W marcu i kwietniu 1984 r. atmosfera w ruchu białoruskim na Białostocczyźnie rzeczywiście była napięta. Fala niezadowolenia w środowiskach mniejszości, ogarniętych apatią i rozgoryczeniem z powodu coraz bardziej widocznych oznak utraty tożsamości i odrębności narodowościowej wśród swej społeczności (szacowanej wówczas na 200 a nawet 400 tys. osób w całej Polsce), przybrała na sile podczas kampanii przed X Zjazdem BTSK. Za taką bolesną sytuację w dużym stopniu obwiniano bowiem tę właśnie organizację, powołaną wszak, by przeciwdziałać tym procesom, kultywować i rozwijać białoruską kulturę i tradycję. Była jedyną, która reprezentowała tę mniejszość i dlatego na nią głównie spadała ta odpowiedzialność.
Mimo że polscy Białorusini coraz mocniej wtapiali się w morze polskości z przyczyn obiektywnych, dotychczasowym działaczom BTSK zarzucano „niemałe zaniedbania na białoruskiej niwie”, domagając się zmian programowych jak też personalnych na szczeblu kierownictwa organizacji. Podczas zebrań przedzjazdowych formułowano szereg odważnych nieraz postulatów i propozycji nowych inicjatyw.
Na to wszystko czujne oko (a raczej ucho) miała Służba Bezpieczeństwa. Jej organom chodziło przede wszystkim o to, by w środowisku białoruskim nie wzięły górę grupy reformatorskie. Przejawy zbyt dużego patriotyzmu narodowościowego oficerowie starali się tłumić w zarodku jako niebezpieczne dla komunistycznego modelu jedności narodowej w państwie pod przewodnictwem PZPR oraz wspólnoty krajów socjalistycznych.
W kwestionariuszu meldunku operacyjnego w ramach sprawy operacyjnego sprawdzenia kryptonim „Sabat” zarejestrowano zagrożenie sklasyfikowane w tabeli kodowej jako nastrój niezadowolenia w postaci negatywnych i krytycznych wypowiedzi kierowanych pod adresem administracji, zakładu przemysłowego, instytucji, uczelni itp. lub kierowników resortu [spraw wewnętrznych].
Jako cel działań podjętych przez SB porucznik Sakowski wskazał:
– ustalenie przyczyn oraz osób powodujących rozdźwięki w łonie Zarządu Głównego;
– prowadzenie działań profilaktycznych zmierzających do uzdrowienia sytuacji w kampanii przedwyborczej jak również w czasie samych wyborów.
Dla SB, która koncentrowała się wówczas na ochronie operacyjnej dużych zakładów pracy, przeciwdziałając wybuchom protestów robotniczych, kryptonim nadany tej sprawie może wskazywać na nieco ironiczny w ocenie organów charakter powstałego zagrożenia. Atmosferę na przedzjazdowych zebraniach BTSK bowiem porównano do mitycznych zlotów czarownic, do których słowo „sabat” przylgnęło najbardziej. Sprawę prowadzono jednak z całą powagą potencjalnego zagrożenia i zaangażowano do niej dwóch tajnych współpracowników i trzy kontakty operacyjne. W wykazie osobowych źródeł informacji podane są ich pseudonimy: „Jerzy”, „Maria”, „Z”, „Kuzniecow”, „Mikołaj”. Byli to ludzie zwerbowani bezpośrednio z rozpracowywanego środowiska, którzy brali udział w zebraniach BTSK i przekazywali służbom zakulisowe informacje. Wśród nich była Anna S., zatrudniona wówczas w redakcji „Niwy”. Pozostałych trudno zidentyfikować, gdyż w zbiorach IPN nie zachowały się ich teczki ani inne dokumenty, w których figurowali. Wczytując się uważnie w meldunki operacyjne tej sprawy można jednak wywnioskować, iż KO „Z” to mógł być wiceszef BTSK, przedstawiciel konserwatywnego skrzydła organizacji, który nieustannie atakował sekretarza Mojsienię i robił wszystko co w jego mocy, aby do nowych władz Towarzystwa nie weszli „reformatorzy” i nadzwyczaj wówczas aktywni białostoccy i warszawscy studenci. Na maszynopisie jednej z notatek sporządzonych ze słów tego informatora oficer, który otrzymał ją od funkcjonariusza, ręcznie dopisał w nagłówku „Jan Zieniuk?”.
W innym miejscu jako informator podana jest z imienia i nazwiska pochodząca z Ryboł Walentyna Łaskiewicz, członkini ZG BTSK, która potem na początku lat dziewięćdziesiątych objęła funkcję sekretarza organizacji. Wówczas szczegółowo „poinformowała w rozmowie” (nie był to donos) o charakterze zebrań przedzjazdowych i kto je będzie obsługiwał.
Znamienne, że pośród zaangażowanych do sprawy „Sabat” agentów nie było tw. ps. „Dąb”, który od piętnastu lat systematycznie donosił SB na działaczy BTSK. Jak wynika z materiałów z jego teczki miał on wtedy przerwę we współpracy, spowodowaną najpewniej problemami zdrowotnymi.
Relacje z przedzjazdowych zebrań BTSK ukazywały się na bieżąco w „Niwie”, ale były to suche i skąpe informacje, z których wcale nie wynikało, że w środowisku białoruskim panowała wówczas bardzo napięta sytuacja. Przemilczane to zostało także w „Letapisie BHKT 1983-1984”, opublikowanym w „Kalendarzu Białoruskim 1985”, skrupulatnie opracowanym przez Eugenię Połocką z „Niwy”. Pełnych informacji o tym, co naprawdę działo się wtedy w szeregach organizacji, nie przepuściłby oczywiście inny organ – Urząd Kontroli Prasy i Widowisk, czyli peerelowska cenzura.
Na marginesie należy zauważyć, że mimo postępującej asymilacji mniejszości białoruskiej w Polsce, która w latach osiemdziesiątych przybrała mocno na sile, jak też tarć i konfliktów w łonie BTSK, organizacja ta działała wówczas jeszcze bardzo aktywnie. Świadczy o tym ta właśnie obszerna kronika, zawierająca po kilkadziesiąt wzmianek miesięcznie o różnych wydarzeniach i podejmowanych przez Towarzystwo działaniach. „Kalendarze Białoruskie” BTSK wydaje do dziś, ale od dawna latopisy za ubiegły rok sprowadzają się w nich głównie do katalogu organizowanych imprez, przy czym już tylko najwyżej kilka razy w miesiącu.
Przykładem suchej i ogólnikowej informacji z kroniki za 1984 rok jest wzmianka o tym, że 18 marca reaktywowało swą działalność koło BTSK w Długim Brodzie w gminie Dubicze Cerkiewne. Nie napisano jednak, że miało to związek z postulatem mieszkańców przywrócenia nazwy miejscowości w oryginalnym brzmieniu Doŭhi Brod. Takie starania podjęli oni z inicjatywy pochodzącego z tej wsi Piotra Germaniuka, który był aktywnym działaczem BTSK w podsuwalskim Augustowie. Uzyskali nawet poparcie gminnego komitetu PZPR, po czym zwrócili się do naczelnika gminy z wnioskiem o ustawienie tablic z nazwą swej miejscowości w języku polskim i białoruskim (z okazji 40-lecia PRL i X Zjazdu BTSK). Na tamtym zebraniu reaktywowanego koła, w którym wzięło udział około dwudziestu mieszkańców, wystosowano otwarty protest przeciwko polonizowaniu białoruskich nazw miejscowości w ich okolicy. Było to pokłosiem jednego postulatów, jakie po stanie wojennym w 1982 r. zaczęli formułować działacze z reformatorskiej frakcji BTSK. Najbardziej w to zaangażowany był młody i zdolny dziennikarz „Niwy” Michał Szachowicz. Publikował on artykuły, w których podawał przykłady zastąpienia historycznych nazw miejscowości na Białostocczyźnie o brzmieniu charakterystycznym dla języka białoruskiego nieadekwatnymi formami w języku polskim. Taka polityka przyniosła ogromne negatywne konsekwencje dla tożsamości kulturowej regionu, przyczyniając się do samopolonizacji zamieszkałej w nim od wieków mniejszości białoruskiej.
Mieszkańcy wsi Długi Bród – Doŭhi Brod sami wykonali nawet dwujęzyczne tablice, które milicja skonfiskowała (zostały osobiście zabrane przez funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa w Hajnówce Jana Sapieżyńskiego) i skierowała wniosek do Kolegium d/s Wykroczeń.
3 kwietnia główny inicjator Piotr Germaniuk skierował pismo do szefa hajnowskiej SB, w którym napisał m.in.:
(…) Nie są mi znane żadne zakazy sporządzania tablic z napisami nazw wsi w języku białoruskim lub posiadania takowych tablic. Nie sądzę, aby stanowiły one zagrożenie dla Władzy Ludowej, ustroju socjalistycznego, sojuszy międzynarodowych lub innych ustrojowych zasad. Zabranie przez pracownika SB wymienionych tablic stwarza przekonanie o istnieniu dyskryminacji mniejszości narodowych, o obłudzie w głoszeniu zasad internacjonalistycznych i rzekomej równości wobec prawa mniejszości narodowych (w Czechosłowacji i NRD tablice z nazwami miejscowości w języku mniejszości narodowych nie sieją paniki w organach służby bezpieczeństwa.
W teczce z materiałami sprawy „Sabat” znajduje się notatka z przebiegu VIII Plenum ZG BTSK, które odbyło się 8 kwietnia 1984 r. Wzięło w nim udział około czterdziestu osób. Towarzysz Jan Zieniuk, który przewodniczył posiedzeniu, poinformował także o incydencie we wsi Długi Bród. On i wszyscy uczestnicy plenum zgodnie potępili poczynania członków BTSK – Piotra Giermaniuka i Michała Szachowicza, uznając takie działania za szkodliwe dla BTSK.
Walentyna Łaskiewicz we wspomnianej rozmowie miała poinformować, iż zamierza omówić sprawę postawy Szachowicza także na Zarządzie Koła Miejskiego BTSK. Twierdziła jednocześnie, że zastanawia się bardzo głęboko nad postawą S. Janowicza. Janowicz, chociaż nie wychodzi z oryginalnymi pomysłami i projektami osobiście, to trzeba stwierdzić, że jest bardzo dobrym wykonawcą koncepcji wypracowanych, powierzonych mu do wykonania Nie było jeszcze przypadku, by odmówił wykonania jakiejś czynności absorbującej nawet wiele czasu. Znając jednak jego dotychczasową postawę wobec BTSK W. Ł. pilnie kontroluje działania Janowicza.
W kwietniu odbyły się jeszcze trzy przedzjazdowe spotkania rejonowe – w Białymstoku, Hajnówce i Bielsku Podlaskim. Wyłaniano na nich delegatów na Zjazd i konsultowano sprawy, które miały być na nim poruszone. Z notatki służbowej, spisanej po rozmowie z Walentyną Łaskiewicz, wynika że wszystko zostało dokładnie zaplanowane i wyreżyserowane. Zawczasu formowano składy poszczególnych komisji zjazdowych i typowano kandydatów do przyszłego Zarządu Głównego. Podczas zebrań uważnie przyglądali się temu wysocy przedstawiciele władzy z KW PZPR. W Hajnówce miał być obecny sekretarz tow. Mikołaj Kozak, zaś w Białymstoku kierownik Wydziału Administracyjnego tow. Dobrzyński.
O ścisłej kontroli BTSK przez władze świadczy też zaplanowana tuż przed zjazdem narada w KW PZPR z udziałem delegatów – członków partii.
Przed wszczęciem sprawy „Sabat” SB o napiętej sytuacji w środowisku białoruskim zawiadomiła I sekretarza KW PZPR Włodzimierza Kołodziejuka. Było to następstwem informacji uzyskanej od KO „WŁ” o tym, że aktyw Towarzystwa wyraża poważne zaniepokojenie, iż Zjazd może przebiegać w sposób żywiołowy i niekontrolowany. (…) W związku z tym działacze – członkowie Partii obawiają się, że na Zjeździe dojdą do głosu działacze opozycyjni znani z negatywnych nacjonalistycznych poglądów, jak S. Janowicz, A. Odzijewicz i grupa skupiona wokół nich.
Podczas kampanii sprawozdawczo-wyborczej i przygotowań do zjazdu BTSK SB działała według instrukcji naczelnika ppłk. Władysława Żukowskiego. W szczególności dotyczyła ona dopilnowania doboru właściwych kandydatów do władz BTSK przy jednoczesnym eliminowaniu osób o poglądach nacjonalistycznych. Jednym z zadań było też wytypowanie i opracowanie kandydatów na tw z możliwością rozpoznania w przyszłości sytuacji i zagrożeń w BTSK i środowisku białoruskim.
Na przedzjazdowym spotkaniu w Hajnówce pojawił się też Aleksander Barszczewski – białoruski poeta, działacz BTSK, kierownik Katedry Filologii Białoruskiej Uniwersytetu Warszawskiego. W notatce operacyjnej sprawy „Sabat” naczelnik Wydziału III WUSW w Białymstoku ppłk. Władysław Żukowski napisał:
(…) W dyskusji zabrał głos także docent Barszczewski, który zaproponował poruszenie na Zjeździe sprawy zagrożenia środowiska białoruskiego ze strony Ukraińców. Delegaci wypowiedzieli się negatywnie o tego rodzaju dyskusji podczas Zjazdu, stwierdzając że może to wywołać waśnie i nieporozumienia pomiędzy BTSK i UTSK. Dalej nawoływał do „odmłodzenia” Zarządu, stwierdzając, że „władze Towarzystwa nie mogą składać się z takich staruszków, jak władze niektórych krajów, ponieważ przynosi to więcej szkody niż korzyści”. Zebrani odczytali to jako aluzję do władz ZSRR, co potwierdzili gromkim śmiechem. Oskarżył on dotychczasowe władze BTSK o uległość wobec władz państwowych i nawoływał przyszłych członków Zarządu do nieustępliwości.
Ostatnie zdanie zostało długopisem podkreślone jako alarmujące dla SB.
Z kolei kpt. Konstanty Szwarc w informacji operacyjnej ze słów KO „Z” napisał, że Barszczewski wstawił się za Mojsienią, którego podał za przykład takiego „nieustępliwego”. Podbudował to sprawą Muzeum Białoruskiego, które w/g jego wywodu powstało dzięki Mojsieni, przestało istnieć, kiedy Mojsienia odszedł z BTSK i ponownie nabrało rumieńców za kadencji Mojsieni.
Ciepłe słowa pod adresem sekretarza ZG, którego wiceprzewodniczący Zieniuk chciał zawiesić nawet w czynnościach, także były elementem przedzjazdowej kampanii wyborczej. Mojsienia prowadził bowiem własną grę i miał swój przemyślany plan. Był szczerze oddany sprawie białoruskiej. Wiele w życiu przeszedł. Choć pracował wcześniej na kilku kierowniczych stanowiskach, nie był takim karierowiczem jak Zieniuk. Zgotowana mu teraz w BTSK intryga również nie była dla niego zaskoczeniem. Już kilkanaście lat wcześniej przeszedł przez podobne zawirowania i to z dramatycznymi dla siebie konsekwencjami. Dobrze wiedział, że tak wtedy jak i teraz stała za tym Służba Bezpieczeństwa. Z bagażem wcześniejszych doświadczeń wiedział co robić, aby nie dać się znów ograć. A chodziło mu nie tak o siebie, jak o BTSK i własną inicjatywę życia w ramach tej organizacji, czyli budowę muzeum białoruskiego w Hajnówce.
Jeszcze w styczniu Mojsienia przekonywał porucznika Sakowskiego, który odbył z nim wtedy rozmowę służbową, że najbardziej odpowiednim kandydatem na przewodniczącego z.g. jest A-der Barszczewski m.in. z uwagi na to, że działa w Radzie Kultury przy Premierze PRL i mógłby wiele zrobić dla sprawy Białorusinów.
Cdn.
Jerzy Chmielewski