Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    21. Samaabarona i śmierć Żyda Berszki (2)

    Savieckaje vojsko i pahraniczniki spaczatku ŭsich ludziej z hetych troch viosak vyvieźli za Śvisłacz na zborny punkt u Nieparożnicach. Zahadali im usio z saboju zabrać, szto tolko mahli ŭziać na furmanku. Pośle saviety mieli ich parassyłać dalej u Biełaruś. Raptam pryjszoŭ zahad, szto kali chto…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    8. Kuneć sielanki

    Nocami z pod ramion krzyżów na rozdrogach sypie się gwiazd błękitne próchno chmurki siedzą przed progiem w murawie to kule białego puchu dmuchawiec Księżyc idzie srebrne chusty prać świerszczyki świergocą w stogach czegóż się bać (Józef Czechowicz, „Na wsi”, 1927) Jak mniê diś dumajetsie, dekada… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Uwikłanie

30 lat w sidłach bezpieki (cz. 2)

Przyszły autor „Samosieja”, a następnie najbardziej znany polski Białorusin, na początku swej drogi życiowej i jeszcze długo potem nie miał poczucia tożsamości białoruskiej w pełnym znaczeniu tego słowa. Ta świadomość w ogóle zresztą u mniejszości na Białostocczyźnie z trudem kiełkowała niemal wiek, a kiedy w końcu nieco się wyklarowała, teraz gwałtownie zanika.

Sokrat Janowicz swą ojczystością zafascynował się jako uczeń szkoły średniej. I to na przekór swym krajanom, którzy gremialnie ją porzucali, by wtopić się w polskość. Pisał i wypowiadał się o tym wielokrotnie.

Droga do białoruskości

W napisanej wespół ze mną w 2000 r. znakomitej gawędzie „Nasze tysiąc lat” wyznał, że gdy dorastał, Białoruś ani mu się śniła, bo „po uszy tkwił w ruskości, której wyznacznikiem była cerkiew”. Z kolei w mało znanym sympatycznym tryptyku dokumentalnym „Notacje”, zrealizowanym przez Różę Fabjańską i Sławomira Malcherka w 2008 r. dla Programu I TVP, nieco przekornie choć prawdziwie wyznał, że białoruskość wzięła się u niego od… Polaków. Najpierw w wyniku kontrastu, jaki odczuł na początku lat pięćdziesiątych, kiedy jako uczeń technikum znalazł się w Białymstoku i zdziwił się, że na ulicy wszyscy rozmawiają po polsku. Zupełnie inaczej niż w jego Krynkach, gdzie powszechny był inny język. I to tak oczywisty, że nawet nie miał swojej nazwy, Rozmawiało się „po prostu” bez świadomości jeszcze, iż niemal identycznie jak Kupała i Kołas.

W tryptyku „Notacje” Janowicz zauważył też, że w Krynkach po polsku rozmawiali wtedy tylko ksiądz, komendant milicji, nauczyciele oraz urzędnicy (i to nie wszyscy). Wcześniej, do jesieni 1942 r., w miasteczku rozbrzmiewał jeszcze gwar żydowski. Urodzony 4 września 1936 r. przyszły pisarz był jeszcze zbyt mały, by lepiej to zapamiętać.

Pewne białoruskie tradycje narodowe w Krynkach jednak istniały, co musiało wszak wpłynąć też na jego świadomość. W wielu domach tych, którzy nie byli w bieżeństwie, zachowały się chociażby dwujęzyczne dowody osobiste, wydawane w latach 1916-1918 przez ówczesną administrację z napisami po niemiecku i białoruską łacinką. W tym czasie istniała też w miasteczku szkoła białoruska, polską zorganizowano dopiero w 1919 r. Kolejne dwa lata, do 1921 r., swój oddział miała tu organizacja młodzieżowa pod nazwą „Hramada biełaruskaj moładzi u Harodni” z siedzibą w Grodnie.

Aktywność białoruska na tym terenie nie zgasła też w okresie międzywojennym. Na rynku w Krynkach ludność wtedy często podburzał lewicowy poseł Paweł Wołoszyn z niedalekich Harkawicz, współzałożyciel i działacz słynnej Białoruskiej Robotniczo-Włościańskiej Hromady. Z tejże wsi pochodził też głośny aktywista Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi Sergiusz Prytycki. Co prawda ci komunizujący politycy nie krzewili białoruskości jako takiej, ale siłą rzeczy swych krajan ku niej ukierunkowywali. Więcej w tym względzie robiło potem Tawarystwa Biełaruskaj Szkoły ze swymi licznymi hurtkami-kołami również na tym terenie.

Swoje zrobił także okres władzy sowieckiej, jaki nastał w Krynkach pod koniec września 1939 r., z nauczaniem w szkołach wszystkich przedmiotów po białorusku. Tyle że w duchu bolszewickim, co się wkrótce okazało zabójcze dla białoruskości w ogóle. W Krynkach jednak zapamiętano, że prawie przez dwa lata miasteczko było siedzibą rejonu-powiatu sowieckiej, ale białoruskiej właśnie republiki.

Po wypędzeniu Niemców pod koniec lipca 1944 r. przez Armię Czerwoną w Krynkach na powrót zorganizowano szkołę białoruską, choć także już i z polskimi klasami. Sokrat Janowicz najpierw uczył się w białoruskich, ale po roku je zlikwidowano. W czerwcu 1950 r., kiedy ukończył szkołę podstawową, białoruskość była mu zatem jeszcze w zasadzie obojętna.

Miał już za sobą pierwsze nieporadne próby literackie, ale po polsku. Były to wierszyki w duchu – a jakże – ideologii socjalistycznej, o bitwie stalingradzkiej i pokonaniu hitlerowskich Niemiec. Jeden z nich wysłał nawet do redakcji „Rolnika Polskiego” w Warszawie. Podpisał je jako Konstanty Janowicz, czyli imieniem ojca, bo własnego niecodziennego bał się jeszcze użyć, by list nie trafił do kosza potraktowany jako anonim. O dziwo, odpowiedź nadeszła. Była nieprzychylna. „Musicie wiele czytać i uczyć się, a potem zorientujecie się, czy warto pisać wiersze” – poradzono w liście.

Będąc uczniem technikum elektrycznego w Białymstoku wstąpił – w drugiej klasie – w szeregi Związku Młodzieży Polskiej. Jednak któregoś razu w siedzibie Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej na rogu ulic Sienkiewicza i Rynku Kościuszki natknął się na literaturę białoruską, po raz pierwszy w życiu. Wtedy zaczął się nią interesować i jednocześnie dociekać historii Białorusi, w Polsce nie znanej. Wraz ze zgłębianą wiedzą zaczął odczuwać jej duchową bliskość ze swą ojczystością z Krynek. Mimo to jego świadomość białoruska jeszcze długo, bo aż do początku lat osiemdziesiątych, była jednak dość powierzchowna. Polegała przede wszystkim na umiłowaniu słowa białoruskiego, mowy matczynej. Nie było wzorców, szczególnie brakowało prawdziwej inteligencji białoruskiej. Tę świadomość szerzyli czy to w „Niwie”, czy w Białoruskim Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym synowie i córki zwykłych chłopów, często analfabetów. Taka białoruskość była zatem wiejska, oparta – w wielu kręgach, szczególnie wokół BTSK, aż do dziś – głównie na folklorze, pieśniach ludowych i ruskości prawosławia. Natomiast historia Białorusi w tej świadomości zaczynała się ledwie w grudniu 1919 r. wraz z początkiem BSSR.

Młody Sokrat Janowicz zaczął dociekać, co na tych ziemiach działo się wcześniej. O Białorusi i jej działaczach spod biało-czerwono-białych sztandarów i z herbem Pogoni dowiedział się dopiero w 1980 r., kiedy po wybuchu Solidarności udało mu się na krótko wyjechać do białoruskiego ośrodka emigracyjnego w Londynie. W czytelni tygodniami studiował dokumenty historyczne, a potem  przytaszczył ze sobą do domu całe stosy kserokopii.

Młodzieńcza zabawa w konspirację

Ale już wtedy, trzydzieści lat wcześniej, w księgarni z wydawnictwami radzieckimi przy ulicy Kilińskiego w Białymstoku zoczył książeczkę o Franciszku Skarynie z Połocka, wybitnym ruskim humaniście doby renesansu, który wydal pierwszą książkę – Biblię po starobiałorusku. Był tym tak zafascynowany, że swą wiedzą postanowił podzielić się z kolegami w Krynkach. Zebrał kilku kompanów podczas wakacji latem 1953 r. i na strychu domu Hryszki Harbuza przedstawił im streszczenie tejże książeczki. Musiało to wzbudzić niemałe zainteresowanie, gdyż młodzieńcy pod wpływem kolegi Sokrata postanowili utworzyć w konspiracji podziemny siedmioosobowy Sajuz Biełaruskich Patryjotaŭ (Związek Patriotów Białoruskich). Nielegalna inicjatywa, trochę na filomacką modłę, była przede wszystkim chęcią przeżycia przygody. Chłopcy utworzyli coś w rodzaju zakonspirowanego sztabu partyzanckiego. Zasady jego działania Janowicz opisał w „Nie żal prażytaha”. Młodzi konspiratorzy wymyślili hasła w razie niebezpieczeństwa oraz szyfr do pisemnego porozumiewania się za pomocą ciągu cyfr, którym odpowiadały przypisane im litery z białoruskiego alfabetu. Na przykład siódemka znaczyła „a”. Inicjator, którego wybrano szefem, dla swych kolegów wykonał legitymacje członkowskie z herbem sowieckiej Białorusi. Zaproponował kolejny wykład równo za rok. Tym razem na temat Konstantego Kalinowskiego przed mogiłą powstańców styczniowych w oddalonym dwadzieścia kilometrów od Krynek uroczysku Pieraciosy.

Sokrat Janowicz (stoi pierwszy z lewej) jako uczeń technikum z kolegami na moście w Krynkach. Czy to z nimi latem 1953 r. zainicjował podziemną białoruską organizację? „Tutaj w Krynkach i Okolicy”
Sokrat Janowicz (stoi pierwszy z lewej) jako uczeń technikum z kolegami na moście w Krynkach. Czy to z nimi latem 1953 r. zainicjował podziemną białoruską organizację?
„Tutaj w Krynkach i Okolicy”

Do tej wyprawy jednak nie doszło. Tajna organizacja rozwiązała się, zanim zaczęła działać. W „Nie żal prażytaha” Janowicz tłumaczy to tym, że wystraszyła ich dokonana przez milicję dekonspiracja podobnej nielegalnej inicjatywy uczniowskiej w Sokółce i okolicznych gminach pod nazwą Narodowy Związek Patriotów Polskich. Tak o tym pisze:

„Nic wielkiego by w tym nie było, gdyby do tych katolickich licealistów nie podczepili się jacyś starokawalerscy frustraci. Zabili, durnie, milicjanta. Natychmiast wyłowiono naiwniaków i bezlitośnie skazano na wysokie kary więzienia. Zabójca dostał bodaj „czapę”, ale i młodzi, choć niepełnoletni, ciężko beknęli. Białostocki radiowy komentator surowo podkreślał: Związek Patriotów Polskich – tak, Narodowy – nie! Związek Patriotów Białoruskich położył uszy po sobie”.

Taka podziemna organizacja na Sokólszczyźnie rzeczywiście istniała. W Instytucie Pamięci Narodowej w Białymstoku zachowały się akta kilku spraw jej dotyczących (m.in. sygn. IPN Bi 07/472/1-4, IPN Bi 019/93/3). Z tych materiałów można się dowiedzieć, że Narodowy Związek Patriotów Polskich został założony w pierwszym kwartale 1954 r. przez Bolesława Bubieńczyka ps. „Biało-Kazimierz”, kierownika szkoły w Chworościanach koło Nowego Dworu, „w celu walki z ustrojem PRL”. W marcu i kwietniu 1954 r. organizacja dokonała włamań do siedzib rad narodowych w Nowym Dworze i Zalesiu, w listopadzie podpalono posterunek MO w Nowym Dworze. Ci „żołnierza wyklęci” działali do lutego 1955 r., rozwieszali między innymi na terenie powiatu sokólskiego ulotki o „antypaństwowej treści”.

Bubieńczyka aresztowano 4 lutego 1955 r., a 13 października został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 10 kwietnia 1956 r.

Sprawa była głośna i dlatego Janowicz ją zapamiętał. Nie zgadzają się jednak daty. Powód zaprzestania działalności przez Związek Patriotów Białoruskich w Krynkach był inny. Szczegółowo mówi o tym notatka służbowa naczelnika Wydziału III KW MO ds. SB w Białymstoku z 19 stycznia 1972 r. (IPN Bi 012/23/1). Wynika z niej, że ta konspiracyjna organizacja została przez organy bezpieczeństwa PRL z czasem rozpracowana. Z Janowiczem przeprowadzono rozmowę i zastosowano „inne środki profilaktyczne, by nie podejmował wrogiej działalności”. Jakie to były środki, nie wiadomo. Prawdopodobnie zagrożono mu relegowaniem z technikum.

W świetle materiałów SB sprawa wyglądała bowiem poważnie. Powołana przez Janowicza organizacja miała stanowić zalążek kierownictwa „siatki bojowych grup 3-4 osobowych, działających według zasad partyzanckiej konspiracji” oraz „organizacji politycznej, powołanej do budzenia świadomości narodowej młodej inteligencji białoruskiej”. W notatce służbowej czytamy:

„Związek ten przetrwał do końca ferii zimowych 1954 r. Rozpadł się z powodu rozbieżności poglądów i metod działania. Janowicz nadawał priorytet „sprawom narodowym” i stosował takie metody jak wysyłanie anonimowych listów z pogróżkami „do ludzi, którzy zdradzili białoruską narodowość” i organizował dyskusje, pogłębiające waśnie narodowościowe. Natomiast większość członków interesowały bardziej założenia typu konspiracyjno-wojskowego (pseudonimy, zamiar zdobycia broni, szyfr, ćwiczenia itp.), czego z kolei Janowicz nie doceniał”.

Taki obraz z pewnością jest nieco przejaskrawiony. Charakterystykę organizacji sporządzono bowiem, gdy Janowicz stał się już wrogiem SB, by mu jeszcze bardziej zaszkodzić.

O tamtej ostrzegawczej rozmowie z nim funkcjonariusza SB Janowicz napomknął w „Nie żal prażytaha”. Doszło do niej w siedzibie instytucji, która mieściła się w budynku urzędu wojewódzkiego przy ulicy Mickiewicza. Janowicz napisał – co jest mało prawdopodobne – że trafił tam, bo chciał zalegalizować swój Związek Patriotów Białoruskich, przekształcając go w Korespondencyjny Klub Młodej Inteligencji Białoruskiej.

Coś tu mogło jednak być na rzeczy, gdyż w późniejszych materiałach SB odnotowano, że od stycznia 1954 r. Janowicz usiłował zorganizować koło literackie pod nazwą „Białoruska Dumka”, a następnie białoruską organizację studencką. O takich inicjatywach, które służby uznały za nielegalne „organizacje nacjonalistyczne”, sam jednak nigdy nie wspominał. Ale nie ulega wątpliwości, że w 1955 r., kiedy bezpieka dowiedziała się, że podejmował w Krynkach próbę „wywrotowej działalności”, od razu znalazł się na cenzurowanym. Aż dziw, że nie spotkały go za to surowe konsekwencje, choć już wkrótce miał się przekonać, że o jego próbie „dywersyjnej działalności” służby nie zapomniały.

Białoruskich zainteresowań nie zarzucił

W połowie lat pięćdziesiątych władza zwana „ludową” na tyle już okrzepła, że w budowę „nowej socjalistycznej ojczyzny” włączyli się często nawet ci, którzy jeszcze niedawno przeciwstawiali się temu ustrojowi z bronią w ręku. Nastąpił okres pewnej stabilizacji, a nawet rozluźnienia więzów, w wyniku odwilży po śmierci Stalina. Również dla mniejszości narodowych. W 1955 r. na szczeblu Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zdecydowano o powołaniu do życia organizacji dla zamieszkałych w Polsce Białorusinów (również dla Ukraińców) oraz ich organów prasowych. W białoruskim ruchu na Białostocczyźnie, którego od wielu lat praktycznie nie było, zaczęło się dużo dziać.

W tymże 1955 r. Sokrat Janowicz ukończył technikum elektryczne, po czym podjął pracę w wyuczonym zawodzie jako elektryk-konserwator na wydziale cienkoprzędnym kombinatu bawełnianego Fasty. Zainteresowań białoruskich jednak nie zarzucił. Utrzymywał coraz bardziej zażyłe kontakty z o wiele starszymi od siebie hromadowcami i podobnego pokroju weteranami ruchu międzywojennego, którzy weszli do peerelowskiej nomenklatury i objęli ważne stanowiska. Co do zasady kadry te wywodziły się z tzw. ludzi sprawdzonych, w administracji najczęściej ze środowiska partyzantki komunistycznej.

Janowicz bywał wtedy w mieszkaniu pochodzącego spod Słonima Bazylego Litwińczyka, kierownika Klubu Międzynarodowej Prasy i Książki. Poznał go, gdy ujrzał tam kolorowe czasopisma z Mińska, jak „Biełaruś”, „Maładość”, „Wożyk”, „Rabotnica i Sialanka”. Któryś z tych tytułów postanowił zaprenumerować do Krynek. Ekspedientka zaprowadziła go do siwowłosego kierownika. Opisując to w „Nie żal prażytaha”, podkreślił, że „ten pachnący białostocki pan, a przy tym szanowny towarzysz i szycha”, rozmawiał z nim po białorusku.

Litwińczyk od 1947 r. etatowo pracował w aparacie PPR-PZPR. Wcześniej, począwszy jeszcze od okresu przedwojennego, uczył w szkołach białoruskich, m.in. w Hajnówce. Po przyjeździe do Białegostoku przyjaźnił się z Filipem Kiziewiczem, dyrektorem miejskich wodociągów, który pochodził spod Grodna. Ten przedwojenny działacz Towarzystwa Szkoły Białoruskiej i członek Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi Janowiczowi również zaimponował.

Pod wpływem rozmów z Litwinczykiem i Kiziewiczem, naczytawszy się też książek i czasopism z Mińska, przyszły pisarz umiłował sowiecką Białoruś. Nie znał, bo i skąd, jej prawdziwego oblicza. Był zachwycony piękną białoruszczyzną aktorów Akademickiego Teatru im. Janki Kupały z Mińska, występujących na scenie białostockiego Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki. Przeżył jednak szok, gdy za kulisami posłyszał, jak między sobą rozmawiają po rosyjsku. Potem wmawiał sobie, że mu się przesłyszało.

Pracując w „Fastach” postanowił przekazać do Mińska nowinki z dziedziny elektromechaniki z przedruków specjalistycznych artykułów ze wschodnich Niemiec w „Przeglądzie Technicznym”. W przekonaniu, iż nie są tam jeszcze znane, uważał, że będą pomocne w unowocześnieniu produkcji przemysłowej w republice i umożliwią tam postęp gospodarczy. Chcąc uczynić nie lada przysługę narodowi białoruskiemu, z jakim trochę już się utożsamiał, przystąpił do tłumaczenia tekstów. Miał z tym duże problemy, gdyż w terminologii białoruskiej nie było (i nie ma dotąd) własnych odpowiedników większości nazw technicznych, tylko określenia zapożyczone ze słownictwa rosyjskiego i międzynarodowego.

Ze swej inicjatywy zwierzył się Kiziewiczowi i innym, prosząc o pomoc w tłumaczeniu terminów technicznych. W końcu zaczął przypominać sobie, jak części instalacji i urządzeń elektrycznych nazywano w Krynkach. Swój tekst wysłał dla oceny do Akademii Nauk BSRR w Mińsku. Otrzymał odpowiedź po rosyjsku, że takich tłumaczeń tam wcale nie potrzebują.

Tak trafił do powstającej „Niwy”

Było to jesienią 1955 r. Wtedy to nabierały już tempa przygotowania do powołania w Białymstoku organizacji społeczno-kulturalnej dla Białorusinów i równolegle jej organu prasowego. Na polecenie z Warszawy zajęli się tym zaufani towarzysze z Komitetu Wojewódzkiego PZPR oraz Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej. Ci aparatczycy w większości byli pochodzenia białoruskiego, ale to nie miało większego znaczenia, bo dla karier tę świadomość w sobie tłumili. Podjęli historyczną inicjatywę jakby nie dla siebie, a dla wiejskich mas mniejszości na Białostocczyźnie. W październiku 1955 r. – pół roku przed zjazdem założycielskim – wyłonili spośród siebie skład kadry kierowniczej przyszłego BTSK.

Gorzej było z gazetą, czyli tygodnikiem „Niwa”. Kompletowanie redakcji w tym samym czasie powierzono Jerzemu Wołkowyckiemu, pracownikowi etatowemu wydziału propagandy KW PZPR, rodem z Białowieży. Rok wcześniej skończył on studia w Moskwie w Instytucie Literackim im. Gorkiego Akademii Nauk ZSRR. Sam nie władając za dobrze jeszcze literackim językiem białoruskim, zaczął się rozglądać za potencjalnymi dziennikarzami, którzy to potrafią. Był z tym jednak nie lada problem, brakowało takich. Nawet adeptów dziennikarstwa w tym języku, do przeszkolenia.

Od towarzyszy partyjnych Wołkowycki dowiedział się o Sokracie Janowiczu – dziewiętnastoletnim chłopaku, który ma takie zapędy. Szybko ściągnięto go z „Fast” do pracy w redakcji „Niwy”, będącej jeszcze w fazie organizacji. Sygnalny numer tygodnika ukazał się w przeddzień zjazdu założycielskiego BTSK, który odbył się 26 lutego 1956 r. Regularnie „Niwa” zaczęła się ukazywać od 4 marca.

W początkowych latach połowę składu redakcyjnego stanowili Polacy, jak były ubek Aleksander Omiljanowicz. Wiele artykułów pisano w języku polskim, a potem tłumaczono na białoruski. Zajmował się tym – jeszcze wtedy ze słownikami w ręku – m.in. redaktor-stylista Sokrat Janowicz. Jak później wspominał, przez pierwsze lata pracy „przewinęło się przez redakcję szereg różnych postaci – od byłego biletera kasowego i mechanika do zdegradowanego oficera i prokuratora”.

Nad zgodnością publikowanych w „Niwie” treści z linią partii czuwali cenzorzy. Swój parasol kontroli nad środowiskiem redakcji od razu rozciągnęła też bezpieka. Ale do tego niezbędni byli informatorzy.

Cdn

Jerzy Chmielewski

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • ў красавіку

    980 – у 1044 г. пачаў княжаньне ў Полацку Усяслаў Брачыслававіч, званы Чарадзеем. Яго славутая дзейнасьць была апісана ў паэме „Слова аб паходзе Ігаравым”. 920 – у 1104 г. адбыўся вялікі паход кааліцыі князёў Кіеўскай Русі, арганізаваны Уладзімірам Манамахам на …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (422) – 19.04.1602 г. пам. Ян Абрамовіч, ваявода менскі і смаленскі. Адукаваны чалавек, праціўнік езуітаў. Выдаўца „Катэхізіса” (1598 г.) з 300 рэлігійнымі песьнямі.
  • (143) – 19.04.1881 г. у в. Такары на Беласточчыне (сучасным памежжы з Рэспублікай Беларусь) нар. Усевалад Ігнатоўскі – выдатны беларускі гісторык, грамадзкі дзеяч. Скончыў у 1911 г. Юр’еўскі Унівэрсытэт у Тарту. У 1912-1914 гг. быў выкладчыкам у Віленскай жаночай гімназіі М. Вінаградавай, у  1914-1919 гг. -- Менскага Настаўніцкага Інстытуту. У час вайны ўключыўся ў нацыянальную ды палітычную дзейнасьць, быў між іншым членам Цэнтральнага Камітэту Беларускай Партыі Сацыялістаў Рэвалюцыянераў. У 20-ыя гады займаў шэраг дзяржаўных пасад у БССР. Меў вялікі ўплыў на праведзеньне працэсу беларусізацыі. З 1926 г. быў старшынёй Інстытуту Беларускай Культуры, а з 1928 г. прэзідэнтам Беларускай Акадэміі Навук. Напісаў больш за 30 навуковых прац, адна з найбольш вядомых гэта „Кароткі нарыс гісторыі Беларусі”. З 1930 г. прасьледаваны савецкімі ворганамі бяспекі. Пасьля аднаго з допытаў, 4.02.1931 г. пакончыў жыцьцё самагубствам. У 1937 г. жонка была асуджана на 8 гадоў лагераў, а двое сыноў расстраляных.

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis