– O! – skazała do jijiê šeptucha, koli vona perestupiła poroh. – Z velikoju bidoju ty pryjšła do mene.
Marta hłuboko jôj pokłoniłasie.
– Z velmi velikoju, – skazała, vytiahajučy torbočku z motankoju i pirom. Chotiêła vytiahnuti i toje, čym zbirałasie zapłatiti, ale staraja zamachała rukami.
– Niê, niê, ne odvivaj. Z siêtym treba inakš.
Šeptucha chvilinu podumała, a potum skazała Marti, kob vona navaryła jôj jiêsti, tam na plitiê vsio pryšykovane na krupnik, i kob naskrobała kartopel i šče uvaryła para jijiêć, kotory prynesła. Martinoju bidoju staraja poobiščała zaniatisie, koli vže pryjme vsiêch ostatnich ludi, jakije ždali pered chatoju.
– Skôl vona znaje, z čym ja pryšła i što jôj prynesła? – podumała Marta, stajučy koło plity.
U tôm pokojovi, de prymała šeptucha, była mnužêń šafok z šufladami i šufladkami. Na stiênach pud połapom sušylisie pučki ziêla, na pułkach stojali jakijeś słojički, skrynočki i pušečki. Na stoliê koło plity ležav kusok rebra, a v misočci stojała kaša na krupnik. Marta chuteńko zavinułasie, nastaviła vodu, ułožyła rebro, kob obvaryłosie, potum naskrobała kartopel, uskvaryła sołoniny z cibulkoju. Spraviłasie raz-dva. Koli šeptucha odpraviła ostatnioho klijenta, vony z Martoju siêli pry stoliê i pojiêli.
– Dobre varyš, – pochvaliła jijiê šeptucha. – I tak čysteńko ty vsio prybrała.
Marta ažno pokrasniêła.
– A teper pôjdemo v liês, – skazała staraja kobiêta.
Marta posłušno zavezała chustku na hołoviê, uziała torbočku z motankoju i pirom, šeptucha dała jôj šče małoho špadla, i vony pujšli. Na dvorê svitiło soncie, dniom było šče tepło, ale nočy vže byli chołodniêjšy. Išła oseń.
– Koli vôn siête znajšov na porozi? – zapytała šeptucha.
– Ja dokładno ne skažu, ale bude vže bôlš-menš rôk, jak vôn stav piti.
Vony vyjšli na neveliku polanku. Marta pobačyła z podivom, što na odnôm miêsti na polanci nema ni odnoho stebelcia travy, ničohutko, odna hoła zemla, jakby v tôm kruzi koliś usio vyhoryło. I v toj hoły kruh teper naveť ihołki z derevuv ne padali, viêtior ne pryduv ni odnoho listočka. Marti stało ne po sobiê.
– Ty, ditia, ne bôjsie, – uziała Martu za ruku šeptucha i podiviłasie jôj u očy. – Tut ja tebe oboroniu.
Vona vytresła z torbočki rečy, kotory prynesła Marta, akurat na toje łyse miêstie. Potum vony obiêdvi pokłonilisie na štyry storony sviêta, staraja štoś pry siêtum šeptała, ale Marta ne mohła rozobrati ani słôv, ani naveť na jakôj movi šeptucha jich hovoryła.
Čarodiêjnicia vyniała z-za pazuchi zapałki i chutko pudpaliła motanku i piro.
– Nechaj dym rozviêjetsie na štyry storony sviêta, a nas nechaj ne začepit.
Potum staraja vziała špadel, vykołupnuła neveličku jamočku i zhornuła tudy popeł od motanki i pira.
– Nechaj mateńka-zemla pryjme vsio do sebe i nikoli ne vypustit siêtoho zła na sviêt.
Šeptucha vyniała z-za pazuchi jakujuś plašečku, vytiahnuła zatyčku i stresonuła para krapluv na prysypane miêstie. Raptom zemla tam vydułasie, stoś zaskvarčało, zahudiêło, poduv môcny viêtior. Marti zdałosie, što i nebo potemniêło. Ale koli vona pereveła pohlad z neba na łyse miêstie na polani, vone znov vyhladało tak, jak tohdy, koli vony siudy pryjšli.
– Teper ničoho ne hovory, ne ohladajsie za sebe, što b tam za toboju ne robiłosie. Idemo prosto do mojeji chaty, a tam ja skažu tobiê, što daliêj.
Marta išła chutko za šeptuchoju, diviłasie ono na jeji nohi i ne pudymała zroku. A za joju duv veliki viêtior, štoś šeptało, štoś hučało, stoš tryščało, jakby chtoś der prostyniê i firanki. Ale vsio skônčyłosie, jak vony pudyjšli do chaty.
– Ty maješ doma svečanu vodu i ziêle, narvane v Kupalśku nôč?
– Maju i vodu, i ziêle, – prytaknuła Marta.
– To dobre. Ziêle połožy jomu pud sinnik, na kotorum vôn spit. Prypilnuj, kob try dniê pudrad na jôm spav. Do kulešu dodaj para krapel svečanoji vody. A tut maješ sôk z pałyniu. Dobavlaj joho do vsioho, što tvôj čołoviêk bude vypivati. To šče ne vsio. Voźmi Janove ziêle i pałyń, porozviêšuj kružka chaty, vony budut berehčy vas od čaruv i vrokuv, kotory chočut na vas nakinuti. Na łobi toho, chto vam siête zrobiv, pojavitsie čorna ciatka. Znajdi, chto to, i pryvedi joho do mene.
– Ale jak? – zumiêłasie Marta.
– Ne viêdaju, jak ty siête zrobiš, ale siête musovo zrobiti. A na diś uže vsio, idi dochaty. I zabery tuju chustku, što ty mniê prynesła, tobiê v jôj chorôšč bude – usmichnułasie šeptucha. – I peredaj pokłôn od mene vašomu Domovomu, chvatit, što skažeš uhołos, što ja jomu kłaniajusie, vôn učuje.
Marta vernułasie dochaty nadvečôrkom. Jaška kołov drova v prystiênkovi. Vona chuteńko perediahnułasie, pujšła do kuratnika vybrati jajcia, potum rozviêsiła ziêle od šeptuchi, połožyła pučok tože pud sinnik. Nakuneć rozpaliła v plitiê i nahrêła vody, kob było čym pomytisie. Jaška pryjšov z dvoru vesioły, dobre jomu disiaka praciovałosie. Vony pomylisie, povečerali i pujšli spati. Ale pered snom Jaška zachotiêv jijiê, i jim było dobre.
Na druhi deń Marta prymiêtiła v susiêdki Handzi čornu plamu na łobi.
– Handziu, a tobiê na łobi što takoje zrobiłosie? – zapytałasie.
– Ot ne viêdaju, – požaliłasie Handzia. – Ni to siniak, ni to pryšč, učora nadvečôrkom vyskočyv.
– Ty lepi jdi z siêtym do šeptuchi, – poradiła jôj Marta. – U nas u seliê koliś odnomu mužykovi takoje zrobiłosie i po troch dniach vôn umer. Jomu stała boliêti hołova, i vôn tak kryčav, što až u našum kunciovi było čuti.
– Nu što ty?! – perelakałasie Handzia.
– Bôhme, takoje było. Usiê lude potum kazali, što kob pujšov do šeptuchi, to vona joho spasła b, a tak… – Marta machnuła rukoju. – Jomu było vsioho 35 liêt. Preč mołody vmer…
Handzia, jak očmeniêła, povołokłasie na svôj pudvôrok. A na druhi deń nad raniom vona siêła na rover i kudyś pojiêchała. Marta, kryknuvšy do Jaški, što jiêde do łavki, tože siêła na rover i pohnałasie za susiêdkoju. I dobre, što pojiêchała. Handzia, jak Marta i spodivałasie, vybrałasie do šeptuchi. Jak ono Handzia vujšła do chaty, Marta potichu šmyhnuła do siênciuv.
– Jak tobiê ne vstydno takije pakosti ludiam robiti, i to takim, kotory tobiê spočuvajut, kotory tobiê ne raz pomahali, ha? – vyhovoruvała šeptucha Handzi. – Chto tebe navčyv tak robiti? Maješ veliku radosť z toho, što jeji čołoviêk pje? – zapytałasie staraja i poklikała Martu z siênciuv.
– Chto? Ja? – Handzia obernułasie v storonu Marty.
Vona zusiêm ne viêdała, što robiti. Utečy čy ostatisie?
Šeptucha schvatiła jijiê za ruku i posadiła na krêsło. Potum vytiahnuła jakujuś torbočku z šuflady, posypała poroškom z torbočki Handziny vołosy, štoś nad joju pošeptała, i taja raptom pobiliêła, sprutianiêła, i Marta mohła b prysiahnuti, što jakojaś čorna hrudočka vylitiła z Handzinoho rota, a z-pud jeji spudnici pujšov čorny i môcno smerdiuščy dymok, stelučysie po pomosti.
– Čortôvśkie nasiênie! – zamachała rukami szeptucha, prydušyła nohoju tuju hrudku na pomosti, plunuła try razy za sebe, a potum nachiliłasie, złoviła tuju hrudku do plašečki i zatknuła jijiê korkom. – Nu i po vsiôm! – zaplaskała rukami staraja čarodiêjnicia.
Handzia, jakby pročnuvšysie zosnu, spočatku preč ne pometała, skôl vona tut uziałasie i što zrobiła. Ale potum prytomnosť pomału vernułasie do jijiê, i vona hôrko zapłakała.
– Ja siête zrobiła z zajzdrosti. Jak diviłasie na vas z Jaškom, to ne mohła oboliti, što ja tak dobre z svojim ne maju, – pryznałasie Handzia. – Ne znaju, što v mene vstupiło…
– Čort v tebe vstupiv, ot što! – skazała šeptucha. – Siêtu čornu ciatku na łobi to ja tobiê pokinu, kob ty pometała, što takoje može tobiê prydarytisie i druhi raz, i kob ty vže nikoli takoho ne sotvoryła. Svojoho čołoviêka pryvedi koli-leń do mene, može što-leń zaradim na joho charakter. Teper uže idiête zsiôl obiêdvi, ja stomiłasie, a i koty treba nakormiti.
Marta diakujučy vyjšła z chaty, a za jeju zapłakana Handzia. Ničoho ne skazavšy, Marta siêła na rover i pojiêchała, ne ohladajučysie na susiêdku.
Marta dobre prypilnovała svojoho Jašku. Vôn spav na ziêlovi, piv pałyń, ničoho ne skazav na toje, što vona tak divno obviêšała chatu travami i ziôłkami, i nijak ne môh nadivovatisie, što horêłka raptom perestała jomu smakovati. I što joho znov potiahnuło do žônki.
Po troch miêseciach Marta zagrubiêła. Teper vona ne zabyvałasie pokinuti Domovomu mołoka z pirohom, a pry sviatach to i čoho liêpšoho. Časom siadała na rover i jiêchała do šeptuchi, ot tak, na posidiênki, pomahała jôj zbirati ziôłki abo jôj varyła pojiêsti, a koje-koli pomohała popratati chatu.
Zapytajete, što z Handzioju? Jeji čołoviêka pryvaliło v liêsi derevo, vôn trochi pomučyvsie i pomer. A Handzia, choť i z ciatkoju na łobi, znajšła sobiê mužyka v susiêdnium siole, i całkom dobre jôj žyvetsie.
Halina Maksymiuk