Horst i Inga mieli dwuch synuow na frontowi. Odin zhinuw deś na Biełarusi oseniu 1942, a druhi propaw pod Stalinhradom wesnoju 1943.
Po smerti druhoho syna Inga stałasia wredna. Kryczała za byle szto, a buwało toże, że misku z jedłom na zemlu skinuła, bo za dowho jeli.
U wiosci Scheringhade buło trochu znakomoje mołodioży. Dwie chaty dalij pracowaw Pietia Wasylów z Ryhoruwciow. Dwojurodny brat Wani. Czasom baczyliś i mohli pohoworyty. To buło tak trochu domowo i weselij.
Pietia to miew dobre, bo hospodari uważali joho jak swojoho syna. Ich syn toże zahinuw na wujni. A doma buła u ich szcze doczka Hilda, uże dorosła i Pietiu traktowali chiba trochu tak jak ziatia.
Minuło dwa lit. Nekotory to nawet odpuski mieli i mohli na paru dion do domu pojechty, a Waniuszka tulki odne pismo zmoh napisaty.
– Ruki wwierch, giermanskije bladi! – kryczaw ruski sałdat i mierywsia z wintowki w Waniuszku.
– Nie strejaj, ja Biełarus. Wania Siemieniuk spod Kliszczel! – odkryknuw Waniuszka.
– Biełarus? Z armii udrał, ili ochwotno w Giermaniu pryjechał?
– Nie, mienia uwiezli na robotu.
– A ty? – prymierywsia w Mitiu.
– Ja Polak, – każe Mitia.
– Nu to poszoł won, job twoju mat’, a ty idi so mnoj, blad’ – i znow w Waniuszku prymieryw.
Czerez dwa dni Waniuszka uże w armijnoj kufajcy i waciakach popaw w 6 strełkowuju rotu 2 bataliona 1 armii.
W papierach zapisali akuratno imie, familiu i otczestwo, a sam Waniuszka nijakich dokumentów nie miew, to tolki w szapcy chimicznym karandaszom napisali imia, familiu i na front posłali.
Nawet strelati nie nauczyli i wintowki nie dali. Lejtynant, kamnadir roty kazaw:
– Ty, blad’, wpierod idi kak wsie saładaty, sogłasno prikazam. A wintowku w boju najdiosz – twoja budiet.
Pajszli. Hołod, chołod i niestrymanaja strelba i bombiożka. Chleba nie chwatało, ale każdoho rania kwartu spirtu dostawali i buwało, że amerykańsku tuszonku w puszkach na zakusku.
Czerez try miesiecy dojszli do reki Odra niedaleko Kistrina (Kostrzyń). Uże dwie nedili iszow tiażki boj. Łodkami czerez reku posyłali w ataku rota za rotoju. Nichto ne woroczawsia, lude i łodki propadali. Pryjszła oczered’ i na Waniuszkowu rotu. Kamandir perejszow wzdowż transzei i każdomu kwartu spirtu naliw z banki, jak woraczawsia to druhu. O czetwertuj rano ticho zojszli na bereh i pohruzylis na try łodki po 15 sołdat na każdu. Popłyli, rydluwkami odpychjuczyś od wody… Uspili tulki kusoczok i naczałoś – snaradami i kulemiotami giermancy siekli, aż woda kipieła. Sołdat, jaki sydiw speredu, upaw na Waniuszku. Cieła gimnastiorka buła w krowi. Na seredini reki snarad łodku rozbiw. Na szczastie buło uże ne zusim hłyboko, tak po szyju, i do bereha dojszli czerez wodu.
– Ura! Ura!..
Wintowka zamokła i ne strelała, a tut giermaniec na dorozi odin i potum druhi.
Waniuszka sztykom oboch zabiw i… upaw bez czustwa.
Zaniali płoszczadku.
Potum, jak poszczytaliś po boju, to okazałoś, szczo z 45-licznoj roty piatiero ich ostałoś żywych. Waniuszka ranieny, oskołok rozorwaw kolino z doszczentom, i jak prosnuwsia w bolnicy, to sam ne znaw, jak zmoh biehczy w boj z takieju nohoju.
Jak dytia płakaw i może tom wracz kazaw pererwaty podhotowku do amputacji.
Dowho buw w bolnicy. Odnuj, potum druhuj. Wujna okonczyłas i na poczatku 1946 hoda wypisali, na hrudiach powiesili medal „Za Odwahu” i znow w armiu nakirowali, w Legnicu.
Uże chodyw jako tako. Takim trochu „kaczym” chodom, bo kolino wsio taki wlejało.
Prawie wsi ryhoruwśki z wujny poworoczaliś, a Waniuszku na straty spysali, dumali szto propaw deś bezimienno na wujni.
I raptom cud stawsia na początku 1947 hoda. Każdoho dnia odin, dwa eszłony ruskoho wojska woroczajohosia z wojny jechało. Najczastiej w Ryhoruwciach na stancji ostanowki paruhodynny robili pered hranycioju.
Buła połowina marta, ranok. Odczyniajutsia dwery i do chaty wchodyt Waniuszka w waciakach i z pepeszoju na spleczkowi.
Baba Ontolka czut’ rozrywu sercia ne dostała.
– Wania, to ty? A skul żeś ty wziawsia, dytiatko moje? – rospłakałaś z radosti.
– W Rosiju z fronta jediem. Na stancji ostanowku na try hodiny majem i komandir mene na hodinku do domu odpustiw. Zaraz woraczatyś muszu, – każe Waniuszka.
Wsia siemia pozbyhałaś. Radosti końca ne buło. Saszko buw taki najbulsz rostropny, miew fotoaparat, to nawet poprosyw Ściopu, kob zrobyw jomu i Waniuszci fotografiu powitalnu. Ale każe:
– Idem, Wania, na stancju, ja pohoworu z twoim kamandirom.
Wziaw w torbu try litry dobreji samohonki i pojszli. Jak zajszli, to do odjezda pojezda szcze hodynu czasu mili. Odnu, prawie ciełu butyłku kwartami rospili z kamandirom. A dwie on schowaw na później. Nawet wesieło buło i tak siemiejno zrobiłoś.
– U nas sałdat mnogo, odin miensz, odin bolsz – szto za raznica, i tak nikto nie doszczytajetsia. Idi ty, Waniuszka, domoj, – każe kamandir.
Odczerknuw sztoś w papierach i odpustiw Waniuszku dodomu. Potum kazali, szto nawet pepeszy jomu ne odobrali, ale chto tam znaje po lietach.
Wernuwsia Wania z Saszkom do domu i uże na zawsze ostawsia. W wiości nawet imie jomu pomyniali, bo pered wójnoju buw Wanioju, a uże jak wernuwsia, to Waniuszkoju nazwali.
Lude nespecjalno szanowali Waniuszku, nasmychaliś, „Bomkom” prozywali. Bo jak iszow hulicioju, a chtos za pleczyma kryknów „bom”, to Waniuszka aż do płotu odskakowaw. Szutki stroili…
A letom jak bura z mołniami buła, to Waniuszka bojawsia i chowawsia w Saszkowuj piwnicy, bo tam i hrymienie buło mensz czuty, i molni ne baczyw.
W 1953 rokowi ożenywsia z Mańkoju Tarasowoju z Malinnik i czerez deset’ lit czetwero diti dożdaliś. Razno buwało, najczastij tiażko, bo treba to chatu, to chliw budowaty, hospodarku neweliku pilnowaty, a hroszy małowato, to deś na pocztku 60. lit pojszow Waniuszka do roboty na koliji. To takaja trochu siemiejna tradycja, bo uże did Maksym buw żeleznodorożnikom, i brat Ściopa toże.
Popiwaw czastowato.
Z tym popiwaniom to toże buwali zabawny historii, bo koliś w Bielsku po wypłaty, kryczaczy „ura” na milicjanta Głackoho kinuwsia, bo dumaw, szto to „giermaniec”. A druhi raz koszelkom chotiew ludiom nohi łamaty, bo buw taki powny i tiażki po wypłaty.
Robiw tiażko, abo z rania pered abo po roboty szcze hospodarkoju i diet’mi zajmawsia.
Tyżdeń po tych kartoflanych plackach wernuwsia ranij z roboty, konia zapruh i pojechaw do Zaleszan-Rowuw osypku dla swyny zmołoty.
Barszczewski (Romaniuk) miew śrutownik i czasom znakomym osypku mołow, a że „frontowikom” buw, to temy wspulny mieli i do pohoworki i wypitki…
Weczerom koło wośmeji wernuwsia. Sam koń do domu pryjszow, bo Waniuszka uże chyba neżywyj liżaw na wozi.
Kazali, szto sercie zatrymałoś. Perenesli Waniuszku do chaty, położyli na pudłozi i paru hodyn ratowali, woroszyli, hrudy natiskali, a uże po puwnoczy dochtor, szto karetkoju z Bielska prijechaw, skazaw że to kuneć.
Wsi rozyjszliś, tulki Waniuszka ostawsia na tuj pudłozi w takich armiejnych waciakach i kufajcy. Odin…
Za dwa dni – 20 grudnia 1971 roku – pochowali Waniuszku na ryhoruwskich mohiłkach. Tyżnia zabrakło do 44 dnia rożdienia. Pohoda buła niecikawa, plucha ceły deń, śnieh z dożdżom padaw, jakby nebo płakało.
Chyba nepotrybno, bo, jak ludi każut, chto umiraje w swój den rożdienia abo bliźko, to joho życie od poczatku do kuńca buło sud’boju naznaczane. I pewno to prawda…
Gienio Siemieniuk