Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    Na dopyt uziaty byŭ miż inszym Ramuald Rajs „Bury”

    Pra toje, dzie buduć padłożany miny, kromie manciora wiedaŭ jaszcze jaho spolnik, jaki byŭ felczaram (sanitariuszam) u szpitali ŭ Staroj Wilejcy. Tolko ŭ listapadzie 1948 r. mancioru ŭdałoso zwiazacca z dochtaram Marozam. Ad peŭnaj kabiety, jakaja pryjechała da Biełagardu z Biełastoka, dawiedaŭso, szto leczyć jon…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Hapčyna vnučka

    Siête stałosie v marciovi.

    Porankami šče trochi moroziło, ale dniom sonečko dobre hrêło, sniêh davno rozstav napreč. Posliêdnich para dion pohoda była vže vesnianaja.Agata šparko išła z dočkoju na prystanok, vony vybralisie do Biłostoku do dochtora. Marjola raz-po-raz pudbihała, starajučysie pospiêti za materoju, a siête ne było takoje proste…. ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Zapiski

Krótki dialog Tola Sz i Tamary BeJot o przesiewaniu

BeJot: Kilka notatek: Epoka obwieszcza zewsząd, że skończyły się czasy rozmowy. Mają szaleć monologi reklamy. 

Potwornie czarna mucha o czterech skrzydłach: pełza.

Leży czerwona ósemka okularów – ramiona rozstawione do nieba z regału z książkami, z trzynastoma plecami encyklopedii (woskowa czerń z czerwoną łatą).

Do sali wsuwa się starannie wyhodowany czołg: brzuch poety.

Tolo: Chacha! Ten czołg niejedno na znaczenie.

Bejot: Mówiliśmy: Wyhadawaŭ sabie trybuch, trybuszysko. Brzuch nazywaliśmy trybuchem.  Baba niasie cycki na trybuszysku, a mużyk horbicca, kab panieści trybuch. Drypać – dreptać. Muzyk drypaja z wypuczanymi jajcami. Zaciesnyja hanawicy wypuczyli jamu jajcy. Nie wyśmiewam. Opisuję. A ta mucha miała na sobie kilka spódnic, porozcinanych w kliny, i cała była straszna. Czarna i obfita, no i pełzająca. A przecież cztery skrzydła. 

Jeszcze kilka notatek

Baby Rubensa są zgrabne, choć grube. Widok uliczny: w rozdętą dupę wcięte szorty, raczej majtki. Migają blade olbrzymie pośladki i zjadają gacie.

Wyschnięty trawnik. Wyschnięta sąsiadka. Mówi: Jestem: kości.

Ubóstwo dźwięków w parku – trzeszczy sroka.

U drzew kołysanie się ma głos. Korona drzewa nie jest skomplikowana jak mózg, choć zawiła.

Płynie woda cienia. Iskrzy się palczasto. Fortepiany cieni. Oberki, polki, palce, klawisze. Nasz walc, prykleńczyć na adno kaleno, raz, dwa i try, i ŭstać, i tańczyć, i znoŭ prykleńczyć. Jak pryhożo tańczyć chaładok, pakazami palczatych bloskaŭ. Zdajecca, szto jaho boty majuć palcy abo szto jany prazrystyja.  

Znowu liście. Barwa dawnych rublówek z Leninami. Ten karmin jest piękny. To nie czerwony terror – umarł. Słyszę  głos z Kabaretu Mumio: Jesieeeń…Jesieeeń… Marcin znalazł liścia pół…

Znowu, kobylasta mucha, jak zminimalizowany F15. Stuliła skrzydła cztery i lekko rozstawiła w dwa. Czy to pożyteczna Hermetia? Jej larwy wykorzystywane są w paszach.

Głos wewnętrzny: Ból? Nie zwracaj uwagi! Jeśli pokonasz ból w ten sposób – rozkazem: nie zwracaj uwagi! – to żyjesz w wytrzymywaniu. Wewnętrzny rozkaz ten może zmienić się w stały krzyk. Przestań się drzeć – ktoś wrzaśnie w ten krzyk. Epoka: w krzyk trafia wrzask.

Rys. TBJ
Rys. TBJ

Liść, zakończony kamieniem, przekłutym ogonem liścia. Drugi na dwóch kulistych amarantowych buźkach, do których prowadzą dwie czarne igły – zniknął, nie zdążyłam narysować. Ogólna barwa: wciąż rublowo-Leninowa. Tyle: przydeptałam tamte usta.

Jeśli uznajemy, że Boga nie ma, to czego nie ma? Jeśli czegoś ma nie być, to to coś było. Nie możemy orzec: Boga nigdy nie było, bo musiał być, skoro ma go nie być. Jednym zdaniem odrzucamy wyobrażenie? Punkt orientacyjny? Punkt odniesienia? Poezję Rilkego? Dzieło Świętego Franciszka? Mistyków? Filozofów? Teologów? Utę Ranke-Heinemann? Żółtego Chrystusa Gauguina? Ikony? Hezychię? Bacha? Beethovena? Żarliwe słowa, takie jak: „na Boga”, „dzięki Bogu”, „rany boskie”, „jak mi Bóg miły”, „Hospodu Bohu pomolimsia”, „Hospodi pomiłuj”, „jejbohu”, bażycca? Znika duch, to znika cywilizacja. Twierdzi tak Lucian Boia w rozprawie pt. „Koniec Zachodu?” Czy jest jakiś „duch”? Jest. Linia stała, podtrzymująca. Podtrzymująca co? Choćby to: zdolność do refleksji, marzenia, utopii, abstrakcji, sztuki, baśni, kołysanki, hezychii. Lucian Boia: Świecka wiara w demokrację kończy się, jak każda wiara. Ale: zanikającą duchowość zastępuje bieżąca chwila. Bieżąca materia. Prowadzi do chwili doskonale bezmyślnej. Tym się kończy, co bieżące i na wskroś materialne.

Wciąż nośny Sokrates, streszczam: jak z ręki do ręki podać coś – ta intymność jest Bogiem. Czasem wrzaśniemy do siebie: Idioto! Idiotko, co ty robisz!

Już się nie mówi, że ktoś wysmażył słowo. Ja mówię. Słyszeć własny głos! Samotnie słyszę.

Prokrastynacja – modne nowe słowo. Odkładanie spraw. Prokrastynacja traktowana jest przez dyżurnych nowoczesności jako zaburzenie osobowości! A ja sobie odłożę na święte nigdy, co zechcę czy też co muszę. Odkładam na zawsze mycie okien. Na to od wczoraj nie mam sił. I tyle tego „zaburzenia”. Za łatwo epoka szufladkuje sprawy. To, co niezbite, siedzi w marzeniu. Ułaskawia, bo zajmuje miło. Nie zbija z tropu, nie lekceważy, nie zabija.

Tolo: Dzwonił pies. Taki. Mówi hau, hau, i szczek-szczek! Dzwonił po raz pierwszy. Bardziej „hau” niż „szczek”. Pewnie wkrótce znowu zadzwoni. Tego typu telefony powtarzają się; reklama, oszustwo na wnuczka, synową, itp., i raptem pies. Był chaotyczny i natarczywy. Tylko hau i hau, i nieco szczek-szczek! Takie metodyczne hau, siekąco-dudniące, i szczek-szczek! –  jak ultimatum.  Nie był to żaden z naszych psich nieboszczyków, ani Joryk ani Ajzyk. Rozpoznałbym. Dobrze im było u nas, więc głos z psiego nieba, na  pewno z nieba, byłby miły. To był obcy groźny głos. Nie przedstawił się. To znaczy przedstawił się krótko: Pies! Ponieważ mnie zamurowało, zdobitniał w: Hund! Aż echem gdzieś po linii odbiło – Und! Und! Na koniec padło: Sabaka! Bladź!

BeJot: Teraz ja wypowiem nasze stałe słowo: „chacha”. Stan surowy jest całkiem udaną twoją chachą. Ale pies, mięchem brechający – Sabaka! Bladź! – jest zrozumiały dla jeszcze znających rosyjski. Nie. Dla ludzi z byłego Wukael. Mięcho jest żywotne. W Rosji słyszałam przed laty brechający aforyzm, który nieco zbiałoruszczę w zapisie (nie znoszę pisowni angielskiej słowiańskich słów): „Dwie kilki w tamacie, dwie bladzi w chałacie, wakrug czeszuja, wnutri ni ch…”.  Jeszcze niedawno w Warszawie w użyciu było polskie „nabrechać”, czyli oplotkować.

Tolo: Ten brechający aforyzm to chyba było w sklepie rybnym?

BeJot: Nie tylko, bo tam ryby były w każdym markecie, a marketów w komunie było tam mnóstwo. Pamiętam nazwę jednego z nich: Łakamka. W każdym mieście market Łakamka. A na ulicach miast pełno było pucybutów, jak w Ameryce. Nawet ułamany obcas naprawili. Kilka to śledziowata drobna rybka. Inaczej: ciulka (tiulka). 

BeJot: Słyszę głos z przeszłości w naszym miękkim języku prostym: A wy jak żywiecia, na zapas ci z siońnia na zaŭtra? Miaszok cukru, miaszok soli, muki, kaszy, ci tolki dwa kubki da zaŭtra?

Takie pytanie padało w każdej rozmowie. Czy się żyje z dnia na dzień, czy z zapasami mąki, cukru, kaszy przynajmniej na dwa lata, no i na wypadek wojny. Te worki z zapasami trzeba było przeglądać, czy myszy nie weszły, czy nie ma w mące moli i ich robaków. Mąkę trzeba było zawsze przesiewać, zanim zrobiło się z niej potrawę. Mógł się molowy robaczek poturlać po sitku. Słyszę głos matki: Muku trebo prasiejać, daj sito. Kudy padziełaso sito?! 

Wór z mąką nagle ma u spodu okrągłą dziurę. Cały dół mąki śmierdzi myszą. Ta część mąki będzie dla zwierząt. Mysz śmierdzi obrzydliwie, i tę woń wsadza w mąkę, i człowieka ciągnie na wymioty.

Tolo: U nas też tak było. Sito konieczne. Czasem z ozdobną ramą. Zawsze wysokie obramowanie, żeby mąka nie rozpyliła się. Nie mogło się zapodziać. Nagły robaczek się turla. Cały pobielany, bo pracował w mące. Dzisiaj maszyna wszystko starannie rozdrobni w papkę? Ciasto robaczkowe. Robaczkowo-myszowe? Może nawet zwidzisz mysie czerwone okularki na zamglonym łebku?

BeJot: Mieszczuchów też wypytywano, czy żyją z dnia na dzień, czy robią zapasy, a oni: A po co zapasy? Jutro pójdzie się do sklepu  i coś kupi na dwa dni. To wszystko były nowe mieszczuchy z porzuconej wioski. Poza tym: Jak tabie śmierć sieła na nos, ta naszto tabie jakijaś zapasy!

Dzisiaj nic nie wiem, na ten temat. Mogłabym jednak spytać: A ty jak piszesz książki, dla tygodniowej sławy, dla reklamy?

Tolo: I zalegną się mole w treści? I bez przebierania słów?  Bez sprawdzania terminu ważności, a to u autora musi trwać? Maszyna uzdatni na dwa dni? I hop-siup, gotowa książka robaczkowa? I robaczkowo-myszowa? Oczywiście komputer podkreśli na czerwono słowo „myszowa”.

BeJot: Jeszcze zapas kartofli należało mieć, normalka, bo uprawiało się pole, więc piwnica pełna kartofli. Mieliśmy kolejowe zagony. Kartofle nazywaliśmy bulwą. W literackim białoruskim to – bulba, ale u nas była bulwa. Bulwu trebo było prabirać, chrastki abrywać. Nikt nie lubił przebierać kartofli, obrywać chrastki, ale należało. We Francji widzieliśmy na straganach  kartofle, wyszorowane do śnieżnej bieli. 

Jeszcze notatka, która zdaje się krzyczeć: Nikt nie liczy lat nieżycia. Nie mówi, na przykład: Irena liczy sobie siedemdziesiąt lat nieżycia. Czasem ktoś powie: Ojciec nie żyje od siedemdziesięciu lat. Jednak nie będzie to liczeniem lat nieżycia. Czego chcę. Większość ma niezanotowane lata życia. Tylko sławnym poetom czy artystom  liczy się lata życia (do czasu). Nie sposób liczyć wszystkim ludziom na planecie.

Tamara Bołdak-Janowska

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • У красавіку

    – 9(21).04.1835 г. у Віцебску нар. Ялегі Пранціш Вуль (сапр. Элегі Францішак Карафа-Карыбут), беларускі паэт. Удзельнічаў у  студзенскім паўстаньні, за што быў сасланы ў Сібір. Апошнія гады жыцьця правёў у Варшаве, дзе з Вінцэсем Каратынскім і Адамам Плугам стварыў беларускі …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (162) – 26.04.1863 г. у Славенску каля Валожына ў сям’і праваслаўнага сьвятара нар. Яўстафій Арлоўскі, краязнавец, гісторык, пэдагог. Закончыў Пецярбурскі гісторыка-філялягічны інстытут (1885) і выкладаў гісторыю ў Гродзенскай гімназіі; дасьледаваў гісторыю Гродна і даказаў тоеснасьць яго з летапісным Городенем. Памёр 15.12.1913 г.
  • (142) – 26.04.1883 г. памёр Напалеон Орда, мастак і кампазытар (нар. 11.02.1807 г. у Варацэвічах на Піншчыне). Вучыўся ў студыі П. Жэрара ў Парыжы і ў Віленскім унівэрсытэце, удзельнічаў у паўстаньні 1830-1831 гг. Потым на эміграцыі ў Парыжы, з 1856 г. – у Варацэвічах, Гродне, на Валыні. Пакінуў па сабе архітэктурныя замалёўкі вёсак, маёнткаў, замкаў, палацаў, гарадоў Беларусі.
  • (39) – 26.04.1986 г. катастрофа на Чарнобыльскай Атамнай Электрастанцыі. Большасьць радыяцыі апала на тэрыторыі Беларусі – дзякуючы загаду савецкіх уладаў, самалёты савецкай арміі асадзілі хмары з атамным праменяваньням над беларускімі землямі.
  • (39) – 26.04.1986 г. наступіла трагічная катастрофа на Чарнобыльскай Атамнай Электрастанцыі, якая забрудзіля значную частку Беларусі.
  • (29) – 26.04.1996 г. у Менску адбылася масавая акцыя „Чарнобыльскі Шлях”, брутальна разагнаная АМОНам.

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2025 Czasopis