Zima zbliżała się ku końcowi. Niebawem miało nastąpić dwuipółmiesięczne lato sołowieckie, z białymi nocami, z przeraźliwie krzyczącymi czajkami i otwarciem nawigacji na Sołowki.
Podczas pracy lub też wychodząc z baraku, aby odetchnąć nieco świeżym powietrzem, patrzałem w stronę Sołowek i zadawałem sobie pytanie: „Czy długo jeszcze wytrzymam w tym piekle i czy w ogóle warto wreszcie żyć?”.
Jako rezultat okropnego życia takie pytania coraz częściej powstawały w umyśle tym bardziej, że z wycieńczenia i głodu zachorowałem na szkorbut, który na równi z gruźlicą i tyfusem był biczem sołowieckich więźniów, bowiem pochłaniał ofiary w olbrzymich ilościach.
Na kilka dni przed odjazdem na Sołowki zarządzono nagle apel, rewizje i ostre pogotowie.
Domyślaliśmy się, że zaszło coś poważnego, ale co, nikt na razie nie wiedział. Dopiero nazajutrz wszystko się wyjaśniło. Oto czterech oficerów armii carskiej Sazonow, Bezsonow, Malsagow i polski podporucznik E. Malbrodzki (mieszka obecnie w Warszawie i pracuje w Min. Spr. Wewn.) rozbroili podczas pracy dwóch żołnierzy i zbiegli. Uciekając przed wysłanymi w pogoni oddziałami żołnierzy i specjalnie utrzymywanego w celu łapania zbiegów komsomołu Karelii po dokonaniu szeregu napadów na urzędy sowieckie o i po półtoramiesięcznym błąkaniu się po błotach Karelii, jak później dowiedzieliśmy się, przekroczyli granicę finlandzką.
Próby ucieczek z Sołowek zdarzały sie dość często, lecz wobec dobrze zorganizowanych oddziałów pościgowych i ciężkich warunków terenowych rzadko się udawały. Najczęściej uciekali kryminaliści z prac lądowych, lecz zazwyczaj źle zorganizowani, zdani na łaskę trafu, ucieczkę przypłacali życiem albo złapani dostawali dodatkowo parę lat, co dla kontrewolucjonistów kończyło się zwykle gorzej, bo rozstrzelaniem.
W roku 1926 została dokonana odważna (bo na łódce zabranej sprzed siedziby zarządu katorgi) i gwałtowna, lecz nieudana ucieczka pod dowództwem byłego oficera Rysowa. Wycieńczeni z głodu zbiegowie już na lądzie zostali ujęci i po kilkumiesięcznej gościnie w karcerach Siekierki w liczbie sześciu osób w końcu rozstrzelani.
Były kapitan marynarki (nazwiska już nie pamiętam) z wyspy Anser, odległej od lądu o 38 km, rozpoczął również ucieczkę na łodzi, lecz po oddaleniu się 16 km od Sołowek został zauważony przez latarnię morską i rozstrzelany w roku 1927.
Na wiosnę 1928 r. czterech Inguszów z Kaukazu (nazwisk ich nie pamiętam) uzbrojonych w butelki napełnione dla ciężaru wodą, znienacka napadło na wartę i po jej rozbrojeniu też usiłowało zbiec. Wskutek nieznajomości terenu długo błąkali się oni po morzu, gdzie w końcu wszyscy zginęli wśród gór lodowych.
Najdłuższa, bo aż dwa miesiące trwająca, była ucieczka (w roku 1926) zorganizowana przez Drahuna. Porwawszy na Brzozowej Toni łódkę, grupa jego szczęśliwie odjechała od wyspy, zaskoczona jednak na morzu przez burzę została wyrzucona z powrotem na brzeg Sołowek. W ciągu półtora miesiąca wymykali się tropiącym ich oddziałom dozorców i żołnierzy, dopóki znów nie zdobyli łodzi. Lecz szczęście i tym razem nie sprzyjało Drahunowi, gdyż przez burzę ponownie zostali wyrzuceni na wyspę Anser. Nie wiedząc gdzie się znajdują, zapytali o to jednego z mieszkańców, czym się zdradzili i po kilku dniach zostali ujęci. Po strasznych torturach, którym zostali poddani celem wykrycia tych, którzy pomagali im podczas ucieczki dając żywność, wszyscy zostali rozstrzelani.
Były też wypadki i prowokowania ucieczek przez władze katorgi. Mając z góry rozkaz zgładzenia niepożądanych osobników, których z braku podstaw nie można było oficjalnie skazać na śmierć, albo zabijali takich skazańców podstępnie w nocy, albo prowokowali ucieczkę.
W roku 1928 w Sawtjewo pomocnik naczelnika II oddziału katorgi Surkow, mając rozkaz zgładzenia byłych wyższych oficerów armii carskiej Akermana, Ostentakena, Szerrera, Grygałowskiego, Czernyszewa i Wasiljewa sprowokował ucieczkę. Wszystkim pięciu po ukończonej pracy biurowej Surkow wydał przepustki na spacer do lasu, a gdy ci oddalili się i spokojnie łapali wędkami ryby nad rzeką, z rozkazu naczelnika katorgi Ejchmansa, pod zarzutem próby ucieczki, zostali zamordowani. Trzeba nadmienić, że Grygałowski był zupełnie chory na szkorbut, a Wasiljew – na wypadanie kiszki prostej, wobec czego gdyby nawet i chcieli uciekać, to ze swym stanem zdrowia uciekać nie mogli.
Ostatnią za moich czasów prowokacją ucieczki było zabójstwo lekarza S. Wysockiego, którego wywieziono na ląd i na cztery dni przed ukończeniem terminu zamordowano też jakoby za chęć ucieczki. Prawie równocześnie z nim zamordowano i Żełtouchowa. Więzień zaś Kurajew, który chciał wykryć to ohydne morderstwo został ukarany kilkumiesięcznym „izolatorem”.
(D. c. n.)
„Kurier Wileński”, nr 7 (2249), 10 stycznia 1932 r.