
Kadr z wideo ze strony teatru
Ostatnio głośno o Rumunii. 18 maja, kiedy w Polsce trwała pierwsza tura wyborów prezydenckich, tam odbywała się druga rozstrzygająca.
Dwa tygodnie wcześniej z bardzo dużą przewagą wygrał prawicowy kandydat George Simion, uzyskując 40,96 proc. głosów. Drugim był burmistrz Bukaresztu Nicusor Dan, który z rezultatem 20,99 proc. minimalnie pokonał popieranego przez koalicję rządzącą Crina Antonescu.
Majowe wybory prezydenckie w Rumunii odbyły się po tym, jak w grudniu tamtejszy Sąd Konstytucyjny unieważnił pierwszą turę z 24 listopada. Zwyciężył w niej skrajnie prawicowy i prorosyjski kandydat Calin Georgescu. Politykowi, sceptycznie nastawionemu do NATO i pomocy Ukrainie, zarzucono nadużycia w kampanii i złamanie zasad uczciwej konkurencji. Przed drugą turą urzędujący prezydent Klaus Iohannis przekazał sądowi odtajnione dokumenty służb, które miały wskazywać na ingerencję Rosji w proces wyborczy.
Pod koniec lutego prokuratura zarzuciła Georgescu działania przeciwko porządkowi konstytucyjnemu, nieprawidłowości w finansowaniu kampanii wyborczej oraz szerzenie mowy nienawiści. Polityk został zatrzymany. Objęty dozorem policyjnym ma zakaz opuszczania kraju.
W tej sytuacji Centralne Biuro Wyborcze do startu w powtórzonych wyborach go nie dopuściło. W reakcji na to w stolicy Rumunii wybuchły zamieszki. Na ulice Bukaresztu wyszli zwolennicy Georgescu. W kierunku kordonu policji poleciały kamienie, butelki i petardy. Do rozproszenia demonstrantów użyto gazu łzawiącego.
Nie mogąc ponownie kandydować, Georgescu poparcia udzielił George Simionowi, nazywanemu rumuńskim Donaldem Trumpem. Zresztą amerykański prezydent otwarcie nawoływał Rumunów do oddania na niego głosów. Simion zapowiadał, że w razie zwycięstwa wstrzyma pomoc wojskową dla Ukrainy, domagał się też poprawy warunków tamtejszej mniejszości rumuńskiej, a nawet przyłączenia części ukraińskich ziem do Rumunii.
13 maja nacjonalistyczno-populistyczny kandydat z Bukaresztu nieoczekiwanie pojawił się w Zabrzu na wiecu wyborczym popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość Karola Nawrockiego. – Wszystkie narody w Europie się budzą – przemawiał wówczas. – Nie pozwolimy, żeby neomarksizm i zielony ład zwyciężyły.
George Siemion wybory na prezydenta Rumunii ostatecznie przegrał. Stosunkiem głosów 53,6 do 46,4 proc. zwyciężył Nicusor Dan. Siemion choć pogratulował konkurentowi, złożył wniosek o unieważnienie wyborów z tego samego powodu co w grudniu. Tyle, że o ingerencję oskarżył teraz Francję i Mołdawię.
W czasie, gdy w Rumunii trwał kryzys polityczny, doszło tam do awantury po premierze sztuki z Polski, wystawionej 16 lutego w Teatrze Narodowym w Bukareszcie. Był to spektakl „Prorok Ilja” na podstawie znanego dramatu Tadeusza Słobodzianka pod tym samym tytułem. Przedstawienie, luźno nawiązujące do głośnych wydarzeń w latach trzydziestych XX w. pod Krynkami – w Starej Grzybowszczyźnie i niedoszłej osadzie Wierszalin – polską prapremierę w reżyserii autora miało w 1994 r. w Teatrze Telewizji. Później było wystawiane przez Słobodzianka i innych reżyserów na deskach teatrów w Warszawie, Łodzi, Krakowie, Berlinie, a także jako słuchowisko w Teatrze Polskiego Radia.
Dotychczas, szczególnie na początku, sztuka ta wywoływała kontrowersje z uwagi na eksponowany w niej fanatyzm religijny. Na Podlasiu budziła sprzeciw z powodu przedstawienia w niej w skrzywiony sposób epizodów z historii Iljasza Klimowicza i masowego ruchu, jaki wokół siebie on zgromadził. Słobodzianek choć całe lata poświęcił na zbieranie informacji o tamtych wydarzeniach, a także eksponatów i pamiątek, nie zdołał dostatecznie zbadać całej historii, nie doszedł do jądra prawdy. Pisząc tę sztukę, oparł się w dużej mierze na mocno przeinaczonym jak się okazuje przekazie Włodzimierza Pawluczuka, który potem zresztą się przyznał do zmyślenia przez siebie niektórych wątków, jakie tak mocno rozgrzały umysły czytelników jego kultowej książki o Wierszalinie. To przede wszystkim sceny rzekomej próby ukrzyżowania Klimowicza jako „zszedłszego na ziemię biblijnego proroka Eliasza” i ukazanie jego pomocników przy budowie cerkwi i Wierszalina jako nowych apostołów.
Spektakl „Prorocul Ilie” w Bukaresztańskim Teatrze Narodowym, który przygotował młody reżyser Botond Nagy, a w tytułową rolę wcielił się aktor Richard Bovnoczki, wywołał kontrowersje innego rodzaju. W rumuńskich konserwatywnych kręgach prawosławnych przedstawieniu zarzucono obrazę uczuć, symboli i wartości chrześcijańskich. Rozpętała się burza w Internecie. W komentarzach na portalach społecznościowych z oburzeniem pisano o bluźnierstwie i profanacji symboli religijnych na narodowej scenie w stolicy Rumunii. Największe oburzenie wywoła scena z kobietą na krzyżu.
Stowarzyszenie „Armonia lu ‘mina”, które za swój cel stawia promowanie muzyki bizantyjskiej i dziedzictwa prawosławnego, wystosowało petycję z żądaniem zdjęcia spektaklu ze sceny i dymisji kierownictwa teatru. Podpisało się pod nią prawie pięćset osób.
Sztukę potępiła też rumuńska Cerkiew prawosławna. Patriarchat wydał komunikat, w którym czytamy, iż „ze smutkiem odnotowujemy zniesławiające używanie symboli religijnych podczas wystawiania spektaklu „Prorocul Ilie”.
Na falę krytyki zareagowała dyrekcja teatru. W oświadczeniu napisano, że spektakl jest daleki od obrażania wiary chrześcijańskiej, ani innych przekonań religijnych. „Wręcz przeciwnie – podkreślono – inscenizacja jest refleksją nad wiarą, kruchością ludzkich przekonań i niebezpieczeństwami, do jakich prowadzi wszelki rodzaj ekstremizmu. Jest to przedsięwzięcie artystyczne, które zachęca do tolerancji, dialogu i głębszego zrozumienia ludzkiego spirit. (…) Nie jest bluźnierstwem i nie ma na celu ośmieszenia wiary. Uważamy, że niektóre krytyczne reakcje są wynikiem błędnej interpretacji przekazu artystycznego, który nie zaprzecza, ale wręcz przeciwnie, rzuca światło na złożoność relacji między człowiekiem, wiarą i społeczeństwem”.
Niewątpliwie na rozgrzane emocje po premierze spektaklu wpłynęła też gorąca atmosfera polityczna w kraju i rosnąca popularność nacjonalistycznych populistów. Zdecydowana większość Rumunów to prawosławni, którzy w liczącym ponad dwadzieścia jeden milionów obywateli państwie stanowią ponad 80 proc. Tak jak wszędzie w Europie rumuńskie społeczeństwo także dotyka głęboki kryzys duchowy i moralny. Gra na uczuciach religijnych to paliwo wyborcze dla skrajnie prawicowych polityków, jak Calin Georgescu czy George Simion.
Sztukę napisaną przez Tadeusza Słobodzianka w Rumunii pokazywano już wcześniej. W 2001 r. w teatrze w mieście Sfântu Gheorghe wystawił znany reżyser László Bocsárdi. W 2010 r. pokazana została na deskach teatru w innym mieście Baia Mare. Wtedy jednak nie wzbudziła kontrowersji.
Sztuka Słobodzianka, jeśli odrzucić w niej absurdalne odniesienia do poczciwego chłopa ze Starej Grzybowszczyzny na polsko-białoruskim pograniczu oraz przeinaczanie i niedostrzeganie tego, co wydarzyło się tam naprawdę, rzeczywiście ma głębokie uniwersalne przesłanie. Pokazuje strach przed końcem świata w obliczu problemów egzystencjalnych na przykładzie nędzy białoruskich chłopów na Białostocczyźnie w okresie międzywojennym, zmian cywilizacyjnych i niepewnej przyszłości. Przedstawiony w dramacie obraz wyznawców skupionych wokół wykreowanego w ich świadomości proroka w przekonaniu, że może on dokonać cudów i uchronić świat od zła, wciąż jest aktualny. Również w świecie politycznym, jak się okazuje.
Bohaterowie sztuki „Prorok Ilja”, jak napisano w pewnej recenzji, próbują radzić sobie ze strachem zwracając się ku duchowości. To nic nowego. Dzisiejsi ludzie także w duchowości i religii szukają ratunku przed lękiem.
Jerzy Chmielewski
Wykorzystano artykuły z rumuńskiej prasy.