To herbata zrobiona z wierzbówki kiprzycy. Znajdziecie to ziele za waszym płotem, bo jest tak popularne, że nigdy na nie zwróciliście uwagi. Jak wszelkie inne genialne wynalazki kulinarne świata, iwan-czaj powstał z biedy oraz kompleksów, w tym wypadku wschodniosłowiańskich, co w zasadzie nie dziwi. Najbardziej znane i cenione wynalazki gastronomiczne, jak na przykład pizza, powstawały najczęściej z biedy ich anonimowych twórców, nie mających pojęcia, że właśnie dokonują przełomu w kulinarnej historii świata.
Gdy w zamierzchłych czasach do Europy trafiła herbata z Indii i Chin, każdy snob, który chciał liczyć się w towarzystwie, podawał gościom czarną herbatę – czar egzotyki, który kosztował majątek. Nawet części arystokracji rosyjskiej nie było stać na takie zbytki, nie mówiąc już o pomniejszych szlacheckich łajzach i ciągnących za nimi jak szarańcza chłopach pańszczyźnianych, z których każdy chciał żłopać gorzkawy napój z odległych krain, wyobrażając sobie, że jest carem siedzącym na złotym tronie. I tak powstał pomysł stworzenia podróbki, co jest całkiem naturalnym porządkiem rzeczy biorąc pod uwagę, że nasz gatunek rozwijał się przez naśladownictwo, i nikomu w czasach neolitu nie przychodziło do głowy, by opatentować swoje krzemienne pięściaki. Tak powstał Iwan Czaj, namiastka czarnej herbaty dla biedoty, podróbka okularów Gucci i torebek Vuitton. Na ten genialny pomysł wpadli Rosjanie, i jak to czasem z naśladownictwem bywa, uczeń prześciga mistrza, w tym wypadku iwan czaj prześcignął swój pierwowzór, przynajmniej zdaniem niektórych.
Rosjanie popijając swego „iwana” i udając, że piją prawdziwą czarną herbatę, nie przypuszczali, że całkiem niechcący stworzyli arcydzieło, podobnie jak młodemu Leonardo da Vinci, który z językiem na brodzie smarował pędzlem w kącie pracowni swego mistrza Veroccia nie przychodziło do głowy, że namaluje kiedyś Mona Lisę z Luwru i zostanie najgenialniejszym artystą wszechczasów. O Verocciu pies z kulawą nogą nie będzie pamiętał. Iwan Czaj okazał się nektarem bogów, somą i objawieniem dżina, który nagle wyfrunął z butelki i sięgnął po władzę nad światem.
To ambrozja miodowo-owocowego smaku i zapachu. W dodatku zawiera więcej witamin i minerałów niż najlepsze suplementy i odżywki dla kulturystów. Czarna herbata to przy nim bezwartościowe i całkiem przeciętne w smaku siano, skutkujące jedynie częstszym bieganiem do toalety. Iwan Czaj leczy za to wszystko, od impotencji począwszy, poprzez parchy, łysienie i bóle głowy, na raku skończywszy. Rosyjscy chłopi po napiciu się „iwana” potrafili orać przez trzy dni bez przerwy nie jedząc i nie pijąc, oraz łamali żelazne pręty jednym paluszkiem. Peter Badmayev, Rosjanin który prowadził badania nad właściwościami zdrowotnymi Iwan Czaja orzekł, że to eliksir długowieczności przedłużający życie do 200 lat. Sam przeżył lat 109 i umarł tylko dlatego, że był torturowany przez CzK.
W XIX wieku nie tylko Rosja, ale już pół Europy piło Iwan Czaja. Ogromne fabryki w rosyjskim miasteczku Koporje nie nadążały z produkcją na przybywające zewsząd zamówienia. Popularność Iwan Czaja była tak ogromna, że zaczęła zagrażać interesom herbacianych korporacji indyjskich i chińskich, nad którymi zawisło widmo plajty. Rozpuszczono więc plotki, że Rosjanie zatruwają swoją herbatę białą glinką, szkalowano w światowej prasie, pod gabinet dyrektora fabryki w Koporje podrzucano zdechłe myszy, a na jego sukę nasyłano najbardziej wyliniałe kundle z okolicy. Dzieła dokończyli bolszewicy w 1917r., którzy jak wiadomo byli finansowani przez Zachód, i fabryka w Koporje upadła. Nad Iwan Czajem zawisło widmo zapomnienia.
W latach 30. XX na krótko bolszewicy się opamiętują, w Koporje powstają tajne laboratoria pod hasłem „Rzeka Życia”, które mają opracować eliksir, mający na celu zwiększenie wytrzymałości żołnierzy Armii Czerwonej. Hitler wpada w panikę. Chce wykraść recepturę na Iwan Czaja, by wykorzystać ją do stworzenia rasy nadludzi. Po zdobyciu Leningradu zrównuje fabryki w Koporje z ziemią, laboratoria zostają spalone, miasto splądrowane, a ludzie pracujący w fabrykach zabici. O Iwan Czaju zapomniano na długie dziesięciolecia.
Myślę o tym wszystkim, patrząc na łany wierzbówki kiprzycy rosnące koło mego domu. Iwan Czaj jest na Podlasiu coraz bardziej popularny nie tylko w pewnych kręgach, najczęściej zielarek i domorosłych artystów kulinarnych. Ta niezwykła herbatka jest obecnie kolportowana drogą podziemną choć nie do końca ściśle tajną i osiąga zawrotne ceny za marne 100 g. Podlaszuki pożądają Iwan Czaja niby eliksiru życia. Postanowione. Dzisiaj idę zrywać, rolować, fermentować, suszyć. Za 2-3 dni powstanie z tego mój własny Iwan Czaj. Bez dodatku białej glinki i innych trucizn, samo zdrowie i czysta natura. Rozpalona wyobraźnia podsuwa mi obrazy. A może zrobić interes życia? Tak! Wskrzeszę Iwana Czaja i dotknę gwiazd! Rozpiszę biznes-plan. Zbuduję fabryki i rozpocznę eksport na cały świat. Będę sprzedawać ją pod nazwą „Ivan thai”, bo, jak ogólnie wiadomo na dzielnicy, wyrazy pisane przez „v” i „th” mają lepsze branie.
Dzięki mnie upadną starożytne cywilizacje Indii i Chin. Powstanie nowa cywilizacja lepszej przyszłości. Ludzkość przestanie cierpieć na raka. Łysinę będzie można zobaczyć tylko na zdjęciu pradziadka. Gatunek ludzki zacznie mnożyć się jak króliki i będzie dożywał w zdrowiu i szczęściu 200 lat. Dzięki temu dojdzie spotkania z kosmitami. Rozpoczniemy podbój kosmosu. Eksport „Ivan Thaia”” do najbliższych galaktyk to pewnik. Zbawię wszechświat. Będę jak rycerz Jedi. Nie boję się pomówień ani zdechłych myszy. Suki nie mam. Posiadam kota, ale jest wykastrowany.
tekst i foto Ewa Zwierzyńska