Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    Na dopyt uziaty byŭ miż inszym Ramuald Rajs „Bury”

    Pra toje, dzie buduć padłożany miny, kromie manciora wiedaŭ jaszcze jaho spolnik, jaki byŭ felczaram (sanitariuszam) u szpitali ŭ Staroj Wilejcy. Tolko ŭ listapadzie 1948 r. mancioru ŭdałoso zwiazacca z dochtaram Marozam. Ad peŭnaj kabiety, jakaja pryjechała da Biełagardu z Biełastoka, dawiedaŭso, szto leczyć jon…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Hapčyna vnučka

    Siête stałosie v marciovi.

    Porankami šče trochi moroziło, ale dniom sonečko dobre hrêło, sniêh davno rozstav napreč. Posliêdnich para dion pohoda była vže vesnianaja.Agata šparko išła z dočkoju na prystanok, vony vybralisie do Biłostoku do dochtora. Marjola raz-po-raz pudbihała, starajučysie pospiêti za materoju, a siête ne było takoje proste…. ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Gdybym był Katarzyną Bondą

Падчас сустрэчы Катажына Бонда падпісала больш як 200 сваіх кніг Фота арганізатараў
Падчас сустрэчы Катажына Бонда падпісала больш як 200 сваіх кніг
Фота арганізатараў

Gdybym był Katarzyną Bondą, kolejny po sławnym „Okularniku” kryminał, osadzony narracyjnie w Hajnówce i okolicach, zacząłbym na przykład tak:

– Dobrze, dobrze, no to gdzie dokładnie znalazł pan to ciało? – dopytywał się dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Hajnówce, dziewiętnastotysięcznej, szybko starzejącej się mieściny na skraju Puszczy Białowieskiej. – Zaraz wyślę radiowóz, ale do tego czasu proszę niczego nie dotykać i ograniczyć do minimum swój ruch wokół miejsca zdarzenia.

– Komendancie, mamy kolejnego trupa! – zameldował się następnie młodszemu inspektorowi Loni Wołczykowi. Wołczyk swoją karierę zaczynał jako zwykły „krawężnik” w Milicji Obywatelskiej. Gładko przeszedł weryfikację, bo w SB był tylko pół roku. Poszedł tam bez przekonania za sprawą swojego durnego szwagra, porucznika, który roztoczył przed nim kuszący obraz fascynującej przygody połączonej z niezłymi, jak na PRL, zarobkami.

Kiedy jednak zobaczył przed sobą 14-letniego gówniarza z wargą rozbitą za to, że ten napisał na elewacji swojego bloku PRECZ Z KOMUNĄ, to już wiedział, że to nie jego bajka, że woli łapać zwykłych bandziorów niż małoletnich kretynów, którym się wydawało, że potrafią obalić system za pomocą hasełek. 

Zapalił papierosa. – Gdzie ona jest?! – niecierpliwił się. – Ta kobieta zawsze się spóźnia! Komisarz Ancomiuk w tym czasie całowała przed szkołą swoją 10-letnią córkę. – Myszko, tylko nie kupuj sobie frytek w sklepiku. Lepiej zjedz zwykłą bułkę, dobrze? Mała skinęła głową i pobiegła w stronę wejścia do budynku. Ancomiuk wsiadła do samochodu. 

– Szef cię szuka – rzucił jej dyżurny na powitanie. „Jak zawsze” – pomyślała, szybko wbiegła na schody i nacisnęła klamkę gabinetu Wołczyka.

– Kolejny trup, Wierka. Sprawa jak te poprzednie raczej oczywista…

– Kto tym razem?

– Nikt. 45-letni facet z problemami psychicznymi… Stary kawaler… – Wołczyk z wyraźnym trudem odczytywał policyjną notatkę. – Czy, oni, kurwa, nigdy nie nauczą się pisać wyraźnie?!.. Poczekaj! To nasz były kolega… Antyterrorysta z milicji, „tygrys”… Czyli twardziel, który wpadł w depresję! – przy tym ostatnim zdaniu komendant ugryzł się w język.

Lubił Wierkę, dlatego jak ognia unikał w jej obecności najmniejszych aluzji dotyczących zdrowia psychicznego. Nie chciał jej niepotrzebnie ranić. Ancomiuk po porzuceniu przez męża próbowała się zabić. Wylądowała na kilka miesięcy w szpitalu. Na przepustkach piła piwo i gapiła się godzinami w telewizor. 

Wołczyk nigdy się do tego nie przyznał, ale od kolegów z komendy wiedziała, że poruszył niebo i ziemię, wypił morze wódki, dotarł nawet do ważniaków z Komendy Głównej i ministerstwa spraw wewnętrznych, żeby umożliwić jej powrót do pracy. Funkcjonariusza sekcji dochodzeniowo-śledczej, specjalisty od spraw beznadziejnych, jak żartowano nie bez zazdrości, bo dziewczyna miała wyniki. Wojewódzka komenda proponowała jej nawet przejście, ale Ancomiuk odmówiła. 

Uśmiechnęła się mimowolnie przypominając sobie to całe „alkoholowe” poświęcenie się dla niej starszego kolegi. 

– Coś cię bawi? – Wołczyk próbował narzucić sobie surowy ton.

„Ciul na kaczych łapach” – wyszeptała prawie bezgłośnie. – Nic, panie komendancie…

– To do roboty! Za dużo tego nieszczęścia w ostatnim czasie. Poza tym Szanowna Wojewódzka czyta gazety i pyta co tydzień pana inspektora Wołczyka: „Co to tam się u was, do kurwy nędzy, dzieje z tymi suisajdami!?”. Podstawa? Artykuł sto pięćdziesiąt jeden! 

 

***

Klasyczna, jak z podręcznika dla studentów medycyny bruzda wisielcza i brak śladów działania osób trzecich. Do tego historia jego życia na pierwszy rzut oka nie pozostawiały wątpliwości, że Romanek poczepiłsia, jak mówi się w takich przypadkach po swojomu w Hajnówce i okolicach. 

Matka Cerkiew też nie miała wątpliwości, bo biskup kategorycznie nie zgodził się na chrześcijański pogrzeb. Pochowano go jednak dyskretnie na cmentarzu obok brata, który wcześniej zapił się na śmierć. Była to samozwańcza decyzja nastojatiela, ale nie obarczona najmniejszym ryzykiem, gdyż władyka bardzo szybko zapomniał o usopszym Romanku, tak jak błyskawicznie zapominał o wszystkich, którzy w życiu doczesnym nic nie znaczyli. 

Wierka miała jednak swoje przeczucia. Były natrętne, powracające obsesyjnie w najmniej spodziewanych momentach. Przypuszczała, że w jakiejś mierze brały się z ogromnego współczucia, jakie miała dla Romanka i jemu podobnych. Były karą za empatię. Straszną karą. Darem. 

Musiała spotkać się z jego matką… 

…Przy tym rekonstrukcje powojennych zbrodni na Białorusinach w wykonaniu Buropodobnych, umieściłbym jeszcze bardziej dyskretnie, bo na dziesiątym planie. A skoncentrowałbym się na współczesności i jednym z wariantów syndromu sztokholmskiego, który tak zatruł umysły młodych prawosławnych z dziada pradziada, że nie wstyd im będzie stanąć w jednym szeregu z apologetami zbrodniarzy, chwalić ich za dobre serce, relatywizować ich kryminalną przeszłość. Bo ci pomagają np. w organizowaniu wypoczynku dzieciom powodzian. 

O imponderabilia ponownie bym wołał jak tetryk, próbując przekrzyczeć media społecznościowe. Basiu, ty wiesz o czym piszę? Opowiadałaś mi o dziadku-wozaku i ojcu, który już nie żył, kiedy ulicami Hajnówki ciągnął tłum rozwrzeszczanych nacjonalistów. Bo gdyby żył, serce by mu pękło patrząc na tę dzicz… 

Arkadiusz Panasiuk

Fot. ze zbiorów własnych

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • У красавіку

    – 9(21).04.1835 г. у Віцебску нар. Ялегі Пранціш Вуль (сапр. Элегі Францішак Карафа-Карыбут), беларускі паэт. Удзельнічаў у  студзенскім паўстаньні, за што быў сасланы ў Сібір. Апошнія гады жыцьця правёў у Варшаве, дзе з Вінцэсем Каратынскім і Адамам Плугам стварыў беларускі …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (192) – 21.04.1833 г. у Мастаўлянах нар. Віктар Отан Каліноўскі (пам. 6.11.1862 г.), родны брат Кастуся Каліноўскага. Вучыўся ў Сьвіслачы, Гародні, Маскве, Пецярбургу. Вывучаў старадаўнія беларускія і літоўскія рукапісы. Сабраў каля 5000 рукапісаў і кніг, прысьвечаных Старабеларускай дзяржаве. Памёр на сухоты.
  • (122) – 21.04.1903 г. у Барысаве нар. Мікола Аляхновіч, літаратурны крытык ад 1926 г. Закончыў літаратурна-лінгвістычнае аддзяленьне пэдагагічнага факультэта БДУ, працаваў навуковым супрацоўнікам Інстытуту Літаратуры і Мастацтва АН БССР. У 1936 г. быў рэпрэсаваны, у ссылцы на Калыме (1938 – 1942), у Іркуцкай і Карагандзінскай абласьцях. У 1957 г. рэабілітаваны, жыў у Ленінградзе. Памёр 9.04.1959 г.
  • (102) – 21.04.1923 г. памёр Ігнат Канчэўскі, паэт, філёзаф і публіцыст (нар. у 1896 г. у Вільні), аўтар эсэ „Адвечным шляхам” (Вільня 1921) пра драматызм гістарычнага лёсу Беларусаў.

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2025 Czasopis