się tw pracownik podaje hasło: „Tu mówi Mikołaj, panie Janku jadę w rodzinne strony, może co przekazać?”. Odp.tw: „Chętnie skorzystam, kiedy pan wyjeżdża?”.
Pracownik podaje datę i godzinę. Oznacza to, że w dniu x godz. y spotkanie na przystanku MKS obok sklepu „Maluch”.
Po pracy można dzwonić do mieszkania tw na nr 25843, hasło jak wyżej, miejsce spotkania to samo.
- O ile tw chce nawiązać kontakt, dzwoni na nr „38” 419, prosi do telefonu Kalinowskiego lub pisze list na adres Białystok 1 skrytka pocztowa 127, hasło te same, miejsce spotkania bez zmian.
- Nawiązanie bezpośredniego kontaktu z tw o ile pracownik nie jest mu znany. Pracownik udaje się do miejsca zamieszkania tw. Pyta, czy zastałem w domu inżyniera (nazwisko i imię), po upewnieniu się, że ma do czynienia z właściwą osobą mówi: „Mówił mi pański przyjaciel Kalmewski, że pan wie, kto sprzedaje nowy silnik do samochodu „skoda”. Czy może pan podać adres tej osoby?”.
Odp. tw.: „Adresu nie znam, wiem gdzie mieszka, mogę pana zaprowadzić”.
Po wymianie hasła można rozmawiać na tematy interesujące lub domówić spotkanie. O ile w mieszkaniu będą inne osoby lub niemożliwość przeprowadzenia rozmowy, to zgodnie z odpowiedzią wychodzi do miasta. W drodze lub jak wygodniej domawiają się na spotkanie.
W ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy współpracy TW „Dąb” przekazał szesnaście istotnych dla SB informacji. Z tego tytułu dwukrotnie pobrał wynagrodzenie, łącznie 600 zł. Takie dane podał kpt. Fiedoruk w charakterystyce agenta z 28 stycznia 1969 r.
Cdn.