Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    23. Zabytaja tragedia kala Krynak (3)

    Na UB u Sakołcy i pośle ŭ sudzie ŭ Biełastoku abvinavaczanych i śviedkaŭ asablivo szczacielno raspytvali pra sąd doraźny, jaki Niemcy pierad rasstrełam zrabili ŭ vadzianym mlinie ŭ Nietupie. Hety dzieravianny budynak staić i dziś nad reczkaj pry szasie da Kruszynianaŭ nidaloko vioski Biełahorcy. Daŭno…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • „Ja choču byti bliźka ludiam”

    Rozhovôr Jana i Haliny Maksimjukov z poetkoju Zojoj Sačko

    Jan: Čy pomniš, koli v tebe zjavivsie impuls, kob napisati peršy viêrš? I na jakôj movi tobiê napisałosie? Zoja: O, ja dumała, što ty tak i načneš… Ja učyłaś u školi v Parcievi, de była prykładnoju učenicieju. Pan od pôlśkoji movy skazav prynesti viêršyki pud… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Uwikłanie

30 lat w sidłach bezpieki (cz. 16)

Sokrat Janowicz na kiermaszu książkowym w Białymstoku, lata 80-te
Sokrat Janowicz na kiermaszu książkowym w Białymstoku, lata 80-te

W IPN zachowały się szczątkowe akta paszportowe pisarza z lat 1980-1989. Wynika z nich, że w Londynie przebywał od 12 do 22 listopada 1980 r. W kwestionariuszu-podaniu o wydanie paszportu napisał:

Mój wyjazd do Anglii jest konieczny ze względu na potrzebę przeprowadzenia konsultacji literackiej angielskiego tłumacza moich utworów (opowiadań, powieści) oraz uzgodnienia szczegółów wydawniczych wynikających z przygotowywania do druku tych utworów w University of Reading pod Londynem jak i w samym Londynie. A także odbycia cyklu wykładów na uniwersytecie w Reading z historii literatury białoruskiej powstającej w Polsce.

Jako miejsce pracy podał: „Związek Literatów Polskich, Warszawa (wolny zawód pisarza)”. Do wniosku dołączył wymagane zaświadczenie z banku PKO S.A. O/Białystok o zamiarze pobrania z konta 150 dolarów na „pokrycie kosztów podróży i pobytu za granicą”. Wówczas była to równowartość przeciętnych półrocznych zarobków.

Zgodę na wydanie paszportu wydano 9 października. Tydzień wcześniej o zamiarze wyjazdu do Anglii byłego TW ps. „Kastuś” powiadomiony został kpt. Zdzisław Wasilewski z Wydziału III MO w Białymstoku. Jak widać tym razem bezpieka przeszkód nie czyniła.

Wyjazd ten był dla Janowicza nadzwyczaj owocny. Także w wymiarze materialnym. W Londynie nawiązał wówczas kontakty z emigracją białoruską. Miał spotkania autorskie i odczyty w jednym z tamtejszych uniwersytetów. Najwięcej czasu spędził w Bibliotece i Muzeum im. Franciszka Skaryny, gdzie zbiory, jak przyznał potem w książce „Nasze tysiąc lat”, przyprawiły go „o słodki zawrót głowy”. Odkrył tam nieznane mu dotąd materiały dotyczące historii Białorusi, z których po raz pierwszy dowiedział się chociażby o proklamowaniu Białoruskiej Republiki Ludowej 25 marca 1918 r. i o biało-czerwono-białych historycznych barwach narodowych Białorusinów. O tym wówczas w Polsce i sowieckiej Białorusi prawie nikt nie wiedział. 

Z Londynu przywiózł wówczas „istną górę kseroodbitek dotyczących tysiąca lat Białorusi” (cyt. z „Nasze tysiąc lat”). W „Nie żal prażytaha” wspominał, że przytaszczył też „stos zabronionych książek, farbę i matryce drukarskie oraz sto dolarów na działalność wydawniczą”. A oprócz tego przekazane przez emigrantów ich bliskim i znajomym w Polsce pęta kiełbas, butelki whisky… Dzięki niesłychanej wówczas chwilowej liberalizacji cenzury i kontroli granicznej udało mu się to wszystko bez przeszkód przywieźć do domu. Na Okęciu musiał tylko uiścić opłatę za nadwagę bagażu.

Wyjazd ten pozwolił Janowiczowi nawiązać bliskie kontakty ze środowiskiem emigracji białoruskiej w Wielkiej Brytanii. Po roku udał się do Londynu ponownie i już na dłużej, bo na cały miesiąc. Tym razem poleciał z żoną na zaproszenie Uniwersytetu Reading, gdzie od połowy września do połowy października 1981 r. zaproponowano mu prowadzenie lektoratu literatury białoruskiej.

Służby znów nie czyniły przeszkód. W Polsce trwał bowiem „karnawał „Solidarności”, czego przejawem była też liberalizacja rygorów paszportowych. Janowicz ciągle jednak pozostawał pod obserwacją SB, związaną głównie z jego wzmożoną w tym okresie działalnością w środowisku białoruskim, a także kontaktami z ruchem solidarnościowym. Szykanowany od dziesięciu lat przez aparat partyjny teraz chciał przejść na drugą stronę. W „Nie żal prażytaha” wspominał, że korciło go, by pobiec do KW PZPR i rozsiadłym tam w fotelach zadbanym typom z policzkami jak słonina krzyknąć w twarz: – Doigraliście się!

Kryzys systemu komunistycznego w Polsce przyniósł też pewne ożywienie w środowisku białoruskim, w którym Janowicz zaczął się teraz mocno udzielać. Dołączył do rosnącej frakcji w szeregach BTSK, domagającej się odnowy skostniałej organizacji. Takim ogniskiem stało się koło miejskie w Białymstoku. Szczególnie aktywni oprócz Janowicza byli w nim dziennikarze „Niwy” Mikołaj Hajduk i Michał Szachowicz, a także Jerzy Geniusz. Do głosu licznie doszła młodzież – uczniowie szkół średnich i studenci – dążąc do zawładnięcia organizacją. 

Takie ożywienie nie mogło ujść oczywiście uwadze SB. W ramach wszczętej w tym celu sprawy obiektowej zaczęto inwigilować całą grupę, by nie dopuścić do zmiany pokoleniowej w BTSK. Cel osiągnięto. Białostockie koło organizacji zostało rozwiązane, choć stało się to już w stanie wojennym.

Do inwigilacji w tym czasie Janowicza i jego grupy oraz Zarządu Głównego BTSK został ponownie skierowany TW „Dąb”. 9 kwietnia 1981 r. oficer prowadzący kpt. Zdzisław Wasilewski po spotkaniu z agentem w notatce operacyjnej napisał m.in.:

Tajny współpracownik nawiązał do zleconych zadań związanych z sytuacją panującą aktualnie w środowisku ZG BTSK, „Niwy” oraz związanych z S. Janowiczem i J. Geniuszem.

Tajny współpracownik w rozmowie m.in. z [przewodniczącym] M. Samocikiem oraz pracownikami ZG BTSK dochodzi do wniosku, że praca „Towarzystwa” uległa dalszej stagnacji. Na ten fakt wpływa m.in. sytuacja polityczna w kraju. Ciągłe napięcia wpływają m.in. na poróżnienia wśród narodowości białoruskiej. Najczęściej dochodzi do spięć na tle roli „Solidarności” w życiu politycznym kraju. Nieliczni, a szczególnie młodzież, stoją za „Solidarnością” i autentycznie z tym ruchem się solidaryzują. Powstałe napięcia dają im możliwość działania i wyżycia [się].

Z relacji tw wynika, że studenci Filii UW w Białymstoku pochodzenia białoruskiego są aktywnie włączeni w działalność polityczną i tam nie ma różnic w pochodzeniu, co on sam widzi i odczuwa wśród dorosłych i znanych działaczy BTSK. Studenci m.in. w okresie powstałego napięcia w m-cu marcu posiadali duże ilości ulotek, wg tw antypaństwowych, które nie tylko kolportowano.

Sokrat Janowicz w okresie I „Solidarności” był niezwykle zapracowany. Dużo pisał – po polsku i białorusku – oraz pod wpływem euforii w kraju podejmował szereg działań i inicjatyw na rzecz spraw białoruskich. Zabierał też głos publicznie, otwarcie obwiniając władze za działania w ostatnich latach, uderzające w polskich Białorusinów. Wypominał, że w latach 70. znacząco zredukowano etaty w BTSK, zlikwidowano Białoruskie Muzeum Etnograficzne w Białowieży oraz zespół estradowy „Lawonicha”, na Białostocczyźnie zamarła działalność wielu białoruskich zespołów śpiewaczych, teatralnych i tanecznych, o dwie trzecie zmniejszyła się liczba szkół, w których uczono języka białoruskiego. 

2 kwietnia 1981 r. w „Gazecie Współczesnej” ukazał się jego artykuł, w którym domagał się większych praw dla mniejszości białoruskiej. Wywołało to burzliwą dyskusję, jaka na łamach dziennika ciągnęła się blisko miesiąc. Głos zabrał w niej m.in. Aleksander Omiljanowicz. W obszernej replice nazwał Janowicza „białoruskim nacjonalistą i szowinistą”, jednak o powodach wyrzucenia go z partii, do czego sam się najbardziej przyczynił, nie wspomniał ani słowem.

Nieco wcześniej, 24 marca, w biuletynie informacyjnym białostockiej „S” pojawił się artykuł „Czy Pan Bóg nie rozumie po białorusku?”. Tekst ukazał się z inicjatywy Sokrata Janowicza. Autor domagał się odprawiania nabożeństw w cerkwiach i kościołach na Białostocczyźnie w takim języku, w jakim mówią parafianie. Redaktor naczelny biuletynu otrzymał za to ostrą reprymendę od kierownictwa białostockiej „S” i wkrótce został odwołany. 

Janowicz w swych publikacjach próbował też powstrzymać dość wtedy już zaawansowaną samopolonizację własnej społeczności. Na łamach „Niwy” dołączył do krytyki liceów ogólnokształcących „z białoruskim językiem nauczania” w Bielsku Podlaskim i Hajnówce. W latach siedemdziesiątych szkoły te niemal zupełnie straciły swój białoruski charakter. Niczym nie różniły się od innych poza tym, że nauczano w nich jako przedmiotu języka białoruskiego na takiej samej zasadzie jak wszędzie angielskiego czy niemieckiego. Janowicz w „Niwie” z 21 czerwca 1981 r. napisał:

(…) Mnie irytuje statystyka setek i tysięcy absolwentów tego liceum (w Bielsku Podlaskim). Gdzie oni są, ta nasza białoruska inteligencja? Wszyscy przepadli jak kamień w wodę! Oporą naszego białoruskiego życia w Białostockim Kraju są ludzie, w większości swojej ci, którzy nie kończyli żadnych białoruskich liceów. … Na ubiegłorocznym zjeździe absolwentów liceum (…) oficjalnie w języku białoruskim wystąpił tylko przewodniczący ZG BTSK.

Ostry ton artykułów i bezkompromisowa postawa sprawiły, że o Janowiczu zaczęło być głośno. Od tego czasu stał się najbardziej rozpoznawalnym w województwie i kraju polskim Białorusinem. W kręgach solidarnościowych zaczął być postrzegany jako działacz opozycyjny i antykomunista. Jego autorytet rósł dzięki wydawanym jedna po drugiej kolejnym książkom, tłumaczonym też na inne języki. Stawał się coraz bardziej znanym pisarzem. Na kiermaszach w latach 80. po jego książki ustawiały się kolejki czytelników.

Po wydarzeniach sierpniowych Janowicz nabrał pewności siebie do tego stopnia, że zdecydował się na podziemną działalność wydawniczą. Już we wrześniu 1980 r. namówił go do tego Mikołaj Dawidziuk, pochodzący z Hajnowszczyzny wykładowca Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Tak zrodziła się idea uruchomienia Białoruskiego Niezależnego Wydawnictwa (Biełaruskaha Niezależnaha Vydaviectva). Działało ono w warunkach konspiracyjnych z przerwami aż do 1987 r. Zaangażowanych w nie było tylko kilka osób, w tym syn Janowicza – Jarosław, który, tak jak Dawidziuk, mieszkał w Łodzi, był studentem tamtejszej Akademii Muzycznej i osiadł później w tym mieście na stale. Pod koniec czerwca 1981 r. BNV wydało pierwszy numer periodyku „Biełaruskija dakumenty”. W lipcu ukazał się drugi, zaś w 1983 r. jeszcze dwa. Ten białoruski drugi obieg był ewenementem. W sumie wydano w ten sposób osiem pozycji. Tytuły, które ukazywały się w stanie wojennym, dla zmylenia SB były antydatowane. Ze względów konspiracyjnych treści publikowano – na powielaczu – białoruską łacinką, aby trudniej było ustalić pochodzenie maszyny do pisania, a tym samym zidentyfikować wydawców. Druk umożliwiły przywożone przez Sokrata Janowicza z Londynu farba i papier. 

Po raz trzeci złożył on dokumenty na wyjazd do Anglii 5 lipca 1982 r., o czym znów poinformowany został kpt. Zdzisław Wasilewski zgodnie z jego prośbą. Decyzja była odmowna.

Janowicz z tym się liczył, o czym świadczy meldunek TW „Dąb” z 15 lipca:

(…) Obawia się, że SB na wyjazd się nie zgodzi. Zwierzył się tw m.in., że prowadzone z nim były rozmowy, w toku których krytykowano go za tego rodzaju kontakty z „nacjonalistami” oraz to, że on sam przez to jest podejrzany o prowadzenie wrogiej działalności. Jest on z tego tytułu bardzo obrażony na KW PZPR, KW MO itp. Twierdzi, że polityka go nie interesuje, jest pisarzem, chce pisać, a żeby pisać, trzeba podróżować, oglądać świat i podpatrywać ludzi, zwyczaje, kulturę itp. 

23 lipca Janowicz złożył odwołanie do Biura Paszportów MSW w Warszawie. W uzasadnieniu napisał:

(…) Strona brytyjska planowała mój udział jako pisarza białoruskiego i historyka tej literatury w seminarium w ramach światowych obchodów stulecia urodzin klasyków białoruskich Janki Kupały i Jakuba Kolasa.

Paszport nakazano wydać, jednak w Białymstoku decyzję tę anulowano po tym, jak 9 sierpnia 1982 r. w mieszkaniu Janowiczów przeprowadzono rewizję i „ujawniono wydawnictwa bezdebitowe”.

19 sierpnia Janowicz znów odwołał się do Warszawy. W piśmie zaznaczył, że rewizję przeprowadzono u niego bez „wymaganego prawem nakazu prokuratorskiego”. Tłumaczył że nie złamał przepisów, gdyż zarekwirowane pozycje zostały przez niego wydane „na prawach rękopisu w ramach ustawy o cenzurze”. Sądząc z treści odwołania czuł się niewinny, ale zdarzenie to wraz z żoną mocno przeżyli:

(…) Przebieg rewizji i następnie przesłuchania mnie w komendzie miały charakter dobrowolny, ponieważ uważałem, iż moja działalność edytorska nie narusza praw konstytucyjnych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Natomiast wiele zastrzeżeń wniosłem n/t arogancji przedstawicieli organów ścigania.

Końcowa decyzja jednak ponownie była odmowna. Ale z tytułu rewizji Janowicz nie poniósł żadnych konsekwencji. Do Anglii udało mu się polecieć dopiero w 1987 r., choć znów musiał się odwoływać do Warszawy. 

Wkrótce złożył dokumenty na wyjazd z żoną do USA na zaproszenie tamtejszej emigracji białoruskiej. Początkowo znów blokowano mu wydanie paszportu. Nad SB miał jednak już pewną przewagę ze względu na autorytet, który osiągnął jako ceniony pisarz i intelektualista. Z tego względu został nawet zaproszony do udziału w pracach elitarnego Konwentu Konsultacyjnego przy Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Białymstoku. Jej przewodniczący prof. Marian Szamatowicz, gdy dowiedział się o kłopotach pisarza, miał mu powiedzieć:

Mistrzu drogi, proszę być spokojnym: nie trzeba nigdzie chodzić, w zębach przyniosą Mistrzowi paszport do domu! (cyt. z „Nie żal prażytaha”).

W 1981 r. Sokrat Janowicz pół etatu w Miejskiej Poradni Kulturalnej w Białymstoku zamienił na tyleż w „Niwie”. SB nie zablokowała jego zatrudnienia w redakcji, z której jesienią 1970 r. był zmuszony odejść. Dostał jednak pracę na stanowisku nie dziennikarza, ale redaktora technicznego, do pomocy korektorce Walentynie Żeszko, która wyprosiła o to szefa Jerzego Wołkowyckiego. Dorabiał jeszcze, opracowując do druku listy od czytelników. Z „Niwy” odszedł w 1987 r. w wyniku redukcji etatów i potem stałej pracy już nie szukał, na życie zarabiał pisaniem. W „Nie żal prażytaha” wspominał:

Nareszcie wróciłem do ukochanej „Niwy”. (…) Przestali mnie się czepiać porucznicy i kapitanowie w cywilu, zajęci śledzeniem przez całe dnie podziemnych solidarnościowców.

To nie do końca była prawda. Figurantem dla służb pozostawał bowiem aż do końca okresu PRL. Jeszcze w 1987 r.  jako tajnego współpracownika zwerbowano listonosza w Krynkach. Sokrat Janowicz bardzo często bywał wtedy u matki przy Sokólskiej 9, remontował dom, do którego zapraszał swych licznych znajomych i przyjaciół. Miejscowy listonosz jako TW „Kazimierz” miał zadanie o tych wizytach donosić przydzielonym mu funkcjonariuszom z Białegostoku.

KONIEC

Jerzy Chmielewski

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • ў кастрычніку

    1005 – 1019 г. першая згадка ў летапісах пра Бярэсьце. 710 – 1314 г. князь Давыд Гарадзенскі разбіў вялікі паход крыжакоў на Наваградак. 625 – 1399 г. паражэньне ад татараў арміі Вялікага Княства Літоўскага на чале зь князём Вітаўтам на …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (633) – беспасьпяховая аблога ў 1391 г. горада Наваградка крыжацкімі войскамі на чале з магістрам Конрадам Валенродам.
  • (241) – У 1783 г. быў пабудаваны касьцёл бернардзінцаў у Будславе каля Мядзеля.
  • (95) – 9.10.1929 г. у Варшаве памёр кс. Адам Лісоўскі (нар. у 1882 г. у Карандах Ашмянскага пав.), адзін з пачынальнікаў беларускага хрысьціянскага руху. Закончыў духоўную сэмінарыю ў Вільні ў 1903 г., пасьля вучыўся ў Духоўнай Каталіцкай Акадэміі ў Пецярбурзе, высьвячаны на ксяндза ў 1907 г. Служыў у розных парахвіях на беларускіх землях:

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis