W październikowych wyborach parlamentarnych mandatu nie zdobył żaden z kandydatów ze społeczności białoruskiej i – szerzej – prawosławnej. Oznacza to, że nasza mniejszość tak jak w latach 2015-2019 nie będzie mieć w Sejmie swego przedstawiciela. Jeszcze podczas układania list wyborczych przestrzegał przed tym wieloletni poseł poprzednich kadencji Eugeniusz Czykwin, który sprawował tę funkcje jeszcze w czasach PRL (we wrześniu ukończył 74 lata). Alarmował, że zbyt duża liczba kandydatów tak jak osiem lat temu doprowadzi do rozbicia elektoratu. Nie potrafił jednak temu zapobiec.
O głosy prawosławno-białoruskie zabiegały praktycznie wszystkie komitety wyborcze, umieszczając na swych listach kandydatów z naszego środowiska, nieraz nawet po kilku. Partiom politycznym wcale nie zależało, by ktoś z nich dostał się na Wiejską, ale by zasilił listę dodatkowymi głosami.
Eugeniusz Czykwin jako urzędujący poseł miał zagwarantowane miejsce na liście Koalicji Obywatelskiej. Liderzy partii jednak go nie posłuchali i inaczej niż w 2019 r. wystawili jeszcze dwóch znaczących graczy z jego elektoratu – wiceprezydenta Białegostoku Adama Musiuka i burmistrza Bielska Podlaskiego Jarosława Borowskiego.
Trzecia Droga Polska 2050 Szymona Hołowni – PSL na liście wystawiła Aleksandra Wasyluka z rekomendacji okołocerkiewnego Forum Mniejszości Podlasia i poparciem organizacji białoruskich. Był na niej jedynym prawosławnym kandydatem.
Najwięcej osób z naszego elektoratu, już mniej znanych, znalazło się na podlaskiej liście Nowej Lewicy. To m.in. działacz partii Razem Seweryn Prokopiuk, była wójt gminy Bielsk Podlaski Eugenia Ostaszewicz i były białostocki radny Mikołaj Mironowicz. A także emerytowany policjant z Michalowa Leszek Gryc, który choć katolik sympatyzuje ze środowiskiem białoruskim. Wystąpił nawet w debacie wyborczej podczas audycji „Pad znakam Pahoni”w Polskim Radiu Białystok, odpowiadając – po białorusku – na pytania wraz z Czykwinem i Wasylukiem.
Po raz pierwszy prawosławnego kandydata wystawił też PiS. Na liście partii rządzącej znalazła się Lucja Nimierowicz, związana z bractwem św.św. Cyryla i Metodego.
Eugeniusz Czykwin, który w swej karierze przerabiał już wielorakie scenariusze wyborcze, startując z list różnych partii i ugrupowań, wnikliwie przeanalizował zaistniałą sytuację i z kandydowania nie zrezygnował. Wiedział, że do zdobycia mandatu potrzeba mu będzie około dziesięciu tysięcy głosów. Uznał, że mimo wszystko taki wynik jest w jego zasięgu. W 2019 r. otrzymał ponad czternaście tysięcy głosów, co dało mu trzecie miejsce na liście, które jeszcze dawał mandat. Co prawda był wtedy jedynym prawosławnym kandydatem KO, ale teraz liczył na większe poparcie dla tego ugrupowania (i dodatkowy mandat).
Kampania
Czykwin prowadził stosunkowo skromną kampanię wyborczą. Ograniczył ją do niewielkiej w porównaniu z innymi kandydatami liczby banerów z hasłem „Zahołosuj na swojoho”i mało widocznych spotów wyborczych w Internecie. Jako redaktor naczelny „Przeglądu Prawosławnego” użył swego miesięcznika do agitacji, wydając w całości poświęcony własnej osobie bezpłatny dodatek, a w zasadzie odrębny numer, rozdawany wyborcom. Na koniec wydrukował jeszcze ulotkę, w której przekonywał, że jest „politykiem sprawdzonym, odważnym i skutecznym”. Pochwalił się w niej nawet medalem od popierającego wojnę w Ukrainie patriarchy Cyryla.
Zgoła inną i bardziej intensywną kampanię prowadził Aleksander Wasyluk. Niemal codziennie był on w terenie i spotykał się z wyborcami. Stale widoczny w Internecie – na Fejsbuku, Instagramie – jako kandydat na posła założył również własną profesjonalną stronę. Zgromadził też wokół siebie niemałe grono młodych wolontariuszy.
Pozostali „nasi” kandydaci prowadzili mniej widoczna kampanię. Poza Adamem Musiukiem, który jako jedyny z prawosławnych rozwiesił w Białymstoku wielkoformatowe bilbordy. On także kolportował swoją gazetkę, wsuwaną m.in. za wycieraczki aut podczas niedzielnych i świątecznych nabożeństw w cerkwiach. Zatytułował ją „Porozmawiajmy o przyszłości”, wymieniając miasta i miejscowości w regionie, w których są parafie prawosławne. Zaproponował wybudowanie jeszcze jednej cerkwi na Świętej Górze Grabarce, co jednak nie spotkało się z jakimś większym aplauzem.
Jarosław Borowski w swej kampanii koncentrował się na Bielsku Podlaskim i okolicznych gminach. Wielu mieszkańców odebrało to jako jego test, czy ma szansę na reelekcje w wiosennych wyborach na burmistrza.
Wyniki
W Podlaskiem podobnie jak cztery lata temu, zdecydowanie zwyciężył PiS, uzyskując 50 proc. poparcie. To jednak o siedem punktów procentowych mniej niż poprzednio, przez co ugrupowanie straciło jeden mandat. Nowa Lewica, która w 2019 r. wprowadziła do Sejmu jednego posła, teraz ze względu na zbyt niski wynik listy nie będzie mieć żadnego. Oba te mandaty przypadły Trzeciej Drodze, która uzyskała 21,4 proc. poparcia. Dokładnie tyle samo co Koalicja Obywatelska. Obu ugrupowaniom przypadły po trzy mandaty. Rozkład głosów na listach był jednak inny. Lider Trzeciej Drogi, Szymon Hołownia, okazał się rekordzistą, zdobył prawie 80 tys. głosów. Otwierający listę KO Krzysztof Truskolaski ponad 22 tys. mniej. Dlatego do zdobycia trzeciego mandatu w pierwszym przypadku wystarczyło jedynie niecałe 3,5 tys. głosów, gdy w drugim należało ich zdobyć aż ponad 9 tys. Tak działa metoda D’Hondta, którą stosuje się przy podziale mandatów.
Tak Wasyluk jak i Czykwin zajęli na swych listach czwarte miejsce. Pierwszego poparło 3249 osób –do zdobycia mandatu zabrakło mu 234 głosów. Drugiemu zabrakło dużo więcej, aż 732 głosów, choć odnotował znacznie wyższe poparcie, bo głosowały na niego 8332 osoby.
W powyborczy poniedziałek jeszcze po południu wydawało się, że Czykwin mandat zdobędzie. Po zliczeniu przez PKW głosów z dwóch trzecich obwodowych komisji wyborczych wciąż zajmował trzecie miejsce, mając wyraźną przewagę nad konkurentem z Suwałk, przewodniczącym tamtejszej rady miejskiej Jackiem Niedźwieckim. Nieoczekiwanie jednak w ciągu zaledwie godziny przybyło temu prawie tysiąc głosów i to on zdobył trzeci mandat.
Na Adama Musiuka zagłosowało 3,4 tys. wyborców (przeważnie z Białegostoku), a na Jarosława Borowskiego 2,2 tys.(najczęściej w Bielsku). Czykwin nie ukrywał, że gdyby któryś z nich nie kandydował, on miałby mandat. „Niestety, wśród kandydujących zabrakło, o co zabiegałem, porozumienia”– napisał na Fejsbuku.
Takie stawianie sprawy jest jednak uproszczeniem. Przecież nikt nie zabraniał prawosławnym kandydatom szukania poparcia również poza swoją społecznością. Czykwin, kierując kampanię wyłącznie do swego elektoratu, innych głosów zdobył pewnie znacznie mniej niż Musiuk czy Borowski. A prawosławni głosowali też na katolików. W gminach Michałowo i Gródek pewna część wyborców, którzy cztery lata temu popierali Czykwina, swoje głosy teraz oddała na michałowską radną Marię Ancipiuk, która również kandydowała z listy KO.
Tak było nie tylko tam. Czykwin w sumie stracił ponad 40 proc. wyborców sprzed czterech lat. Z pewnością nie tylko kosztem innych prawosławnych kandydatów. Doliczyć do tego trzeba wyższą frekwencję. Po nowe głosy, szczególnie wśród młodzieży, Czykwin raczej nie sięgnął. Jeśli już, to zrobił to Wasyluk.
Powiało nadzieją
Białorusko-prawosławna społeczność na Podlasiu aż tak mocno nie podziela smutku pretendentów ze środowiska, którzy nie dostali się do Sejmu, na co mocno liczyli (w zasadzie to tylko Czykwin i Wasyluk, bo pozostali startowali w ramach partyjnych zobowiązań w zamian za inne korzyści). PiS nie zdołało przebić bariery do naszego środowiska. Prawosławna kandydatka z tej listy zdobyła nieco ponad tysiąc głosów. Jakaś część naszego elektoratu, ale na pewno niezbyt liczna, z pewnością poparła też innych kandydatów tego ugrupowania. Wyniki pokazują, że zdecydowanie najwięcej głosów, tak jak w skali całego kraju, oddaliśmy na partie opozycyjne.
Zdecydował sposób prowadzenia kampanii wyborczej przez obóz rządzący – pełen agresji, dążący do polaryzacji społeczeństwa, oparty na obwinianiu bez przerwy Donalda Tuska. Zrodziło to strach przed niekontrolowanymi rządami PiS, a nawet pojawieniem się w kraju znamion dyktatury. Liczymy, że zmiana, jaka nastąpiła w Sejmie, przyniesie demokratyzację życia społecznego i większe swobody obywatelskie.
Wyniki uzyskane przez PiS w niektórych białoruskich gminach, zwłaszcza tych przy granicy, mogą być nieco mylące. Wpływ na to mieli stacjonujący tam żołnierze, strażnicy graniczni i policjanci z innych regionów Polski. Dla przykładu w gminie Narewka wygrywała dotąd KO. Teraz zwyciężył PiS. Tyle, że tym razem głosowało aż 274 dopisanych wyborców spoza gminy. Podobnie było w Dubiczach Cerkiewnych.
W powiecie hajnowskim, zamieszkałym w dużym stopniu przez ludność białoruską, PiS niezmiennie odnotował stosunkowo słaby wynik, procentowo o połowę niższy niż w całym województwie. Trzy główne partie opozycyjne zdobyły w sumie prawie 60 proc. głosów. Zaskakiwać może tylko niski wynik lewicy (niecałe 8 proc.), dwa razy niższy niż cztery lata temu. Nie zmienia to faktu, że w powiecie hajnowskim głosowano także z obawy przed ewentualnym zagrożeniem ze strony polskiego nacjonalizmu, objawiającego się budzącymi tam sprzeciw i grozę marszami żołnierzy wyklętych.
***
W Sejmie nie będzie też przedstawiciela mniejszości niemieckiej, po raz pierwszy od 1990 r. Przez ostatnie pięć kadencji był nim poseł Ryszard Galla. Teraz uzyskał 8743 głosy, a cały komitet 25778 (w 2019 r. odpowiednio 13957 i 32094). Mimo zwolnienia z wymogu przekroczenia 5 proc. progu wyborczego w skali kraju okazało się to zbyt mało, by uczestniczyć w podziale mandatów. „Największym problemem, z jakim mierzyliśmy się przez całą kampanię były brutalne ataki na naszą społeczność i skrót myślowy, sugerujący wyborcom jakoby miejsce dla posła mniejszości niemieckiej przypada z automatu” – napisano w powyborczym komunikacie komitetu.
Na Podlasiu samodzielny komitet mniejszościowy, aby mieć jeden mandat, musiałby w tych wyborach zdobyć ponad 30 tys. głosów, co wydaje się nierealne.
Kampanii przed październikowymi wyborami z zainteresowaniem przyglądali się też mieszkający w Polsce Białorusini zza wschodniej granicy. Większość z nich po raz pierwszy mogła zaobserwować demokratyczny sposób wyłaniania parlamentarzystów. W ich kraju pod rządami Aleksandra Łukaszenki wybory organizowane są przy użyciu niedemokratycznych metod i standardów, łącznie z fałszowaniem przez autorytarne władze wyników, a oficjalna kampania przypomina farsę.
Komentując wyniki wyborów w Polsce zastępca Światłany Cichanoŭskiej w Zjednoczonym Gabinecie Przejściowym, Paweł Łatuszka, oświadczył, iż szanuje wolę polskiego narodu „w kierunku zmian politycznych”. Wyraził przekonanie, że represywna polityka polskich władz wobec reżimu w Mińsku będzie kontynuowana. Podobnie jak wsparcie udzielane diasporze i opozycji białoruskiej.
Mimo braku swego reprezentanta w Sejmie – nie pierwszy już raz – także organizacje mniejszości białoruskiej są przekonane, że opozycyjne ugrupowania, za którymi opowiedziała się nasza mniejszość, po utworzeniu rządu lepiej przyjrzą się jej postulatom i problemom.
Jarosław Andrejczuk