– To synowa upekła narouczno wam.
– Spasibo. Jak wasze imje?
– Chrystina.
– Chrystino, jak to stałosia, szto takaja chorosza żenszczyna zajmajetsia… – tut Oleksiej zamoŭk, poniaŭ szto woun czut’ ne skazaŭ sztoś durnoje.
– Pilnuje małyje dieti.
– Nu tak.
– To moja profesija. Ja kounczyła pedahogiczny fakultet. Posli zaimałasia swoimi dit’mi. Mnie takoje zaniatije ponarawiłosia i tak naczała zaroblati. To ŭże czetwerta simia, u kotoroui pilnuju. Tut mnie welmi dobre.
Wypili kawu i naczali howoriti pro Lenku, ale ditia chutko procznoułosia i poklikało:
– Niania, Niania, sii.
Chrystina pobiehla do spalni. Sztoś tam szeptali, poszli do łazienki, a posli woujszli do komnaty.
– Dobli deń diedku – skazała wnuczka.
– Zdrastwuj moja wnuczeńko. Jak ty chuteńko rostesz.
– Mnie ŭże o toulki liet – pokazała dwa palczyki.
Oleksiej ŭziaŭ jie na ruki, pociłowaŭ u hołoŭku, troszku ponosiŭ, a posli daŭ juj torbu z podarkami. Ditia sieło na kilimowi i odkrywało swoi skarbi.
Niańka sidiła za stołom. Oleksiej chotiej sztoś jie spytati, hlanów i onemieŭ. Kruhom Chrystininoi hołowy pojawiłasia maleńka raduha. Wyhladała, jak jakaja nebud’ świataja w aureoli. Oleksiej mnouho prożyŭ, ale czohoś takoho szcze ne baczyŭ.
– Wy kiepsko czujetesia? – spytała Chrystina.
– Aaa, nnnjie, nu… nu musit u mene sztoś zrobiłosia z oczyma.
– Prynesu wam wody.
Niańka wstała i aureola zhinuła. Oleksiej szcze troszku posidieŭ i pojiechaŭ do Cieplic. Poczti każdoho dnia pered joho oczyma pojaŭliałasia taja kartina. Jeduczi do domu znoŭ zajechaŭ do syna. Chotieŭ pobacziti, czy Chrystina pochoża do Karoliny, nu i czy aureola była napraŭdu, czy jomu ono tak kazałosia.
Chrystina była u nahawiciach i bluzci z rukawami po łukti. Ukradkom jui pryhalnuŭsia i odkryŭ mnouho pochożoho do Karoliny: nuos, ucha, wołosy, dołoni, nu i rostom takaja sama.
– Chorosza dieŭczyna, – lubowaŭsia.
Chrystina obaczyła, szto Oleksiej juoi pryhladajetsia jak ŭlublany chłopeć dieŭczyni, troszku poczyrwonieła i spytała:
– Czuom wy na mene tak diwitesia?
– Bo wy welmi chorosza dieŭczyna.
– Oj, spasibo, ale diŭczynoju to ja była trydcet’ let tomu.
– Żenszczyna ŭse maje tuolki lijet, na kuolki wyhladaje, a wy to najbuolsz trydciatka.
– Wam tak każetsia.
Christina sztoś rozważała u swojomu umie, posli skazała:
– Wy znajete, szto ninika deń moho rożdienija. Mnie jakraz pidisiat dwa roki. Ja upekła tort. Budu rada, jak wy ostanetesia, kob razom z waszymi dit’mi wypiti kawu.
– Oj, spasibo, ale ja ne maju wam podarka.
– Niczoho ne treba. Pudożdete?
– Nu pudożdu. Toż to wasze świato.
– Wy znajete, Lenka… – Chrystina naczała inszy rozhowuor.
Roskazowała to pro wnuczku, to pro swoich hospodaroŭ, a wuon tieszyŭsia jei krasotoju i hołosom. Wydałasia jomu modelkoju z żurnała. Prytakowaŭ jui, koli ne koli sztoś dopytowaŭ, ale sam niczoho ne roskazowaŭ. Ditia sztoś poprosiło nianiu. Wona wstała, podała i sieła w druhomu miesti. Oleksiej obaczyŭ aureołu. Wstaŭ, chotieŭ pudyjti bliżej i pobacziti szto to takoje, ale aureoła zhinuła. Dla niepoznaki pochodiŭ po komnati. Pryjechaŭ syn z żuonkoju. Pryniuos jakijsia podarok, a synowa bukiet kwitok. Powinszowali. Oleksiej do ich pryłucziŭsia. Pociłowaŭ Chrystinu i ŭ joho duszye pojawiŭsia luboŭny wostorh. Nu, ne takij jak z Karolinoju, czy koliś, jak poznakomiŭsia z żuonkoju, inszy, soŭsiem nowy. Czohoś takoho szcze Oleksiej ne pereżywaŭ. Jubilejka postawiła na stole tort i zapariya kawu. Syn wyniaŭ wino. Chotieŭ naliti bat’kowi, ale wuon skazaŭ szto musit jechati do domu i ne bude piti. Po silnomu impoulsowi, jaki poruszyŭ joho duszu, wuon ne muoh tut ostatisia. Trochu posidieŭ z wnuczkoju na rukach, zjeŭ tort i naczaŭ proszczatisia. Wsie diwowalisia, czoum tak chutko chocze jechati. Na odchuodne Chrystina jomu skazała:
– Szkoda, szto wy ŭże musite jechati.
Sije słowa wuon czuŭ ciełu dorohu. Szkodowaŭ, szto doŭż ne posidieŭ.
– Toż ja muohby odwesti jie do domu, – dumaŭ.
Pryjechaŭ i doŭho zajmaŭsia domasznimi robotami. Luoh puozno, odnako ne muoh zasnuti. U joho hołowie kołotałasia Chrystina z aureołoju na hołowie. Ne muoh poniati, szto to takoje.
* * *
Oleksieja intieresowała istorja starożytnosti. Jomu trafiłasia kniżka „Lehendy o Bohiniach Słowian”. Tam proczytaŭ, szto Słowianie pouzno pojawilisia u Jeŭropi i dlatoho ich perszy bohini mieli ŭże tuolko odnu cztwert’ bożoi, sinioi krowie, reszta była czyrwona, czołowiecza. Tych z sinieju krowleju poznawali po aureoli nad hołowoju. Teper jomu naczało wsio zhożatisia. Chrystina to potomkini Bohini Słowian!
– Nu, a czuom wuona pochoża do tojei złustnici Karoliny? – pytaŭ sam sebe.
Jak podumaŭ o Karolini, to odrazu jomu prypomiŭsia auhustoŭski sobaczka.
– Koli wuon z nami żyŭ, to byli mojie najliepszy leta. Wsio iszło jak po masli i ŭ roboti i ŭ simje. Zdoch w toj deń, jak Jaruzelski wowiuoŭ wojenny stan. Odtuol tak hładko ŭże ne żyłosia. To ne byŭ byle jakij sobaka. Może to byŭ duch jakoi nebud’ bohini, kotora mene lubiła i sterehła? – dumaŭ.
Dumka pro Chrystinu odnako wsio woroczałasia. Kotorohoś tyżnia zazwoniŭ do jie. Rozhowuor odnako ne ŭkładaŭsia. Wuon czustwowaŭ, szto Chrystina jakajaś ne swoja. Wona jakby chworym hołosom podiakowała jomu za toje szto jeju cikawitsia, skazała szto Lenka zdorowa i ne żdaŭszy joho otwietu, skazała:
– U mene wsiaki żyznienny problemy. Toper Lenku muszu położiti spati. Do świdanija.
Ontonij buolsz do Chrystiny ne zwoniŭ.
(protiah bude)
Wasia Platoniszyn